Oczekiwanie, czyli April Aromatics i pierwsza z serii recenzji zapachów marki: Bohemian Spice

Nowa marka na polskim  rynku? Lubimy to, czyż nie?

Nieznana w Polsce szerzej marka April Aromatics znalazła jakiś czas temu polskiego dystrybutora i być może wkrótce pojawi się na naszym rynku. Dzięki uprzejmości firmy Next Level miałam okazję przetestować sporą część oferty marki i swoimi wrażeniami zamierzam się z Wami sukcesywnie dzielić.

April Aromatics to marka produkująca perfumy i olejki zwane organicznymi: naturalne, bez dodatku składników syntetycznych czy pochodzenia zwierzęcego. Założona przez Tanję Bochnig marka nazwę swą zawdzięcza ulubionemu miesiącowi Tanji: kwietniowi. Sama Tanja tłumaczy, że jest to dla niej miesiąc szczególny – nie tylko dlatego, że jest miesiącem jej narodzin, ale także dlatego, że w kwietniu wszystkie aromaty przyrody są wyjątkowo świeże i czyste.

Wszystkie zapachy April Aromatics to uniseksy. Kompozycje inspirowane są rzeczywistymi wydarzeniami i wspomnieniami z życia twórczyni: podróżami, ludźmi, emocjami. Najważniejszą funkcją perfum, wedle Tanji Bochnig jest wprawianie ludzi w dobry nastrój. Pytana o to, jak działać powinny perfumy odpowiada: „Chcę, żeby ludzie czuli się dobrze”. Mnie osobiście to przekonuje, a Was?

 

Od razu przyznam się, że moim faworytem po lekturze nut na Fragrantice jest kadzidlano – żywiczny Calling All Angels. Niestety, w fabrycznym secie sampli, który otrzymałam (a który widzicie powyżej) Calling All Angels nie ujęto; nie dane mi więc było poznać tej akurat propozycji, ale znalazłam w zestawie kilka innych, mocnych pozycji.

Pierwszą z nich jest Bohemian Spice.

Lawendowe milczenie

Wyobraźcie sobie drewno, które przez wiele lat spoczywało na wilgotnym brzegu stawu, wśród mchów i paproci. Wyobraźcie sobie, że przychodzi susza, która powoli zabija staw. Błotniste brzegi wysychają, pokrywają się kwiatami lawendy i ptasimi gniazdami.

Pewnego dnia, na spękanej kłodzie tonącej w morzu lilowych kwiatków piknik urządza sobie pewna szczególna para. Ona pochodzi z dalekiej Arabii, nosi barwne, wzorzyste sukienki i maluje oczy czarnym kholem. On jest synem drwala i wiejskiej nauczycielki i spędził życie gdzieś w chłodnej Kanadzie. Spotykają się w miejscu poza czasem i poza światem. Przysiadają naprzeciw siebie na pokrytym poszarzałym, kruszącym się mchem pniu i patrzą sobie w oczy. Na nic więcej nie mają odwagi.

Chłodny wiatr przeczesuje im włosy i wślizguje się tam, gdzie nie odważą się wślizgnąć dłonie. Lawendowe kwiatki łaszą się do ich stóp, mszysty pył przy każdym ruchu wpełza wyżej na ubrania. Ich policzki są ciepłe, ale dłonie zimne i osobne.

Zbliża się noc, świerszcze niemrawo stroją instrumenty, ptaki jeszcze nie rozpoczęły swych miłosnych pieśni. Powietrze jest zimne, lecz suche – skąpa rosa jeszcze nie położyła się na kwiatach i źdźbłach. W tej wiecznej szarości dwoje ludzi, którzy jeszcze wczoraj byli dziećmi odkrywa dreszcz, który nie wynika z panującego wokół chłodu.

Bohemian Spice to zapach pozornie prosty i pozornie banalny. Cały utkany jest wokół zmurszałej najpierw, a wysuszonej później kłody drewna rzuconej na pole lawendy.

Najpierw delikatny promyk pomarańczy opowiada o ostatnich promieniach słońca. Potem subtelny, goździkowy podmuch przynosi wiatr. Wyrazista, pięknie sucha i sugestywnie „piwniczna” paczula zabiera nas w noc. A na koniec uświadamiamy sobie, że mimo chłodu – nosząc Bohemian Spice nie marzniemy, bo gdzieś w głębi, jak skrywane emocje tli się ciepła, miękka baza złożona z sandałowca i wanilii.

Ostateczny szlif kompozycji Bochnig dają konstrukcyjne imponderabilia: ślad ciepłego aromatu cynamonowej kory „łamiącego” surowość akordu drzewnego i przysłonięty paczulowym baldachimem, ułożony płasko przy ziemi wetiwer opowiadający nam o czasach, kiedy staw błękitnymi palcami gładził poczerniałą korę.

 

I wreszcie ostatnia nuta tworząca ten niezwykły olfaktoryczny obraz: pełzające nisko smugi kadzidła, niespiesznie wspinające się ku lawendowym główkom, powoli sięgające ku niebu, dające kompozycji akcent wzniosłej zadumy, a ostatecznie, po kilku godzinach przekształcające cichą schadzkę w metafizyczne, ziołowo – drzewne kadzidło. Chłodne i świetliste jak Rock Crystal Oliviera Durbano.

Wstaje świt.

Gdybym była romantyczna, napisałabym, że niewypowiedziane na spękanej kłodzie słowa mogłyby być poezją. Ale nie napiszę. Bo Bohemian Spice milczy, nie uwodzi.

Data powstania: 2012

(Wedle Fragrantiki istnieją dwie wersje Bohemian Spice: w wersji z 2011 roku dominuje cynamon, w wersji z 2012 – paczula. Po testach nabrałam przekonania, że testuję wersję z roku 2012)

Twórca: Tanja Bochnig

Trwałość: jak na organioczne perfumy bardzo dobra – ok 6 godzin do fazy kadzidlanej, a potem kolejne 4-5 godzin cichej projekcji.

Nuty zapachowe:

lawenda, wetiwer, pomarańcza, paczula, sandałowiec, wanilia, olibanum

Źródła ilustracji:

  • Pierwsze dwa zdjęcia ze strony firmowej: www.aprilaromatics.com.
  • Ilustracja tytułowa jest dziełem Marion Marrison – australijskiej fotograf, której prace podziwiać można na stronie graceworks.com.au.
  • Zdjęcia lawendowych pól i rozświetlonego lasu są wynikiem niezwykłego projektu artystycznego podjętego przez fotografa Anthony’ego Spencera. Anthony od lat stara się wykonywać fotografie, które kolorystyką, kompozycją i nastrojem przypominają obrazy impresjonistów. Więcej o projekcie przeczytacie tu: KLIK. Strona autora: www.antonyspencer.com.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

10 komentarzy o “Oczekiwanie, czyli April Aromatics i pierwsza z serii recenzji zapachów marki: Bohemian Spice”

  1. Popędziłam na stronę, żeby poszukać info o próbkach – i aż mnie zatkało…ceny zaporowe. Ceny samych flakonów też niemałe, ale ja jestem w stanie uciułać dużo na wymarzoną flaszkę – ale 15eur, czyli 60pln w życiu za próbkę nie zapłacę…Szkoda.

    1. Prawda. Też oglądałam próbki, żeby kupić sobie wspomniane Calling All Angels i też wymiękłam. Nie za tę cenę.

  2. Zapach wydaje się być bardzo ładny, ale odbieram go jako nieco dość spokojny, zachowawczy. Nie wiem czy byłoby mi z nim po drodze, jednak Twój opis jest jak zwykle zachwycający!

    1. Jest spokojny, nienatrętny, ale nie zachowawczy. I bynajmniej nie delikatny. Do tego zaskakująco się zmienia.
      Nie wiem, czy mogłabym mieć. Z tego typu zapachów dla mnie jednak Hunter… Ale to najpiękniejsza lawenda, jaką znam.

  3. Naturalna, prosta i oby prawdziwa filozofia pani Bochnig zachęca do poznania.
    Tylko ceny niestety zniechęcają, ale niech wytłumaczą to naturalne esencje.
    Twoja niezwykle wciągająca historia i tak jednak zawiera w sobie nutkę ukrytego romantyzmu co u mnie osobiście buduje dodatkowy, metafizyczny plan. Może w tym milczeniu tkwi sekret uwodzenia..,milczenie podparte dogłębnym spojrzeniem.;)

    1. Tanja robi wrażenie osoby szczerze kochającej to co robi. I to stwierdzenie – chcę, żeby ludzie czuli się dobrze… Mnie zauroczyło. Naprawdę. Żadnych ściem, wielkich słów. Radość życia i spokój.
      I jej perfumy tak właśnie się nosi: spokojnie i pogodnie.

      A co do romantyzmu… Ciii… Nie mów nikomu. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Te okropne konsultantki!

Jednym z dyżurnych tematów na perfumeryjnych forach i grupach jest narzekanie na konsultantki w perfumeriach. I sama nie wiem, czy częściej są to utyskiwania gniewne,

Czytaj więcej »