Eugénie de Montijo część druga: Violette Imperiale Historiae


Zapraszam na drugi odcinek opowieści o nieszczęsnej arystokratce o hiszpańsko - szkockich korzeniach Eugenii Marii Ignacii Augustinie Palafox de Guzmán Portocarrero y Kirkpatrick de Closeburn, która do historii przeszła jako Eugenia de Montijo - ostatnia cesarzowa Francuzów.
Pisałam wczoraj sporo o urodzie Eugenii. Dzisiejszy wpis będzie nawiązaniem do tematu, albowiem rzecz wcale nie jest taka oczywista, jak mogłoby się wydawać.

 

Nawet za swoich czasów Eugenia określana była jako pulchna. Z obrazów spogląda na nas krągłe liczko Amorka - o ciężkich powiekach istoty biernej, obojętnej na dziejące się wokół wydarzenia. 

Przeglądając materiały dotyczące cesarzowej odnoszę dziwne wrażenie, że de Montijo piękna jest wyłącznie na płótnach specjalizującego się w portretach członków królewskich rodów Franza Xavera Winterhaltera - czyli na prawie wszystkich portretach, na jakich została uwieczniona, niewielu bowiem innych malarzy dostąpiło zaszczytu malowania pyzatej cesarzowej.


 

Z obrazów pędzla Claude Dubufe i zdjęć z okresu panowania spogląda na nas kobieta z podwójnym podbródkiem i rysach nadmiernie złagodzonych przez ewidentną skłonność do otyłości. Buzia przyjemna, ale różna od piękności z obrazów Winterhaltera. 

Późniejsze fotografie i dagerotypy dokumentują los kobiety samotnej, skazanej na życie poza granicami kraju, którym niegdyś współrządziła. Eugenia z czasów wygnania to pospolitej urody kobieta o smutnych oczach. Czemuż więc historycy i kronikarze jej życia z takim uporem trwają przy wychwalaniu jej piękności? Czyżbyśmy nie potrafili mówić dobrze o kobietach bez odnoszenia się do ich fizyczności?


Odpowiedzi nasuwają się dwie. Pierwsza jest taka, że jeszcze sto z hakiem lat temu strój, fryzura i biżuteria potrafiły uczynić pięknością każdą przeciętnej urody kobietę. W strojnych kreacjach każda dama olśniewała urodą na tle szarej, ubogiej masy pracujących po kilkanaście godzin dziennie kobiet.

Po drugie zaś, rzeczywiście pisząc i mówiąc dobrze o kobietach do dziś czujemy silny imperatyw podkreślenia ich urody. Przez wieki o mężczyznach pisało się, że dzielny, mądry, potężny czy chociażby silny. A o kobietach, że piękna i ewentualnie cnotliwa.

Jeśli o jakiejś władczyni nie pisano, że piękna oznaczać to musiało wyjątkowo rzucający się w oczy brak przymiotów fizycznych. Albo... Albo, że była czymś więcej. Bo czyż o (ślicznej przecież za młodu) Sophie Friederike Auguste zu Anhalt-Zerbst-Dornburg znanej jako Katarzyna II Wielka pisze się, że piękna? Po cóż, skoro była Wielka? Z resztą samą Zofię - Katarzynę zaprzątały kwestie wagi państwowej, nie zaś kwestia własnej... wagi.


Ale nie o Katarzynie dziś będę pisała, choć daję Wam słowo, że mogłabym długo. A perfumy na miarę Katarzyny... Ach, cóż to byłaby za moc! I finezja... I ogień.




Umiarkowanie wołające o pomstę do nieba


Imperialny Fiołek to opowieść o Eugenii, którą można polubić. Sprzed urodzenia dziecka, kiedy jeszcze jej stosunki z mężem były dobre; z czasów, kiedy młoda cesarzowa nosiła piękne suknie, eksponowała ponętne ramiona i bywała na balach. Kiedy znajdowała czas i chęci na to, by prowadzić przemyślaną, konsekwentną działalność dobroczynną i kiedy jeszcze cieszył ją sam fakt bycia cesarzową. 

Violette Imperiale to Eugenia z nadzieją patrząca w przyszłość. Przynajmniej początkowo...


Otwarcie jest pogodne, subtelnie owocowe, żywe. Słodka pomarańcza złożona z łagodnym akordem kwiatowym i zadziorną nieco, choć dyskretną nutką zgniecionej wraz z listkami porzeczki. Pierwsze chwile z Imperialnym Fiołkiem to wyprawa w przeszłość: opowiadają o Eugenii, która nie marzy jeszcze o koronie i zaszczytach.

Nutą, która daje zapachowi charakter i stanowi główny wątek tej olfaktorycznej opowieści jest tytułowy fiołek. Początkowo lekki i świeży, płynnie "wynikający" ze słonecznego otwarcia - zmienia się wraz z opowieścią łagodnie przechodząc od zieloności w blady fiolet. Zapach łagodnieje, uspokaja się, przygasa. Pełne życia otwarcie zostaje utemperowane, ułożone, przypudrowane - dziewczynka staje się damą.


Violette Imperiale zmienia się jak dziewczyna (w przypadku Eugenii dziewczynka, bo miała wówczas osiem lat) oddana do szkoły o surowym regulaminie: traci spontaniczność. Czyste, pełne pogodnej energii nuty otwarcia rozbielone zostają jasnymi kwiatami, żywy początkowo fiołek blednie i zmierza w stronę nut pudrowych, cichych jak kroki na puszystym kobiercu.

Stanowiąca subtelne połączenie sandałowca i wanilii z jasnym, kosmetycznym piżmem baza nie zmienia charakteru kompozycji. Jest ledwie cieniem bladych płatków. Ciepłym lecz nie wykraczającym poza rygory dworskiej etykiety uśmiechem, który sprawia, że cesarzową można polubić, lecz trudno pokochać.

 

Trudno powiedzieć, by zapach Violette Imperiale był nieładny, czy smutny. Trudno też powiedzieć, by był wesoły. Zwyczajne, plebejskie radości i smutki nie przystoją cesarzowej - ta największe nawet emocje przeżywa powściągliwie i w ciszy. I właśnie ta powściągliwa cisza jest najistotniejszą cechą kompozycji, czyniącą ją udaną i nieudaną zarazem.

Dlaczego udaną? Bo senna, pulchna Eugenia mogłaby tak właśnie pachnieć. Blado, pudrowo, spokojnie.
Dlaczego nieudaną? Bo takie blade, pudrowe Eugenie zajmujące są przez kwadrans, nie dłużej. Zapach znudził mnie więc tuż po tym, jak zgasły w nim ostatnie promyki otwarcia.


Data powstania: 2012
Twórca: Constanta Michauxa
Trwałość: 5 - 6  godzin. Projekcja umiarkowana.

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: pomarańcza, czarna porzeczka, brzoskwinia
Nuty serca: fiołek, irys, malina, ylang-ylang
Nuty bazy: wanilia, piżmo, ambra, sandałowiec  


* Tytuł inspirowany jest cytatem z "Tako rzecze Zaratustra" Fryferyka Nietzschego: "To nie grzech wasz - to wasze umiarkowanie woła o pomstę do nieba".
  • Wszystkie ilustracje z wyjątkiem czwartej przedstawiają Eugenię de Montijo. Portret drugi pędzla Claude Dubufe, szósty i ostatni oczywiście malowane przez Franza Xavera Winterhaltera.
  • Czwarte zdjęcie przedstawia Katarzynę II Wielką. Autorem portretu jest Louis Caravaque.

Komentarze

  1. NO I O TO MI WŁAŚNIE CHODZIŁO! To miałam na myśli pod poprzednim postem z tej serii, a tam od razu gromy na głowę, że kanon, że gusta i inne takie :P
    A sam zapach? Chyba troszeczkę zbyt zachowawczy i powściągliwy jak dla mnie. Brak mi tej iskry o której już pisałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I DLATEGO PISAŁAM, ŻE WŁAŚNIE ZASPOJLEROWAŁAŚ MI WPIS. :DDD
      Wstęp miałam już gotowy, kiedy przeczytałam Twój komentarz i pomyślałam, że nasze myśli chodzą tymi samymi drogami. Żebyś widziała, jaki miałam uśmiech czytając to, co napisałaś.

      Zapach niespecjalny. Ładny, spokojny, ale jakiś taki bez wyrazu.

      Usuń
    2. Już Ci kiedyś pisałam, ze ja wiedźma jestem ;)

      Usuń
    3. Jesteś, jesteś. I to jest komplement. :)

      Usuń
  2. Niemal za każdym razem zadziwia mnie Twój opis zapachu. Tak jak i teraz :)
    Nie znam tych perfum, ale i tak lubię o nich poczytać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo. Staram się jak mogę ułatwiać Wam poznawanie perfum, o których piszę przez rozdania. Zawsze to jakiś postęp w stosunku do czytania. :)

      Usuń
  3. O rany słabo mi jak patrzę na te pierwsze zdjęcie zagorsetowanej damy . Bleeee odruchowo przypomina mi się opis wszystkich deformacji z tym związanych. Aż dziw, że kobiety tak późno przestały nosić te paskudztwa.

    Też pomyślałam o tym że na tle szarego pospólstwa królowa w tych wszystkich szatach musiała wyglądać lepiej, tak na zasadzie kontrastu. Za to nadworny portrecista pełnił rolę dzisiejszego photoshopa :P.

    Przyszła mi jeszcze do głowy inna rzecz. Nieraz zastanawiałam się nad fenomenem "urody" niektórych lasek jak jeszcze chodziłam do szkoły w sumie nie były to chodzące ideały ale coż blasku dodawało chodzenie np z najprzystojniejszym chłopakiem i nie wiem dajmy na to sporo kasy pozwalajacej szpanować super ciuchami. Nosz klasyka. Potem po prostu wszystcy wiedzieli że dana osoba jest piękna. choć jakby wyjąć ja poza nawias tego środowiska to w sumie uroda przeciętna. Mam takie wrażenie, że za tamtych czasów to działało tak właśnie, żona króla= +60% do urody, zręczny piar i nadworny portecista photoshopujacy portety=+30%, osobowość bierna i uległa(ideał kobiety )=+ 10%

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak późno przestały, bo to faktycznie czyni cuda z figurą. Oczywiście nie aż tak bardzo zaokrągloną, jak figura Eugenii - w tym przypadku efekt jest raczej karykaturalny.

      Nad fenomenem "urody" sama się czasem zastanawiam. Pozytywny wniosek jest taki, że uśmiech, osobowość, bycie miłym często są ważniejsze, niż obiektywna uroda. Osobę pogodną, niezrzędliwą i robiącą wrażenie pewnej siebie ludzie będą odbierali jako ładniejszą, niż identycznie wyglądającego mruka. I to cieszy. :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty