Womanity Thierry Mugler

.

Pamiętacie recenzję Kadoty? Tę z wiewiórkami?

Testując figowe perfumy Michaela Storera nie potrafiłam się oprzeć przekonaniu, że z czymś mi się kojarzą. Wiem, że nie muszę już pisać z czym. 🙂

Womanity to zapach inny, łatwiejszy, lżejszy i ładniejszy, mniej piżmowy, bardziej zielony, owocowy. A jednak te wiewiórki ze słodkimi owocami w łapkach… Znów tu są. Tym razem jednak siedzą wśród zielonych gałązek i zajadają się figami aż im się uszka trzęsą.

Czy wiewiórki lub landrynki?

 

Pierwsze wrażenie – łatwizna! Przynajmniej dla wielbicieli fig w perfumach.

Przyjemny, wielowymiarowy zapach figowca. Wyraźnie czujemy zielone, świeże liście, ślad jasnego, młodego drewienka i oczywiście dojrzałe, słodkie, soczyste owoce.

Myliłby się jednak ktoś, kto na podstawie tego pierwszego akordu oceniłby Womanity jako zapach prosty. Bo figa to ledwie wierzchołek góry lodowej. Bardzo metaforycznej, bo zapach należy do zdecydowanie ciepłych. Rzeczywiście: widzimy tę urodziwą, kompletną figę wyraźnie i to na niej skupiamy uwagę. Jednak dopiero pod figą dzieje się to, co sprawia, ze Kobiecizm nie jest jedynie miłym słodziakiem…

 

Podejrzewam, że to kawior. Nietypowa, lekko słona, lekko ozonowa nuta podbita czymś, co pachnie jak papier kredowy posypany mielonym pieprzem. 

Ten właśnie ozonowo – chemiczny ślad każe mi podejrzewać, że i w składzie Womanity znalazło się miejsce dla tak lubianego przez Muglera helionalu. I, jeśli już mówimy o syntetykach, także dla jasnego ambroksanu, który wraz z ciemniejszą nieco i brudniejszą ambrą (też nie naturalną, odzwierzęcą) oraz „spiżmionymi” nutami drzewnymi odpowiada za szczególny, nieco fizjologiczny, przypocony akord bazowy.

Wiecie, jaki maluje mi się w głowie obrazek?

Wielki figowiec. Potężny, o rozłożystych gałęziach pokrytych zdrowymi, zielonymi liśćmi i mnóstwem dojrzałych owoców.

U stóp drzewa, wśród gładkich korzeni trwa w uścisku dwoje ludzi. Kobieta i mężczyzna: wciąż młodzi, ale już dojrzali. Nie mamy wątpliwości, ze właśnie uprawiali miłość. 

Porzucone pod drzewem ubrania i nagie, spocone ciała opowiadają nam historię występnej namiętności. Ślady ziemi i soku z rozgniecionych w trakcie miłosnego aktu owoców na pośladkach i plecach, drobne listki i płatki kory przyklejone do wilgotnej skóry, lekkie zadrapania na splątanych ze sobą dłoniach… Wszystko to są dowody grzechu.

Wizja byłaby perfekcyjnie romantyczna, gdyby nie… Gdyby nie to, że wokół wala się mnóstwo landrynek. 

Luzem. 

 

Mamy więc piękne, żywotne drzewo u szczytu, namiętną, amoralną, nieco brudną bazę, zaś między te cudownie archetypiczne warstwy kompozycji przewrotny twórca cisnął garść landrynek. Kolorowych, słodkich, kiczowatych i w sumie zabawnych. Lubię landrynki. 🙂

I to właśnie ta niesforna, nieco syntetyczna nutka w zestawieniu z ambrowo – piżmową bazą robi efekt wiewiórki. Tym razem są to jednak śliczne, czyste, rozbrykane wiewióreczki rodem z obrazków dla dzieci, nie realistyczne zwierzaki z Kadoty.

Aby więc zakończyć szkic mojego dzisiejszego obrazka poproszę Was, byście zmusili swoją wyobraźnię do wpuszczenia tych wiewiórek pod nasze wyimaginowane drzewo. Tak, aby  przebiegały naszym kochankom po stopach, wybierały spomiędzy korzeni słodkie landrynki i chrupały je trzymając w przednich łapkach.

Udało się? 

To jest właśnie Kobiecizm: połączenie naturalnej, urzekającej urody figowego drzewa z amoralną, zwierzęcą bazą i kiczowatą, syntetyczną nieco słodyczą.

W świetle iście kretyńskiego marketingu, który towarzyszy tym perfumom aż się prosi, żeby napisać, że takie właśnie są kobiety: piękne, amoralne i fałszywe. Ale aż tak się nie pogrążę. Analogii nie będzie, bo efekt mógłby zadziałać jak killing joke.

Data powstania: 2010

Twórca: według danych na Basenotes jest to Fabrice Pellegrin, zaś według Fragrantiki niejaki Mane (ktoś zna wyjaśnienie tej zagadki?)

Nuty zapachowe:

figa, kawior, drewno figowca, liście figowca, piżmo, ambra, nuty drzewne

* Pierwsza ilustracja: ” Gelini’s Fig Tree” Deborah J Humphries znalezione na stronie: fineartamerica.com

** Drugie zdjęcie stanowi część instrukcji robienia dżemu figowego na blogu: ciaochowlinda.blogspot.com

*** Trzeciego trudno nie rozpoznać: „Adam i Ewa” Tamary de Lempickiej

**** Autorką czwartego jest lindilindi, użytkowniczka serwisu Flickr, której świetną galerię znajdziecie tu: KLIK

***** I ostatnie wreszcie: “I’m tired of waiting for nuts to grow” znalezione tu: KLIK

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

27 komentarzy o “Womanity Thierry Mugler”

  1. Te obrazki w Twojej głowie i mnie się udzieliły, ale w sumie nic nowego 😉 Chociaż nie jestem do końca przekonana do koncepcji landrynek w perfumach (bo jak dotąd podobne nuty po dłuższym noszeniu działały na mnie denerwująco), to jednak być może w połączeniu z zielonością drzewka figowego i szczyptą późniejszej erotyki rzeczywiście stanowią miła dla nosa mieszankę? Jak pisałam kilka notek temu, sprawdzę ten zapach jak nadarzy się okazja 🙂

  2. Zgadzam się w 100% z tym co napisałaś – ubrałaś w słowa to z czym mnie samej kojarzy się Womanity. Pytanie – czemu "Kobiecizm" a nie "Kobiecość" – takie byłoby właściwe tłumaczenie… chyba, że neologizm celowy – a jeśli celowy – to trafny, bo Womanity nie kojarzy mi się z szeroko i popularnie pojmowaną kobiecością czy zmysłowością, a bardziej z humanistyczną i, tak jak napisałaś, nieco fizjologiczną, stroną kobiecości.

  3. Madzik Monster

    Twoje obrazki, ciąg skojarzeń po raz kolejny niesamowicie mnie zaskoczyły 🙂 Połączenie figowca(to akurat niesamowite nie jest ;-)), wiewiórek z landrynkami w łapkach, kochankowie, pot, listki….

    Kurczę, ale "odjechana" wizja !

    Pierwszy niuch dla mnie łatwizną nie był, oj nie. Dostałam po nosie ostrymi, kwaśnymi, wręcz "wżerającymi się" akordami trawy, zielska, ziół, chwastów… Czułam się, jakbym znajdowała się na wielkiej, dzikiej łące, w potwornie upalny dzień, a wszystkie te roślinne sok świdrowały mi w nosie, drażniły oczy… Potem zapach staje się kremowo-figowy, ale początek niemal zwalił mnie z nóg 🙂

  4. bardzo mi się podoba ten Mugler…
    jest niezwykle oryginalny, świeży i kontrowersyjny… właśnie dzięki temu niecodziennemu mariażowi figi z kawiorem, który nadaje kompozycji ten niecodzienny sznyt…
    zapach to niewątpliwie oryginalny i zarazem kontrowersyjny… na pewno nie jest banalny i nie na każdej kobiecie będzie dobrze leżał…

    jednak uważam, że jego wyrazistość, autentyzm i niecodzienna, odważna kompozycja zjedna mu wiele fanek…

    obok Gucci Guilty dla Pań – Womanity to jedna z najlepszych masowych kompozycji dla pań z zeszłego roku…

  5. Katalino, ja sama jestem zadziwiona tym, że potrafię Womanity nosić i nieźle się w nim czuję. To przecież zapach ewidentnie nie w moim klimacie. A jednak. Nie sądzę, bym kupiła flakon, ale przyznaję, myśl taka przeszła mi przez głowę. A to bardzo dziwne… 😉
    Jeśli przetestujesz, daj znać, co myślisz. 🙂

    Siulko, Kobiecizm to rzeczywiście celowy neologizm. Szukałam pomysłu na analogię dla również nieistniejącego dotychczas słowa "womanity", które odczytałam jako połączenie słów "womanhood" i "feminity" oznaczających kobiecość. Może po angielsku brzmi to zgrabniej (albo tylko już się przyzwyczailiśmy), ale mnie ten zbitek wydał się najbardziej naturalny.
    Wedle reklam ma symbolizować wszystkie kobiety… No, nie mam zdania. Ale jakoś jeden zapach reprezentujący wszystkie kobiety nie wydaje mi się prawdopodobny. Może rzeczywiście w tym ujęciu, o którym wspomniałaś: humanistycznym i jednocześnie bez negowania fizjologii. Inna sprawa, czy to ważne, skoro zapach jest po prostu ciekawy? 🙂
    Dziękuję. Także za bezpośrednie pytanie. Cenię to, że ktoś pyta, bo wtedy mogę się "wytłumaczyć". 🙂

    Madzik, naprawdę? To niezwykła reakcja. A może tylko niepojęta dla mnie, bo wiersz, że ja zielska i chwasty w perfumach lubię. 😉
    No i masz rację, w samym figowcu w perfumach nie ma niczego niesamowitego – to temat wyeksploatowany, wydawałoby się. A tymczasem… Zdolny Twórca wciąż jest w stanie stworzyć figę , która zaskakuje i budzi emocje.

    Pirath, wiele fanek i wiele przeciwniczek. Ja czasem mam wrażenie, że nietypowe kompozycje z oferty Muglera sprzedają się tak dobrze z powodu flakonów i reklam. Nie ujmując im niczego, większość ludzi chyba nie do końca czuje, że zapach jest taki niesamowity. Po prostu wybierają całokształt. A może się mylę? Może to kompozycje w jakiś sposób przełamują stereotyp nabywcy, który zamiast kontemplować sztukę ulega modzie?
    Swoją drogą, Gucci Guilty nie do końca do mnie trafiło. :/

  6. poruszyłaś istotną kwestię 😉
    czy ludzie wybierają konkretną markę kierują sie samą kompozycją cz yą całą mistyczną otoczką któą kreuje kampania i PR wokół zapachu?

    ja stawia, że prawda leży gdzieś po środku i jednak kluczowym aspektem jest gust każdego z nas… ja bym nie zmusił się do noszenia zapachu który mi nie odpowiada, nawet gdyby mi za to płacono… po prostu nie czułbym się z tym zapachem tożsamy i nie wyrażał by mnie samego jako mnie… uważam perfumy za swoistą wizytówkę, za pomocą której wyrażam siebie, mój nastój i samopoczucie… zapach który mi nie odpowiada i do mnie nie pasuje, kłóci się z tym porządkiem rzeczy…

    sądzę, że każdy z nas podchodzi do tego w podobny sposób… zapach by go chętnie nosić nie może męczyć i musi się choć trochę podobać..
    tu nie da się udawać i bez pamiętnie porwać miłości do marki, czy twarzy którą producent wybrał jako symbol zapachu…

    Moda modą, ale każdy w ofercie zapachowej znajdzie coś dla siebie, i chyba tylko fani Apple ślepo i bezkrytycznie kupują wszystko co im Steve ześle w swej nieskończonej dobroci 😉

    p.s. mnie damskie guilty pozytywnie zaskoczyło… oczywiście jako mężczyzna zdaję sobie sprawę że mam nieco inny odbiór tego zapachu, ale mimo wszystko odbieram damskie guilty bardzo pozytywnie….

    oczywiście sporo więcej oczekiwałem po edycji dla panów, zresztą podobnie jak chłopaki z forum traktowaliśmy tę premierę jako swoistą ostatnią deskę ratunku dla Gucci po popełnieniu słabiutkich Gucci by Gucci i Gucci by Sport…

    niestety Gucci wybrało tę samą łatwą, prostą i dochodową drogę co Boss, Ck, Lacoste i inne marki, które postawiły na sygnowanie zapachów skierowanej dla jak najszerszej grupy docelowej, choć niekoniecznie obdarzonej zapachowym dobrym smakiem…

    Guilty męski, stał się swoistym gwoździem do ich trumny…

  7. Pirath, nie polemizuję, bo właściwie też uważam, że prawda leży pośrodku i decyduje gust. Tyle, ze jest to często gust kształtowany głównie przez reklamę i popkulturę… I nawet nie bardzo mogę się na to uskarżać, bo taka przecież cecha popkultury – jest z definicji popularna. 🙂
    Czy natomiast nosiłabym coś, co mi się nie podoba za pieniądze? No, to zależy od tego, o jak dużych pieniądzach mówimy. ;))) Zdarzyło mi się za pieniądze wyglądać jak skończona idiotka. Ba! Zdarzyło mi się nawet przez jeden sezon chałturzyć w bawarskiej kapeli ludowej. To mniej uciążliwe niż pachnienie jak góra mydlin na przykład, dlatego i honorarium musiałoby być większe. Czasem taką ma się pracę, ze człowiek się "przebiera".

    Żeby wyjaśnić wszelkie Twoje ewentualne wątpliwości: "kwestia ceny" nie dotyczy recenzji blogowych, nigdy nie zgodziłam się na żadne honorarium czy usługi w zamian za pozytywne recenzje (a miałam takie propozycje), nigdy nie napisałam recenzji nieuczciwej, czy chociażby "naciąganej". Wbrew temu, co można było wyczytać wiadomo gdzie.

  8. Ojej absolutnie nie miałem na myśli żadnych aluzji pod kątem rzetelności Twoich recenzji…
    pisałem to w kontekście płacenia ciężkich pieniędzy za zapach markowy, bardzo trendy – ale jednocześnie nam się nie podobający…
    czy można świadomie kupić i używać perfum które nam nie odpowiadają?

    IMO trzeba być ostatnim lanserem i snobem, by ubierać się w zapach, który nam się nie podoba, nie leży i wywołuje dyskomfort…
    dlatego nie kupuję kampanii reklamowych, (choć przyznam ze ta ostatnia od Chanel jest niezwykle zmysłowa), ba mam gdzieś nawet flakon i całą ideologię, którą układa się misternie do każdego zapachu… skupiam się na samej zawartości flakonu

    Zastanawia mnie czy te wszystkie gwiazdy podpisując kontrakt na bycie "twarzą" kampanii reklamowej danego zapachu – podpisują jakąś lojalkę? nie mogą używać innych zapachów, muszą korzystać jedynie z oferty sponsora na czas kontraktu?

    tym wyznaniem z chałturzeniem w bawarskiej kapeli ludowej rozłożyłaś mnie na łopatki 😀 ciężko będzie to czymkolwiek przebić 😉

    p.s. żadna uczciwa praca nie hańbi, a radzić sobie trzeba w życiu 😉

  9. Wiem, ze nie miałes na myśli. Po prostu moja wypowiedź mogła to sugerować, a po tym, jak wiadomo kto sugerował, ze się sprzedałam jestem ostrożna.

    Kupienia i używania czegoś, co mi się nie podoba nie pojmuję. Ja mam nawet problem z pojęciem zjawisdka mody w ubraniach. Bo niby jakim cudem coś, co było brzydkie pięc lat temu jest ładne teraz, a za rok będzie znowu brzydkie? Jeśli mi się coś podoba, to mi się podoba i żadna moda nie przekona mnie do dziurawych czółenek czy plastikowych paznokci. Ale ja dziwna jestem i nieuspołeczniona w tej kwestii. 😉
    Reklam też nie "kupuję". Wręcz przeciwnie, ma wrażenie, że podświadomie odczuwam większy dystans do produktów, które są nachalnie reklamowane.
    Kolejna kwestia: praca. mam dokładnie takie samo podejście, jak Ty. Robiłam w życiu różne rzeczy, ale zawsze uczciwie i zawsze miałam przekonanie, że nawet fizyczna praca może być powodem do dumy, jeśli wykonujesz ją dobrze.

    A co do gwiazd, myślę, ze nie. Nie występując w reklamie. Mam jakąś niejasną intuicję, że gdzieś czytałam o gwiazdach reklam pachnącym czymś innym, niż reklamują. Co innego bycie ambasadorem marki. Wtedy musisz używać produktów danego producenta: samochodu, zegarka, pióra. Pewnie perfum też… W sumie, w przypadku perfum nie słyszałam o czymś takim, bo też byłoby to nieprzyjemne nieco… Dla mnie przynajmniej. Ale do samochodów Porsche chętnie bym się ograniczyła. Byle mogły być stare. ;)))

  10. Cóż pojęcie tzw. "mody" nawet tej czysto użytkowej (pomijam anorektyczne koczkodany ubrane w kostiumy a'la Lady Gaga na wybiegu) często kłóci sie z naszym zmysłem estetycznym i sądzę, że to dobrze 😉
    nie wszystko co jest modne jest automatycznie dobra,a moda lubi cyklicznie powracać i zmienia się jak w kalejdoskopie – i sądzę że to również jest celowe (zyski z nowych kolekcji)…

    co 10-15 lat do łask wracają rzeczy, których pięć lat wcześniej nikt nie odważył, by się ubrać…
    preferuję zdrowy rozsądek i styl klasyczny… nie mam dylematów czy moje paseczki są w tym sezonie aby we właściwą stronę i czy moje buty nie są czasem pass…
    z ubraniami jest jak z perfumami… własnych preferencji stylu i gustu nie da się oszukać, mamić i wmówić że coś jest ok…

    z tym nachalnym reklamowaniem, również pełna zgoda… kiedyś w przypływie skrajnej irytacji po usłyszeniu w radio po raz szebernasty tego dania reklamy środka do higieny intymnej dla pań – po prostu tam zadzwoniłem i zapytałem wprost, ile muszę im zapłacić by zdjęli ten szajs z anteny, bo robi mi się słabo robi gdy to słyszę… Pani odmówiła, bo mają jakiś kontrakt…
    po prostu produkty nachalnie i niesmacznie natarczywie reklamowane bojkotuję…
    tylko ta forma obrony jest naprawdę skuteczna…

    Chorujesz na Porszaka? ja kocham z kolei Astony 😉

  11. Sabb, poszłam, sprawdziłam i choć jestem zaskoczona, to nawet mi się ten zapach spodobał… Chociaż kojarzy mi się bardziej ze swawolnym podlotkiem, taki radosny, wesoły, frywolny na swój sposób słodki – właśnie landrynkowy. Interesujący, ale chyba musiałabym się jednak trochę bardziej do niego przekonać.

  12. Pirath, jeśli miałabym wybierać miłość bezrozumną i idiotyczną, to pragnę bohatera swojej recenzji Nostalgii Santa Maria Novella. Tyle, ze wersję z 37, nie tę trzy lata wcześniejszą. Naga blacha rusza mnie prawie jak nagie ciało.;) Ale owszem, stare Porsche 911 to także dzieło sztuki. Mam nawet zgrane dźwięki silnika i czasem sobie słucham… Nieco (teoretycznie przynajmniej) większe szanse mam na samochód, który niestety właśnie wyszedł z produkcji: Mazdę RX8. Ze względu na silnik. W Muzeum techniki w Pradze jest model Wankla i powiem Ci, że prawie się poplułam z emocji mogąc go pomacać. 🙂
    I jeszcze jeden Mercedes – Gullwing z lat 50. Normalnie można się do niego ślinić. 🙂
    Z marek, które lubię za całokształt twórczości: oczywiście Lamborghini i mniej oczywiście Koenigsegg. I pewnie jeszcze sporo innych… Właśnie mam na tapecie posta, do którego wdarł mi się Bugatti. 🙂
    Z Astonów… Wybrałabym chyba DB7 – przypomina Porsche 911. 🙂 Masz bardzo eleganckie upodobania. 😉
    Dobra, nie pytaj mnie o takie rzeczy, bo dryfuję…
    W kwestii reklam i mód, często zdarza mi się, ze po prostu nie wiem, co jest reklamowane czy modne. Telewizji nie oglądam (czasem Discovery), z "kolorowych" pism czytam wyłącznie Politykę, koleżanek w temacie nie mam, a nawet jeśli mam, to zwykle nie rozumiem, o czym mówią. Ciuchy noszę dopóki się nie rozpadną, nowe kupuję kiedy muszę i nienawidzę marnować na to czasu. I nikt mi nie mówi, ze się niemodnie ubieram. Pewnie dlatego, że o to nie pytam. :ppp

