The Scent of Departure – BUD

Budapeszt to jedna z największych europejskich metropolii, miasto, którego historia sięga starożytności. W legendach o założeniu Budy i Pesztu wspomina się o Hunach, Celtach, Rzymianach, Gotach, Słowianach i wielu innych plemionach. W X wieku miasto przejęli Wegrzy i tak pozostało do dziś. Choć także najnowsza historia miasta do nudnych nie należy (wspomnieć warto chociażby o krwawo stłumionym powstaniu przeciw władzy komunistycznej w 1956 roku czy zamieszkach w 2006).

Tym razem oszczędzę Wam jednak długich wstępów. Informacje te są łatwo dostępne, Budapesztu odkrywać nie trzeba. Za to zapach, za pomogą którego Gerald Ghislain opowiada nam Budapeszt odkryć warto.

 

„Nie tego się spodziewałam” to fraza dwuznaczna. Czasem oznacza rozczarowanie – gdy na podstawie lektury nut stworzę sobie w wyobraźni perfumeryjnego tytana albo przynajmniej cacko misterne jak szwajcarski zegarek. Czasem bywa wyrazem pełnego zachwytu niedowierzania, kiedy nie mając wielkich oczekiwań odkrywam perłę; albo przynajmniej jakiś fascynujący perfumeryjny obrazek. I tym razem z ogromną przyjemnością użyję „nie tego się spodziewałam” w wersji drugiej.

Czegóż więc się spodziewałam? Miłego, zachowawczego zapaszku zdatnego do sprzedawania w sklepie z pamiątkami. Zapowiadanego opisem „spokojnego budapesztańskiego wieczoru” – pogodnego i nieco nudnego. I co dostałam? Ano, budapesztański wieczór. Spokojny, pogodny, nieco chłodny, lecz bynajmniej nie nudny.

Oto składnik X:

 

Papryka! Papryka, jakiej w perfumach nie widzieliście. Papryka chłodna, wietrzna, pozbawiona spożywczej dosłowności i sztampowych „rozgrzewających” skojarzeń. Papryka w postaci kapsaicyny czystej, odcieleśnionej, nowoczesnej.

Oczywiście nie da się Poskładać perfum tylko z papryki. I nie da się namalować miasta jedną tylko barwą, oprzeć opowieści na jednym tylko skojarzeniu.

BUD otwiera akord przypominający nieco dziką zieloność Ninfeo Mio Annick Goutal. Tyle, że bardziej „przetworzoną”, nowoczesną. Sucha, pozbawiona akcentów owocowych bergamotka, eteryczny, ostry aromat świeżej żywicy i zapach schnących na słońcu płatków fiołka zestawione zostały (bardzo nietypowo) z chemicznym nieco akordem wodnym. Jak gdyby faktycznie była to rzeka ujarzmiona, skażona chemią, a potem również chemicznie oczyszczona. I, paradoksalnie, zapach choć dziwny niezmiernie, nie wydaje mi się  nieprzyjemny. Raczej intrygujący.

Po chwilach kilku uwagą zwracać zaczyna akord przyprawowy. Początkowo dyskretny, po pół godzinie dominuje kompozycję. 

Wspomniana już, niesamowita papryka z wyczuciem podbita zapachem świeżego imbiru oraz dziwacznym, jak gdyby okrojonym z naturalnej, spożywczej części zapachowego spektrum pieprzem. Przyznaję, że na tym etapie podejrzewam spory dodatek składników syntetycznych. I bynajmniej, nie jest to zarzut. Przeciwnie.

We flakonie BUD znajdziemy niezwykły, chemiczny nieco zapach wielkiej, nowoczesnej metropolii. Rozgrzane, szorstkie mury. Wielkie przestrzenie i wąskie zaułki. Pierwsze, chłodne tchnienia nocy na świeżo opalonej skórze. Powiew wiatru znad rzeki. Zapach nocnego powietrza spływającego z zielonego Wzgórza Gellerta na nieustannie tętniące życiem miasto.

 

Dopiero baza kompozycji przypomina nam o wielu wiekach, podczas których miasto wzrastało, zmieniało się, zyskiwało swa niezwykła atmosferę. 

Delikatny, drzewno – piżmowy akord bazowy tchnie spokojem. Stłumiony ślad aromatu kwiatowego przypomina woń starego palisandru – ciepłą, lecz transparentną.

Mamy więc wielką rzekę w otwarciu i nanizane na jej modrą wstęgę nowoczesne, lśniące tysiącem świateł miasto w sercu kompozycji. Baza przypomina nam, ze miasto to, jest pomnikiem przyszłości i przeszłości zarazem. I, w moim odczuciu, ten właśnie ślad melancholii daje kompozycji Ghislaina ostateczny kształt, pełnię wyrazu.

 

Nosząc wczoraj BUD nie dowierzałam temu, co czuję. Zapach jest mało perfumeryjny, nowoczesny i raczej niełatwy. Choć ładny – po prostu ładny. Ale przede wszystkim jest tak sugestywny, że naprawdę wróciłam do Budapesztu. Stałam na Moście Łańcuchowym nad wodami Wielkiej Rzeki i spoglądałam na rozjarzone tysiącem świateł miasto, a wiatr rozwiewał mi włosy. 🙂


Data powstania: 2011
Twórca: Gerald Ghislain

Ilustracje do tekstu:

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

13 komentarzy o “The Scent of Departure – BUD”

  1. "Ale przede wszystkim jest tak sugestywny, że naprawdę wróciłam do Budapesztu."

    ta, jasne. pewnie gdyby sie nazywal Helsinki czy Kair to też byś tak napisała.

    1. Hoho! Anonimowy złośliwiec przyczajony i w pogotowiu. :)))

      Tak serio, myślałam o tym. Kair zdecydowanie nie. W Helsinkach nie byłam, ale też nie przypuszczam. Myślałam o jakimś Bukareszcie (papry ka obleci, stare mury są, tylko woda za mała) albo Salonikach (ale morze pachnie inaczej, tu morskich nut nie ma). Pewnie sugestia robi swoje, ale ja naprawdę mam przekonanie, że zapach jest bardzo sprytnie wymyślony.

    2. szkoda, że usunęłaś swoją odpowiedź na mój komentarz sprzed kilku godzin i zastąpiłaś ją tą z 06:42. szkoda.

  2. zielona [nisha]

    Niedobrzeee. Przez tę paprykę i reckę w całości, odczuwam irytujące swędzenie w okolicach karty kredytowej.

  3. zielona [nisha]

    Niedobrzeee. Przez tę paprykę i reckę w całości, odczuwam irytujące swędzenie w okolicach karty kredytowej.

    1. W ciemno nie radzę. To dziwoląg, i to nie w sposób normalnie akceptowalny. Mam jeszcze kawałek próbki – przywiozę przy okazji.

  4. Kurczę, naprawdę nie spodziewałam się, że to będzie coś ciekawego… Najgorzej, że cała seria w jednym miejscu może być dostępna tylko poza UE.

  5. Sabb mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.

    Przeczytałam recenzję z zapartym tchem po pierwsze dlatego, że jestem zakochana w Budapeszcie 😀 od dwóch lat jeździmy z Tż do Budapesztu i wciąż na nowo poznajemy to miasto :)) w tym roku również planujemy wyjazd. Recenzja obudziła moje wspomnienia. Po drugie nuty zapachowe też mnie uwiodły.

    A tak poza tym uwielbiam Węgry. Od kilku lat jeździmy odwiedzamy małe miasteczka w sąsiedztwie Słowacji. Przy okazji jedziemy do słynącego z wina miasteczka gdzie kupujemy zapas wina na cały rok 😀

    1. Budapeszt jest piękny! Podobnie jak Wiedeń, o którym pisałam dziś. Ja w ogóle należę do osób lubiącyh podróżować. W tych zapachach najfajniejsze jest to, że one są naprawdę "na temat". Przynajmniej te, które poznałam.
      A "zapas wina na cały rok" brzmi jako podróż ciężarówką. ;)))

    1. Mój wąż w kieszenie przeżywa ciężkie chwile. Ale na razie chyba nic mu nie grozi – mam inne wydatki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Atelier d’Artiste Nez à Nez

. Chciało mi się czegoś… Charakterystycznego. I z charakterem. Rum, koniak i tytoń w nutach zapowiadały atmosferę fine de siecle’u. Przybrana tymi mocnymi nutami, nie

Czytaj więcej »