Trzy po trzy: Oud Moods Maison Francis Kurkdjian


Wyobrażam sobie Waszą reakcję na tytuł posta: kobieta jaja sobie robi - najpierw przez tydzień się obija, a teraz bezczelnie obwieszcza, że zamierza pleść "trzy po trzy". :)

Uwierzcie, to nie jest tak, jak się w pierwszym momencie wydaje. Nie obijam się - to był pracowity i dobry tydzień. Także perfumeryjne - o czym lada dzień. A tytułowe "Trzy po Trzy" nie oznacza, że będę bezmyślnie paplać o niczym, lecz zapowiada serię wpisów obejmujących trzy perfumeryjne trylogie, które pojawiły się ostatnio w Quality: trzy zapachy z serii In the Garden of Good and Evil by Kilian, trylogię Veni, Vidi Vici Histoires de Parfums i oudową serię Francisa Kurkdjiana. A zacznę od najnowszej propozycji. Oud ma u mnie fory. Ani się tego nie wypieram, ani nie wstydzę.


Jakąż nową historię można opowiedzieć oudem? Czy w ogóle da się powiedzieć coś nowego w tym temacie?
U schyłku fali oudomanii takie pytania są nieuniknione. I pisząc o schyłku nie mam na myśli sytuacji, w której perfumy z nutą oudu znikną z rynku, czy przestaną być popularne i pożądane. Oud na stałe wszedł w kanon nut i tak, jak po fali zachłysnięcia się aldehydami w latach 30 ubiegłego wieku pozostały one "w puli" składników perfumeryjnych używanych powszechnie i lubianych, tak pozostanie w niej i oud. Na szczęście.
Chodzi mi raczej o to, że pasjonaci śledzący perfumeryjne trendy zdają się już nieco znudzeni oudem. Nawet u mnie - osoby, której miłość do oudu wyprzedziła modę i która pojawienie się agarowej mody obserwowała z pożądliwym drżeniem rąk i serca - kolejne perfumy z czarnym złotem perfumiarzy nie budzą już takiej ekscytacji, jak kilka lat temu. Ale i tak testuję. Z nadzieję na zachwyt. A jakże. :)

Francis Kurkdjian dowiódł już, że potrafi pracować z oudem. Ba! Dowiódł także, że potrafi z tego składnika wyciągnąć wrażenia i emocje, jakich nikt inny w nim nie odnalazł. Debiutujący w roku ubiegłym Oud jest dziełem sztuki - misternym, nowatorskim, złożonym z wyczuciem godnym geniusza.
Seria Oud Moods nie w tę stronę sięga. Eksploruje obszary dawno odkryte, złożenia klasyczne i wielokrotnie już przez perfumiarzy wykorzystywane. Tym razem Kurkdjian opowiada historie powszechnie znane: oud z różą, oud animalny, oud drzewny. Tyle, że robi to z właściwym sobie wyczuciem i kunsztem. Jego Nastroje są eleganckie jak ludowe baśnie w interpretacji Charlesa Perrault i technicznie doskonałe, jak mazurki Chopina. I drogie. Jak oudy z oudem w składzie.





Silk Mood
Jedwabna Róża

Najbardziej oczywiste z zestawień. Oud i róża. Dwa aromaty o potężnej mocy - wonie działające na wyobraźnię jak magiczne eliksiry. I jedwab w tytule... Pewniak, czyż nie?

 

Jedwabny Oud Francisa Kurkdjiana zasługuje na swą nazwę - choć bardziej na jej jedwabną, niż oudową część.

Akord otwierający jest jędrny jak świeże płatki róży, ciepło chłodny jak dotyk surowego jedwabiu. Łączy głębię nut drzewnych z żywością aromatu bułgarskiej róży. Barwę ma głęboką jak wino syrah, przełamaną kroplą zieleni podobnie, jak krągłość młodego syrah przełamana jest cierpkością. Tworzy wizję kompletną: opowiada barwę, fakturę, temperaturę... I każdy z głosów tej wizji opiewa różę.

Podobnie brzmiące złożenie opisywałam już recenzując Dark Rose Czech & Speake i (bardziej nawet) uwodzicielską Rose Anonyme Atelier Cologne. Papirus, róża, oud - to już było. Wyraźnie wyczuwalny w kompozycji szafran także nie jest niczym odkrywczym w tym zestawieniu. Mogłabym napisać wiele ciepłych słów o pierwszych godzinach w jedwabnym nastroju, lecz byłyby to słowa "używane". Bo o róży przełamanej zielenią pisałam już nie raz.


Dopiero pojawiająca się dyskretnie gdzieś w trzeciej godzinie życia zapachu na skórze baza zmienia mój odbiór kompozycji i sprawia, że z chłodnego krytyka przeistaczam się w konesera. Niezwykły, niespotykanie łagodny, przełamany sandałowcem, ambroksanem i orzechową paczulą oud przypomina, wspomniany już, pierwszy Oud Kurkdjiana. Jest równie subtelny i przyjemnie ciepły.

Silk Mood rzeczywiście zachowuje się jak jedwab. Chłodny w pierwszym kontakcie, z czasem rozgrzewa się i staje prawdziwą pieszczotą dla zmysłów. Nie jest to jednak pieszczota erotyczna, rozgrzewająca krew i rozpalająca wyobraźnię. Ułożone na skórze Silk Mood nosi się komfortowo jak jedwabną odzież - z poczuciem wygody i luksusu zarazem.


Jedwabna kompozycja Kurkdjiana to zapach dla osób lubiących perfumy zmienne, ewoluujące; w sposób wyraźny zmierzające dokądś, przechodzące na skórze efektowną przemianę. A także zdecydowanie dla miłośników róży. Dla miłośników oudu stworzone zostały kolejne kompozycje serii.


Data powstania: 2013
Twórca: Francis Kurkdjian

Nuty zapachowe:
oud, bułgarska róża, rumianek, papirus



Cashmere Mood
Przechadzka w futrze


Kaszmirowy Oud to ukłon w kierunku miłośników oudu zwierzęcego. Skórzaste labdanum pełnię zwierzęcego uroku zyskuje dzięki charakterystycznemu dodatkowi benzoesu i piżma (piżmianu zapewne). Zwierzęcość ową genialnie zaostrzają nutki przyprawowe (gałka muszkatołowa, pieprz, jagody pimentu) i akcent eteryczny przypominający złożenie lukrecji z eugenolem.

Oczywiście musimy wziąć poprawkę na to, że to Kurkdjian. Próżno oczekiwać w Cashmere Mood bezpardonowości charakteryzującej kompozycje Laurie Erickson czy Josha Lobba. Cashmere Mood jest elegancki. To nie dziki zwierz biegnący przez knieję - raczej człowiek w futrze wolnym krokiem wchodzący na szczyt wzgórza, radujący się wiatrem we włosach, lecz nie planujący wyprawy na kraniec świata.


Z czasem wyprawa staje się ciekawsza. Wszędobylski wiatr podstępnie wsuwa chłodne palce do rękawów i za kołnierz, zmęczenie zaciska zęby na nieprzywykłych do wysiłku mięśniach. Stajemy na szczycie kolejnego wzgórza, radując się istnieniem rozgrzanego wysiłkiem ciała i ożywczym chłodem powietrza wlewającego się do płuc. Futro kołnierza łaskocze w policzki, skórzane rękawiczki kleją się do spoconych dłoni. A na sąsiednim wzgórzu widać już dom...

Ta chwila wytchnienia ma właśnie Nastrój Kaszmirowy. Kompozycja Kurkdjiana łączy przestrzeń budowaną przez wytrawny akord przyprawowy z naturalizmem nut stylizowanych na zwierzęce, miękkością czającej się w bazie wytrawnej wanilii i nieoczywistą zmysłowością agaru.


