Opowieść o tym, jak mrok zdobywa władzę nad światem czyli Kabul Aoud Montale


Najlepszym sposobem zwalczenia pokusy jest jej ulec - obwieścił przed wiekiem Tristan Bernard i wyznaję bez wstydu, że od lat jestem miłośniczką prostej mądrości zawartej w tej maksymie. Mam świadomość, że nie jest to sposób jedyny, ale czyż ktokolwiek z Was zna lepszy? :)

W myśl tej właśnie mądrej maksymy, kuszona przez Panią Stettke, miast opierać się - uległam. I oto dziś przedstawiam Wam mojego ostatniego ulubieńca i ostatni pachnący nabytek zarazem.



Narodziny Mrocznej Trójcy


Otwarcie nie zapowiada wielkiej namiętności. Akord ziołowy z wyczuwalnym, choć nienatrętnym śladem zieloności złożony z suchym cedrem brzmiącym sucho i poprawnie oraz niemrawymi początkowo i relatywnie lekkimi nutkami żywicznymi wydaje się przyjemny, nawet intrygujący. Ale na kolana nie rzuca. Dopiero po chwili, gdzieś w głębi tej olfaktorycznej konstrukcji, pod skórą, w czeluściach umysłu i otchłaniach wyobraźni... wyczuwam płomień.

Ukryty głęboko, stłumiony, pozbawiony swobody blasku, lecz dzięki temu właśnie... niesamowity.


Labdanum, mirra, opoponaks, paczula - akord pełny, krągły, charakterystyczny raczej dla bazy, niż wczesnego serca kompozycji. W drugiej linii aromatyczna, upalona na czarno kawa o ekspansywnym, agresywnym wręcz aromacie, przewrotnie i wbrew oczywistości doprawiona nietypowym, eterycznym akcentem drzewnym przypominającym dziegieć.

Wśród tych olfaktorycznych gigantów drobne, złociste arabeski maluje nieśmiertelnik.


A potem następuje to, na co czekałam - rodzi się czarny bóg - nadchodzi oud.

Charakterystyczna dla zapachów Montale, wyrazista, ekspansywna nuta agaru tym razem otulona została ciepłym aromatem gwajakowca. Dzieje się to jednak w sposób, w jaki mądra córka wieśniaka otuliła się rybacką siecią w baśni braci Grimm. Oud jest tu nieodziany, lecz nienagi; jest sobą, lecz nie do końca; idzie utartym szlakiem, ale jakoś inaczej.


Kabul Aoud jest, jak na tę markę, zapachem zadziwiająco złożonym. Także projekcję ma bardziej rozważną, niż większość kompozycji Pierre'a Montale. Bo w Kabul Aoud Emocje tlą się pod skórą. Zamiast zmiatającego z powierzchni ziemi wszystko w promieniu kilku metrów olfaktorycznego tajfunu, tym razem dostajemy zapach o strukturze lawy. Z wierzchu relatywnie spokojny, relatywnie normalny, relatywnie chłodny. Wewnątrz trwa walka żywiołów - ścierają się aromaty żywiczne i drzewne, o przetrwanie rozpaczliwie walczą resztki sił jasności reprezentowane przez nieśmiertelnik (a może także nagietek?) i akcenty zielone, mroczne skrzydła formuje frakcja kawowa.

Światłość przegrywa tę walkę. Kabul Aoud płonie w mroku. Hegemonię zdobywa trójca: labdanum, oud, dziegieć. Wszelkie barwy pożarte zostają przez czerń - nieprzeniknione tumany tłustego dymu opadają na skórę jak ciężki aksamit. Jak gdyby czarne niebo w milczeniu kładło się na ziemię - z miażdżącą czułością, rozważnie, lecz nieodwołalnie.

 


W otwarciu Kabul Aoud przypomina nieco damskie Interlude Amouage. I tak, jak pisałam w recenzji Interlude - jest bardziej dziwny, niż piękny. Zmierza jednak w zupełnie inną stronę - w stronę mroku, w stronę Norne Slumberhouse. To bardzo dobry kierunek.


Data powstania: 2011
Twórca: Pierre Montale
Trwałość: ok 10 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: mirra, cedr, tymianek
Nuty serca: labdanum, paczula, kawa
Nuty bazy: oud, drzewo gwajakowe


Źródła ilustracji:

Komentarze

  1. Uwielbiam go!Wspaniale mi się go nosi:)
    To chyba pierwszy Montalowiec,który z pewnością zagości w twoich zbiorach:)
    Recenzja wspaniała.

    p.s
    Sabb poprawisz chochlika w tytule? "Zrobywa":)
    pozdr,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :* Chochliki w tytule była pierwotnie dwa, ale jednego wyłapałam. Tak to jest, kiedy wrzuca się posta rano, po nieprzespanej nocy.

      Co do Montalowców w moich zbiorach - mam Dark Aoud od pewnego czasu.

      Usuń
  2. aa ja miłośniczka wszelakich oud`ów.. czuję tylko zimny metal..
    (felangel)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimny metal to też jest coś. :)
      Poza tym... Tyle jest pięknych oudów na świecie, ze na pewno masz swoją gromadkę do kochania. I na pewno znajdziesz jeszcze sto innych. Czego życzę. :)

      Usuń
  3. O rany, MUSZĘ go przetestować po prostu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, taktaktaktaktak! ^^ Rewelacyjne perfumy.
    Wiedziałam, że Ci się spodobają. :)

    Co do maksymy natomiast.. jej twórcą nie był przypadkiem Wilde? [Choć biorąc pod uwagę, jak często autorstwo trafnego spostrzeżenia przypisuje się kilku różnym osobom zdaję sobie sprawę, że mogę się mylić].

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej formie chyba Bertrand. Ale w "Portrecie Doriana Graya" rzeczywiście jest podobna teoria. Niestety, nie sprawdzę jak brzmi dokładnie, bo swoje zabytkowe, przedwojenne wydanie pożyczyłam i nie dostałam z powrotem. :(

      Co do "podobania się" Kabula - ależ jestem przewidywalna. :D

      Usuń
    2. Nota bene Kołakowski też o tym pisał w "Rozmowach z diabłem". :) W sumie... to oczywista oczywistość. :)))

      Usuń
  5. Ja nie do końca odnajduję się w takich zapachach...
    Przygniatają mnie trochę i kuszą jednocześnie, wiercą w nosie ale i ciut przeszkadzają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, za co dziękujesz Anno, ale proszę bardzo.
      Co do przygniatających zapachów - mnie podobnie trudno jest udźwignąć zapachy kwiatowe. Jest mi w nich... niewygodnie. Może nie trzeba z tym walczyć? Może to, co wydaje nam się ładne, łatwe w noszeniu i naturalne, w czym dobrze się czujemy - to jest "nasz" zapach? :)

      Usuń
    2. Za gratulacje na moim blogu dziękuję :)

      Usuń
    3. Aaaa... To tym bardziej proszę bardzo. Dobra decyzja. Ja się na swoją końcówkę pl nie załapałam. Dlatego mam com.

      Usuń
  6. Oj taak,już dawno dopisałem sobie Kabul do listy poznania, bo za sprawą recenzji Trzyrybki już wtedy poczułem silną pokusę. A twój opis jest tego świetnym udekorowaniem.. Spodziewam się miłości na miarę Czarnego Turmalina ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie aż taka nie jest, ale zapach świetny. Bardzo świetny. Choć... dziś przyszła nowa miłość. Też seta. Jestę świrę.

      Usuń
    2. Jest inna ;)
      Wiekszośc tutejszych dogłębnych to świrusy maniakalne ,hehe.
      Cóż żeś sobie sprawiła znów?

      Usuń
    3. Uprosiłam Kubę zwanego Forevermore o odstąpienie flakonu męskich Arabian Nights Jesusa del Pozo. W sumie... Kuba jest najcudniejszy na świecie, bo uczciwie pisząc, nie musiałam bardzo prosić. :)

      Usuń
    4. Tobie to dobrze :)
      A ja nie znam Arabian Nights więc może uproszę ciebie Sabbath o jakąś malutką kropelkę .?

      Usuń
    5. Chętnie umożliwię Ci testy. Ale uprzedzam, że mam tylko epruwetki bez atomizerów. I to małe. Ostatnie duże polecą lada moment do pewnej Dobrej Duszy, która rozpieszcza mnie od pewnego czasu. I już są pełne perfum.

      Usuń
    6. Nie mogę się doczekać poznania brata bliźniaka mojego ulubionego chyba oudowca. Będe szczęśliwy z samego faktu i twojej chęci podzielenia się. Pojemność jest tutaj nieistotna,no może nie aż tak :) Najwyżej dorzucisz jakąs flache w gratisie ,hahaa. ;)

      Usuń
  7. :) ja jakoś tym razem z tych marudzących jestem. Kabul jest ładny ale nie mroczny nie czuję w nim dużej głębi po prostu mi d... nie urywa. Nosiłam go długi czas w różnych momentach i chciałabym odczuć choc połowę z tego co piszesz. No nic generalnie przeżyję :D p.rzynajmniej nie muszę mieć flaszki

    Wtorki lubie zwłaszcza swoje urodzinowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtorek to u mnie "dzień klubowy". :)

      Co do Kabula - nie jest to perfumeryjna wirtuozeria, ale też się jej nie spodziewałam. To Montale. Heloł? ;)

      Usuń
  8. Wiedziałam (brakuje mi w tym miejscu wizażowej ikonki "jupi")! Jakże się cieszę, że mogłam przyłożyć rękę do powstania takiej recenzji:)
    Moje skojarzenia biegną podobnym torem, mam wrażenie, że jestem od góry do dołu okryta czarnym aksamitem, kiedy noszę ten zapach, z tą różnicą, że na mnie jest bardziej piękny, niż dziwny. Koszę naręcza komplementów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co mi zrobił durny Blogger? Wrzucił Twój komentarz do spamu! Ciekawe, na jakiej podstawie. Co za głupek. ;)
      Dobrze, ze to odkryłam i warknęłam pacanowi prosto w monitor: "nie spam"!.

      Co do samego Kabula i twojego współudziału w moim szaleństwie - czytałam sporo na jego temat, ale dopiero Tobie zaufałam. Jesteś chyba najbardziej bliską mi zapachowo duszą (nosem) ze znanych mi osób recenzujących perfumy. Na wizażowanie czasu mam mało, ale Ciebie tropię. Gdybyś miała jeszcze jakieś przeczucia odnośnie moich nowych miłości - będę wdzięczna za cynk. :)

      Usuń
    2. Ojejku, o rany! Dziękuję.
      Cynk? Proszę bardzo. Jeśli chciałabyś wrócić do starych, kadzidlanych klimatów, Jovoy Paris Liturgie des Heures powinno Cię może nie zachwycić, ale porządnie zainteresować.

      Usuń
  9. A dla mnie to zapach gdzieś pomiędzy My Oud a Black Oud LM Parfums - szkoda, że u nas tak trudnodostępny, bo cena naprawdę zacna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że trudno dostępny - zgadzam się. Dlatego czekałam w recką, aż dotrze do mnie flacha. Choć akurat Kabul rozdrapywany był i wcześniej.

      Usuń
  10. Jak usłyszałam nazwę, to od razu skojarzyło mi się z Black Afgano - czyżby Montale po raz kolejny (po Black Cube) naśladował inny zapach?

    I trafiłam - dziś doleciał i co? I pachnie jak mniej ekspansywny i bardziej drzewny Afgano. Bez tej oleistej tłustości, która mnie w nasomatto drażni. Hmm, fajny, może by tak skusić się na większą ilość...

    OdpowiedzUsuń
  11. O żesz Ty.... no muszę.

    Czarność widzę, czarność. Cudownie. Kabul oud jest doskonale czarny. I jak dla mnie nosi pewne znamiona geniuszu.

    Jak tylko zobaczyłam Kabul w nazwie - pomyslałam, że trzeba spróbować. Choć wiele oudowych Montali ma wdzięk kloca, tudzież róży wielkości kapusty (cytując Ciebie). Bo mam słabość. Bo Afganistan to serce Azji. Bo to kraj tragicznie doświadczony, ale w którym zwykli ludzie zachowali pokorę i prostotę. Gdzie muzyka ma w sobie jakąś wyjątkową wrażliwość i zawsze wydawała mi się magiczna. Wojciech Jagielski w Modlitwie o Deszcz napisł takie zdanie, przy którym się kiedyś popłakałam. Że w rozśpiewanej, rozkochanej w muzyce Azji, Afganistan jest jedynym milczącym krajem. W końcu udało mi się tam pojechać, i choć nie był to prawdziy, centralny Afghanistan, ani tym bardziej Kabul, a jedynie Worek Wachański - i tak było magicznie. Zaś głównymi i wszechobecnymi zapachami były tam krowie placki i piołun.
    Prawie zbiegiem okoliczności, bo z powodów czysto perfumeryjnych - Czarny Afgan jest moim ukochanym zapachem. Mimo kontrowersji - zawyżonej ceny i chyba czasem sztucznie kreowanej niedostępności.
    Kabul miał więc duże fory na starcie.

    A okazał się... trochę, albo nawet bardziej Czarnym Afghanem, tylko z nieobciętymi paznokciami. Jak to u Montale bywa. Jakby ktoś zatężył Czarnego Afgana, zbliżając się niebezpiecznie do granicy, za którą zapach mógłby stać się odrażająco ostry. Ale pozostał po tej "łagodnej" stronie. Nie lubię w perfumach smoły i dziegciu, choć to nuty czarne, a więc potencjalnie piękne. Ale jest to wersja czerni szorstka i drapiąca w gardło. Tu przybierają on postać kremową, jakby zostały doprawione śmietaną, stają się jadalne, nawet miłe. Szorstka, gorzka dziegciowa powierzchnia staje się gładka i błyszcząca. Jak zastygła lawa. I tak, jak Czarny Turmalin nie przekracza granicy "za bardzo" spalenizy, Kabul Oud nie przekroczył granicy dziegciu.
    Nie umiem ocenić, czy to już jest naśladownictwo.

    Powąchałam, przybiegłam, a tu taka ładna recenzja. Chyba będzie jedną z moich ulubionych. Miażdząca czułość i kładące się niebo, mnom, mnom.
    Gdzie można zdobyć próbki Slumberhouse? Próbowałam kiedyś przez internet ale niemiecki sklep zerwał kontakt po wymianie kilku maili.

    OdpowiedzUsuń
  12. O żesz Ty.... no muszę.

    Czarność widzę, czarność. Cudownie. Kabul oud jest doskonale czarny. I jak dla mnie nosi pewne znamiona geniuszu.

    Jak tylko zobaczyłam Kabul w nazwie - pomyslałam, że trzeba spróbować. Choć wiele oudowych Montali ma wdzięk kloca, tudzież róży wielkości kapusty (cytując Ciebie). Bo mam słabość. Bo Afganistan to serce Azji. Bo to kraj tragicznie doświadczony, ale w którym zwykli ludzie zachowali pokorę i prostotę. Gdzie muzyka ma w sobie jakąś wyjątkową wrażliwość i zawsze wydawała mi się magiczna. Wojciech Jagielski w Modlitwie o Deszcz napisł takie zdanie, przy którym się kiedyś popłakałam. Że w rozśpiewanej, rozkochanej w muzyce Azji, Afganistan jest jedynym milczącym krajem. W końcu udało mi się tam pojechać, i choć nie był to prawdziy, centralny Afghanistan, ani tym bardziej Kabul, a jedynie Worek Wachański - i tak było magicznie. Zaś głównymi i wszechobecnymi zapachami były tam krowie placki i piołun.
    Prawie zbiegiem okoliczności, bo z powodów czysto perfumeryjnych - Czarny Afgan jest moim ukochanym zapachem. Mimo kontrowersji - zawyżonej ceny i chyba czasem sztucznie kreowanej niedostępności.
    Kabul miał więc duże fory na starcie.

    A okazał się... trochę, albo nawet bardziej Czarnym Afghanem, tylko z nieobciętymi paznokciami. Jak to u Montale bywa. Jakby ktoś zatężył Czarnego Afgana, zbliżając się niebezpiecznie do granicy, za którą zapach mógłby stać się odrażająco ostry. Ale pozostał po tej "łagodnej" stronie. Nie lubię w perfumach smoły i dziegciu, choć to nuty czarne, a więc potencjalnie piękne. Ale jest to wersja czerni szorstka i drapiąca w gardło. Tu przybierają on postać kremową, jakby zostały doprawione śmietaną, stają się jadalne, nawet miłe. Szorstka, gorzka dziegciowa powierzchnia staje się gładka i błyszcząca. Jak zastygła lawa. I tak, jak Czarny Turmalin nie przekracza granicy "za bardzo" spalenizy, Kabul Oud nie przekroczył granicy dziegciu.
    Nie umiem ocenić, czy to już jest naśladownictwo.

    Powąchałam, przybiegłam, a tu taka ładna recenzja. Chyba będzie jedną z moich ulubionych. Miażdząca czułość i kładące się niebo, mnom, mnom.
    Gdzie można zdobyć próbki Slumberhouse? Próbowałam kiedyś przez internet ale niemiecki sklep zerwał kontakt po wymianie kilku maili.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty