Prywatna audiencja u diabła – Private Label Jovoy Paris

Ostatnie nowości Quality podniosły mi ciśnienie. Miałam w planach recenzje zupełnie innych perfum zupełnie innych marek, ale nie jestem w stanie oprzeć się temu, co dotarło do mnie wczoraj rano…

Ja jestem (…) 

Cząstką ciemności, co światło zrodziła*

 

Od pierwszego wdechu – z dystansu, jeszcze nim zbliżyłam nos do skóry – wiedziałam! Duża rzecz. Klasa. I nisza. Kompozycja bez śladu banału. Bez kompromisów.

Pierwszy akord jest gorzki, jak lekarstwo. Ożywczy jak absynt. Stymulujący jak trzask szpicruty. Odurzający jak woń ziół w pracowni Fausta. Trudny i urzekający zarazem.

Tego typu bezpardonowe, gorzkie otwarcie zaproponował nam sześć lat wcześniej Olivier Durbano wprowadzając na rynek Rock Crystal** – perfumy uwielbiane i podziwiane, choć przecież niebanalne i niełatwe.

 

Na otwarciu podobieństwa się kończą. Tam, gdzie Rock Crystal wzlatuje w stronę światła, Private Label pikuje w mrok.

Wraz z dojrzewaniem zapachu – poznajemy jego mroczne serce. Wytrawne, gorzkie nuty nie zanikają, nie bledną. Wręcz przeciwnie – tężeją jak starzejąca się żywica, twardnieją jak schnąca skóra, tracą sprężystość jak zsychające się liście. Tam, gdzie w Rock Crystal pojawia się świetliste, mistyczne olibanum, tu w kłębach dymu pojawia się diabelskie trio: gorzkie, smoliste labdanum, ciemna skóra i na wpół drzewny zapach zdrewniałych kłączy wetiweru.

To jedno z najbardziej niezwykłych oblicz wetiweru. Składnik ten, wyjątkowy właśnie dzięki swej niejednoznacznej, drzewnej ziemistości, tym razem rozwija tę część zapachowego spektrum w sposób totalny. Wetiwer w Private Label pachnie jak wydobyty z czeluści ziemi, jak gdyby nigdy nie widział słońca. I jak gdyby za nim nie tęsknił.

 

Trwałość i moc pieśni „diabelskiego tercetu” jest naprawdę imponująca. Mroczne nuty przez wiele godzin trą po skórze skupiając uwagę i zadziwiając. Jednak to, że nie cichną nie znaczy, że zapach nie zmienia się, nie rozwija.

Pierwsza zmiana to dyskretne, subtelne zaokrąglenie nut. Jak gdyby twarde, kanciaste figury drzewnych bożków ułożono w wyścielonych aksamitem skrzynkach, jedną po drugiej otulono drobnymi trocinkami i opatulono mchem. Powolutku, delikatnie. Cały proces trwa wiele godzin – zaczyna się niepostrzeżenie i niepostrzeżenie kończy. Wynikiem tej niezwykłej metamorfozy jest… Nadejście cywilizacji.

 

Pierwotni, mroczni bohaterowie stają się legendą, legenda mitem, mit dalekim wspomnieniem. Budzące respekt figury przemawiają już tylko do racjonalnej części naszych umysłów. A kompozycja Zarokian niepostrzeżenie zamienia się w drzewną mozaikę do złudzenia przypominającą Wonderwood Comme des Garcons. I jest to proces nieunikniony. Tak, jak cywilizacja wypiera dzikość – tak czas blenduje nuty. Piękne jest to, że tym razem zmiana jest łagodna, a jej rezultat przyjemny.

Data powstania: 2011

Twórca: Cecile Zarokian

Trwałość: ponad dobę. Około 5-6 godzin zapachu ekspansywnego i dzikiego, potem zaś wieeele godzin powoli gasnących drewienek.


Nuty zapachowe:

Nuty głowy: papirus, turzyca (absolut), wetiwer, skóra,

Nuty serca:  paczula, sandałowiec

Nuty bazy: czystek (labdanum)

* oczywiście cytat z „Fausta Johanna Wolfganga von Goethego

** w starej wersji – flakony, które znajdują się w ofercie aktualnie mają ten akord złagodzony i moim zdaniem, ta akurat kompozycja na tym zyskała.

Wszystkie ilustracje do tekstu inspirowane są „Faustem” Goethego.

  • Pierwsza to obraz Eugene Ddelacroix „Mefistofeles i Faust”
  • Druga pochodzi z wydania „Fausta” z 1865 roku.
  • Trzecia jest jeszcze wcześniejsza.Niestety, nie znam daty powstania, ani wydania.
    Oststnia pochodzi z tego artykułu: KLIK.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

22 komentarze o “Prywatna audiencja u diabła – Private Label Jovoy Paris”

  1. Bardzo ciekawa byłam jak odbierzesz ten zapach. Miło jest przekonać się, że mój odbiór Private Label jest poniekąd bliski Twojemu.
    Może tylko mniej czuję w nim transcendencji a więcej pierwotnej siły i dzikości.
    Tak czy inaczej, Twój opis jest przepiękny i bardzo, bardzo sugestywny a sam zapach, jak napisałaś- klasa.

    1. Może i tak transcendencji za dużo mi wyszło? Ale to z zachwytu. Bo rzeczywiście jest w Private Label pierwotna siła. Mnie się diabły kulturowo kojarzą z duchami ziemi – trochę jak w słowiańskich legendach.
      Co do Twojej recenzji – widziałam u siebie w polecanych, ze pisałaś, ale powstrzymałam się przed czytaniem ze względu na to, że Twoje recenzje zwykle bardzo skutecznie zapładniają mi wyobraźnię i bałam się, ze po przeczytaniu Ciebie uznam, że nie mam nic już do dodania. Potem wlazłam i… idę komentowac. 🙂

  2. O tak!
    No może i alternatywa dla RC jak znalazł choć bez olibanum, a do tego jeśli przypomina Cudodrzew to jeszcze lepiej, bo tamten choć piękny mimo swej chemicznej otoczki to słabo projektował i moc miał równie mniej naturalną niż wskazywała by nazwa i kontekst pochodzenia. Ten mrok to taki chyba trochę jak z BT bardziej ?

    I znów czystek rządzi 😉

    1. Niekoniecznie z BT. To inny mrok. Jak z Norne Slumberhouse – to było moje pierwsze skojarzenie, jeśli chodzi o "kolor mroku".

      Cudodrzew (świetna nazwa) rzeczywiście wymaga zlewania się wykraczającego poza wszelkie normy i zasady, żeby w pełni rozbłysnął. Normalnie flaszka na kilkanaście razy nieomal.

      Przesadzam. Ale tylko trochę. 😉

      I jeszcze jedno tak – czystek rządzi. Drugi czystkowy zapach jovoy. A taką miałam chrapkę na labdanum… 🙂

    2. Nie mam pojęcia w jakim kolorze pachnie Nome Slumberhouse, więc pozostaje mi sobie poprzestawiać w głowie swoje wyobrażenia jak na razie. Ale mam za to i na szczęście info że pewna niszowa 'odlewajnia', jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem będzie miała na stanie produkty marki Jovoy. Więc pewnie dwa ostatnie czysteczki wezmę od razu w nieco większych atomizerkach 'w ciemno'. Bo przeczuwam że mi podejdą bardzo. A że sam mam chrapkę na tą jedną z najmniej zbadanych przeze mnie żywic to idealnie się składa. 😉

    3. Ja mam chrapkę na flakonik. I nie wiem, który. Chyba jednak postawią na kadzidło… Ale nie rozstrzygnęłam tego jeszcze. 🙂

    1. Haha! 😀
      No to mam nadzieję, że Ci się spodoba i obejdzie się bez zawału.

      Poważnie myślę, że to coś niezwykłego.

  3. Piękny opis, sugestywny, na tyle sugestywny, że bardzo chce to cudo powąchać, przetestować, ponosić 🙂 A cytat z Fausta nie pomaga walczyć z tym pragnieniem…

    1. Hihihi!

      Jesli cytaty z "Fausta" działają na Ciebie tak, jak na mnie, to zaiste, przepadłaś. 🙂
      Ja jestem faustofilem namiętnym. Od lat. Niezmiennie. Pisałam to już nie raz…

  4. Oho! Im ciemniej się robi, tym bardziej interesująco brzmi całość! A opowiedziana między wierszami historia tylko potęguje moje wrażenia 🙂

    1. Kat, to naprawdą bardzo interesujaca kompozycja. nie wiem, czy ładna w klasycznym ujęciu, ale niezwykła i oryginalna na pewno. Warto poznać. Choć nosić będzie trudniej. 🙂

  5. brzmi pięknie, równie pięknie jak czyta się ich opis… RC to jeden z moich ulubieńców, od lat odkładana zachciewajka i do tego Wonderwood (też na liście chciejstw)… trzeba będzie sprawdzić jak pachnie piekielna wersja kryształu…
    ściskam pirath

    1. Warto sprawdzać. nie wiem, czy to zapach w typie "podobających się", ale na pewno jest niebanalny i fascynujący.

  6. wiedźma z podgórza

    Ryba się zachwyca, Ty się zachwycasz, nuty wskazują, że zachwycać mogę się i ja.
    A idźcie w diabły! [Żeby za bardzo nie odbiegać od tematu recenzji 😉 ]

  7. Oj chcę go bardzo, może po urlopie przynajmniej powącham. Trzeba było nie pisać że taki trwały, bo teraz tym większą mam na niego ochotę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy