Lumiere Noire Pour Femme i Lumiere Noire Pour Homme Maison Francis Kurkdjian

Przejechałam się ostatnio po Francisie Kurkdjianie, pora się zrehabilitować, żeby na buca nie wyjść. 🙂

Dziś perfumy o nazwie, która wywołuje u mnie gęsią skórkę. Lumiere Noire – Czarne Światło. Nie muszę chyba tłumaczyć, że nie chodzi mi o ultrafiolet nazywany także światłem czarnym, lecz o fantastyczny koncept, który natychmiast zapładnia moją wyobraźnię: emiter ciemności.

 

Wyobraźmy sobie lampę, która po włączeniu zalewa otoczenie mrokiem tak, jak normalna lampa światłem.

Negatyw blasku. Machina, która za pomocą niesamowitego pola magnetycznego wyhamowuje fotony, pochłania ich energię, zmienia właściwości fizyczne. Urządzenie, które pochłania świat widzialny w zasięgu swego działania. Zasilany elektryczną energią substytut czarnej dziury…

Wyobraźmy sobie włączenie takiej żarówki, mrok wysączający się z zalanego jej czarnym światłem pomieszczenia jak czarne, gęste macki.

Ma moc taka wizja, czyż nie?

Czegóż się spodziewałam i jakichż doznań oczekiwałam nie napiszę. Katalina będzie wiedziała, ona ma, zdaje się, podobne odchyły. Pozostałym Czytelnikom daruję. :)))

W każdym razie rzeczywistość po raz kolejny minęła się z moimi wizjami i… Może to dobrze.

Obie kompozycje określić można jako pikantne róże. Eleganckie, wyważone, dumne. I na tym podobieństwa się kończą.

Ciemność inkrustowana światłem

Lumiere Noire Pur Femme

 

Lumiere Noire Pour Femme, który poznałam po wersji męskiej, otwiera akord, który wywrócił mi do góry brzuchem moją koncepcję recenzji.

Namacalnie ciężka, bezwładnie waląca się na skórę róża bez barwy. Zduszona niezwykłym, litym, statycznym akordem przyprawowym; przysypana szlachetnym, jak gdyby muzealnym kurzem. W tym momencie pomyślałam, ze pomyliłam próbki.

Nie pomyliłam.

Pod tą niesamowitą, schizofrenicznie kwiatowo – niekwiatową różą lśni narcyz. Jasny, delikatny, świetlisty aromat przesącza się przez ciężką różaną kurtynę dając kompozycji życie i wdzięk. Zmieniając jej odbiór, odświeżając i rozświetlając.

I nie mogę nie skłonić głowy przed tą koncepcją. Bowiem efektem tego połączenia jest zapach układający się rzeczywiście jak widmowy obraz widziany w ultrafiolecie. Kiedy tracimy większość widma widzialnego i postrzegamy świat jako mozaikę ciemnych, matowych plam gdzieniegdzie tylko rozświetloną błyskiem bieli. Tutaj hiacynt stanowi misterną, świetlistą arabeskę na spowijającej cały zapachowy horyzont róży o pożartych barwach.

To kompozycja zdecydowanie dla miłośników róży. To właśnie ta aksamitna, ciężka jak teatralna kurtyna róża stanowi główny element kompozycji. Jednak tak, jak tkanina kotar bywa wzmacniana i ozdabiana, tak nasza róża najpierw przepleciona została ostrymi jak metalowe włókna nutami przyprawowymi, potem zaś misternie wyhaftowana w delikatne, lśniące hiacynty. A kiedy zabłysną światła (czyli jakoś w drugiej godzinie życia LN na skórze), to właśnie jasne kwiaty skupią naszą uwagę.

Paczulowa baza opada na naszą kurtynę jak kurz podczas przerwy między teatralnymi sezonami. Brzmią w niej nuty pikantne, dzięki którym zapach do końca utrzymuje swój niezwykły charakter. Przypomina mi trochę Patchouli Mazzolari, tyle, że tu chmurną primadonną nie jest kapryśna paczula, lecz piękna róża. I dlatego kompozycja Kurkdjiana jest bardziej przystępna i po prostu normalnie ładniejsza.

Nie wiem, czy zachęciłam Was do odwiedzenia tego teatru światła i cienia, ale ja mogę się przyznać, że wrócę. Zamierzam założyć Lumiere Noire PF „do ludzi”. Niewiele róż dostępuje tego wątpliwego zaszczytu.

Data powstania: 2009

Twórca: Francis Kurkdjian

Nuty zapachowe:

kmin, papryka, róża, narcyz, paczula

A teraz wrócę do tematu mylenia próbek.

Testy porównawcze obu świetlistych oksymoronów Francisa Kurkdjiana skłoniły mnie do zastanowienia się nad tym, co postrzegamy jako zapach męski, a co jako damski. Lekkie, jasne aromaty zwykle kojarzą się z kobiecością; ciężkie, matowe z męskością. Tak?

Właśnie nie tak. Nie do końca tak, bo przecież zawiesiste, różane kompozycje to domena kobiet, zaś kolońskie cytrusy mężczyzn.

Nie. Nie będzie wniosków, bo uczciwie mówiąc, nie wierzę w to, by dało się dokonać tak prostego podziału. Zagaiłam tylko po to, żeby „potrząsnąć stereotypem”. Stereotypem tym trząsł także Francis Kurkdjian tworząc damską i męską wersją Lumiere Noire.

Światło inkrustowane ciemnością

Lumiere Noire Pour Homme

 

Pierwszy akord to połączenie na wpół ziołowego, na wpół kwiatowego aromatu bylicy, żywej róży i ładnej, nieco orzechowej paczuli. Bardzo ładne, ale niezbyt męskie. Szczególnie w porównaniu z mocą otwarcia wersji damskiej.

Nutą, która zmienia to dość typowe otwarcie w zapach wart uwagi jest pojawiający się rychło i efektownie cynamon. Działa on tu dokładnie odwrotnie, niż hiacynt w wersji damskiej – nie łagodzi kompozycji, nie czyni jej łatwiejszą, lecz powoli, sukcesywnie przepycha zapach w niszę. Drzewny i eterycznie ostry jednocześnie cynamon dodaje dziełu Kurkdjiana charakteru, dzięki któremu wciąż przystępne i ładne Lumiere Noire Pour Homme nie jest nudne i nijakie.

Na etapie „wczesnego serca” staje się męskie Czarne Światło zapachem rzeczywiście względnie męskim. Ostrawe nutki przyprawowe, ślad bergamotowej goryczki i przytulony do paczuli piżmian dają mu ten charakterystyczny, półformalny sznyt, dzięki któremu mogę sobie w Lumiere Noire PH wyobrazić eleganckiego, odzianego w garnitur mężczyznę.

Niestety, mężczyźni w garniturach kojarzą mi się głównie roboczo i, częściowo z tej przyczyny, nie stanowią dla mnie wymarzonego towarzystwa. Cieszy mnie więc fakt, że w miarę ogrzewania się zapachu na skórze znika jego formalna sztywność. Akord ambrowy (roślinny, jak sądzę), ślad skórzastego labdanum, wciąż ładna, ale już podobna do siebie samej paczula, gdzieś w tle nutki przypominające kastoreum – wszystko to sprawia, że kwiaty z otwarcia przestają brzmieć jednoznacznie i prosto.

Zapach zyskuje głębię, która pozwala uznać go nie tylko za rzetelny, akceptowalny dla obu płci uniseks, ale też za zapach interesujący, wart uwagi, mogę chyba nawet napisać, że dobry.

I na tym dobrym, interesującym etapie zatrzymujemy się na dłużej, bowiem stanowi on najistotniejszą, najbardziej trwałą fazę rozwoju Lumiere Noire na skórze. Zmierzch nadchodzi podobnie jak w przypadku wersji damskiej – niepostrzeżenie i cicho.

Data powstania: 2009

Twórca: Francis Kurkdjian

Nuty zapachowe:

kmin, bylica, róża, cynamon, paczula

Pointą wpisu niechaj będzie stwierdzenie, że obie kompozycje z serii Lumiere Noire postrzegam jako uniseksy z przechyłem na damską stronę. tyle, że wersja Pour Femme przechył ma większy.

* Pierwsze zdjęcie pochodzi ze strony www.blogcatalog.com i z jego nazwy wynika, że autorem jest użytkownik hatefulss, ale nie jestem w stanie go znaleźć

** Drugie stanowi fragment instrukcji „jak fotografować w ultrafiolecie” na: www.polymix-dj.com

*** Autorem trzeciego jest Zardo, którego profil znajdziecie na Deviantarcie tu: KLIK

**** Czwarte tio tapeta „Curtain-Effect” na coloruble.com

***** Dwa ostatnie to oczywiście nieodżałowany Heath Ledger w filmie „Casanova”

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

15 komentarzy o “Lumiere Noire Pour Femme i Lumiere Noire Pour Homme Maison Francis Kurkdjian”

  1. Tak, tak, chyba domyślam się co tez Ci po głowie chodziło 😉
    Co do samych zapachów… kurcze, to dopiero COŚ! Zaczęłaś opis od zakurzonych róż i od razu pomyślałam właśnie o tych starodawnych teatrach, taka trochę uperfumowana dekadencja. To rzeczywiście brzmi więcej niż ciekawie 🙂
    Natomiast wariant męski – tutaj chyba jeszcze bardziej zakręciło mi się w nosie. Głównie na dźwięk słowa "cynamon" – choć byłam nieco zaskoczona słysząc o cynamonie w męskim zapachu. Rzeczywiście bardziej pasuje mi to do unisexu. Ale takie niejednoznaczne aromaty chyba najfajniej rozwijają się na skórze.

  2. Pieknoscdniablog

    Och, jak Ty to ładnie napisałaś, aż mnie ciarki przeszły. A różę w zapachach kocham. Teraz testuję Attimo od Salvatorei jestem zakochana w nim.

  3. Cieszę się, że wreszcie miałaś czas napisać coś na temat Lumiere Noire PH, których jestem wielbicielem. Po rozczarowaniu bardzo damską różą w Black Oudh byłem wniebowzięty, gdy okazało się, że jednak jest róża, którą jestem w stanie nosić. To właśnie Lumiere Noire PH. Przyznam, że nie mogę się doczekać zimniejszych dni, gdy, jak sądzę, LNPH pokaże się z jeszcze lepszej strony.

  4. Liczyłem, że zrekompensujesz się bardziej tymi recenzjami 😛 Jak dla mnie za krótko : )
    Niestety jeszcze nie znam LN PH a APlS u mnie zyskuje ostatnio, choć róża zaduszona w nim totalnie 😀

    Pozdrawiam!

  5. Katalino, tak właśnie pomyślałam, że się domyślisz. 🙂
    Uczciwie rzecz biorąc, sama nie wiem, czy polecam te zapachy. Są ciekawe, ale nie powalające. Tak, jak napisałam: mroku absolutnego ani pożerającej świat czerni w nich nie ma. Są przyzwoite. Mnie to chyba nie wystarcza, ale staram się być obiektywna. przynajmniej w miarę możliwości.

    Pięknośćdnia, skoro lubisz różę, to poczekaj, lada dzień będzie róża nad różami. 🙂

    Biral, powiem tylko: HA! Dla mnie też Black Aoud jest zbyt damski i różany. Taki perfumeryjny sztywniak z różą w zębach. Róża w LNPH im bardziej rozwinięta, tym piękniejsza. Na męskiej skórze to może być COŚ.

    Łukaszu, za krótko? Ależ to komplement jest piękny. Dziękuję. Moje wpisy zwykle są długie jak 40 dni postu (ten też zwięzłością nie grzeszy), a tymczasem tu tak uroczy przytyk. Postaram się o następnej męskiej róży obszerniej, ale i tak jest mi miło, że byłbyś w stanie znieść więcej. :*

  6. Witam !
    Adekwatnie, czyli… krótko; Lumiere Noire Pour Homme to najlepsza męska róża. Jeśli róża stereotypowo uchodzi za mało męską ingrediencję, to w tym przypadku jest chyba maksymalnie męska. W każdym razie mi się podoba i uważam, że L.N.P.H to bardzo dobry zapach.
    Pozdrawiam –
    Cookie

  7. Cookie, fajnie jest mieć tak silnego faworyta. Bez szydery – poważnie. Zdarzają się zapachy, które nam odpowiadają do ostatniej nuty. I zawsze cieszy ich znalezienie. Myślę, że musi się na Tobie LNPH pięknie układać. Bo jednak chemia też swoje robi. 🙂
    Winszuję.

  8. Witam ponownie !
    Ad vocem; L.N.P.H wpada na mojej skórze w ciekawe metaliczne niuanse. I trwały jest, a nawet bardzo – utrzymuje się na mojej skórze ponad 15 godzin. Generalnie zafascynował mnie kiedy go poznawałem niecały rok temu, na chwilę obecną ta namiętność nieco przygasła, co nie zmienia faktu, ze zapach uważam za bardzo dobry, z charakterem i wcale nie sztywniacki. I żadnej szydery nie czuję…
    Pozdrawiam –
    Cookie

  9. To dobrze, bo też żadnej szydery nie było. 🙂
    Nie sugerowałam też, że sztywniacki. Tylko, że teki nieco elegancki, półformalny. To nie wada, tylko charakterystyczny rys "osobowości".
    W sumie mogłabym nosić go do dżinsów, ale do marynarki chyba lepiej. 🙂

  10. Czyżby następną różą miałby być Lyric Man? Pytam bo strasznie mi się podoba, a wiem że Tobie z amuażami trochę nie pod drodze 🙂
    Fascynują mnie męskie róże. To jest naprawdę niesamowite. I takie eleganckie!

  11. Tak się ostatnio zastanawiam jak to jest z moim nosem i męskimi zapachami, bo dotychczas twierdziłam, że nie lubię i już. A to kolejna recenzja, która wywraca w posadach ten stereotypowy podział. Bo w końcu w nazwie był "homme". Dzięki, Sabbath, za kolejną inspirację.
    Przy okazji zapytam Cię o różę: czy oprócz powyższych są takie, które Ci się podobają (trochę albo bardzo), albo szczególnie Tobą wstrząsnęły (dla mnie osobiście w tej kategorii mieści się "kapuściana" wg Twojego określenia róża Montale)?
    Róża wydaje mi się składnikiem bardzo inwazyjnym, a przez to trudnym do łączenia z innymi nutami.
    O, właśnie, a może możesz podpowiedzieć jakieś ciekawe i wyjątkowe połączenie róży – z czymś?
    Pozdrawiam serdecznie,
    Mysza

  12. Swoją drogą perfumeryjne urzeczywistnienie czarnej dziury lub antymaterii to wizja bardzo pociągająca.

  13. Łukaszu, nie Lyric. Następna róża już jest. Pewnie zauważyłeś. 🙂
    Amouage to firma, której kompozycje szanuję. Ale czasem brak mi punktu zaczepienia do recenzji. Sa takie… Gładkie, wymuskane, akuratne. No i wszyscy tak strasznie się nimi zachwycają, że nie mam ochoty stać w tym tłumie. 🙂

    Myszo, przyznaję, że takich typowych, kolońskich, ostrych męskich woni tez nie lubię na sobie. Ale drzewne, przyprawowe… Moim zdaniem na kobiecie układają się zupełnie inaczej, często piękniej, niż na mężczyźnie. na przykład znam więcej kobiet noszących Gucci PH, niż mężczyzn. 🙂
    W kwestii mojego ulubionego złożenia róży – nie będę oryginalna. Róża z agarem, to jest piękny koncept. Moje ulubione kompozycje z tej puli zapachów to Aoud (Man) Micallef i Midnight Oud Juliette Has a Gun. Ale jest jeszcze dark Rose Czech and Speake, Moon Aoud Montale, Costes, 10 Corso Como, Noir de Noir Toma Forda i wiele innych. A! no i jeszcze Homage Attar Amouage i inne zapachy tej marki. Tyle, że tu cena skutecznie powstrzymuje mnie przed zakupem. :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Maria Amalia Morris

. Wstęp będzie dziwaczny, dotyczy bowiem recenzji na blogu Fragrancebouquet, którą to recenzję poznałam na długo przed zapachem i która zwróciła moją uwagę głównie ze

Czytaj więcej »