Lady Gaga Fame by Coty

Perfumy celebrytów to ostatnio osobny, rządzący się dziwacznymi prawami segment perfumeryjnego rynku. Prawdziwy fenomen. Sprzedający się jak świeże bułeczki towar, który z zasady jest substytutem, produktem ubocznym. Bo przecież aktor powinien sprzedawać swoją grę, muzyk muzykę, sportowiec osiągnięcia. Tymczasem aktorzy, muzycy, sportowcy i innej maści fachowcy w dziedzinach różnych sprzedają… Co popadnie.

Szalenie interesujące zjawisko, bo przecież o ile tytułowa Lady Gaga może być uznana za autorytet muzyczny, o tyle jej kwalifikacje w dziedzinie perfumiarstwa są udokumentowane równie dobrze, jak jej kwalifikacje w dziedzinie fizyki kwantowej.

 

Psychologia zapatrzonych w telewizor mas ludzkich jest jednak taka, że sam fakt pokazywania się na szklanym ekranie czyni (w opinii owych mas) ekspertem od wszystkiego. W przypadku sprzedawania masom perfum rzecz jest tym łatwiejsza, że większość ludzi umowne masy tworząca kompletnie się na perfumiarstwie nie zna i ani myśli się poznawać.

Można im więc wmówić, że zapach XY jest seksowny, uwodzicielski i magnetyczny, a YX subtelny, niewinny i radosny – nawet jeśli oba pachną właściwie tak samo. Tylko flakon trzeba odpowiedni zaprojektować, bo ludzie jednak znacznie lepiej widzą, niż czują.

W przypadku oprotezowania zapachu znaną gębą można zaoszczędzić na kampanii reklamowej. Zamiast dokładnie tłumaczyć ludziom, co i jak czują, serwuje się im gotowca w postaci wizerunku, stylu i obyczajowej otoczki przez ową gębę (i doczepioną do gęby resztę człowieka) wypracowanej. A gęba się cieszy, bo ma dodatkowe zyski i jeszcze więcej punktów fejmu. Same korzyści.

Wstęp powyższy wcale nie oznacza, że mnie owe prawa nie dotyczą. Dotyczą, choć chyba w mniejszym stopniu. Głównie dlatego, że większości celebrytów nie kojarzę. A jeśli już ktoś jest dla mnie nie tylko rozpoznawalny, ale też w jakiś sposób znaczący, niewielkie są szanse, że weźmie się za sprzedawanie celebryckich perfum.

Wyjątkami od reguły są tu Tilda Swinton i Sex Pistols, których celebryckie bądź co bądź, produkowane przez Etat Libre d’Orange perfumy już na SoS recenzowałam.

O ile jednak w tamtych przypadkach do testów ewidentnie zachęciły mnie „gęby”, o tyle w przypadku Fame Lady Gagi sama nie wiem co. Nie bez znaczenia były zapewne zapowiedzi, wedle których zapach miał być rewolucyjny i obrazoburczy. Zanim Lady Gaga zmiękła (zapewne pod naporem argumentów marketingowców) miał zwać się Monster i pachnieć krwią i spermą. W perfumach nihil novi, ale takie płyny wciąż poruszają wyobraźnię.

Starannie przemyślany i dopracowany (choć nie trafiający w moje gusta estetyczne ani muzyczne) wizerunek ekscentrycznej artystki także ma znaczenie, choć nie decydujące, bo przecież perfumy równie kontrowersyjnej Madonny ciągle mnie nie skusiły.

Czy chodzi więc o czerń (first black perfume)? O fantastyczną, rzeczywiście bardzo nietypową, kampanię marketingową? A może o szeroko nagłaśnianą technologię push – pull, która sprawiać ma, iż nuty ukazują różne swe oblicza naprzemiennie i jednocześnie?

To było pytanie o przyczyny, dla których polazłam do Sephory po próbkę i poświęciłam czas (i wycinek czystej skóry) na testy. I to niejednokrotnie!

A do recenzji… Do recenzji zachęciła mnie już tylko zawartość flakonu. Bo wyobraźcie sobie, że Fame pachnie na mnie za każdym razem inaczej! A nuty rzeczywiście wirują jak tancerze. Tyle, że zamiast pokręconego, szokującego przedstawienia, którego oczekiwałam, dostałam… Walczyka?

Fame

czyli

Cena sławy

Otwierający akord kwiatowy to najmniej interesująca część występu. Jest ładny. Rzekłabym nawet, że bardzo ładny. A nie powinien taki być!

Śliczny, kremowy jaśmin i egzotyczny, waniliowy nieomal aromat orchidei rozświetlone zostały dodatkiem kwiatów lżejszych, świeższych, bardziej dziewczęcych. Na drugim planie pojawia się akord zmysłowy, który w tym kontekście brzmi, jak gdyby Gaga miała lat 13 i dopiero odkrywała swoją niedojrzałą kobiecość.

Miękki, aksamitny aromat dosłodzonej jasnym miodem moreli od banału dzieli granica cieniutka, jak płatek krokusa. Szafran. Kropla zmysłowości w pucharku morelowego kremu.

I na tym etapie zaczyna się zabawa. Żaden tam szokujący happening – to ledwie para trzynastolatków tańczących walczyka.

Morela spleciona w nieśmiałym, grzecznym uścisku z szafranem: słodycz akcentu kremowego rozświetla chwilami wyraźny, złocisty blask szafranu. I są to przyjemne chwile.

 

Kiedy testowałam Fame po raz pierwszy, morela wybrzmiała puchato, świeżo i mięsiście.

Przy drugim teście okazała się morelą podsuszoną, upiornie słodką, ciemniejącą w miarę rozwoju perfum na skórze.

Podczas trzeciego testu zrzuciła pięć kilo i przywdziała melonową sukienkę stając się nutką lekką i zwinną, wirującą po jaśminowym parkiecie w płynnym flecker ze swym szafranowym partnerem.

Na czwarty test brakło mi próbki. 🙂

Najbardziej rachityczną częścią tego pachnącego tryptyku jest akord określony w nutach jako mroczny. Wyczucie kwiatu beladonny wymaga sporej dozy wyobraźni – jest ledwie śladem dzikiej zieloności na skraju zapachowego horyzontu, listkiem przyczepionym do podeszwy buta szafranowego chłopca.

Kadzidło… Jakie kadzidło?! Klasyczna, orientalna baza Fame to żaden mrok, ledwie zaciągnięcie żaluzji, by słońce nie operowało bezpośrednio na parkiecie. Akord bardzo ładny, zgrabnie poskładany, ale (w kontekście reklamy i wizerunku „gęby” kampanii) rozczarowująco zachowawczy.

I ogólnie, w kontekście mrocznej, niepokojącej kampanii marketingowej, nieadekwatnie zachowawcze są całe Fame. Kompozycja jest przyjemna, noszalna, ładna.

Mam wrażenie, że z całej tej rzekomo mrocznej serii premier, którymi uraczyli nas u schyłku lata 2012 marketingowcy – ta jest najmniej POP i zwyczajnie najlepsza. Ale honor to umiarkowany, bo zarówno Coco Noir Chanel, jak i Boss Nuit Pour Femme Hugo Boss, czy La Petite Robe Noir Guerlain bliżej do różu, niż do czerni. A takie intrygujące mają reklamy…

Data powstania: 2012

Nuty zapachowe:
Akord mroczny: trujący kwiat belladonny, kadzidło
Akord zmysłowy: miód, szafran, morela
Akord świetlisty: jaśmin Sambac, orchidea tygrysia

Trwałość: 10 – 12 godzin

  • Na wszystkich zdjęciach Lady gaga albo Lady Gaga Fame. Zdjęciami tej kobiety można byłoby zilustrować dziesiątki recenzji.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

62 komentarze o “Lady Gaga Fame by Coty”

  1. Atqa Beauty Blog | atqabeauty.com

    Od paru dni panie w Sephorze atakują Gagą, aż można zgagi dostać 🙂 Dla mnie ten zapach jest po prostu upiornie słodki i płaski. Spodziewałam się czegoś choć odrobinę drapieżnego, zadziornego, a jest dokładnie tak, jak napisałaś – walczyk.

    1. Ja po obejrzeniu wrzuconej w post reklamy (jeśli nie widziałaś TEJ konkretnie – zobacz koniecznie) dostałam gęsiej skóry i uznałam, że Gaga pokaże wszystkim palec, a ja będę musiała głośno odszczekać wszystkie lekceważące uwagi o celebryckich perfumach. Niestety, nie muszę. A naprawdę wolałabym musieć.

    1. No szkoda. Straszna szkoda.
      Gdyby zapach był taki, jak reklama wyżej, to już dawno miałabym czarne jajko. Tylko nie wiem, czy miałabym odwagę użyć, bo spot jest iście upiorny…

  2. A miało być tak fajnie,mrocznie,i upiornie,a tu proszę:(
    eh…
    Naprawdę liczyłem na coś ciekawego,wszak marketingowcy od reklamy zrobili kawał świetnej roboty.
    13 września zapowiedziana jest premiera 3 minutowego filmu reklamowego
    z czystej ciekawości zobaczę,lecz o próbkę nie będę się już zabijać:)
    Pozdrawiam
    Bezsenny:)

    1. Ależ to fantastyczne, że nie tylko ja z taką łatwością zestawiam ze sobą słowa "upiornie" i "fajnie". :)))

      Ale poważnie – liczyłam na coś innego. Po reklamie tym bardziej. jest… No upiorna. Obłędna, niepokojąca. Dająca nadzieję na zapach, który wywraca do góry nogami świat i żołądek.

      I znów – jak w Coco Noir – nie chodzi o to, że zapach jest zły. Moim zdaniem jest bardzo poprawny, wbrew zapowiedziom dość klasyczny, poważniejszy, niż Ciemna Kokota. I trwałość, i moc ma dobre… Tyle, ze po raz kolejny reklama i nazwa NIJAK się mają do zapachu.

      A bezsenność jest fajna. Można tyle zrobić w tych godzinach! Kłopot zaczyna się, kiedy łapie Cię senność. Zwykle wtedy, kiedy nie możesz sobie pozwolić na spanie.

  3. Nijakość straszna wybija z tego zapachu, a kiedy parę miesięcy temu testowałam, to oczyma wyobraźni już widziałam te średnio pochlebne recenzje. Słusznie prawisz, że sama zawartość zła nie jest, ale można było spodziewać się czegoś lepszego – równie dobrze zamiast mrocznych zdjęć reklamowych można by usadzić Gagę na różowym kucyku & wyszłoby na to samo.

    W tej kwestii (jak & w każdej, KAŻDEJ 😛 innej) Madonna znów wygrywa. Nie, nie mówię tego tylko jako psychofanka. Gdyby tylko o to chodziło, to pozostałabym przy próbce, a nie przy całym flakoniku… 🙂

    1. A obawiałam się, że za wzmiankę o różu dostanę po uszach. Uff… 🙂

      Poważnie powiadasz, że w zdobicie próbki Madonny do testów warto włożyć nieco wysiłku? jest w sieciówkach? Bo daję słowo, że się pofatyguję. Jestem bierną wielbicielką tej pani. To znaczy nie słucham, ale podziwiam. Za inteligencję, konsekwencję, pracowitość, stalowy charakter.

    2. Swoim podziwem dla M?
      No tak, ludziom słuchającym innej muzyki zdarza się "jeździć" po popularnych wykonawcach en bloc.
      Wiem, ze to cecha uznawana przez niektórych za "miękkość" charakterologiczną, ale dla mnie mnie normalny i naturalny jest szacunek, czy sympatia dla ludzi, którzy mają inny gust, inne poglądy, inne spojrzenie na świat. I na sztukę. Może dlatego, ze mój gust nigdy nie był szczególnie "normalny" i siłą rzeczy większość otoczenia miała inne zdanie? 😉

      Napiszę maila. Dziękuję. :*

  4. Perfumy celebryckie to, tak na moje oko, klasyczne wykorzystanie mechanizmu zwanego pławieniem się w cudzym blasku, bazującego na pragnieniu utożsamienia się.
    Kupując i nosząc perfumy Gagi lub kogokolwiek innego Kowalska albo Smith mogę poczuć się NICZYM Gaga, mogą, we własnej wyobraźni, poczuć że uczestniczą w splendorze, który na Gagę spływa, że uczestniczą w jej pięknie, sławie, bogactwie, talencie, czy co tam jeszcze jest produktowi o nazwie Gaga przypisywane.

    Nie znam Gagi ani jako piosenkarki ani pod żadnym innym i cenię sobie swoją ignorancję w tym względzie.
    O testowanie "jej" perfum także nie zamierzam zabiegać.
    Nie wiem co prawda czym jest sztuka i wciąż nie umiem jasno odróżnić sztuki od SZTUKI- ale wiem jedno. Celebryci są biegłymi rzemieślnikami marketingu. I nic poza tym.

    1. Aż sprawdziłam słownikową definicję słowa. 🙂
      Dlatego, ze ja mam wrażenie, że celebryta także może być artystą, czymś więcej, niż rzemieślnikiem. I wedle definicji mówiącej, że to osoba pojawiająca się w mediach i rozpoznawalna moja teoria działa.
      Klaus Kinski tez ma swoje perfumy, też jest rozpoznawany i uważam, ze jest kimś więcej, niż znającym się na marketingu rzemieślnikiem. Nawet Gaga (czy Bjork) pomimo niezwykłej dbałości o marketing, pieczołowicie stylizowanego wizerunku, działalności na pograniczu muzyki i happeningu robi kawał dobrej muzyki. Nie mojej, ale te kawałki, które znam (a słyszałam kilka ledwie) to nie jest jakiś muzyczny wstyd.

      Mechanizm, o którym mówisz rzeczywiście funkcjonuje. Dla mnie znaczenie ma też styl. Nie poczucie się "jak Gaga", lecz "buntowniczą i prowokującą jak Gaga". W każdym razie perfumy celebrytów rzeczywiście są handlem osobowością celebryty, nie zapachem zwykle.

    2. Pisząc "celebryta" przyjęłam w domyśle definicję Daniela Boorstina – celebryta to osoba znana z tego, że jest znana. Bjork, choć daleko mi do jej muzyki, znam głównie jako piosenkarkę, Klausa Kinskigo kojarzę jako aktora choć nie jestem pasjonatką kina.
      Gaga kojarzy mi się wyłącznie z dziwnymi kreacjami i ekscentrycznym, nastawionym na wzbudzenie (podtrzymanie) zainteresowania mediów zachowaniem (choć nie jestem miłośniczką ani znawcą muzyki pop). Dla mnie to produkt czasów, w których preferencje artystyczne odbiorców kształtowane są przez MTV i radiowe stacje "słupy" z przyszpiloną muzyką, wciąż taką samą, wystandaryzowaną co do długości, treści muzycznej i wokalnej. Czasów, w których sławę łatwiej zdobyć "suknią" z mięsa lub podobną "oryginalnością" niż oryginalnością czy odwagą twórczą.

      Przepraszam jeśli taka ocena kogoś uraża.

    3. Uderzyła mnie jeszcze jedna sprawa. Zgadzamy się co do tego, że ludzie kupują perfumy celebrytów by uruchomić projekcję pewnych pożądanych cech które są tym celebrytom przypisane.

      Popatrz, już nie trzeba kształtować swojego charakteru i osobowości, już nie trzeba pracować nad sobą by stać się interesującym, niekonwencjonalnym, fascynującym.
      Trzeba tylko wyciągnąć portfel, kupić perfumy, część ubrania, długopis, cokolwiek.
      Płacisz- masz.

      Simone Weil pisała kiedyś że niebo jest wtedy kiedy chcieć i mieć znaczy jedno i to samo.
      Houellebecq i Kundera pisali, że owszem, to niebo- ale szybko zmienia się w koszmar.

      A ja chciałabym ogłosić, że my nieszczęśni żyjemy w czasach powszechnej szczęśliwości.

    4. Mnie nie uraża. Raczej martwi.
      Ja definicję przyjęłam szerszą: termin odnoszący się do osoby często występującej w środkach masowego przekazu i wzbudzającej ich zainteresowanie, bez względu na pełniony przez nią zawód.
      W kwestii samej Gagi, pisałam już, że nie moja bajka, ale faktu, ze śpiewać umie znajomi nie pozwolili mi przeoczyć. W sieci znaleźć można jej koncerty na żywo, na których akompaniuje sobie tylko na fortepianie czy pianinie i naprawdę śpiewa.
      Ale w obecnych czasach śpiewanie nie wystarczy. Bo, jak pisałam, ludzie lepiej widzą, niż słyszą czy czują zapachy. :/

    5. Odnośnie Twojej drugiej wypowiedzi: ostatnio podobny temat poruszałam w rozmiowie z kumplem. Mówiliśmy o tym, jak ludzie poprawiają sobie samopoczucie. Nawet ktoś, kto niewiele sobą reprezentuje, niczego nie osiągnął i donikąd nie dąży może czuć się lepszy, niż inni. nawet bez wyciągania portfela. Wystarczy, ze wmówi sobie, że biali są lepsi od kolorowych, a on jest biały. Że męzczyźni są lepsi od kobiet, a on jest mężczyzną. Że Polacy są lepsi od obcych, katolicy od pogan, Ślązacy od goroli.
      Łatwość kupowania stylu i wyjątkowości za pieniądze ma i swoją czarną stronę: ból, jakim jest brak kasy, ciągła żądza posiadania więcej i droższych rzeczy.
      Popatrz, człowiek, który nie ma (dość) pieniędzy i marzy o rzeczach nawet nie próbuje być szczęśliwym tak naprawdę. To dopiero paradoks.

    6. A ja mam pytanie: co to znaczy umieć śpiewać? To znaczy nie fałszować? Trzymać linię melodyczną? Dysponować określonymi warunkami i umiejętnościami wokalnymi?
      Oczywiście, nie każdy wokalista popowy musi posiadać operowo ustawiony głos i koloraturę — ale posłuchałam sobie, w ramach eksperymentu, i nijak nie umiem się dosłuchać jakiejś szczególnej umiejętności śpiewania (chyba że to po prostu niefałszowanie).
      Po prawdzie wielu z moich ulubionych pieśniarzy także śpiewać nie potrafi -vide Dylan czy Cohen. Ale wcale nie mam im tego za złe.

      Kultura masowa, doskonale demokratyczna ściąga wszystko do pewnej średniej. Sztuka elitarna poczyna być śmieszna, jej nieliczni wielbiciele nie mają prawa głosu wobec myślowego terroru buntu mas. Bo sztuka jest już teraz kwestią statystyki, dokładnie tak jak to przewidział Ortega y Gasset.
      Zaczynam myśleć że muzykę Bacha czy Rachmaninowa zaczyna zaliczać się do sztuki z pewnej zakłopotanej własną nieświadomością grzeczności, albo po prostu z rozpędu. Jeszcze kilka dziesięcioleci a nawet ta kurtuazja przestanie być uzasadniona.
      Marketingowy produkt, przeżuty i wypluty koncept speców od PR i reklamy pokroju Gagi (albo innych kuriozów, możliwe że i na niższym poziomie bowiem preferowana przez kulturę masową średnia jest coraz niższa i w naturalny sposób wciąż się obniża), będzie święcił triumfy i wyznaczał nowy kanon piękna i sztuki.

      Gdy zaś mowa o sposoby na poprawienie sobie nastroju: właściwie każda nasza myśl czy postawa może być odczytywana w ten sposób. Ot, weźmy powyższe- ja nie lubię lady Gagi, jestem więc lepsza od tych którzy ją lubią.
      Każde upodobanie, każda ideologia, każda emocjonalna identyfikacja zawiera w sobie pierwiastek, o którym piszesz. Wszystko co odwołuje się do "racji" albo "prawdy" zawiera ten pierwiastek.
      Jestem katoliczką (protestantką, muzułmanką) bo uważam że to prawdziwa religia. Jestem więc lepsza od niekatolików (nieprotestantów, niemuzułmanów) bo ja mam rację a oni nie.
      Jestem libertianką (liberałką, konserwatystką) ponieważ uważam że to najsłuszniejszy światopogląd, ja mam rację pozostali się mylą, jestem lepsza od tych, co się mylą.
      I tak dalej.

      Można to przyjąć lub nie- ale w taki właśnie sposób przebiega nasza indywiduacja, wyodrębnienie się od zewnętrznego świata, nadanie sobie cech szczególnych.
      Oczywiście, mechanizm ten może być wyrafinowany i ukryty może też być prymitywny i prostacki- przykłady przytoczyłaś. Ale to dwa oblicza jednego i tego samego.

  5. buuu, jaka szkoda:( Co więcej pisać … jestem rozczarowana, nie miałaś nadziei na COŚ i słusznie jak widać,testnę przy okazji , ale już bez entuzjazmu.

    1. Tak też myślałam ;))) Ja tam też ziarno nadziei miałam, no nie spodziewałam się kfiaktów-sratków od Gagi, toż to tak jakby Nicko McBrain pociskał na cymbałkach "Kismibejbiłanmortajm" ubrany w spodnie w kancik i szelki czy coś… 😛

  6. Czekalam aż opiszesz te perfumy! Mysłałam ze zapach będzie duszący, wieczorowy, nocny taki zapierający dech, zmysłowy ale nie spodziewalam sie słodkich zapachów?? Przyznam że mimo tego mojego zaskoczenia powędruje do Sephory i "zobacze" ten zapach. A co!

    1. Ależ oczywiście, ze pójdziesz i przetestujesz. Też mam tę cechę – nawet jeśli nie mam wielkich oczekiwań, to ciekawość i tak mnie pędzi do testów. :)))

    2. Byłam wywąchałam i… niby nie mój zapach tak do końca ale coś w nim jest. Do tego stopnia że stałam sie jego posiadaczką ( mozliwe dlatego że nie znalazłam jeszcze "swoich " perfum a Chanel 5 jest dla mnie troszke " zbyt dorosła"- ot dzieciak się wypowiedział)
      Póki co wpakuję swój nosek w czarną ciecz i będę się napawać czarnym perfumem:P

  7. Cześć !

    Podejrzewałem, że rozdźwięk pomiędzy ciekawą skądinąd kampanią reklamową i designem flakonu, a samą jego zawartością, będzie duży. Co prawda nie testowałem jeszcze Fame ( co zapewne nadrobię przy pierwszej wizycie w S. – nie udam się tam jednak z premedytacją wiedziony ciekawością tego konkretnego pachnidełka ), ale Twoja recenzja tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Zresztą nie było jakąś wielką sztuką przewidzieć ten stan rzeczy, bo rynek zapachów celebryckich rządzi się swoimi, ultramerkantylnymi prawami i złożenie, że kompozycja zapachowa dorówna spektakularnej i kontrowersyjnej otoczce, byłoby co najmniej karkołomne. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że podejmiesz się zrecenzowania tego zapachu, ale skoro już recenzja została opublikowana, to potraktuję ją jako swoisty antrakt przed recenzjami zapachów przez wielkie "Z". Jeśli już jesteśmy przy zapachach względnie nowych, a do tego z mainstreamu właśnie, to zachęcam do zanurzeniu się w Hommage a L'Homme – Lalique. I z niecierpliwością czekam na recenzję nadchodzącego Heliotrope od Oliviera Durbano, który zapowiada się więcej niż interesująco.

    Serdecznie pozdrawiam –
    Cookie

    1. Ja nie lubię heliotropu. Ale z Durbano nigdy nic nie wiadomo. Róży też nie lubię. I nut morskich nie lubię. A na Citrine fujałam profilaktycznie jeszcze w fazie zapowiedzi i co? Jest piękny.

      Co do Fame – to są dobre perfumy, dobra kompozycja. Zapach ma dobre wybrzmienie, świetną moc i trwałość. Zjechanie go byłoby pójściem na łatwiznę i swego rodzaju koniunkturalizmem. Nie chcę tego robić. Po prostu Fame nijak nie pasuje ani do Gagi, ani do kampanii.
      L'Homage nie znam jeszcze. Nie nadążam. 🙂

  8. Publiczna Pralnia

    czyli kończy się jak zawsze. ja kiedyś jeszcze do Gagi żywiłam jako taki sentyment, chyba przez ten długaśny teledysk z telefonem, gdzie skakała jej beyonce i jakoś tak podobała mi się ta scena 😉 to odkąd stwierdziła, że skoro za prawdziwe futra płaci masę kasy to nie ma w tym nic złego to jakoś sympatia odpłynęła moja w siną dal.
    a co do perfum, z ciekawości w sephorze, jak prawisz, że tam nią atakują, to zobaczę, i tak prawie nic w perfumeriach mi się nie podoba, a trzeba czasem w nich przeczekać deszcz itp. tak samo czarną coco powącham, żeby tylko się utwierdzić, jaką straszną krzywdę zrobiono takiemu ładnemu flakonowi 😉

    1. Cooo takiego? Gaga promuje futra? A ja ją porównałam do Bjork?!
      Nie wiedziałam, teledysku z telefonem też nie obejrzałam do końca – znudził mnie po minucie, bo muzyka w nim taka sobie.
      Moja sympatia do lady G. właśnie popłynęła w ślad za Twoją.

  9. Czyli tak naprawdę morze obietnic i… nic poza tym. Z resztą samej Gagi nie trawię, więc żalu nie będzie 😉

  10. Zrobiłem KLIK i przeczytałem recenzje. Bardzo ładna 😉 Co do zapachu … myślę, że ta cała otoczka bardziej podziałała na włodarzy Sephory, że zdecydowali się na sprzedaż niż na normalnych (zdrowych 😉 ludzi. Dla mnie zapach tak samo zachęcający do poznania jak zapachy Bibera czy Ich troje. Czyli prawie wcale. Prawie, bo lubię zapachy.
    Pozdrawiam! I 'do poczytania' na forum! 😉

    1. O, witaj. 🙂
      Nie wiem, czy jestem zdrowym człowiekiem, ale reklama sugerująca, że zapach będzie się różnił od masowo pojawiających się na rynku różowości (seria ma więcej reklam, między innymi taką o produkcji perfum) na mnie działa.
      Topowy zapach Biebera wąchałam. I uwierz mi – jest gorszy. 🙂

    2. Różnił … no każdy o swoim nowym produkcie pisze, że to albo przełom albo najlepszy z dotychczasowych – to mnie nie bierze. Różni się wizualnie to przyznaję. Kobiety (normalne? 😉 są wzrokowcami. Mężczyźni? Podobno jeszcze więksi ;D Dla mnie zapach byłby wyróżniający gdyby po przelaniu do próbki, którą dostałaś znów był ciemny 😀 Żartuje! No a teraz to sprawdzę ten zapach, żeby wiedzieć o czym piszę 😉

    3. Nie przesadzajmy, nie każdy. 🙂
      Są pewne typy marketingu, określenia i skojarzenia, które sugerują, że nie ma się czym podniecać. Tu kampania jest naprawdę odważna, jak na perfumy. Wiem już, że celebryta może "upilnować" marketingowców. Tak, jak zrobiła to Tilda Swinton przy Like This wypuszczonym przez firmę, która zwykle robi skandalizujący marketing zapachom nieodkrywczym i dość nijakim.

  11. ancynamonka

    Specjalnie dziś wracając z pracy zawitałam do Sephory żeby poznać ten zapach skoro nawet Ty postanowiłaś coś o nim napisać. Wcześniej nie zamierzałam poświęcać tej perfumeryjnej premierze swojego czasu ale zawsze ciekawi mnie porównanie między Twoimi a moimi odczuciami, a rzadko kiedy piszesz o czymś co miałam okazję wąchać. Rozdźwięk między kampanią i wizerunkiem Gagi a zawartością flakonu jest ogromny. Zapach rzeczywiście jest "łatwo przyswajalny", myślę że nie uraziłby żadną nietypowa nutką nikogo, nie zmęczyłby, ale też nie ma w nim nic co wyróżniłby go spośród tłumu innych ani spowodowałby że za pół roku będę pamiętać jak pachnie FAME. Morelkowa nuta jest ładna i ugładzona ale o ileż bardziej zapadła mi w pamięć morela z Casmir, Hypnotic Poison czy Yvresse.

    1. Ha! Czyli odbieramy zapachy (a przynajmniej ten zapach) podobnie. Miło mi z tą wiedzą. :)))
      Ancynamonko, powiedz jeszcze, czy też odniosłaś wrażenie, ze on jest relatywnie dobrej jakości? Sprawnie (choć nie odkrywczo) poskładany i pachnący… Nie wiem, jak to ująć – nie tanio, nie plastikowo?

    2. ancynamonka

      Sprawnie poskładany to chyba akuratne określenie…:) Ja też bym określiła Fame jako przykład dobrego perfumeryjnego rzemiosła które ma szansę znaleźć swoich odbiorców nie tylko wśród fanów Gagi;) ale dla mnie brak mu odkrywczości. Być może jestem dziwna ale lubię jak w perfumach jakaś nuta wypełza przed szereg czasem niesfornie do nas mrugając czasem z premedytacją ciągnąc mocno za nos 😉 Idealną harmonię doceniam także ale takich ładnie poskładanych zapachów nie umiem nosić często i nie odbieram ich jako "swoje" Ubieram takowe tylko przy bardzo formalnych okazjach kiedy próbuję stworzyć wrażenie że też jestem taka poukładana jak i mój zapach;) Na codzień wolę sobie pachnieć perfumami z wyraźnym "motywem przewodnim":)
      Fame jest dla mnie właśnie przykładem ugłaskanej harmonii między nutami kwiatowymi a owocowymi.I to ugłaskanie i spokojna uroda zapachu są nie na miejscu przy takiej kampanii i takiej osobowości jaką ma być Gaga.

    3. Lepiej bym tego nie napisała. Dokładnie takie mam wrażenie i dokładnie w ten sposób wybieram perfumy. Szukam w nich ruchu, jakiejś opowieści, pulsu.
      I przyznaję, że tez mi się zdarza na szczególne okazje przebierać się w zapach skrajnie poukładany, statyczny.
      Bardzo, bardzo Ci dziękuję. Czytając Twój komentarz czułam głębokie, olfaktoryczne pokrewieństwo. 🙂

  12. Madzik Monster

    Jeszcze nie testowałam, powąchałam tylko otwór:D, bo nie miałam już miejsca na nadgarstkach. Zafascynowało mnie połączenie flakonu w kształcie jaja i czarnego płynu;)

  13. Rincewind99

    Wydaje mi się, że nie było innego wyjścia – ten zapach musiał być zachowawczy, bo inaczej prawdopodobnie by się nie sprzedał. Mainstreamowe perfumy zwykle powinny być "ładne", a wielu ludzi odbiera zapachy dość powierzchownie (wiem po sobie – dopiero gdy zaczęłam się tym interesować widzę, jak mi się ten zmysł rozwinął, wcześniej umykało mi bardzo wiele). Niby jakiś pazur w tych perfumach jest – strona wizualna oraz np sposób, w jaki są reklamowane – ale wciąż to jest takie bezpieczne. Dokładnie tak samo jak image Gagi – niby skandalistka, ale tak naprawdę wszystko musi mieścić w takich granicach, by sprzedało się jak najlepiej.

    1. Wiem, wiem. To dotyczy wszystkiego, co trzeba sprzedać w dużych ilościach. Niestety. Taki świat. Wielkie biadolenie nad tym zjawiskiem odwalałam przy okazji posta wprowadzającego do recenzji Chanel No.5.
      Zerknij tu: http://sabbathofsenses.com/2011/09/powazne-rozwazania-i-perskie-oko-na.html

      Co do zmiany sposobu odbioru perfum – też tak miałam. Dosłownie czułam, jak otwierają mi się noew szufladki, w światło wchodzą kolejne nuty, których wczesniej po prostu nie widziałam. Jak gdyby ciąg niezrozumiałych, czarnych znaczków stawał się tekstem czy matematycznym równaniem. Niesamowite wrażenie!
      Ciągle nie czytam biegle, ale mam z tego mnóstwo frajdy. 🙂

    2. Podpinam się pod wypowiedź Ricewind, że większość popularnych perfum to kompozycje uniwersalne, ale nudne 🙂
      Nawet moje ulubione perfumy Hugo Bossa (jestem ciekawa czy zgadniesz które) są ładne, ale bardzo proste w odbiorze 🙂

  14. Publiczna Pralnia

    aż przelotem pobiegłam do sephory zobaczyć ten twór. nie miałam odwagi psikać sobie ciała, już na pewno nie zgięcia łokcia, szczególnie, że rano użyłam już velvet forest wood. psiknęłam na bloter i aż mnie zęby ze słodyczy rozbolały! dla mnie sława gagi to pięciolatka, którą co najwyżej "Sławką" nazwano, która dostała kieszonkowe i pobiegła wydać wszystko na cukrowe lizaki.

    1. Jak dla mnie babka, która chce się wszystkim podobać, więc wdziewa piękne wdzianka i wszystkim słodzi. Głupia nie jest, ale nie potrafi się zdecydować na bycie sobą.

  15. Crumbs of Beauty

    Wiem, że jestem opóźniona ale dzisiaj będąc w Krakowie przypomniałam sobie o Twojej recenzji tego specyfiku i poleciałam do Sephory go przetestować. Poświeciłam nawet kawałek przedramienia (wiem, ze to nie fachowe ale ja fachowcem nie jestem) i się psiknęłam.
    Pierwsze akordy to gwałt i zabójstwo na moich zmysłach. Jeszcze nigdy żadnemu ludzkiemu zapachowi nie udało się tak szybko wywołać u mnie początków migreny i mdłości. Chwilę się zastanawiałam co mi to przypomina i nagle olśnienie – świeżo napoczęty wunderbaum. Później było tylko gorzej bo czułam się jakbym siedziała w starym, ciemnym, dusznym kościele między starszymi paniami w przeżartych przez mole futrach, które zapach naftaliny chcą ukryć pod tanimi "perfumkami" z bazaru. Więcej się to tego tworu zbliżać nie będę.

    1. SexiChic, przepraszam Cię, ze odpowiadam dopiero teraz. Umknął mi ten komentarz. 🙁
      No cóż, wypada też przeprosić za skuszenie Cię na testy. Wybacz. 🙁 Na mnie on nie jest tak syntetyczny, ale sugestywny opis i porównanie z Wunderbaumem spowodowały, ze moja wyobraźnia zareagowała, a po niej i żołądek. Masz talent. 🙂

    2. Crumbs of Beauty

      Absolutnie się nie gniewam:) Domyślam się, że nie czekasz z niecierpliwością na każdy kolejny komentarz ciągle klikając "odśwież", żeby natychmiast na niego odpisać a w natłoku codziennych planów może się tak zdarzyć, że coś nam umknie, o czymś zapomnimy…
      Nie masz za co przepraszać. Sama jestem sobie winna, że się nim popsikałam. Z resztą to było bardzo pouczające doświadczenie, bo już wiem jak różny mamy odbiór zapachów i muszę przyznać, że teraz mam ochotę na więcej. Nic tylko czytać Twoje recenzje i testować samemu. Ciekawe rzeczy się wtedy odkrywa.
      Muszę się jednak z Tobą zgodzić, że Fame ma w sobie trochę z dziewczynki. Na samym końcu, zanim zniknął pachniał mi cukierkami – to był jedyny miły akcent tego cudaka.
      Dziękuję za komplement:) No cóż piszę u mistrzyni to trzeba się postarać i dać z siebie jak najwięcej przy opisie.

  16. To jedno z większych rozczarowań ostatniego czasu. Naiwnie łudziłam się, że ktoś stworzy popularny dostępny zapach "z wykopem" Niestety dla mnie to zapachowa trauma. Na mojej skórze to fura owoców. I tak jak kwiaty lubię ale nie noszę tak zapachów owocowych po prostu nie znoszę o ile nie są doprawione taczką przypraw. Fame na mnie to coś z rodziny escad sezonowych, tak żałowałam miejsca na skórze które poświęciłam na testy! jeszcze na domiar złego musiałam chodzić z tym cały wieczór i rękaw płaszcza pachniał jeszcze długo długo po. Brrrrrrr….

    1. Taaa… Trwałość zapachu NIE ZAWSZE jest zaletą, prawda? 🙂

      Ja po Fame nie oczekiwałam niczego, dopóki nie zobaczyłam reklamy. Potem przez jakiś czas oczekiwałam, a potem powąchałam… :]

  17. To co Cię rozczarowało to główny powód sprzedawalności tych perfum. Reklama MUSI obiecywać coś wyjątkowego (tutaj – zgodnego z wizerunkiem Lady Gagi), natomiast sam produkt musi się nadawać dla zwykłych ludzi. Jeśli miałby być taki jak Gaga – kupiłoby go niewiele osób. Jeśli jest taki jaki jest – kupi go mnóstwo ludzi wielbiących Gagę… I dostaną miękką papkę, a media będą im wmawiać, że przez to sięgają po ekstrawagancję. Bo ludzie zawsze chcą z jednej strony nie wyróżniać się z tłumu, a z drugiej być właśnie jak Lady Gaga – szaleni, "prawdziwi" i niecodzienni. Tylko jak to zrobić chodząc codziennie do pracy w spódnicy w ołówek i koszuli?
    Bardzo prosto. Dać sobie wmówić, że zwykłe perfumy, sygnowane podpisem celebryty zmieniają ich image. Bo zmieniają – w ich głowach. Bo w rzeczywistości jak było tak jest. Tylko zwykle na koncie po takich zakupach jest dużo mniej pieniędzy 😛

    Swoją drogą, nie wiedziałam, że masz bloga o perfumach 😀

    Ściskam, Strzyga (:

    1. Napisałaś dokładnie to, co na ten temat myślę. Krótko i do rzeczy. Ludzie nie chcę być buntownikami, chcę się tylko za lepszych od "szarej masy" uważać. A perfumy celebrytów sprzedają gotowy wizerunek. :]
      Inna kwestia, że chyba da się być kimś szalonym, prawdziwym i niecodziennym chodząc codziennie do pracy w garniturze, czy garsonce. Tylko trzeba uważać, żeby nie dać się wtłoczyć w schemat.
      I mieć coś ważnego poza pracą. 🙂

      Też nie wiedziałam, ze masz bloga. Idę zwiedzać. 🙂 I witam Cię serdecznie – mam nadzieję, że zajrzysz czasem. 🙂

  18. Testowałam ten zapach wczoraj. I powiem tak: podoba mi się, nawet bardzo, ale brak w nim oryginalności, jakichś kontrowersyjnych nut, z których słynie Gaga, brak tego "pazura". Opakowanie w ogóle nie współgra z tym, co w środku. Według mnie to całkiem niezły zapach na co dzień, ale po Gadze spodziewałam się czegoś więcej.

    1. Mam dokładnie takie same wrażenia. To nie są złe perfumy. tylko tak zupełnie nie przystają ani do gagi, ani do reklamy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy