Ostatnia Arabska Noc - Musk Oud by Kilian


Ostatni Oud z serii Arabian Nights by Kilian wszedł na rynek jakoś tak niepostrzeżenie. Poprzednie anonsowane były hucznie i ich premiery były w świecie perfumiarskim wydarzeniami. Tym razem, gdyby nie zestaw próbek do testów - pojawianie się kompozycji dopełniającej i kończącej tę, znaczącą przecież, serię umknęłoby mojej uwadze. A nie powinno, bo kompozytorem Musk Oud jest nie kto inny, jak sam Alberto Morillas - współautor wielkiego M7 YSL, który dodatkowo swoje wyczucie oudu potwierdził komponując przepiękne Oud Royal z kolekcji tysiąca i jednej nocy Armani Privé. 



Pawiem nut byłaś i papugą!


Pierwsza fala zapachu powaliła mnie na kolana. Nie dosłownie, oczywiście, ale rzeczywiście wymknęło mi się w duchu swego rodzaju wewnętrzne WOW.

Otwarcie jest dziwne. Nie dziwnie nieprzyjemne, tylko dziwnie dziwne. I ta dziwność mnie zauroczyła.

Z dystansu wita nas cyprys, geranium, pięknie żywy kardamon i ślad nietypowego chłodu będącego najprawdopodobniej połączeniem jasnego kadzidła z chemicznym piżmem. Wszystkie te nuty tworzą akord ziołowo - żywiczny z subtelnym, bardzo nietypowym kwiatowym podbiciem. Ale na tym nie koniec.

Kiedy zbliżamy nos do skóry czujemy... pieprz. Czarny, ostry i "zdegourmadyzowany" drugą warstwą spektrum zapachowego kadzidła - żarzącym się popiołem. Gdzieś w tej fazie przeczuwać zaczynam oud - głęboki, czarny jak smoła, lecz na tym tle urzekająco gładki, aksamitny wręcz. Tylko oud to potrafi!

Powtórzę: otwarcie jest dziwne. I genialne.



Po przejściu pierwszej fali przez czas jakiś zapach ewoluuje w kierunku, który wydaje mi się interesujący: zadziorny nieco, specyficznie ziołowy i świetnie Wam na pewno znany aromat geranium płynnie morfuje w nutę łagodnie kwiatową i jasną - kwiat davana rozjaśniony dyskretną, pozbawioną słodyczy nutką mandarynki i ładnie umoszczony na ziołowo - cyprysowym akordzie otwierającym.

W tym momencie pojawia się róża. Początkowo subtelny aromat królowej kwiatów wsącza się w zapach i wydaje zapowiadać kolejną niezwykłą harmonię, szczególnie, że równolegle jasną głowę podnosi piżmo.


Niestety, róża po raz kolejny okazała się niezdolna do grania w zespole. Piżmo oberwało w łeb i wycofało się na tyły nosić różany tren. Pozostałe nuty zaprzęgnięte zostały do obsługi róży. Geranium z cyprysem wplatają drobne szpilki w wysoko upięte rude różane sploty. Kardamon z kolendrą i rozmarynem w bladozielonym kubraczku rozwijają purpurowy dywan. Oud czarną pastą pucuje różane lakierki i w związku z tym zajął pozycję na kolanach, tuż przy samej ziemi. Kadzidło próbuje podtrzymywać konwersację, ale zostaje rychło zgaszone i odstawione za karę do kąta, w którym może co najwyżej gotować się ze złości i upokorzenia. Davana została w ogóle wypchnięta za drzwi. Róża rządzi.

I o ile zdarza mi się ostatnio coraz częściej wielbić urodę i klasę tej pani, tym razem mam ochotę zasadzić jej kopa w zadek i wyprosić z towarzystwa. Albo przynajmniej zakneblować na jakiś czas.


W Musk Oud Morilla użył róży bułgarskiej (czyli formalnie damasceńskiej, ale z Bułgarii) - intensywnej, mięsistej, z charakterystyczną cierpką nutką, którą ja nazywam konfiturową. I róża ta zdominowała zapach.

Jej panowanie trwa przez dwie do trzech godzin. Gdzieś z fazie wczesnej bazy despotka przysypia, dzięki czemu pozostali członkowie tej olfaktorycznej socjety mogą nieco odetchnąć, jednak i oni są nieco już zmęczeni.

Najlepiej trzyma się paczula, która na spotkanie dotarła spóźniona i uniknęła najbardziej uciążliwej fazy różanego szarogęszenia. Kadzidło nie chcąc wypaść z roli i trochę kadzi. Korzysta z tego trzymająca się dotychczas na uboczu frakcja drzewna, której członkowie, pospołu z szybko regenerującym siły stronnictwem przyprawowym, z minami wytrawnych graczy prowadzą przyciszoną konwersację o kwestiach ważkich i głębokich. Wymizerowany, pobladły oud z rewerencją serwuje damom rumowe drinki z palemką. Piżmo, jako gospodarz przyjęcia, stara się błyszczeć i nie sposób odmówić mu uroku, ale wszyscy wiedzą, że jest już za późno...


Bardzo dobra trwałość Musk Oud, błyskotliwe otwarcie i niebanalna, bardzo przyjemna baza nie wynagradzają mi tego, że pani róża po raz kolejny złamała mi serce... Kompozycji zapachowej, oczywiście.
Ale jeśli Wy oddaliście tej pani serce dobrowolnie - testujcie koniecznie.


Data powstania: 2013
Twórca: Alberto Morillas
Trwałość:

Nuty zapachowe:
cytryna, mandarynka, kardamon, kolendra, cyprys, bułgarska róża, geranium, davana, ekstrakt rumu, kadzidło frankońskie (olibanum), akord oud, akord piżmowy, paczula

 
Źródła ilustracji:
Pierwsze zdjęcie z bogatych zasobów etsy: KLIK.
Grafika "Peacock Lady" to dzieło atumblewed. Link do galerii atumbleweed na serwisie Deviantart: KLIK.
Druga "Lady Peacock" czyli "Pawia dama" ze strony tatuażysty (a raczej artysty tatuażu) Opiego Oritza: www.opieortiz.com.
Ostatnie zdjęcie wykonała Astrid Schulz. Strona autorska: www.astridschulz.com.

Komentarze

  1. Zapachu jeszcze nie poznałam ale jeśli otwarcie rzeczywiście jest tak niecodzienne, jak piszesz ale potem twórca idzie na różaną łatwiznę, to szkoda. Więcej, niż trochę.
    Niemniej przetestuję, kiedy trafi się okazja; nie wcześniej. Choć różę polubiłam zupełnie dobrowolnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwarcie jest świetne. Baza też więcej, niż przyzwoita. Róża w sercu też niekoniecznie jest łatwizną, bo to trudna, zarozumiała, zgryźliwa róża. piękna, ale despotyczna.
      Może w innym kontekście bym ją doceniła... Ale bardziej prawdopodobne jest raczej, że w innym kontekście nie napisałabym recenzji. Rose Oud nie opisywałam. :)

      Usuń
    2. A chyba, że tak. Konfiturowość róży mnie zmyliła. :) Bo dla mnie taka róża jest słodka, przetworzona, poddana obróbce termicznej i wymieszana z cukrem/wanilią/tonką.. Czyli częściej spotykana w przyrodzie, od najgłębszej niszy po Yves Rocher i Avon.
      Rose Oud za wielu wrażeń nie dostarcza, to prawda. ;)

      Usuń
    3. Ja, uczciwie pisząc, nie wiem, jak to wrażenie cierpkości nazwać. Konfitura różana to (w moim odczuciu) masakra dla kubków smakowych. Nie z powodu słodyczy tylko tej charakterystycznej, garbnikowej, skrzypiącej na języku cierpkości, która mnie kojarzy się z fasolkami wszystkich smaków z HP i przypadkiem, kiedy Dumbledore trafił na taką o smaku wioszczyny z ucha. NIE ZNOSZĘ różanej konfitury!!! Ble!

      Co do Rose Oud pełna zgoda. :)

      Usuń
    4. Hm... Nie twierdzę, że konfitura różana w ogóle pozbawiona jest goryczy (choć może trafniejszym byłoby spostrzeżenie, że jest garbnikowa albo taninowa...? nie wiem), tylko dla mnie jest o wiele bardziej słodka.
      Lecz ja ją nawet lubię. :)

      Usuń
  2. tak wróciłem do Twych spisów oudowych perfum Sabb i swoją skromną osobą pragnę przytoczyć jeden z mainstreamowych produktów ostatnich lat, który był prekursorem dla całego nurtu oudowego. Otóż Francois Demachy już 4 lata temu ulepił genialne dzieło, które udało mu się sprzedać szerszej publiczności. Pamiętam jak po raz pierwszy sięgnąłem po kontynuację klasyka i przez pierwsze kilka testów nie wiedziałem co sądzić o tym dziele... tak mnie intrygowalo, z początku mialem ambiwalentne odczucia... Po prostu zmuszono mnie do kolejnych i kolejnych testów. Wtedy dotarło do mnie, że Fahrenheit Absolute to genialne dzieło przeniesione ukradkiem na półki mainstreamowych perfumerii, gdzie każdy śmiertelnik będzie miał szansę pokonać drogę, którą ja miałem okazję odbyć. Pełen szacunek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam Ci, że zrażona zwyczajną urodą i rozpaczliwą pospolitością Fahrenheita, wersję Absolute omijałam. Gdzieś coś chyba wachnęłam na jakimś spotkaniu, ale po testach kilkudziesięciu próbek FA zupełnie się nie przebił. Przetestuję raz jeszcze, bo w ten sposób niegdyś umknął mi Tumulte PH. Dziękuję. )

      Usuń
  3. a mi się bardzo podoba ta róża... owszem dala po łbie piżmu i oudowi, ale mimo wszystko nawet jako dość monotematyczny monolit, nowy Kilian zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No masz. Monotematyczny monolit. To czemu nazywa się Musk Oud?! Kiejby nazwali go Jakaśtam Rose, nie miałabym żadnych zastrzeżeń. :)

      Usuń
  4. dokładnie, nazwa kompletnie nie konweniuje z zawartością flakonu... dla mnie to prędzej Rose Musk, ale nie zapominajmy, że to OUD jest magicznym słowem kluczem, przyciągającym potencjalnych nabywców... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. I tu zapewne róża z takim bezczelnym zacięciem niestety mnie odstraszy.
    A oryginalne otwarcie i przyjemna baza to za mało by chcieć wybaczyć bułgarskiej królowej wtrącenie swojego odwiecznego towarzysza agaru do lochu, po wcześniejszym zdegradowaniu go do roli pazia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Despotycznym bułgarskim królowym mówimy stanowcze nie. Szczególnie kiedy psują tak pięknie zapowiadającą się imprezę. ;)

      Usuń
  7. Róże lubię szczególnie bułgarskie ale ciągle marzę o frezji :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty