Bottega Veneta edp

Przy okazji wprowadzenia do recenzji Chanel No.5 pozwoliłam sobie na krótkie rozważania o kondycji sztuki perfumeryjnej i o kierunku, w którym rozwija się perfumiarstwo popularne, czyli tak zwane „głównonurtowe”. Warto jednak powiedzieć, że pewien ogólny trend, którego nie sposób nie zauważyć, nie oznacza automatycznie, że na półkach selektywnej perfumerii nie może pojawić się dzieło dobre, czy nawet bardzo dobre. Ostatnim goszczącym na łamach SoS przykładem był nieszczęsny Loewe 7, którego twórcy, niezręcznie dość, zaryzykowali wybór matadora na „twarz” zapachu.

Dziś słów kilka o kompozycji, która w sposób bardzo ładny zbliża się do niszy – pokazuje, że perfumy eksponujące jeden, niełatwy składnik mogą osiągnąć sukces sprzedażowy także w perfumeriach selektywnych. Taką przynajmniej mam nadzieję. 🙂

Z przyjemnością przedstawiam Wam zmieszane z wyczuciem perfumy niebanalne i ładne zarazem. I bardzo „na zadany temat”.

 

Michel Almairac to postać, której miłośnikom perfum przedstawiać nie trzeba. Wcześniejszymi jego dziełami są, między innymi: Gucci Pour Homme i damski Rush, Giorgio Armani Prive Bois d’Encens i Cuir Amethyste, Gres Cabaret, Chopard Casmir, Rochas Lui czy Shiseido Zen. I wiele innych perfum uznawanych obecnie za klasykę perfumiarstwa.

Tym razem do współpracy zaprosiła Almairaca firma, której produkty skórzane od ponad 40 lat znane są z doskonałej jakości i pięknego wzornictwa. Od 2005 roku Bottega Veneta (co w tłumaczeniu znaczy po prostu Sklep Wenecki) zaczęła poszerzać swoją ofertę: najpierw o odzież damską i męską, potem także o meble, porcelanę, biżuterię oraz perfumy. Wciąż jednak najbardziej charakterystyczną wizytówka firmy pozostaje Intrecciato – charakterystyczny splot skórzanych pasów.

 

Wspominam o tym nie bez przyczyny – perfumy Bottega Veneta są bowiem wyraźnym i bardzo zgrabnym ukłonem w stronę pierwotnego profilu działalności firmy. 

Mają w sobie miękkość świetnie wyprawionej skóry, szlachetność dawkowanych z wyczuciem czystych (choć niekoniecznie naturalnych) ingrediencji i pewną surowość charakterystyczną dla wyrobów z najmiększej nawet skórki. Kompozycja balansuje gdzieś między lutensowskim Daim Blond, a Cuir Ottoman Parfum d’Empire z pierwszego biorąc miękkość i nuty kwiatowe, z drugiego jednoznaczność nut skórzastych. Może i nie jest to kompozycja odkrywcza, ale czy jej obecność na sephorowych półkach nie jest miłym zaskoczeniem?

Bliższa ciału skóra

W otwarciu zadziornie pobrzmiewa różowy pieprz. Pojawia się delikatna nuta suchej, skórzastej bergamotki i ślad imbiru. Jednak od początku najważniejszym elementem kompozycji jest charakterystyczny aromat miękkiej, starannie wyprawionej skórki.

Towarzyszą mu jasne, delikatne nuty kwiatowe i zamykający zapach, dający mu pewną intymną cienistość aromat czystej, niepiwnicznej paczuli.

Pozorny banał. Warto jednak przyjrzeć się poszczególnym akordom, kompozycja brzmi bowiem pierwotnie i nowocześnie zarazem.

Kiedy skupimy się na akordzie kwiatowym, okazuje się, że rozświetlony dodatkiem syntetycznie brzmiącej (i syntetycznej naprawdę) konwalii jaśmin nie jest jego najważniejszym elementem. To, co czyni tę cześć spektrum zapachu idealną przeciwwagą dla nut skórzanych to łagodny, siankowo – kwiatowy aromat helionalu, czyli dihydrojaśminatu metylowego.

Łącznikiem między akordem skórzanym i kwiatowym jest perfekcyjnie zgrany z wyjątkowo wczesną paczulą aromat irysowego kłącza: na wpół świetlisty, na wpół ziemisty. Pięknie połączony z wyczuwalną początkowo ledwie na granicy olfaktorycznej percepcji niejednoznaczną, delikatnie cytrusową, szyprową nutą dębowego mchu.

 

Najistotniejszym elementem tej misternej układanki jest skóra. To ona decyduje o charakterze kompozycji, to ona zwraca uwagę, gdy wąchamy Bottegę Venetę na kimś.

Sklep Wenecki jest niewątpliwie sklepem z artykułami skórzanymi. W ofercie próżno jednak szukać zgrzebnych produktów w stylu „myśliwskim”, pojemnych torbiszczy z niebarwionej, matowej skóry i nieprzemakalnych buciorów przeznaczonych do chodzenia po błocie.

Towar w weneckim butiku lśni nowym lakierem, skupia uwagę feerią starannie dobranych barw i efektownym wzornictwem.

 

Skóra w Bottega Venetta jest ekskluzywna i nowoczesna. 

Aromat skóry delikatnej, wyprawionej „na miękko”, barwionej i pokrytej warstwą substancji dających jej połysk (nie pytajcie mnie, jakich – nie jestem garbarzem) wyraźnie odróżnia kompozycję Almairaca od wspomnianych przeze mnie wcześniej „skór”: od bazującego na podobnym złożeniu nut skórzanych i kwiatowych, zamszowego Daim Blond, czy od przypominającego zapach wnętrza nowej torby myśliwskiej (albo, jak chcą niektórzy, kozackich butów) Cuir Ottoman.

 

Kompozycja jest liniowa, nie rozwija się w sposób szczególnie efektowny – poza gasnącym rychło akordem przyprawowym i pojawiającą się po kilku godzinach słodkawo – piżmową bazą właściwie nie ewoluuje – lecz ja jestem w stanie zaufać Almairacowi i uwierzyć, że tak właśnie miało być.

W świetle wstępu, w którym przywołuję zmienne i trudne Chanel No.5, Bottega Veneta robi wrażenie kompozycji bardzo prostej, może nawet banalnej. Ja jednak, choć nie poważę się przyrównywać skórzanej etiudy Michela Almairaca do aldehydowych wariacji Ernesta Beaux, pozwolę sobie uznać ją za swoiste signum temporis: współczesne selektywne perfumiarstwo coraz oszczędniej operuje motywem zmiany, wyraźnej ewolucji zapachu, ponad wyrazisty układ głowa – serce – baza przedkładając stabilność kompozycji, pewną stałość doznań, możliwość przewidzenia tego, jak zapach ułoży się w kolejnych godzinach noszenia. Daje to także możliwość dokonania szybkiego „dopsiku” gdy gaśnie. Nie wyobrażam sobie zapachowego efektu „dopsikania” głowy Piątki do jej bazy. A tu efekt jest jak najbardziej przewidywalny i bynajmniej nie zapowiada się dziwacznie.

Data powstania: 2011

Twórca: Michel Almairac

Nuty głowy: różowy pieprz, bergamota, konwalia

Nuty serca: jaśmin, skóra, paczula

Nuty bazy: mech dębowy

  • Wszystkie ilustracje: Bottega Venetta.
  • W tym 1, 3 i 4 z filmu reklamowego zapachu Bottega Veneta nakręconego przez Bruce’a Webera

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

38 komentarzy o “Bottega Veneta edp”

  1. wiedźma z podgórza

    Rzeczywiście jest super. 🙂
    Mamy co prawda dopiero marzec, i to jego początek, ale już wiem, że BV to jedna z najlepszych głównonurtowych premier roku 2012 w ogóle. Obecnie zaś – niekwestionowany czarny koń selektywnych nowości. Zresztą wiecznie puste (albo prawie puste) testery w perfumeriach tylko potwierdzają, że ludzie naprawdę tęsknią za czymś, co przedstawia sobą lepszą jakość, co w ogóle ma charakter. 🙂

    Fakt, że trójpodział kompozycji powili zanika, ale nie można powiedzieć, iż ona nie zmienia się wcale. Najczęściej bowiem po prostu rozmywa się i "chemizuje", zatracając wszelkie punkty zaczepienia. A w ogóle.. ot, globalizacja. I dyktat za-atlantyckiego rynku pachnideł. 😉

    1. Sama byłam zdziwiona "skórzanością" zapachu. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak…

      Fajnie mi z tym, że się ze mną zgadzasz w kwestii trójpodziału. Ryzykowna teza, ale obserwując współczesne zapachy nie mogłam nie dojść do takiego wniosku. A może mogłam? W każdym razie dobrze jest, kiedy ktoś potwierdzi. 🙂

    2. wiedźma z podgórza

      Dla mnie to niemal kopia Skóry Ametystowej od Armaniego, ale w kontekście tego, czym straszą nas obecne rynkowe nowości i tak świeci światłem własnym (lub odbitym tylko trochę 😉 ).

      Akurat miałam ostatnio podobne myśli, to wszystko. I kiedy zobaczyłam, że wyartykułował je już kto inny, postanowiłam podłączyć się ochoczo. 😉
      Najwyżej obie przeholowałyśmy. 🙂

  2. Hm… recenzja zmusza mnie do zabrania "mojej szanownej" i udania się w stronę perfumerii a właściwie stosownej galerii handlowej (brrrrr….) Już po recenzji Wiedźmy to sobie obiecywałam:P. Co ja jednak zrobię, że nie lubię tych miejsc. Nic to, jednak trzeba się będzie zmusić 🙂 dla dobra sprawy. Uwielbiam zapach galanterii skórzanej a "kozackie buty" to jedne z moich ulubionych 🙂

    1. Mam tę samą przypadłość. Chronicznie i fizjologicznie wręcz nie znoszę sklepów i galerii handlowych. Wchodzę i natychmiast odczuwam ból głowy i fizyczne, dosłowne zmęczenie. Wychodzę i czuję się jak koń po westernie.
      Swoje próbki BV (dwie od razu) zamówiłam na wizażowych zakupach u Lorieny. Po prostu nie mogłam się zmusić, żeby przejść całe centrum handlowe po to, żeby dotrzeć do Sephory.

      Pewnie gdyby nie istniały perfumerie sieciowe, moje zbiory perfum byłyby dużo skromniejsze. 🙂

  3. Dlaczego nie bojkotujesz botegi, a robisz to z Coridą Satelite? jaka jest różnica między obdzieraniem ze skóry a gonitwą w krwi? nie rozumiem

  4. gdyby garbianie miały szklane ściany, byłoby gorzej niż korida. wyświetliła się recka koridy i była czytana dwa razy- wstrząsająca. dlatego nie rozumie 🙁

    1. Odpowiem razem na dwa anonimowe komentarze, choć nie wiem, czy to jedna osoba, czy dwie.

      Dostrzegam różnicę między zabijaniem zwierząt dla mięsa, a robieniem z tortur i śmierci widowiska. Skóry na galenterię skórzaną zwykle pochodzą ze zwierząt zabijanych dla mięsa właśnie.
      Przepisy nakazują, by ubój w rzeźniach odbywał się bez bólu i stresu dla zwierzęcia.
      Wiem, oczywiście, że w praktyce nie wygląda to tak, jak w teorii. Niestety.

      Mój protest przeciw Korridzie jest protestem przeciw trywializowaniu cierpienia i śmierci – robieniu z męki torturowanego zwierzęcia zabawy. To, w moim odczuciu, rujnuje wrażliwość na cierpienie.

      Co nie znaczy, że dobrze się czuję ze świadomością istnienia rzeźni. Z żalem obserwuję łatwość, z jaką ludzie dzielą zwierzęta na te do zabijania i te do kochania. Jednak o ile nie pojawi się zapach rzeźni – raczej nie podejmę tu tego tematu. Korrida to miejsce (i zwyczaj) wyjątkowo okrutnego zabijania zwierząt. W rzeźni po pierwsze (przynajmniej oficjalnie) zwierzęta zabijane są w sposób relatywnie humanitarny (wiem, ze to oksymoron jakiś), trwa to krócej i nie jest formą rozrywki.

      Z tematów trudnych i kontrowersyjnych: pisałam o testowaniu kosmetyków na zwierzętach.

    2. Kurzy tyłek, właśnie mi przypomniałaś, że obiecałam Ci kiedyś opisanie kwestii testowania na zwierzętach…

    3. Myszo, to ja bardzo proszę. Gdybyś się zgodziła, umieściłybyśmy Twój artykuł na blogu – podpisany Twoim imieniem, nickiem lub jak zechcesz, oczywiście.

  5. Bottega Veneta-najrzadziej spotykana marka w perfumeriach(tak sądzę)
    W Warszawskich perfumeriach niestety nie udało mi się znależdz:(
    Marka kojarzona głównie ze skórzanych wyrobów z astronomicznymi cenami.
    Jeżeli za sterami siedział Michel Almairac twórca jednego z ukochanych zapachów od Wiedzmy
    (Wiedzmo dziękuję:) to będzie trzeba targnąć się po próbkę,lecz obawiam się tego porównania do DAIM BLOND Lutensa,ale za to kocham Cuir Ottoman:)
    Cieszę się z tej recenzji, zauważyłem że to nie jedyna ,która wychwala nowy zapach marki:)
    Idę szukać próbki:)
    pozdrowienia,
    J.

    1. W kwestii rzeczonego dzieła Almairaca: wiedźmiej skóry nie znam. :/ I już czuję, że zaczyna mi to doskwierać. :]

    2. Tak to Cuir Amethyste
      Sabb musisz koniecznie poznać
      Wiedzmo sama dobrze wiesz, że już nie jeden raz przyprawiłaś mnie o szybsze serca,i to nie tylko tym zapachem:)
      twój avatar hypnotized me:D

    3. wiedźma z podgórza

      Robisz się niebezpieczny, dobry człowieku. ;>
      Mamy podobny gust i tyle. Choć miło mi, że tyle razy zdołałam trafić w środek tarczy. 😉
      Jakaś mała zoofilijka Cię trawi czy co? ;P

    1. Jest mniej subtelny, bardziej dosłowny. Próbki nie szukaj. Pisałam, ze mam dwie. Drugą wzięłam z nadzieją podzielenia się z kimś, kogo lubię, oczekuj więc pachnącego liściku. 🙂

  6. Dla mnie Bottega Veneta to czołowe zderzenie Kelly Caleche i Daim Blond. Ze wskazaniem na Daim Blond, tyle że z większą mocą i projekcją niż dzieło Lutensa.
    Recenzja jak zawsze mistrzowska, dziękuję.

    1. A prawda! Zapomniałam o Kelly Calleche.
      Daim Blond jest nie tylko delikatiejszy, ale też bardziej retro, bardziej kobiecy w tradycyjnym ujęciu. Wszystkie trzy piękne, ale dla mnie DB chyba najbardziej mistrzowski. A może tylko najwcześniej poznany? 🙂

    1. Widziałam, widziałam. Nawet byłam i zaczęłam pisać komentarz, że jednak nie tylko w lutym, ale mnie spięcia pod poprzednim postem (i sam poprzedni post) wyżyłowały tak, że trudno mi wykrzesać z siebie wystarczająco wiele entuzjazmu. Ale wrócę i napiszę raz jeszcze. 🙂

  7. marzy mi się zapach przypominający aromat wnętrza luksusowego florenckiego sklepu z galanterią skórzaną – to może być ten!

    1. Może. 🙂 Poznać warto na pewno, bo to rzeczywiście zapach "na temat". Mnie się taka spójność koncepcji zapachu z marką podoba.

  8. Hm… przetestowałam i mam dziwne wrażenie, że znam ten zapach od zawsze, musiało być w moim domu lub gdzieś u rodziny coś, co tak pachniało, nie wiem – torebka zamszowa, skórzany płaszcz czy po prostu szafa. Zapach skory i perfum. W dodatku ciekawie ujawniający się po aplikacji na początku niemal niewyczuwalny, potem nasilający się z biegiem czasu tak jakby się rozgrzewał :). No i niezmiennie jak tylko wyciągam blotter ( ze skórzanej z resztą) kurtki zastanawiam się co tak pachniało?

  9. Bardzo lubię ten zapach, co ciekawe wzbudza dużo emocji w najbliższym otoczeniu.
    Czasami słyszę komentarze w stylu 'o, przyszła skórzana kanapa', a czasami 'w końcu coś normalnego'. 🙂
    Niemniej noszę ten zapach zawsze z najwyższą przyjemnością.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy