Chene Serge Lutens

.

Dziś bez wstępów i dziwnie. A co mi tam. 🙂

Wieczór pod rozłupanym dębem

Wyobraźcie sobie dąb: drzewo potężne, ale nie zmurszałe, o smukłym pniu, zwartym, twardym drewnie i potężnych konarach. Jest wiosna. Listki na gałęziach są jeszcze drobne, jasne, wilgotne.

Pewnego wiosennego poranka, podczas burzy piorun rozłupuje pień dębu na dwoje. Rzęsista ulewa natychmiast gasi płomienie, drzewo nie zostaje spopielone; żyje wciąż – okaleczone, zdziwaczałe.

Deszcz ustaje, ciepłe promienie słońca osuszają liście i pień, zgromadzona w zagłębieniach i szczelinach woda paruje i w końcu znika.

 

Nadchodzi wieczór. Słońce zachodzi osuszywszy wcześniej ostatnie kałuże, krople żywicy lśnią w ostatnich promieniach słońca, drewno naszego dębu jest suche, lecz wciąż jasne i świeże. Wyrastające z rozszczepionego pnia konary układają się w niepokojąco piękny wachlarz, płaty kory zwijają się w rulony tworząc upiorne arabeski, ostre drzazgi sięgają w niebo.

Pod tym właśnie drzewem zasiadamy z przyjacielem. W ciszy ciepłego zmierzchu raczymy się ciemnym rumem z omszałej beczułki, opierając plecy o szorstką korę i snując opowieści. Nie palimy ogniska, jedynie kilka grubych świec pozwalających nam nie trwonić trunku podczas dolewania kolejnych porcji do wspólnego kubka.

Zapach jest niezwykły. Jak na Lutensa, bardzo niezwykły: pozbawiony charakterystycznej dla kompozycji tej firmy gęstości, nietypowej słodyczy. Bez osławionej bazy stanowiącej trzon znakomitej większości kompozycji duetu Sheldrake – Lutens.

Zwróćcie uwagę na datę powstania tych perfum: 2004 rok. Przed nietypowymi propozycjami Lutensa, takimi jak Bas de Soie, L’Eau Serge Lutens, Nuit de Cellophane czy Jeux de Peau. A także przed drewniakami typu Wonderwood CdG czy Century firmy Odin, które eksploatują ten sam typ drzewności.

Chene do dziś robi wrażenie kompozycji nowoczesnej i nowatorskiej. Nie rewolucyjnej – za mało w niej perfumeryjnego efekciarstwa. Na mnie jednak zrobiła wielkie wrażenie już od pierwszego kontaktu: wizja rozłupanego pnia dębu uderzyła mnie rzeczywiście z mocą gromu i została ze mną przez wszystkie lata spędzone z tym zapachem. Podobnie jak wrażenie spokoju po burzy.

Cóż więcej mogę napisać? Mnóstwo jest w sieci recenzji tego zapachu: wiele zachwytów, równie wiele zastrzeżeń. Nie chcąc redundantnie analizować nut i nutek napiszę tylko, że niewiele kompozycji zrobiło na mnie tak wielkie i trwałe wrażenie. Mija piąty rok, a mój zachwyt nie słabnie. 

Niechże będzie to taki mój mały jubileusz – wszak piątą rocznicę nazywa się drewnianą. 🙂

Data powstania: 2004

Twórca: Christopher Sheldrake

Nuty zapachowe:

Nuty głowy: nuty żywiczne, kryształy cedru (kie licho?), czarny tymianek

Nuty serca: srebrna brzoza, rum, wosk pszczeli, dębina

Nuty bazy: nuta leśnego poszycia, bób tonka

* Pierwsze dwa zdjęcia z: www.postercartel.com

** Trzecia lustracja: Honoré Daumier „Don Quixote and Sancho Pansa Having a Rest under a Tree”

*** Ostatnia reklamowa SL

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

25 komentarzy o “Chene Serge Lutens”

  1. Wreszcie się doczekałam Twojej recenzji jednego z najpiękniejszych zapachów 🙂 Jest doskonały pod każdym względem.
    Jakiś czas temu zaczęłam pisać recenzje Chene i… utknęłam. Na razie nie potrafię zwerbalizować swoich doznań 🙂

  2. W takim razie serdeczne życzenia w tę szczególną rocznicę, a także dalszego szczęśliwego pożycia :)))
    A ja wiedziony przeczuciem zamówiłem sobie wczoraj próbkę.

  3. Escri, ja "tkwiłam" lat pięć. Wizja jest tak sugestywna, że nie potrafię jej zepsuć formalną analizą. Niby wiem, że za przestrzeń odpowiada brzoza, za drzewność dąb, za wrażenie spokoju wosk, za żywotność żywice… Ale własciwie, co z tego? Pięknie jest i basta. Uwielbiam ten zapach…

  4. Piotrze, witaj. 🙂 Dziękuję za życzenia i czekam na Twoją opinię. Ciekawa jestem, jak Ci się lutensowski Dąb spodoba.
    Trzeba było dać znać, nie musiałbyś zamawiać próbki.

  5. Sabb uważam że to jedna z najbardziej sugestywnych recenzji zapachu Lutensa jaką miałem okazję czytać 🙂
    coś niesamowitego!
    zapach nie moja bajka.Jak dla mnie to apteka w najczystszym wydaniu. Doceniam za oryginalność,kocham Lutensy,jednak nie mógłbym go nosić 🙁
    być może na kimś innym pachnie on zjawiskowo
    to jeden z tych zapachów, którego można pokochać, lub znienawidzić.
    w skali 1/10 daję 6
    pozdro
    J

  6. Piotrze, następnym razem nie wahaj się, bądź bezwstydny. 😉

    Jarku, Kryminalną Tuberozę nawet trzymałam wczoraj w ręku, ale ostatecznie odpuściłam. Uważam, że Lutens (a raczej Sheldrake) ma talent do tuberozy i potrafi ją naprawdę ładnie pokazać. TC jest piękne, ale tylko jeśli ktoś lubi tę nutę. Ja nie lubię…

    Za życzliwa ocenę mojego obrazka dziękuję. I zgadzam się, że to zapach z tych, które się kocha, albo wręcz przeciwnie. Dlatego sadzę, że twoja ocena 6/10 jest bardzo rozważna. Ja sama nie wiem, jak go ocenić. Dlatego takich ocen nie praktykuję – bo perfumy oceniasz razem ze swoją skórą, chemią i gustem. Czasem nie sposób być obiektywnym – nie tylko dlatego, że człowiek z natury nie jest obiektywny, ale przede wszystkim dlatego, że a to zapach nie współpracuje, a to nuty nie wychodzą albo się kwaszą, albo pięknie i czysto wychodzi nuta, której nie lubimy (ja tak mam z lukrecją na przykład). I co wtedy?

    Z resztą… Ja subiektywnie na 10/10 ocenić powinnam czysty ambroksan albo czysty oud. Czy to są perfumy? No nie całkiem. Wolę więc unikać takich ocen pozostając asekurancko przy opisach.
    Tu nie bawiłam się w łapanie nutek, bo to zapach, który ma mnóstwo recenzji w sieci. A obrazek miał wejść do cyklu "krótkie gadki", ale się rozrósł…

  7. Zgadzam się z tobą. Każdy odbiera zapachy na swój indywidualny sposób.
    Dla jednych może okazać się Graalem, dla innych wręcz przeciwnie.
    a zapachu lukrecji niestety nie znam 🙁
    czy podobny jest do anyżu?
    😉

  8. Jarku, kojarzysz te czarne żelki? To lukrecja.
    Dla mnie pachnie jak połączenie anyżu z kminem i recyclingowanym plastikiem. Z powyższych woni w sumie najbardziej lubię plastik. 😉

  9. W kwestii pytania o zanadrze. Mam tę Tuberozę na biurku. I pewnie sporo innych w pudełkach. Na razie usiłuję znaleźć próbkę Patchouli CdG, ale nie wiem, czy zdążę coś napiusać w tym tygodniu, bo składam sprawozdania z OPP i walczę o dotacje w Urzędzie Marszałkowskim. Oraz robię kilka innych rzeczy symultanicznie, a dodatkowo w piątek jadę do Poznania na trzy dni. :/

  10. Te zelki to u nas bardzo popularne slodycze (pod nazwa "drop") i mozna je kupic w kazdym sklepie w roznych wersjach: slodkie lub solone, w formie sznurowek, domkow, kwiatuszkow itd. Duzo osob uwaza, ze kocanka pachnie wlasnie tak jak lukrecja…
    Have fun w Poznaniu!
    Michasia

  11. Jarku, myślę, że pożądam próbki każdego z ich zapachów. Widziałam już, ale jeszcze nie zamawiałam.

    A czarne żelki są ohydne. Moim zdaniem. Prywatnym, subiektywnym, ale za to szalenie zdecydowanym.

    Michasiu, dziękuję. Wyglądaj paczuszki. 🙂

  12. Po przeczytaniu tej recenzji poczułam się tak jakoś poetycko, albo inaczej – trochę tak jakby się czytało dobrą książkę fantasy 🙂 Magia, plastyczne opisy, zapachy i to wszystko namacalne i rzeczywiste do granic możliwości. To musi być naprawdę wyjątkowy zapach!

  13. Trzeba miec genetyczne powiazanie z zelkami, bo mieszkancy tego kraju uwielbiaja drop (ja tez lubie, tylko mi nie wolno ze wzgledu na duza ilosc soli, nawet w slodkich "drop"…)
    Dostalam propozycje zakupu flaszki do testowania Eau Guerriere i dumam…

  14. Kat, Karolino, dziękuję Wam. 🙂

    Michasiu, zapach jest naprawdę ładny, ale rad udzielać się nie podejmę. Jeśli cena okazyjna, to zawsze możesz go odsprzedać potem…

  15. Zbierałam się do tego zapachu ogromnie długo. Trochę nie było okazji, trochę może bałam się się zawodu, do oczekiwania były wysokie… Bo taka recenzja i nuty.
    Pierwszy wdech, w zasadzie jeszcze z korka przyniósł skojarzenie z mchem dębowym – któego zresztą bardzo w tym zapachu oczekiwałam. Może nie samego mchu, ale tej ciepłej, suchej nuty leśnego poszycia wysuszonego na słońcu.
    Ale Chene to nie jest mech, to znacznie więcej. I dobrze.
    Co rok, po miesiącu jedzenia w Azji kebabów, momo, czy innych lokalnych wynalazków, zaczynam tęsknić za twarogiem i mielonym z buraczkami. Co rok, gdy wracając z wakacji ląduję nad Warszawą, myślę sobie, że piękny to kraj, którego nie trawi słońce i w końcu sierpnia wciąż jest zielony. To wcale nie jest taki oczywisty widok. I to cudowne, że nie wszystki niszowe zapachy są odjechane, bogate i orientalne. Że nie każdy drewniak to cedr, sandał, wenge czy palisander. Chene to całkiem swojska gęsta knieja z mnóstwem dębów i brzów, suchym mchem i rozrzuconymi gdzie niegdzie mokradłami. To kukułki, puszczyki i pójdźki. Zioła na polanach, jagody i borówki. Rosa o poranku i pajęczyny wplątujące się we włosy. Babie lato i mrowiska. Ot, przyroda klimatu umiarkowanego. Cudownie! Jakiż to nieperfumeryjny zapach, a jakiż piękny.
    Oj bydzie jakiś dłuższy romans coś czuję…

    1. Ha! Myszo, jak miło, ze też doceniasz. Owszem, normalny jest, jak siedzenie pod dębem z przyjacielem, a nie wielki romans z jaśniepanem. 🙂
      I to jest w nim najpiękniejsze.
      Wielką mi przyjemność sprawiłaś swoim komentarzem. Po raz nie zliczę już który. 🙂

    2. Bo jak fajne recenzje to się chce pisać komentarze 🙂
      A jaka to frajda wpisać się pod archiwalnym wpisem, zapomnieć i znaleźć Twoją odpowiedź po kilku miesiącach 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Serge Lutens Encens et Lavande

Przy okazji malowania obrazka dla lawendowego jednonutowca Donny Karan pisałam z nieprzystojnym zdziwieniem, że lawenda może być ładna. Co więcej, już bez zdziwienia stwierdzam, że

Czytaj więcej »