    Katalino, Womanity potrzebuje ciepła skóry, żeby pokazać swoją niemoralną, brudną naturę. Polecam testy globalne. I wąchaj się w okolicach "międzybiuścia". Tam się zapachy najlepiej rozwijają. 🙂

  13. o jejciu 🙂 tym wyznaniem o Gullwingu, ciuchach i podejściu do mody podbiłaś me serce 🙂
    gdzie byłaś całe moje życie?

    p.s. ten model mercedesa stoi sobie na parkingu strzeżonym, gdzie trzymam moje cztery kółka… rzeczywiście coś pięknego a do tego kosztuje fortunę… co prawda właściciel trzyma go pod plandeką, ale mimo wszystko ogrzewany garaż byłby dla tego cacka dużo lepszym miejscem…

    koenigsbega również cenię, bo robią wozy bezkompromisowe, diabelnie szybkie i piękne…
    nie tak pompatyczne jak z kolei lambo czy ferrari… zawsze się zastawiam na cholerę tatuś po 50-ce kupuje sobie coś takiego?
    aby dojeżdżać 3 i pół kilometra rano tym do pracy… przecież to auto cierpi katusze jeżdżąc cały czas na pierwszym biegu… ten wóz kocha przestrzeń prędkość i kręte górskie serpentyny, a nie parking pod starbucksem 8)

    z astonów preferuję DB9, bo szybki i wygodny jak ciepłe papcie (nie lubię obijać sobie nerek i gubić plomb na naszych wybojach), ale prawdziwym arcydziełem stylizacji jest aston the one 77…. zrobili ich tylko 77 sztuk (o pardon 76, bo ktoś właśnie jednego rozbił 8) )
    oczywiście o pięknych autach i nie tylko, można tak godzinami rozmawiać, więc sorki za tego offtopa 😉

    p.s. najpiękniejszy ryk silnika jaki w życiu słyszałem to było maserati quattroporte 3 lata temu w Mediolanie… po usłyszeniu arii w wykonaniu jego potężnego silnika – wybaczyłem włochom upierdliwe bzykanie ich wszędobylskich skuterków, które przez cały czas pobytu uprzykrzały mi życie…

  14. Haha! Pirath, widzę, że Twoja sława jest zasłużona. 😉

    Chcesz powiedzieć, że nasz kogoś, kto Gullwinga trzyma pod gołym niebem?! Matko, ja bym prędzej do salonu wprowadziła!
    Mam nieco odmienne zdanie w kwestii Lambo i Ferrari. Pewnie wiesz, jaka jest historia powstanie firmy Lamborghini. Mnie do Ferrari najbardziej zraża snobizm firmy – to sztuczne zawyżanie cen po to, żeby "selekcjonować" klientów. A fe! To już wolę do, co robi Dodge sprzedając Vipera. też marketing, ale o ileż bardziej stylowy. 🙂
    Lambo wielbię od dziecka. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale stylistyka modeli projektowanych przez Gandinigo budzi we mnie zachwyt, który zapewne przypomina to, co inne kobiety czują oglądając diamenty. Jako smarkula cierpiałam na niedobór koszulek w moim stylu i pamiętam, malowałam sobie na ciuchach różne cuda, na przykład Lancię Stratos. To był model!
    Z andegdot w temacie: jako dziecko w podstawówce (dość wyrośnięte w sumie) byłam z rodzicami w Grecji i podczas tankowania autokaru na stacji benzynowej zobaczyłam, ze na stację podjeżdża Diablo. Musiałam mieć minę nie z tej ziemi, bo właściciel zaproponował, że mnie zabierze na przejażdżkę. A ja? Ja bez chwili zastanowienia wsiadłam! Kiedy wróciliśmy po kilkunastu minutach rodzice zdążyli już wezwać policję.

    Dźwięku silnika Maserati Quattroporte można zazdrościć jak koncertu prawie. Dla mnie takim największym przeżyciem dźwiękowo – motoryzacyjnym był dźwięk starego Junaka, na którym krótko jeździł mój wujek kiedy byłam dzieckiem. Niestety, zanim dorosłam do przechwycenia skarbu – sprzedał go. Żałuję do dziś…

    Weszliśmy na temat, na który mogę godzinami… 🙂

  15. he he ja również 😉
    ale to chyba nie miejsce do tego i zdecydowanie chciałbym zdementować wszelkie plotki o mojej domniemanej "sławie" 😉

    Gullwing stoi na tym parkingu tylko przez 2-3 miesiące w roku… latem, gdy właściciel nim jeździ na przejażdżki, na zimę oczywiście znika….
    ale to i tak jakby chodzić z milionem dolarów po ulicy w przezroczystej reklamówce 😉

  16. No ładnie, zajrzałam przeczytać recenzję Womanity, a dokształciłam się niechcący w dziedzinie samochodów 😉

    Sabbath, niuchnęłam dzisiaj Womanity (z blotterka tylko, bo do Muglera podchodzę z rezerwą) i ku memu zaskoczeniu wrażenie było pozytywne, więc ponowię testy – tym razem już na własnej skórze.
    Obraz z recki piękny, plastyczny i zabawny – zabiły mnie wiewiórki z landrynkami w łapkach 🙂

  17. Mało co mnie tak rozczarowało zapachowo jak Womanity właśnie. Gdybym miała zgadywać o czym ta recenzja, nigdy nie wymieniłabym Womanity.
    Coś strasznego. Na mnie zimny, metaliczny, ozonowy, dławiący jakiś i męczący okrutnie. Umarłam po pierwszym teście i teraz bredzę zza światów. 🙂

  18. Aragonte, niech te wiewiórki Cię nie zabijają. Chcę koniecznie, żebyś pozostała żywa. 🙂

    Kropko, to chyba charakterystyczne dla zapachów Muglera – ludzie potrafią ich nie znosić równie namiętnie jak uwielbiać. I to fajnie chyba. 🙂

  19. A ja jestem wielbicielką fig i tak jak przewidziałaś, zgadzam się, że łatwizna – polubiłam Womanity, jak tylko wywąchałam je w sklepach.
    Tylko ciężko się zdecydować, czy aż za bardzo łatwizna, czy tak w sam raz łatwizna. :] Kwaśnawe landrynki czasem są nieco upierdliwe, a czasem mało wyczuwalne i nieszkodliwe.
    Póki co, przy okazji zakupów w Syforze zawsze proszę panią sprzedawczynię o próbkę Womanity i tym sposobem zużywam już trzecią. 😉 I wciąż nie wiem, czy skończy się to flaszką, może skromne 10 ml?
    Martwa Papuga

  20. Papugo, czy ten wpis oznacza, ze wróciłaś do mnie na dobre?! No po prostu nie posiadam się z radości! :)))
    I… Tez nie wiem, czy w sam raz, czy za bardzo. Ale śliczny jest i erotyczny jest. Mrrr…

  21. Trafiłam na Twojego bloga raczej przypadkiem, ale zostanę tu na dłużej. Uwielbiam, kocham, podziwiam takie opisy perfum, malowanie słowem obrazów odzwierciedlających zapachy, zachwycają mnie te Twoje pachnidelskie synestezje i lekkość pióra. Prawdopodobnie lwiej części z tych zapachów nie wypróbuję nigdy, ale czytam recenzje z rozkoszą.
    Pozdrawiam 🙂

    1. Dziękuję Ci ogromnie za komentarz. Każda taka wizyta, opinia i każda osoba, która ma ochotę czytać i wąchać to dla mnie ogromna radość i wielka nagroda za czas pakowany w pisanie.
      Naprawdę bardzo Ci dziękuję i doceniam, że chciało Ci się zostawić komentarz. Nawet nie wiesz, jakiego pozytywnego kopa daje takie kilka zdań. 🙂

  22. Mój ukochany zapach , wspaniale opisujesz perfumy, jestem pod wrażeniem. Dlaczego trafiłam dopiero teraz?

    Womanity idealnie współgra z moją skórą, słodko-słona woń, która mnie zniewoliła.

    1. Ja się cieszę, że trafiłaś. Witaj Juliette. 🙂
      A Womanity to majstersztyk. Romansowanie z kiczem w sztuce jest bardzo, bardzo trudne., I ryzykowne. Tu się, moim zdaniem, udało genialnie. 🙂

    2. Hmm..a co ze slyynym zapachem kiszonych ogorkow i ryby? Ja czuje kiszonego ogorka i musialam sprzedac wode…Ale moze czas zrobic drugie podejscie? Pozdr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy