.
Dziś, prawem ciągu, drugi zapach Neila Morrisa z kawą w składzie.
Izmir to, wedle opisu na stronie NMF, zapach ukazujący największe miasto w Turcji, znane z fig, róż, tureckiej kawy i lazburi (tradycyjny instrument strunowy, nie wiem, jaki ma związek z zapachem).
W składzie oczywiście figi, róże, kawa i… oud. Tym razem ciut więcej, niż w Café.
Trzy krople wakacji
Otwarcie wstrząsnęło mną jak nagłe wspomnienie. Turcja? Być może.
Wyobraźcie sobie dom. Piętrowy, murowany, niezbyt stary.
W domu tym zamieszkuje wielopokoleniowa arabska rodzina: starzy ludzie, młodzi ludzie, dzieci, a na pięterku, w niewykończonych, pozbawionych okien pomieszczeniach kozy (widziałam kozy na pięterku mieszkające – wiem, co piszę).
W paradnej izbie rodzinna perfumeria: czerwone kanapy, aksamitne zasłony, złocenia, rzędy karafek z olejkami, kadzidełka, full wypas folklor dla turystów.
Wnętrze jest niewietrzone od dawna: w dzień chronione przed upałem, w nocy zamykane.
Zapach sprzedawanych tam perfum i kadzidełek miesza się z aromatem podawanej odwiedzającym kawy, stęchlizną przyczajoną w niepranych zasłonach i nietrzepanych dywanach. Mimo pozorów przepychu i porządku, do sklepiku podstępnie wsącza się zapach wypchanych starymi szmatami materacy, przepoconej pościeli i ciał okutanych w grube czadory.
To połączenie orientalnego olfaktorycznego przepychu z organicznym zapachem charakterystycznym dla zamkniętych pomieszczeń jest tak charakterystyczne, że chyba każdy, kto miał okazję odwiedzić tego typu rodzinny interes go rozpozna.
A może nie? Bo w Turcji tego typu przydomowe perfumerie się nie zdarzają. Mnie przynajmniej nie udało się spotkać takiej poza Afryką, a i tam w odwiedzanych przez turystów kurortach drobne, rodzinne interesy coraz częściej oddalają się od domów i „wyprowadzają” na deptaki i ruchliwe ulice.
Rozkładając Izmira na nuty, podkreślić trzeba najpierw obecność róży: takiej typowo arabskiej, oleistej, czystej. Jest i cynamon, ale nieładny, zcytrusowiony w sposób, na który skarżyłam się w Musc Ravageur Frederica Malle. Figi wyraźnie trącą stęchlizną, a wyraźna i dość trwała kawa pachnie jak gdyby przeleżakowała w puszce nieco zbyt długo. Baza to głównie paczula z wanilią i sandałowcem oraz ujawniający się po dobrych kilku godzinach gładki, lakierowany agar.
Zapach nie jest normalnie ładny, a jednak w szczególny sposób urokliwy. Pachnieć bym tak nie chciała za Chiny Ludowe, ale jako obrazek, wspomnienie, olfaktoryczna opowieść ma Izmir spory potencjał.
A to już coś.
Twórca: Neil Morris
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: papaja, pomarańcza, cynamon
Nuty serca: figa, róża, geranium, kawa
Nuty bazy: wanilia, drewno agarowe, morskie powietrze, paczula
W charakterze ilustracji do tekstu amatorskie zdjęcia z podróży spięte klamrą metafory, czyli obrazów Arthura Melvilla. I tak po kolei:
* Arthur Melville „Arabskie wnętrze”
** Dwa zdjęcia z albumu Laili Buckley „Egypt Encompassed” na serwisie bugbitten.com
*** Arthur Melville „Wypad” („The Sortie”)
6 komentarzy o “Izmir Neil Morris Fragrances”
Czyli mało apetyczne w sumie? No, mnie nuty owocowe nastrajałyby sceptycznie, jak sądzę. A może nie..? W każdym razie sama baza ze spisu brzmi jak marzenie na lato. 🙂
Sabb,jestem i czytam wszystko, jeno nie wypowiadam się bo cóż mi pisać o czymś o czym nie mam pojęcia;)
Kiedy tylko "przywdzieje" cokolwiek orientalnego bądź kadzidlanego i wyjdę do ludzi- zawsze słyszę że pachnę indyjskim kadzidełkiem ( tutaj: :yyyy: ) yhhh… człowiek się stara i dostaje komplement że pachnie sticksem z marketu, za zeta sześćdziesiat ;>> Ot, tak mi się przypomniało…
Wiedźmo, pisałas posta akurat, jak u Ciebiue siedziałam. 🙂
Mnie tam ta baza nie brzmi jak marzenie. Co to niby jest "morskie powietrze"?? Takie z glonami, czy takie z rybami, czy takie bez niczego?
Skarbku, wychodź do mnie! Ja będę komplementować. 🙂 A poważnie, nie wiem, czy Izmira nie skwitowałabym tak właśnie. 🙂 India Shop. Taki w baraczku. 🙂
Czyli się wymieniłyśmy. 🙂 Morskie powietrze? No, ja (naiwnie?) myślałam, że coś w rodzaju Acqua di Sale, jakaś przyjemna słoność, zimne akcenty czy powiew nie dołującej świeżości, tylko nazwane tandetnym wyrażeniem..
Czyli trochę zmarnowany potencjał, ewentualnie dobry materiał na potpouri do skrzynki z pamiątkami ;)??? W sumie szkoda, bo wiele spośród tych nut zapachowych brzmi bardzo obiecująco…
A widzisz Wiedźmo, taka się ostatnio zrobiłaś elegancka, że Ci tylko piękne zapachy na myśl przychodzą. 🙂
A wyrażenie tandetne zaiste. :/
Katalino, jeśli mogę sobie pozwolić na złośliwość, to ja wielkiego potencjału w tym panu nie widzę. Nie wiem. Jakoś mi zgrzyta i trąci zadęciem zbyt dużym.
I nie chodzi o to, że nie doceniam małych firm i niezależnych kreatorów. 🙁