Cashmere Mood przypomina mi w pewnym stopniu Pure Oud by Kilian: swoją szlachetnością, "akuratnością" i brakiem zwalistości. Podobnie jak Pure Oud Kiliana, Cashmere Mood nie epatuje agarem, nie pcha nam w nos czystej nuty, lecz bawi się ideą agaru ubranego w opowieść. Tym razem jest to opowieść o przechadzce w futrze, chłodnym wietrze i o powrocie do ciepłego domu.


Data powstania: 2013
Twórca: Francis Kurkdjian

Nuty zapachowe:
oud, labdanum, benzoes, wanilia



Velvet Mood
Lew kanapowy

 

Ostatni z nastrojowych oudów Francisa Kurkdjiana jest zarazem moim ulubieńcem w serii. Z przyczyn kilku, z których pierwsza jest taka, że oud jest tu najbardziej oudowy, wyrazisty i dosłowny. W sumie dla oudofila wystarczy, ale na tym nie koniec.

Druga jest taka, że towarzyszy mu ciepły, szorstki, nieco drapieżny akord przyprawowy zbudowany na pikantnym cynamonie cassia (tym tańszym, ale zapachowo znacznie ciekawszym, niż ciasteczkowy cynamon cejloński). Trzecią przyczyną jest na wskroś drzewna, prosta jak decha baza zbita z cedru i brzozy. Cień paczuli kładący się na aksamitnej kompozycji Kurkdjiana i pojawiające się w trzeciej, czwartej godzinie trwanie zapachu na skórze głębokie, dymne akcenty to tylko wisienki na torcie.

 

I znów - Ameryki Kurkdjian tą kompozycją nie odkrywa, granic nie przesuwa, nowych trendów nie wyznacza. Dorzuca kolejny zapach do kategorii "surowy, drzewny oud". Rękę Kurkdjiana znać w tym, że owa surowość nie staje w sprzeczności z "noszalnością" kompozycji.

Velvet Mood układa się na skórze trochę jak baza Oud 27 Le Labo, ewentualnie jak aplikowany z umiarem Wonderwood Comme des Garcons, zachowuje jednak charakter serii - jest elegancki. W otwarciu pachnie jak drewniana tapicerka w drogim samochodzie, w sercu trochę jak boazeria w stylowym gabinecie, a w głębokiej bazie jak świeże drewno ułożone w ciepłym jeszcze, okopconym kominku. Eleganckim, oczywiście.


Data powstania: 2013
Twórca: Francis Kurkdjian

Nuty zapachowe:
oud, cynamon, szafran



Seria Oud Moods budzi we mnie uczucia ambiwalentne. Z jednej strony każdy kolejny oud cieszy. Szczególnie oud dobrze poskładany.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że Kurkdjian nie jest miłośnikiem oudu i swoje oudowe kompozycje nie do oudofilów adresuje. Że są one wynikiem kalkulacji, które wykazują, że oudowego trendu zignorować nie można, a przynajmniej nie należy. Bo modni ludzie chcą pachnieć Oudem. Nawet jeśli w rzeczywistości niekoniecznie chcą pachnieć oudem. ;)

Nie o to jednak chodzi. Ani nawet nie o to, że agarowe kompozycje Kurkdjiana są akuratne w dobrym i niedobrym znaczeniu. Chodzi o to, że Nastrojowe Oudy Kurkdjiana są zwyczajnie średnio trwałe, a projekcję mają, jak na ten typ kompozycji, słabą. Przynajmniej w kontekście oudów Royal Crown czy LM Parfums (o Black Afgano Nasomatto nie wspominając). To samo doskwierało, wspomnianemu wyżej, Pure Oud by Kilian.

Parę lat temu przymknęłabym na to oko i po prostu kontentowałabym się urokiem opowieści i kunsztem Twórcy. Teraz, kiedy w oudach możemy przebierać jak w ulęgałkach, człowiek staje się wybredny. Cena 1150 zł za 70 ml mnie osobiście skutecznie odwodzi od myśli o własnym flakoniku Velvet Oud. I nie byłoby to szczególnie niezwykłe, gdyby nie fakt, że myśl o fakonie My Oud Royal Crown za 1730 zł nie opuszcza mnie od paru miesięcy, a wart tysiąc złotych flakon Black Oud już popełniłam...


Źródła ilustracji:
  • Pierwsze zdjęcie promocyjne.
  • Drugie to darmowa tapeta do pobrania tu: KLIK.
  • Trzecie jest dość powszechne w sieci. Znaleźć je można między innymi TU i TU.
  • Czerwony jedwab ze strony z darmowymi teksturkami na telefon: bgfons.com.
  • Zdjęcia ilustrujące recenzję  Cashmere Mood pochodzą z sesji zdjęciowej "Inverno" (Zima) dla włoskiego magazyny Flair. Autorem zdjęć jest Jean Francois Campos.
  • Recenzję Velvet Mood ilustrują materiały promocyjne z filmu "Król Lew". 



Komentarze

  1. he he Sabb, cóż za koincydencja dusz... :) też miałem okazję poznać nowe Franciszki i w sumie Silk Mood spodobał mi się najbardziej... ale pomimo najlepszych chęci i najwykwintniejszego blotera pod słońcem cóż nowego i przełomowego można wyczarować z oudu i róży? mi ten przepiękny duet niemal zupełnie spowszedniał i zdewaluował tak jakby zupełnie straciła swą magię wigilijna zupa grzybowa mojej mamy, jedzona 7 dni w tygodniu przez bite dwa miesiące...
    ściski pirath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie aż tak ;) ale coś w tym jest. Wciąż z przyjemnością używam AOUD Micallef czy Midnight Oud JHaG, ale do nowych propozycji mam spory dystans.
      Moim faworytem jest kanapowiec. Ale też bez szału...

      Usuń
  2. Kupiłam zestaw próbek, i szybciutko oddałam - bardzo lelawe są te oudy. My Oud i Black Oud powalają na kolana (każdy pachnie na mnie inaczej) - a tutaj mamy niemrawe zapaszki. W sumie dobrze, bo ostatnio, po kilku testach, zapragnęłam Black Afgano (ale moja skóra chyba łagodzi zapachy, bo Afgan jest na mnie kremowy do obrzydliwości, a oud czuć dopiero po kilku godzinach - ale mnie ta kremowość ciągnie bardzo...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Lelawe" - LOL. Podoba mi się to określenie.
      I masz rację My Oud i Black Oud powalają. Tez nie są jakoś powalająco oryginalne przecież, a jednak zapierają dech. Kiedy kupiłam flachę Black Oud, nawet nie pomyślałam o rozbiórce. Zamierzam wyużywać go sama. Z rozkoszą. :)

      Usuń
    2. I jeszcze słowo o Afganie - na mnie też jest kremowy. Pisałam o tym, ze nie dość, ze kremowy, to jeszcze wcale nie bardzo czarny. Ale uwielbiam go...

      Usuń
  3. o tak kremowość a nawet oleistość Afgano to jego największy atut ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no nie przeczę:) Tylko czytając recenzje, spodziewałam się mroku, czerni, trwogi...a dostałam kąpiel w mleczku migdałowym (dawno temu była taka seria Eris - mleczko migdałowe - mleczko to demakijażu było tłuste i ciężkie, i z tym mi się Afgan kojarzy). Co nie zmienia faktu, że chcę mieć flaszkę:) Może na dzień dziecka mi małżonek sprezentuje (lubimy celebrować dobrym jedzonkiem z winkiem i prezentami wszelkie okazje, nawet nie do końca nasze:P)

      Usuń
  4. Oud od Kurkdjiana jest cudny, no piękny po prostu. A tych trzech Oud Moodów jeszcze nie znam... ale ten z różą pewnie będzie za różany, a reszta, no sama nie wiem, okaże się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podpowiem że wszystkie trzy są oudowo różane, czyli przełom i innowacja goni w piętkę ;)

      Usuń
    2. Pierwszy Oud od Kurkdjiana i mnie zachwycił. te już nie. Nie odbieram ich wszystkich jako różane, ale jednak wszystkie jako umiarkowanie odkrywcze. A tamten odkrywczy był.

      Usuń
    3. Ha, przetestowane! Silk odpada - sama róża. Pozostałe? No muszę przyznać, że są piękne. Na początku myślałam, że wolę Cashmere (początek to najczystszy agar bez dodatków), ale po jakimś czasie szala przechyla się na korzyść Velvet (mnóstwo agaru). No, ale cena jakby mnie powstrzymuje przed szaleństwem zakupów ;)

      Usuń
    4. Silk i u mnie odpada. A ostatecznie też wybieram Velvet, ale czysto teoretycznie, bo... Zgadzam się i w trzeciej kwestii. :)

      Usuń
    5. A mi się Silk spodobał. A najciekawsze, że na moim ciele nie układa się z tym początkowym chłodem, o którym pisałaś, Sabb. U mnie ta róża jest pełna, jakby "oleista", kojarzy mi się wybitnie ciepło.

      Usuń
  5. Ja wąchnęłam te oudy z ciekawością - czyżby może tym razem coś mojego? Nie. Nie wydały mi się te zapachy złe, tylko niestety nieinteresujące. Za to, w czasie tej samej wizyty w Quality, zakochałam się w Rose Anonyme. Niby lekki zapach, a baaardzo ciekawy. I o panu K. zupełnie zapomniałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda, zgoda, po trzykroć zgoda. Rose Anonyme była jedną z milszych niespodzianek ostatniego roku. Piękna jest...

      Usuń
  6. "Boh trojcu lubit"? ;) Że rzucę innym powiedzonkiem na temat.
    Też dlatego, że i ja umyśliłam na dziś opis innego trio, też agarowego. Najwyraźniej widmo krąży ponad Śląskami. ;)
    Tych trzech od Kurkdjiana jeszcze nie poznałam, ale mimo wszystko chciałabym. Tylko cena nie zachwyca, jak zauważyłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano ljubit chyba. Choć, co z nas za bohi? My tylko wiedźmy. :)
      Twojego bloga zamierzam ponadrabiać w święta. Mam taki zapiernicz ostatnio, że na przyjemności (a do tych kategorii twoje pisanie zaliczam) czasu nie staje.

      Usuń
  7. Nie znam żadnego z nich, ale po lekturze opisów waham się między 3 a 1. Każdy z nich ma w sobie coś co intryguje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oba ładne. Ale uwierz, można mieć podobnie urodziwe zapachy za mniejsze pieniądze. Albo cuda, cudeńka za te same. Oudy Kurkdjiana (moim zdaniem) celują w snobów. Są akuratne, eleganckie i drogie.

      Usuń
  8. Ja podobnie, jeżeli pierwszy jest podobny faktycznie do Rose Anonyme i Oud Kurkdijana, to ze względu na cenę nie mam co próbować; choć ujęcie tego składnika w obu wymienionych bardzo mi się podoba. Pozostaje więc Velvet do przetestowania podczas następnej wizyty w Q. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie Rose Anonyme i Oud Kurkdijana podobają się jednak chyba bardziej. Choć bazę ma Silk Mood przepiękną...
      Ale do testów zachęcam. To takie oudowe wyższe sfery. Kulturka. :)

      Usuń
  9. Silk Mood mam próbkę juz ponad miesiąc leży nietknięta. Cos ostatnio miałam kryzys, po szale zakupów postanowiłam zrobić odwyk i po prostu tych perfum zacząć używać, testować je, pocieszyć się tym co mam na spokojnie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty