Kiep ze mnie, moi mili.
Czas temu jakiś, czytając na Fragrantice zapowiedzi nowych premier Atelier Cologne: Vetiver Fatal i Rose Anonyme pomyślałam, że warto byłoby wrócić do recenzowania zapachów firmowanych nazwiskami Sylvie Ganter i Christophera Cervasel. Wszak poznałam pięć ich kompozycji i żadna mnie nie rozczarowała, a to niewielu markom się udaje.
Pomyślałam… i odłożyłam zakup próbek na później. Tymczasem ostatnio, grzebiąc w pudle z pachnącymi skarbami w poszukiwaniu inspiracji, znalazłam próbkę Vanille Insensée, które premierę miały prawie dokładnie rok temu i pewnie gniją w nim od dobrych kilku miesięcy.
No kiep. Powiadam Wam.
Wyznać też muszę, że mam ochotę na coś po prostu ładnego i przyjemnego dla nosa. Nie ładnego w sposób, w jaki ładna jest Coco Noir, bo to jak gdybym w ramach relaksu usiłowała słuchać Britney Spears, która podoba się milionom, ale niekoniecznie mnie. Ja mam ochotę na Ellę Fitzgerald. To jest ładne. I Vanille Insensée też są ładne.
Vanille Luminosité
Pierwsze nuty są jak przygrywka do Black Coffee Elli.
Znacie? Melodia nieco się rwie, nie zapowiadając przyjemnego, miękkiego serca kompozycji.
Cedrat nie jest nutą łagodną. Jest z natury swej ostry, nieco syntetyczny, agresywny. Tu został prawie okiełznany. Brzmi najłagodniej jak potrafi, obniża głos, powstrzymuje gestykulację, nie atakuje nas niepohamowaną ekspresją. Ale jest.
Przeciwwagą dla tego dziwnego typka jest wyczuwalna od pierwszych dosłownie sekund wanilia. Miękka, niespożywcza, niesłodzona; ocieniona mchem, który jest mszysty w sposób idealny: miękki, głęboki, zadumany.
Gdzieś pomiędzy światłem jarzeniówki, czyli cedratem, a aksamitnym cieniem mchu wibrują nuty ziołowe, przyjemnie apteczne: kolendra, rozmaryn, lawenda.
Dopiero po pewnym czasie zaczynam rozumieć, dlaczego w kompozycji użyto cedratu, a nie innego olejku cytrusowego. cedrat nie ma cech dystynktywnych. W perfumach nie pachnie jak owoc, bo cedratu nie używamy ani do herbaty, ani do drinków, ani nie spożywamy w całości.
Cedrat daje zapachowi cytrusową świetlistość bez skojarzeń. I tu cecha ta wykorzystana została w sposób doskonały.
Po niespełna pół godzinie od aplikacji, zapach splata się w lity,
harmonijny akord pachnący trochę jak rozjaśniona świeżą nutą tabaka.
Tylko piękniej.
Eteryczne nuty ziołowe wsparte cytrusowym blaskiem splecione zostały z akcentem przypominającym złożenie jasnego, chłodnego frankońskiego kadzidła z goździkowo – kwiatowym eugenolem.
Drugi plan tej niezwykłej kompozycji stanowi mszysty, niejednoznaczny i niebanalny akord kwiatowy: miękki, lecz matowy, pozbawiony mięsistości charakteryzującej zwykle białe kwiaty. I to jest głos Elli – wyżej był fortepian.
Ostatnia warstwa to akord drzewny – surowy, lecz wygrzany nutami ambrowymi. Przepięknie współgrający z wciąż wyraźną mszystą wanilią, z wyczuciem podbity dymnym wetiwerem. I tu już mamy bardziej tytoń, niż tabakę. I jest to tytoń waniliowy, najlepszego sortu: taki, którego wręcz palić szkoda…
Posłuchaliście Black Coffee? Vanille Insensée rozwija się tak, jak ten utwór. Zaczyna się od fortepianu. I ten fortepian nie milknie, ale po pewnym czasie liczy się już tylko głos Elli. I tu także, kiedy zapach się rozwinie akcent cytrusowy staje się tylko tłem dla mszystej, tytoniowej, coraz bardziej drzewnej wanilii.
Najbardziej niezwykły w Vanille Insensée jest całkowity brak słodyczy. Cytrusy i wanilia poskładane w kompozycję bez śladu akcentów spożywczych? To jest możliwe.
Od jasnego otwarcia, po relatywnie normalną drzewną bazę kompozycja jest absolutnie nieskażona cukrem.
Wspomniana już, wychodząca po kilku godzinach od aplikacji, drzewna baza jest najbardziej konsekwentną częścią tej olfaktorycznej pieśni. Zapach drewna: tak suchy, że wręcz eteryczny, surowy, z subtelnym akcentem ziołowym. Wrażenie znane z Gypsy Water Byredo czy, ostatnio, z genialnego Huntera MCMC Fragrances. Oczywiście, po ośmiu czy dziesięciu godzinach zapach inny ma poziom ekspansywności, niż w otwarciu i inaczej odbiera się tę „uleżaną” eteryczność, ale wciąż jest to akord interesujący i miły drewnofilskiemu nosowi.
Ale najciekawsze jest to, że na tym nie koniec. Dopiero po pełnej dobie spędzonej z Vanille Insensée na skórze (tak, znów zarwałam noc), wychodząc z kąpieli poczułam… Prawdziwą Vanille Insensée.
Intensywny, miękki, delikatnie kadzidlany aromat wanilii! Na wspomnianej wcześniej drzewnej bazie.
Początkowo nie dowierzałam, że po tylu godzinach to możliwe. A jednak. Zamierzam niniejszym drugi raz pod rząd pójść spać w obłoczku niezwykłej wanilii Atelier Cologne. Po jednej, oszczędnej aplikacji. Ależ trwałość mają ich zapachy!
Data powstania: 2011
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: limonka, cytron (cedrat), kolendra
Nuty serca: jaśmin, wetiwer, mech dębowy
Nuty bazy: wanilia, dąb, ambra
Źródła ilustracji:
- Pani na pierwszym zdjęciu nikomu przedstawiać nie trzeba. Prawda?
- Drugie zdjęcie to, tradycyjna już, reklamowa pocztówka skomponowana tak, by oddawała istotę danych perfum Atelier Cologne. „Manzanita Meadow” to akwarela autorstwa Carol Trueman. Carol Trueman
sprzedaje swoje prace w formie pocztówek z reprodukcjami i nabyć je
można za pośrednictwem strony: www.caroltrueman.com. - Zdjęcie waniliowego tytoniu ze strony Vape Dudes, zaś kolejne ze strony Kalamazoo Vapor Shop. Oba sklepy zajmują się sprzedażą elektronicznych papierosów i akcesoriów do nich. Thumbs up!
34 komentarze o “Vanille Insensée Atelier Cologne”
Lubię takie trwałe zapachy, chociaż za wanilią nie przepadam.
Zachwycam się właśnie moimi "rockowymi" pazurkami :] Nie m to jak ciemne paznokcie 😉
Jutro pokażę na blogu.
Ej, no gdzie te pazurki?!
Od razu po przeczytaniu komentarza pobiegłam sprawdzać, jak to możliwe, że przegapiłam, a tu nie ma…
Rockowe w sensie TE, o które prosiłam?
A ja ich jutro nie zobaczę, bo o 6 rano wybywam w góry… Ale zobaczę wieczorem, jak wrócę. 🙂
Co do wanilii w tym zapachu – nie jest upiornie, ulepnie, namolnie i babsko waniliowa. To przeciez teoretycznie męski zapach. Wanilia jest tu taka, jak lubię najbardziej – niespożywcza, niejednoznaczna, lekko skórzasta. Szalenie interesująca.
Pazurki będą jutro 🙂
Rano muszę je obfotografować, potem obrobić zdjęcia. Pewnie pojawią się po południu.
Są czarno-ciemnoczerwone. Użyłam tylko 3 lakierów: czarnego Miss Sporty (świetny jak na lakier za niecałe 6 zł), Lubu Heels CG i Stroll CG. Bardzo mi się podobają ♥
Jak niespożywcza, to może być interesująca 🙂
Nazwy nic mi nie mówią, ale na rockowe pazurki czekam.
A wanilia… Wanilia może zaskoczyć. Poczytaj (jeśli masz moment) na przykład o Amber Vanilla Reginy Harris. To moje waniliowe marzenie…
Poczytam 🙂
Lubię jak zapachy zaskoczą mnie w ten sposób: już ich tam nie powinno być, a wraz z ruchem ręki czy włosów nagle dopada nas kolejna smuga woni. To świetne.
Jeśli testujesz i potrzebujesz czystej skóry na kolejny test, takie niespodzianki cieszą nieco mniej, ale ja już dawno uznałam, że blogowanie o perfumach zmienia życie.
Ostatnio kupiłam sobie świetny peeling kawowy. Kilkanaście godzin po użyciu, nawet spłukany zmienia zapach skóry. Masakra. Nie używam już płynów ani soli do kąpieli, zrezygnowałam z maseł do ciała, sporadycznie używam bezzapachowego balsamu. Heh.. A jednak. Ta wanilia naprawdę jest miła dobę po użyciu. 🙂
Byłam ciekawa, jak wygląda zapachowo Twoja pielęgnacja skóry – stawiałam na apteczne, bezwonne kosmetyki. Sama od dawna jestem fanką organicznych mydeł i naturalnych olejków – ten z pestek śliwki, którego używam ostatnio, akurat pachnie słodko, prawie marcepanowo, ale to zapach niechemiczny i o krótkiej trwałości, nie jest wyczuwalny już w momencie aplikacji perfum. Nie znoszę landrynkowo pachnących, kolorowych maseł, wściekle owocowych drogeryjnych żeli pod prysznic, peeling "przywodzący na myśl gaj pomarańczowy" bez sekundy wahania oddam przyjaciółce.
Jedyne dwa zapachy, którym pozwalam zostać na skórze, to mój własny oraz perfum.
Nawet nie tyle "ładne" co "piękne" 🙂 Bez dwóch zdań – polubiłabym się z tym zapachem! Uwielbiam wanilię 🙂
I to może być wanilia dla Ciebie, o ile ud Ci się oswoić otwarcie, które i dla mnie jest dość trudne. 🙂
Oj ta muzyka mi robi dobrze…zdaje się, że przy następnej wizycie w Q popełznę do półki z Vanille Intensee.
Ech… Moje pojęcie o muzyce łatwej jest spaczone. Pisałam ostatnio, że dla mnie pop czy disco nie są łatwe. I nigdy nie były. A Ellę kocha się od pierwszego zaśpiewanego przez nią tonu… Czyż mylę się? 🙂
Tak to prawda, w moim przypadku to jedna z fascynacji wczesnej młodości 🙂 nie wiem jak to by było jakbym usłyszała to teraz pierwszy raz najprawdopodobniej też by mi się spodobało.
Fantastyczny blog, aż dziw, że dopiero po raz pierwszy się tu zaczytałam! Piszesz pięknym językiem, a to bardzo umila mi odbiór. Jednakże biała czcionka na czarnym tle niemal go uniemożliwia. Pewnie, pierwsza, druga i piąta notka "wchodzi" dobrze, ale po pół godzinie już ledwo widzę. 😉 Szkoda, bo jeszcze bym została. No nic, wrócę jutro, pozdrawiam. 🙂
Redhead, miło mi, ze zajrzałaś i miło mi czytać Twoją życzliwą opinię o moim pisaniu. dziękuję.
W kwestii barw: czerń ma sporo zwolenników. 🙂 Ma też przeciwników, nie przeczę. Ale najprawdopodobniej zostanie ze mną. Już się tłumaczę:
Po pierwsze kiedy zakładałam bloga, czerń była wyróżnikiem. Sprawiała, ze blog był rozpoznawalny, bo inne blogi były białe.
Po drugie lubię czerń. Po prostu.
Po czwarte staram się zachować konsekwencję: od początku nie zmieniam kolorów, grafik, nie dodaję ozdobników. Staram się, by SoS nie było kameleonem, tylko trwało.
I wreszcie czwarty powód, decydujący: blog od początku formatowany jest pod czerń. Kolor czcionek, kolory zaznaczeń, cytatów, tytułów, wszystkich podkreślonych kolorem fraz – wszystko to wybieranie jest tak, by miało sens na czarnym tle. Podobnie ilustracje: wybierane są i obrabiane pod ciemne tło. tak, żeby z niego nie wyłaziły. Zmiana kolorystyki bloga wymagałaby ręcznej edycji setek postów i ręcznego poprawiania ich, ręcznej edycji starannie wybieranych ilustracji i zastępowania innymi. Wyznam od razu, ze nie jestem w stanie tego zrobić. Po prostu nie jestem w stanie.
Przepraszam.
Ja tylko dopiszę że miałam ten problem z oczopląsem na początku, nie byłam w stanie doczytać na raz recenzji. Teraz się już tak przyzwyczaiłam, że problemów nie mam w ogóle :).
Sama jestem zwolenniczką czerni i kiedyś także miałam tło bloga w tym kolorze. 🙂 Twój wygląda naprawdę znakomicie, a ja i tak przeczytam, jeżeli tylko będę odpowiednio zdeterminowana. 🙂 Może mniej notek na raz, ale przynajmniej dzięki temu mam pewność, że szybko mi się nie znudzi. 🙂
Dzięki za wyrozumiałość. Naprawdę rozważyłabym zmiany, gdyby nie to, że na obecnym etapie nie jestem już w stanie ich przeprowadzić, bez niszczenia treści.
Ja, podobnie jak Pola chyba, jestem już tak przyzwyczajona, że czerń pasuje mi idealnie. Mam bardzo wrażliwe oczy – biel na monitorze mnie męczy. Przez większość roku chodzę w okularach przeciwsłonecznych. O ile w ogóle wychodzę w dzień, bo zwykle prowadzę nocny tryb życia. W ustawieniach monitora mam standardowo nieco przyciemnione kolory, bo pracuję głównie na bieli (edytory tekstowe).
A przy okazji odkryłam, ze Redhead ma bloga i jest z mojej okolicy. 🙂
Redhead, spróbuj zwiększyć czcionkę: Ctrl + lub cmd +, jeżeli pracujesz na macbooku. Dla mnie na początku czarne tło i biały tekst też były zabójcze, to jest kontrast trudny dla oczu. A teraz, po przeczytaniu kilkudziesięciu, jeżeli nie kilkuset wpisów, nie wyobrażam sobie tej strony w innej kolorystyce. Myślę, że taka szata graficzna dobrze oddaje charakter bloga. Mainstream, chociaż bezpieczny, bywa nudny! 🙂
Kupiłam jakiś czas temu próbkę w ciemno. I bardzo mi się spodobały. Gdy je czuję, popadam w błogostan:)Dłuuugo zastanawiałam się, skąd znam podobny zapach i dlaczego "tłucze" mi się po głowie. Podobny zapach unosił się w domu mojej cioci, którą odwiedzałam bardzo rzadko i dlatego te wizyty kojarzą mi się wyjątkowo. Wyjątkowo przyjemnie, sentymentalnie i błogo 🙂 I znalazałam ten zapach właśnie w Vanille Insense:)
Miałam podobne nieco skojarzenie. Jakaś stara szkatułka po precjozach, perfumach i tytoniu. Sentymenty… 🙂
Cóż za szykowny i elegancki opis. WIelka przyjemność czytać. "Niespożywcza wanilia" skłania, nie, zmusza do testów. To cudowne, że tyle jeszcze przede mną 🙂
Marzy mi się czasem, żeby powiedzieć o jakimś zapachu "piękny". Nie żadne ciekawy, dziwny, zaskakujący, niesamowity, tylko po prostu a może aż "piękny". Vanille Incensee wydaje się idealnym kandydatem. Dzięki 🙂
Myszo, on ciekawy też jest. przez cedrat w otwarciu. Ale urody odmówić mu nie sposób. Podobnie jak Orange Sanguine czy Oolong Infini tej firmy. Fajne mają te perfumy. 🙂
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Aj Sabbath, z Tobą to ja mam nie lada problem… Sposób w jaki piszesz sprawia, że jestem w stu procentach przekonana, że każdy kolejny opisywany zapach jest absolutnie dla mnie :D. Niedobra kobieto! Ale akurat wanilia to moje tereny zapachowe :D. Będę się rozglądać ;).
Ja mam dokładnie tak samo z tymi opisami! 🙂
Hihi! Ależ mi miłe rzeczy piszecie. 🙂 Ja się nie czaję. Przyznaję się od razu, że staram się zachęcać do wąchania. Jesli mi się udaje, to ogromnie mnie to cieszy. 🙂
Ella Fitzgerald? O tak. Muzyczne skojarzenia przemawiają do mnie chyba najsilniej. Czuję, że mógłby to byc zapach dla mojej Lepszej Połówki. Ech, tylko ja najpierw muszę powąchać… Powoli kompletuję już listę próbek koniecznie-do-kupienia, Vanille Insensee już na nią trafia 🙂
Jesli szukasz ciekawego zapachu dla Połówki i interesują Cię zapachy niejednoznacznie męski, o ujmującej urodzie – Atelier Cologne może okazać się dobrym wyborem. Flakony mają średnio tanie, ale to jest 200 ml perfum o powalającej zwykle mocy i trwałości.
No właśnie, umknęło mi, że to jest męski. Ale ta wanilia… (widzę, że nie tylko na mnie bardzo podziałał argument, że jest *niespożywcza* 🙂 W zasadzie to od jakiegoś juz czasu nie zwracam uwagi, czy perfumy są męskie czy damskie, chyba, że kupuję dla kogoś a nie dla siebie. A propos cen – jeszcze nie przegrzebałam się przez wszystkie notki na blogu (bo może już gdzieś o tym wspominałaś) – w jakim kraju warto kupować/zamawiać perfumy, gdzie takie niszowe zapachy mogą być tańsze? Czy to nie ma znaczenia? Mam trochę znajomych którzy wracają z urlopów z różnych stron świata, mogę ich niebawem wykorzystać 😉
Mamy kolejną pozycję obowiązkową do przetestowania. Za wanilią ulepną i spożywczą nie przepadam – ale ta niejadalna to zimowy muszmieć. Ostatnio odkryłam – aż się dziwię, że tak późno – Cocoona YR – piękny, niejadalny, i nie kosztuje fortuny:)
Jakie poleciłabyś zapachy z dominującą nutą kakao + nieco paczuli? (chodzi mi o to, co Ci na szybko wpadnie do głowy, nie oczekuję Bóg wie czego:)
Znam – Coocon – za mało kakao – czuję je tylko w otwarciu, szybko znika.
Chergui – mistrzostwo świata, mam i wielbię.
Borneo – znam – testowałam tylko nadgarstkowo, i wylazła paczula – piwniczna, jak zmurszałe dechy w starym domu dziadków. Chyba pokuszę się jeszcze o test globalny, może będzie się lepiej układać.
Battito d'Ali – kakao nie czuję wcale.
Odnośnie czarnego tła – połowicznym rozwiązaniem jest zaznaczenie tekstu lewym przyciskiem myszy – tło robi się jasne. Zawsze to jakaś pomoc, moje oczy też nie lubią czarnego tła, a czytania u Sabbath jest sporo:)
Pozdrawiam:)
VI4
Hmm jaką mi przyjemność sprawiłaś tym postem i przypomnieniem muzyki Elli 🙂 Przyznam się teraz do być może głupiutkiego i śmiesznego marzenia, które pielęgnuję od kilku lat, dodaję wizji różne drobne szczegóły: otóż marzy mi się, że kiedyś jakiś wyjątkowy mężczyzna porwie mnie do tańca np do Cry me a river, że będę mogła oprzeć głowę na jego ramieniu i czuć się bezpiecznie i beztrosko. W swojej wizji jestem wcieleniem kobiecości ubranym w czarną, dzianinową, miłą dla skóry sukienkę, a jedyną biżuterię stanowi delikatny łańcuszek na szyi. Perfum, którymi powinnam pachnieć jeszcze nie dookreśliłam – wydawało mi się że powinny być ambrowo-słodkie i ostatnio najbardziej pasowało mi do tego marzenia Chergui.. Vanille Insensée wg Twojego opisu zdają się zupełnie inną kategorią zapachu ale tez chyba dający takie miłe poczucie intymności.