L’Homme de Coeur Divine

Przed końcem rozdania próbek Divine (do udziału w którym serdecznie zapraszam), na zachętę kolejna kompozycja, kolejna recenzja, kolejna porcja zachwytu.

Męski zapach irysem w roli głównej? Koncept tyleż ciekawy, co ryzykowny.

Pomysł, który przesunął Petranę Odin daleeeko w sferę uniseksu i położył lutensowskie Iris Silver Mist tu wydaje się działać. I co ciekawe: płeć Mężczyzny Serdecznego Divine raczej wątpliwości nie pozostawia. To mężczyzna. Zrównoważony, elegancki, skupiony… I przyznam od razu, że to nie irys mnie urzekł.

Mężczyzna Idealny

 

Gorzka bergamotka, żywiczne nuty cyprysu i jałowca, ślad niejednoznacznej, podprogowej słodyczy jałowcowych jagód, fantastycznie statyczna, nierozhasana eteryczność akordu ziołowego, wzbogacona wyczuwalną po chwili dopiero, charakterystyczną nutą arcydzięgla. Fantastyczne, wyraźnie męskie, pozbawione prostackiej dosłowności kompozycji kolońskich otwarcie!

Prawdziwą klasę pokazuje jednak Serdeczny Mężczyzna Divine dopiero, kiedy mięknie.

 

Aksamitny, pięknie ocieplony ambrą akord irysowy wsącza się w chłodno eleganckie otwarcie jak intymność w ludzkie relacje. Zadziwiająco niekwiatowy, urzekająco miękki, głęboki, lecz zarazem lekki, łagodny aromat tego niesamowitego kwiatu sprawia, że wciąż wyczuwalne ziołowe i żywiczne nuty otwarcia tracą ten charakterystyczny dystans, który dawał pierwszemu akordowi L’Homme de Coeur tę nieskazitelną, ponadnaturalną elegancję.

I nie oznacza to, że nagle zapach traci tę szczególną cechę. Przechodzi po prostu na kolejny poziom i tak jak poznając mężczyznę (człowieka) najpierw, nie mając wielkiego wyboru, dostrzegamy formę, sposób ekspresji, ton głosu; tak po jakimś czasie najbardziej nawet interesująca powierzchowność przestaje mieć decydujące znaczenie. Wewnętrzne ciepło, serdeczność, łagodność… To emocje sprawiają, że decydujemy się zacieśnić więź. Nasz metaforyczny Mężczyzna Serdeczny także wnętrze ma piękne.

 

Baza jest doskonałą konsekwencją dwóch pierwszych etapów. Ciepła, ambrowa, z wyczuwalnym do końca aksamitnym irysem nie wyplusza się i nie puchaci. 

Wychodzi w niej najlepsze chyba złożenie w tej kompozycji: irys i wetiwer. Oba zapachy niejednoznaczne, wielopłaszczyznowe, z wyraźnym, wzmacniającym się „efektem kłącza” zmieniającym kwiatowość irysa i zieloność wetiweru w aromaty z pogranicza nut drzewnych i ziemnych.

I powiem Wam, ze o ile kompozycja Vasniera podoba mi się od pierwszych chwil testu, to prawdziwie olśniewająca jest dopiero tutaj.

L’Homme de Coeur przypomina mi jednego z moich przyjaciół. Mężczyzna sporo ode mnie starszy, nieskazitelnie, olśniewająco przystojny, o ostrych, typowo męskich rysach twarzy, błękitnych oczach i smukłej sylwetce; zawsze (i kiedy piszę, „zawsze” – wiem, co piszę, bo znajdowaliśmy się wspólnie w naprawdę ekstremalnych sytuacjach) nieskazitelnie elegancki i nieskazitelnie kulturalny. Nie wypindrzony i nie wyniosły, po prostu archetypicznie kulturalny.

Jeśli dodacie do tego wyjątkowy intelekt, magiczny talent do czarowania słowem, niesamowitą serdeczność i otwartość na drugiego człowieka – to będzie Marek. Człowiek, który statystycznie nie powinien się zdarzyć.

On mógłby nosić L’Homme de Coeur.

I choć jestem w stanie wyobrazić sobie w tym zapachu kobietę, choć sama nosząc go nie czuję dyskomfortu – wolę jednak wyobrażać sobie L’Homme de Coeur jako mężczyznę. 

Ale to tylko mój wybór przecież.

Data powstania: 2002

Twórcy: Yann Vasnier

Nuty zapachowe:

Nuta głowy: arcydzięgiel, owoce jałowca, cyprys

Nuta serca: esencja z irysa

Nuta bazy: ambra, piżmo, wetiwer

* na zdjęciach Ralph Fiennes (Madzik się ucieszy :))

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

25 komentarzy o “L’Homme de Coeur Divine”

  1. Czuje od razu napiecie, ktore walilo w moja dusze i nie tylko 😉 w English Patient…
    To jedyny film, na ktorym bylam 3 razy w kinie i ogladalam jeszcze chyba 3 razy na wideo i dvd…
    Czekalam na te recenzje i balam sie, ze nie przeszlo przez pierwsza cenzure. Och, kusicielu, teraz naprawde musze poleciec do Celeste…
    Michasia

  2. Madzik, o Gnębicielui Gniotów zapomniałam… Przydałby się, choć trudno znaleźć w niszy zapach, który bezsprzecznie na niego zasługuje. Może poszperam na półkach Sephory? 🙂

    Michasiu, czy uwierzysz, że Angielskiego pacjenta nie oglądałam nigdy? Kiedyś zaczęłam i wydał mi się statyczny i smętny. No cóż – trzeba wrócić, skoro Ciebie poruszył. 🙂

  3. Ralph Fiennes!!! Jeden z moich ulubionych aktorów 🙂 Chociaż chyba jest on nieco bardziej "gorzką" w obcowaniu osobą niż perfumy Homme De Coeur 😉 Nęcisz, Kobieto, nęcisz tym zapachem!!! Musi być fenomenalny 🙂

  4. Madzik, ale czego pożyczysz? Przecież Ty masz same fajne, nie będą się nadawały!

    Katalino, nie wiem nic o prywatnym życiu Fiennesa. W ogóle nie posiadam żadnej właściwie wiedzy, na temat osobistego życia "celebrytów". Mówisz, że jest niesympatyczny?

  5. No to Siostro w dymach i kadzidłach zadałaś mi klina. Od dłuższego czasu mam próbki zarówno Sage jaki i Coeur, testowałem i było hmmmmmm tak sobie, a przecież uwielbiam kreacje Vasnier'a – patrz co wyczarował dla CdG, choćby Palisander. Wiec teraz znów powrót do źródeł i wąchamy, wąchamy a chyżo. Serdecznie pozdrawiam: Duch :).

  6. Ja też nie wiem nic o jego życiu osobistym. Swoje spostrzeżenia opieram na tym w jaki sposób prezentuje się np podczas wywiadów. Nie chodziło mi o to, że jest niesympatyczny, po prostu odbieram go jako faceta który jest bardzo zasadniczy i szczery, niekiedy aż do bólu. I potrafi rzucić konkretną wiązanką 😉 Ale czy to źle? Raczej nie. Po prostu nie jest on typem takiego eleganckiego gentlemana. I między innymi za to go lubię.

  7. Wszelki (Dobry) Duch! Ależ miło Cię widzieć! Prawda, że dla CdG Vasnier zrobił rzeczy wielkie. Na mnie akurat zapachy Divine układają się dobrze – przynajmniej te męskie, bo Eau Divine nie podoba mi się w ogóle. W planach mam kolejne testy, być może wyniknie z tego także coś dla polskich miłośników perfum. Taką mam przynajmniej nadzieję.
    Swoją drogą, czasem czuję się jak dziwoląg – coraz częściej wącham i podziwiam. Konstrukcję, grę nut, kontrasty i współbrzmienia i klękam przed zapachami, które są zupełnie nie moje. Bo w kwestii ulubieńców "do noszenia" nic się nie zmienia. Wciąż to samo. 🙂

    Katalino, rozumiem. Ja wywiadów tez nie oglądałam, ale przyznaję, zachęciłas mnie i poszukam. Coś mi się wydaje, że tego pana będę w stanie polubić i ja. Nie za wiązanki w sumie, ale tak uczciwie: wulgaryzmy też są częścią języka i stosowane umiejętnie znakomicie go ubarwiają i ożywiają. Idę szukać wywiadów. Dziękuję! :*

  8. Left Side of the Moon

    Jaka szkoda, że nie mieszkasz gdzieś blisko… taka myśl przychodzi mi do głowy, kiedy czytam kolejną Twoją wędrówkę w krainę wyobraźni i zmysłów, wyobrażam sobie zapach i próbuję dociec, jak pachniałby na mnie, czy polubilibyśmy się, a może nawet pokochali?
    Czasami takie natychmiastowe pragnienie dołączenia wrażeń olfaktorycznych do wyobrażeń jest frustrujące, kiedy okazuje się, że nie sposób go zaspokoić… zaspokoić tak, jakby się chciało, usiąść wieczorem, w ciemnym pokoju i wąchać aż po szczyty płuc… 🙂
    Pomaga na to uczucie za to drobina ulubionego zapachu 😀

    Przyznam, że Twój elegancki, ciepły mężczyzna naprawdę działa na wyobraźnię. 😀 Wprawdzie zupełnie nie ma on twarzy Ralpha Fiennesa 😉 to jednak jest nieważne, można sobie wstawić inną 😉 😀 Powiadasz, że on pachnie ambrą, jałowcem i głębokim irysem? No, no…ciekawe Sabbath… 😀
    Doprawdy powinni Ci płacić za te opisy i rozbudzanie pragnień. Jesteś bezcenna 😀

  9. Też myślę, ze szkoda. 🙂 Wieczory z wąchaniem to spory kuksus. Coraz częściej łapię się na czymś w rodzaju poczucia obowiązku – wrażenia, ze powinnam coś zrecenzować. Co w sumie nie zmienia faktu, że uwielbiam to robić. Ubierać zapach nw słowa, tworzyć dla niego obraz i opowieść. Taka trochę gimnastyka, trochę taniec. 🙂

    Sama twarz eleganckiego mężczyzny nie ma znaczenia. liczy się nastrój, aura, styl. Moim zdaniem Fiennes jest atrakcyjny. Zapach też. 🙂

  10. Left Side of the Moon

    Nie można.

    Nie można z tego robić obowiązku.
    To paskudne słowo "powinnam", jadowite, potrafi naprawdę zatruć pasję.

    Nie, Sabbath. Nic nie powinnaś.

    Ani tym bardziej nie musisz.

    Jeśli chodzi o oczekiwania widzów, zaspokaja je zawsze przecież nie ilość, lecz jakość. A na to warto poczekać.
    Nawet jeśli miałoby to trwać.

    Choć mogę być odosobniona w tym stanowisku 😉 Być może dzień bez recenzji Sabbath jest dniem straconym?
    Jakkolwiek mile łechce to próżność, jak wyglądałby ten m ó j świat, skoro tylko cudze wizje miałyby go ubarwiać?

    🙂

    Z wielkim szacunkiem i z wielką pokorą i głębokim ukłonem.
    Nic nie musisz, Sabbath.

    🙂

  11. Przypadek czy palec Boży?
    Już zasypiałem,przy zgaszonym świetle, kiedy z trzaskiem włączył się komputer. Sam! I nie było burzy za oknem. Energia musiała być związana z listem!
    Przeczytałem recenzję i jestem pod wrażeniem.
    Napiszę więcej.
    <:3)~~

  12. Left Side, wiesz… Miałam taki moment, że dałam się podpuścić. Zaglądałam w statystyki, uświadamiałam sobie dotkliwie, że jeśli nie zacznę pisać inaczej i o innych perfumach – SoS nigdy nie będzie popularny. I zdałam sobie sprawę, że nie chcę startować w takich zawodach. Że nie chcę pisać w łatwy sposób o łatwych perfumkach, że choć cieszy mnie każdy czytelnik, każdy komentarz, każda dyskusja – chcę, żeby zaglądali tu ludzie, którzy dadzą sobie radę z dziwacznym stylem i dziwaczną tematyką. Że zdecydowanie nie chcę mieć pop blogaska, że nie chcę się ścigać w rankingach, że nie chcę, żeby ludzie zaglądali do mnie jak do kiosku. Chcę, żeby przychodzili w miejsce, gdzie mogą podzielić się pasją, pogadać o sztuce i wywoływanych nią emocjach. Niekoniecznie na poważnie, niekoniecznie w wielkim znawstwem, ale koniecznie z wrażliwością. 🙂
    To moje poczucie powinności nie wynika z tego, ze muszę codziennie wrzucać posta, zeby poprawić notowania. raczej z tego, ze tyle jest zapachów, o których chciałabym napisać… Ale tak, jak piszesz, nie chcę załatwiać ich na odwal.

    I masz rację. nie muszę. Chcę. 🙂

  13. I dlatego przestałam obserwować Twojego bloga kilka dni temu (zauważyłam, że nie ja jedna). Razem z Panem T. cierpicie na jakiś rodzaj megalomanii. Ty się kreujesz na blogerkę najwyższej półki, której fani należą do wtajemniczonej elity (nawet ktoś tu pisał, że bardziej od wąchania perfum liczy się czytanie Twoich recenzji). Tamten robi za wielką gwiazdę na czerwonym dywanie w Pcimiu Dolnym.

    Żenada, a nie blogi. I klauny, a nie ludzie.

    I jeszcze prostytutki. Za lajka, za próbkę, za parę groszy.

  14. I oczywiście anonim. 🙂

    Tak szczerze, nieszczególnie martwi mnie Twoja opinia. Przepraszam, że wyrażam się tak wprost, ale jeśli tyle tylko wyciągasz z tego, co tu piszę (i co napisałam wyżej), jeśli naprawdę właśnie z prostytucją Ci się kojarzy to, co robię, to żal mi Ciebie. Musisz być bardzo sfrustrowaną, obrażoną na świat osobą.

    Nie czytaj blogów. Znajdź ludzi. Daj im coś od siebie. Może kiedy ktoś okaże Ci sympatię i uwagę – polubisz się sama. Czego Ci szczerze życzę.

  15. I jeszcze jedno: internet daje poczucie mocy chamom i frustratom. Ludzie tchórzliwie schowani za własną anonimowością, nie pokazując twarzy, nie podpisując się obrażają kogo popadnie.
    Nie chcę bronić ani pana T, ani nawet siebie, bo takie anonimowe obelgi nie są warte tłumaczeń, ale tak szczerze: Anonimie. zrób coś sam i znajdź w tym satysfakcję, zamiast wylewać żółć na ludzi, którym się chce.
    Przymusu czytania niema, jak to powyżej zauważyłaś/zauważyłeś.

  16. Left Side of the Moon

    Uderz w stół…
    Ciekawe, że takie komentarze zawsze są anonimowe… Ich autorami są pewnie ci, co mają już nie jedną, ale dwie belki w oku, bo widzą drzazgi tam, gdzie ich nie ma…

    Swoją drogą, ktoś kiedyś mądrze powiedział: jeśli coś nas irytuje czy bulwersuje w drugiej osobie to najpewniej to, na co sami sobie nie pozwalamy, często wkładając w to niemało trudu.
    Czego więc pragnęłaby autorka anonima? Widać to wyraźnie: sławy, audytorium, próbek i kasy.
    jakie to banalne.
    Nie dziwota, że się nie podpisuje imieniem i nazwiskiem.
    Wstyd jak zdradzać się z najtajniejszymi pragnieniami, do których sami się nawet nie potrafimy przyznać…

    Jeśli nawet – choć to wątpliwe, być może ślepa jestem albo ja też z tej elyty z Pcimia Dolnego [kurca fuks, nie mam wprawdzie tylu fanów na blogu, miasteczko, w którym mieszkam nawet nie wojewódzkie, ale przecież zainteresowanie ciekawymi zapachami od razu nobilituje jakbym co najmniej pracowała w Sejmie ;DD] – załóżmy jednak, jeśli nawet Sabbath się "lansuje" 😀 ( normalnie to słowo to rzeczywiście niezmierna potwarz ;DDDDDD )
    TO CO?
    No co?
    Kto każe tej anonimowej osobie przychodzić, czytać, pisać?
    Nie pojmuję?
    Jak coś mi się nie podoba, idę dalej i nie zajmuję sobie tym faktem szarych komórek bo szkoda mi czasu. A już przeżuwać, łykać, zwracać i wylewać swoją żółć i zazdrość, rozbryzgując gdzie się da… no cóż, jakby tu rzec- jest chore?
    Biedaczka, musi się bardzo w środku niefajnie czuć. Jak nie wyleje, pęknie niewątpliwie, należy jej zatem współczuć.
    To w końcu choroba.
    Więc współczuję pannie Anonim. Bardzo.

  17. Left Side of the Moon

    Sabbath, kontynuując naszą rozmowę 😉
    Rozumiem Cię. 🙂 Wiesz zresztą, gdzie… tam też przychodzi wielu ludzi i przyjemnie jest z nimi rozmawiać, wymieniać poglądy i cieszy mnie każdy komentarz, każda osoba, która ma ochotę podzielić się przemyśleniami, nawet, jeśli zagadnienia, którymi się zajmuję, są jeszcze bardziej "niszowe" ;).
    Nie chce jednak, aby blog stał się obowiązkiem. Owszem, jest wiele ważnych spraw do omówienia, wiele tekstów, którymi warto się podzielić. Jednak jeśli miałabym to robić dla statystyk, z miejsca się wycofuję. 🙂
    Zwykle jest kilka osób, z którymi bardzo lubię wymieniać myśli i dla których chce się dzielić nowymi. :))) I to jest fajne. 🙂 Przyjemność sprawia, że chce się poświęcać swój czas i wysiłek nadal. 🙂
    A jeśli czerpią z tej wymiany także inni, którzy nie zawsze mają ochotę komentować, albo łowią informację czysto użytkową (też tak czasem mam – czytam opis, bo Twój nos bardziej doświadczony, wrażliwiej chwyta nuty zapachowe które są dla mnie bezcenną informacją -choć czasami rozproszoną tu i tam… ;D) – to czemu nie? 🙂

    To jest sztuka, umiejętność zamykania wyobrażeń w słowa w taki sposób, by ktoś, kto nawet nie rozumie, nie jest szczególnym znawcą, nie zna zapachu, a może nawet nigdy nie pozna, mógł go sobie nie tylko wyobrazić, mógł odczuć estetyczną przyjemność, a czasami nawet zapragnąć coś poznać… 🙂

    Człowiek tworzy sztukę i nadaje sztuce wartość. Naprawdę nobilitujesz swoimi opisami perfumy, dodajesz im "życia" obrazami, dlatego napisałam, że powinni Ci za to płacić. I to ciężkie pieniądze. 😀 Bo to rzadka umiejętność – pobudzać nie tylko swoją wyobraźnię i inspirować pragnienia.

  18. Zacznę od przedostatniego akapitu. Tak, rozgryzłaś system. Złapałam na początku próbując opisywać zapachy i swoje wrażenie, ze jeden obrazek, jedno skojarzenie czasem więcej mówią, niż wyliczanka nut. Szczególnie, ze perfumy jednak mają nastrój, temperaturę, swoisty temperament. Ten sam składnik może pachnieć różnie. Stąd obrazki.
    Czasem bredzę jak nawiedzona, czasem ładuję w to emocje nieprzystające to tego, ze to "tylko perfumy", ale ja naprawde rzadko przesadzam i nie piszę czegoś, czego nie myślę. Jestem dziwna. Od dziecka potrafiłam potajemnie płakać przy muzyce. Czasem słuchając Albinoniego, Saint-Saens, czy chociażby Machine Head czuję się rozwalona na kawałeczki. Normalnie klucha w gardle, kamień w żołądku i jestem ugotowana. W moim wieku? Dorosły człowiek? 🙂
    Może to jakaż patologiczna nadaktywnośc synaps? 😉

    I prawda – wiesz doskonale, co to znaczy mieć niszowe pasje. W Twoją niszę zaglądam równie nieśmiało, jak Ty w moją. A może nawet bardziej?
    I to nie jest tak, ze robię cokolwiek dla statystyk, że próbuję kogokolwiek kupić. Przecież gdybym chciała być "popularna", nie siedziałabym w kącie. Znaczy w niszy… 😉

  19. Left Side of the Moon

    Nie sądzę, że jesteś dziwna 🙂 Myślę, że jesteś po prostu -sobą- i to jest szalenie interesujące, wędrować z Tobą po ścieżkach zapachów. 😀 Być może "system" rozgryzłam (nie wymaga to przecież szczególnych zdolności detektywistycznych ;P) ale nie widzę jak na razie ;), i raczej w ogóle potrzeby aby go powtarzać na własny użytek, czy nawet naśladować. Czasami powstaje jakiś obraz- wrażenie, może się czasem nie zgodzę i z tej niezgody również powstanie jakieś blade odbicie. Niemniej, nie można tego na pewno nazwać wędrówką. Wszystko ostatecznie, niestety mało porywająco u mnie, sprowadza się do względów czysto użytkowych: czyli czy ostatecznie lubimy się, dopełniamy się lub zaspokajamy swoje potrzeby ;D czy też nie. 😀 I basta. Co do obrazów, wystarczysz mi Ty i Twoje opisy, wrażliwy nos łowiący poszczególne tony, pasje i to, czym się dzielisz. 😀 Sama na pewno nie przetrząsałabym perfumerii w poszukiwaniu gwiazdki z nieba, bo mam wrażenie, że to łowienie blasku odbitego nocą na powierzchni stawu…(skąd parafraza? ;P)
    Im bardziej popuszczasz wodze fantazji tym sugestywniejsze opisy Ci wychodzą. Czasem po prostu widać, że coś Cię nie porwało. Williamson ewidentnie nie wytarmosił Cię wystarczająco (przykładowo) ;P.W dodatku w żywicach znalazłam linki doń z sugestią nut, których w głównym opisie nie przywołałaś chyba? Nie zapragnęłam go natychmiast "mieć" 😀 od pierwszego czytania, ale zapragnęłam go "od drugiego wąchania". ;P
    Tymczasem ile zapachów zapragnęłam poznać od pierwszego czytania u Ciebie, nie zliczę. 😀 I są to te właśnie "bredzące" jak to określasz, te niewysilone, niewydumane. Ot tak, lekko strzepujesz je sobie z rękawa. 😉 😀 Też tak mam z pewnymi rzeczami i jakkolwiek kiedyś możemy obgadać, czy to kwestia talentu czy lat praktyki i smykałki/zamiłowania, rzecz sprowadza się ostatecznie do jednego wniosku- RÓB TO! To jest piękne 🙂 To jest wartość, daje ludziom radość – mnie daje :DDD
    To jest forma sztuki :)))))))))

    Moje nisze leżą nieco odłogiem 😉 Zdało mi się, że w jakimś stawie dostrzegłam nie gwiazdy, a sam Księżyc we własnej osobie i rozumiesz, ze takiej okazji nie można zmarnować, już nogi zmoczyłam po uda. ;D Wyskoczyłam na moment poganiać za świetlikami ;P

    Sabbath, nie tłumacz oczywistości. Statystykami nikt się jeszcze nie nakarmił przecież. 😀

    A propos anonimki, raz ostatni, bo szkoda strzępić palców.
    To jest dopiero Megalomania, kiedy jakiś nikomu nie znany bałwan włazi z butami do czyjegoś "domu" , i skrzeczy do wszystkich obecnych, że oto zamierza opuścić to podłe miejsce! ;P Wyobrażasz sobie? Miny gospodarza i gości? :DDD
    Trzeba mieć wybitny przerost formy nad treścią, żeby odstawić taką paradę całkowicie na serio :DDDDDDDDD

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Wyższa liga – Upper Ten Lubin

Zanim zmienili świat, nikt nie był w stanie wyobrazić sobie Nowej Cywilizacji zrodzonej z samego tylko tupetu. Dziesięć tysięcy ludzi opuściło pewnego ranka swoje ojczyzny

Czytaj więcej »

Fareb Huitième Art Parfum

. Dziś drugi zapach Huitième Art Parfum z nutami skórzanymi. Tym razem kompozycja zachwyciła mnie od pierwszego momentu. Wąchana z koreczka pachniała nieco nostalgicznie jak

Czytaj więcej »

Sabbath dla Szarmant.pl

Pozwalam sobie na drobną reklamę.  Na blogu Szarmant.pl ukazał się krótki artykuł mojego autorstwa, w którym piszę o męskich perfumach i elegancji. Zainteresowanych lekturą zapraszam:

Czytaj więcej »