Ból

Kiedyś, w założeniu Sabbath of Senses miał być blogiem o poznaniu zmysłowym. Nie tylko o zapachu, ale też o muzyce, obrazie, kolorze, przekazie niesionym przez słowo. Tak się złożyło, że jeden zmysł zawładnął tym miejscem i nie zamierzam tego zmieniać. Nie na stałe.

Dziś jednak opowiem Wam o wrażeniu zmysłowym innym, niż to, co opisuję zazwyczaj. Dlaczego? Bo należy Wam się wyjaśnienie. I dlatego, że potrzebuję to z siebie wyrzucić.

Ból.

Czym jest? Nauką? Drogą? Sposobem poznania siebie?

Jako dziecko czytałam (jak pewnie większość z nas tutaj) „Winnetou” Maya. I wielkie wrażenie zrobiła na mnie wizja młodego Indianina zaciskającego w dłoni rozgrzany węgielek i mówiącego, że jedynym, co możemy podarować bogu jest ból.

Ból był w moim życiu obecny od kiedy pamiętam. Eksperymentowałam z nim, usiłowałam opanować, oswoić, zracjonalizować. Twierdziłam, że znam go bliżej, niż większość ludzi w moim wieku – czyli młodych, nie cierpiących dzień po dniu, codziennie, mozolnie i beznadziejnie. A jednak…

Co robić z niespodziewanym bólem? Co próbuje zrobić z nim człowiek, który naczytał się filozofów i który uważa się za kogoś, kto kontroluje swoje odruchy i słabości?

Najpierw ignoruje.

Boli. Pewnie przejdzie. Zajmę się czymś, skupię uwagę na rzeczach drobnych, przeczekam. Przecież w ogóle nie powinno go być.

Potem akceptuje.

Jest. Tak, czuję cię – wiem, że jesteś.

Rozluźniamy mięśnie, staramy się kontrolować oddech. Wdech – wydech. Wdech – wydech. Jeszcze raz. I jeszcze raz…

I zaczyna się czekanie. Na ulgę.

Kiedy ta nie nadchodzi, sięgamy po leki. Kiedy nie pomagają… Czekamy.

Rzecz w tym, że ból męczy. Po dobie, dwóch – bez snu, bez ulgi, bez kilku kolejnych wdechów nieprzerywanych rozpaczliwym skurczem – jedyne, co zostaje w naszej głowie to rozpaczliwy jęk: 

– Nie; błagam, nie; błagam, nie…

Siada rytm serca. I wtedy wzywamy pogotowie.

A potem okazuje się, że medycyna jest bezradna. Nasza polska, siermiężna, szpitalna medycyna. Kolejne kroplówki, podawane naprzemiennie różne środki przeciwbólowe nic nie dają., lekarze rozkładają ręce.

Ból. Przez kolejne dni i noce. Kiedy świat kurczy się i zamyka w jednym doznaniu. Kiedy boli najdelikatniejszy dotyk, boli dźwięk, boli światło. Kiedy nie jesteśmy w stanie znieść zatroskanych najbliższych, kiedy pomiędzy atakami bólu czujemy, że nie zniesiemy kolejnego. A one nadchodzą…

To potworne, co ból robi z człowiekiem. Jak odziera nas z uczuć i godności. Straszne jest uświadomienie sobie tego, jak łatwo jest stać się bezradnym, przerażonym bytem skupionym tylko na tym, by przetrwać kolejny atak, złapać kolejny oddech.

Kiedy po wielu długich, upiornych dniach i nocach  niespodziewanie ból mija – nie wierzymy. Podejrzliwie, paranoicznie czyhamy na kolejny atak, kolejny wyrywający powietrze z płuc skurcz. Gdy nie nadchodzi – nie wierzymy nadal. Kiedy zaczynamy nieśmiało podejrzewać, że może to koniec – nadzieja wyciska łzy z oczu. Ulga i niedowierzanie. Nadzieja i strach, że okaże się przedwczesna.

 I wtedy dopiero jest strasznie. Bo wtedy dopiero dostrzegamy tych, którzy nas kochają. Ich lęk. Przedtem istniał tylko ból…

Strach przed powrotem bólu zostaje. Nie wiem, na jak długo, ale we mnie jest.

Nawet kiedy już uwierzymy, kiedy wypłaczemy cała ulgę i odeśpimy zmęczenie; kiedy do głowy uderzą nam mozolnie wtryskiwane przez organizm do krwi znieczulające endorfiny, które nie radziły sobie z bólem; kiedy chemia, ulga i nadzieja stworzą w naszym mózgu euforyczno-katatoniczną mieszaninę – wciąż czyhamy, aż wróci. Ból.

Tego uczyłam się przez ostatnie dni.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

51 komentarzy o “Ból”

  1. Sabbath, bardzo współczuję. Miałam namiastkę tego, o czym piszesz ok dwa lata temu, kiedy zaczął mi dokuczać kręgosłup. Ból nie był wielki, pozwalał pracować (na inną aktywność nie miałam nawet ochoty), ale trwał kilka miesięcy – z przerwami, a czego dwa ostatnie non stop. O ile w dzień udawało mi się go często ignorować, o tyle w nocy nie pozwalał spać. do tego dochodził olbrzymi niepokój o to, co mi właściwie dolega.

    Skończyło się dobrze (względnie, bo pewne ograniczenia zostaną mi do końca życia) – ale wspominam ten okres jako udrękę.

    Spróbuj poszukać pomocy – jak wygląda nasza służba zdrowia, wiemy, ale nie ma za bardzo wyjścia…moja mama latami cierpiała na koszmarne migreny – po wielu latach udało się jej tak dobrać środki przeciwbólowe (plus trochę "szamanizmu" – podobno bursztyny mają zbawczą moc) – że co prawda bóle głowy miewa nadal, ale nie tak obezwładniające…

    Trzymam za Ciebie kciuki.

    VI4

    1. Najtrudniejsze jest właśnie to zmęczenie. brak snu, brak wypoczynku, brak chwilowej choć ulgi.
      Cieszę się, że u Ciebie skończyło się dobrze i mam nadzieję, że nigdy nie wróci.
      Pomocy poszukam. Choć… Znam siebie. Miałam iść w czwartek do lekarza, a pojechałam na wernisaż. 🙂

    2. Pewnie się polepszyło…u mnie kluczowe są ćwiczenia – o których zapominam momentalnie, jak tylko dolegliwości przestają dokuczać. Taka ludzka natura…

  2. Droga Sabb,
    ośmieliłam się napisać, gdyż miałam podobne przemyślenia i ta notka jest mi w pewien sposób bardzo bliska. Nauczyłam się, że sens można odnaleźć nawet wtedy, gdy znajdziemy się w beznadziejnej sytuacji, gdy stajemy twarzą w twarz z cierpieniem, bólem. Jedyne, co możemy wówczas zrobić, to być świadkami czegoś wyjątkowego, do czego zdolny jest tylko człowiek, a mianowicie do przemiany osobistej tragedii w triumf ludzkiego ducha, upadku w zwycięstwo. W sytuacji, której nie jesteśmy w stanie zmienić, stajemy przed wyzwaniem, które brzmi: zmień samego siebie.
    Pozdrawiam Cię najserdeczniej i życzę, byś odnalazła sens nawet w tak trudnej sytuacji. W bólu.
    Beata

    1. Beato, próbowałam przez lata. Oswoić ból, użyć go do tego, by się wzmacniać i kontrolować swoje ciało i umysł. Chyba mi nie wyszło. Podobno co nas nie zabije, to nas wzmocni, ale ludzie nie chcą być mocni, tylko szczęśliwi. I tego życzę i Tobie, i sobie.
      Pozdrawiam ciepło.

  3. Mam nadzieję, że zdiagnozowali przyczynę. I coś z tym zrobią. Bo można się wykończyć fizycznie i psychicznie.
    Trzymaj się ciepło : )

  4. Crumbs of Beauty

    No cóż, wiele napisać nie mogę ale przesyłam uściski i mam nadzieję, że jakoś się uporasz z dolegliwościami.
    Trzymaj się cieplutko :*

  5. wiedźma z podgórza

    Nigdy nie wiem, co powiedzieć w takiej sytuacji. Może po prostu: trzymaj się Sabbath! Wracaj do zdrowia, walcz o siebie; a nami się nie przejmuj. Poczekamy. 🙂
    I całe mnóstwo dobrej energii Ci prześlę, o. 🙂 Poznasz ja łatwo, bo będzie pachniała Black Afgano z ekstra oudem specjalnie la Ciebie. 😉

    1. wiedźma z podgórza

      I Black Tourmaline, i Black Cashmere, i sporo czarnej magii w jej najbardziej przyjaznym wcieleniu (wiesz, tym tajemnym, które znają tylko wiedźmy 😉 ).

  6. Sabb przykro mi z powodu choroby. Trzymam kciuki aby znaleziono przyczynę i szybko wyleczyli Cie z przypadłości

  7. Jeden raz miałam okazję doświadczyć takiego bólu, który przesłonił mi wszystko i niemal wyłączył z normalnego życia. Na szczęście operacja załatwiła problem. Mam nadzieję, że W Twoim przypadku uda się nie tylko zdiagnozować, ale i wyeliminować źródło bólu. Życzę Ci powrotu do zdrowia i prawdziwej, pełnej spokoju ulgi. Ściskam i pozdrawiam gorąco! :***

  8. Niestety, aż nadto dobrze znam ten stan redukcji człowieka do najprostszych instynktów. Nie uważam, żeby cierpienie fizyczne wzbogacało czy uszlachetniało. Bardzo Ci współczuję. Trzymaj się,Sabb.

    1. Też niestety nie mam takiego przekonania. Ale za to wyjście z cierpienia jest cudowne. Stanisław Lem wpadł na pomysł mierzenia poziomu szczęścia w hedonach – jeden hedon to „ilość ekstazy, jakiej się doznaje, gdy przebędzie się cztery mile w bucie z gwoździem wystającym, a potem gwóźdź się usunie”. Miałam ze sto hedonów jak przestało. 😉

  9. strasznie Ci współczuję Sabb… wiem, że brzmi to banalnie, ale wierz mi, po wielu latach problemów z nerkami, wiem co to ból przez który pełza się po ścianach, nie można funkcjonować i nawet oddychanie sprawia potworną trudność… od tamtej pory nie wybieram się w dłuższą podróż bez ketonalu na receptę… wiem, że można wymiotować ze skrajnego zmęczenia, widziałem takich ludzi, ale wiem też, że można wymiotować z bólu… cieszę się, że Twój koszmar się skończył, ale mam nadzieję że nie odpuścisz i znajdziesz przyczynę, dla własnego dobra i spokoju Twoich bliskich… trzymam kciuki i mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce…

    p.s. a w nawiązaniu do Twojego wpisu… ból, zarówno fizyczny i psychiczny jest wpisany na stałe w naszą egzystencję… czasem mam wrażenie, że bez goryczy bólu nie jesteśmy w stanie cieszyć się zdrowiem i dobrą forma, bo przecież do dobrych rzeczy przyzwyczajamy się szybko… ja straciłem wczoraj bliską mi istotę i też cierpię, pomimo iż zamieniłem jej ból fizyczny na mój ból niefizyczny… ale z dwojga złego wolę pocierpieć niż patrzyć jak cierpi i gaśnie… więcej przez telefon… pozdrawiam i ściskam pirath

    1. Tobie Piracie też należą się wyrazy współczucia. Mogę się domyślać jedynie o co chodzi…Przerabiałem to niestety, na dodatek nie moglem się nawet pożegnać co tym bardziej bolało…eh.

  10. Współczuję. Sabbath moja kochana przytulam mocno i przesyłam moc pozytywnej energii oraz mruczanko od naszego kotecka.

    Trzymam kciuki za diagnozę i za Twoje zdrowie.

    buziaki :*

  11. Czytam to wszystko i chciałabym coś mądrego napisać, co da choć namiastkę ulgi. Nie uda mi się to. Rozumiem to co napisałaś i martwię się. Wracaj szybko, Li

  12. Jedyna co mi przychodzi do głowy to napisać "Łączę się w bólu", bo kiedyś tkwiłam w takim stanie przez długie tygodnie, a potem sporadycznie, przez miesiące. Bólu, a kysz!!!
    Życzę zdrowia i ciepło pozdrawiam.

  13. Pieknoscdniablog

    to staszne, czytam o Twoim bólu i kurcze sie w sobie, trudno go sobie wyobrazic, wspolodczuc. Zapominam o tym, ze gdy dopada mnie jedna z tych migren przy ktorych nawet dotyk swiatla jest nie do zniesienia, kurcze sie do tego jednego bolacego punktu. Gdy nie boli zapominam, wiem, ze potrafi, ale zapominam. Zapomnij na jak najdluzej sie da:)

    1. Migrenę, taką prawdziwą miałam ze trzy razy w życiu. Inny ból, też nieznośny. Ale przynajmniej coś daje w nim ulgę…
      Dziś przespałam pierwszą noc bez strachu. Piękne doznanie.
      Dziękuję i ściskam mocno.

  14. Kochana Sabbath mam taki natłok myśli że nie za bardzo wiem co i jak napisać… Obserwowałem nie tak dawno jak w bólu gasła najważniejsza osoba w moim życiu i to wszystko znów mi się przypomniało. Zobaczyłem teraz nieco inną perspektywę tego stanu i płaczę…

    Mam nadzieję że wytępisz drania na dobre a twoja pasja życia jest na tyle silna że niebawem o tym zapomnisz i znów wrócisz do nas pełną piersią :* ..Tulę Lucado

    1. Nie płacz… Mam za sobą takie pożegnanie w bólu. Z bardzo ważną osobą.
      Nie wiem, co napisać. Może nie tu. Ściskam wzajemnie.

  15. Najgorsze, gdy ból staje się naszym nieodłącznym towarzyszem. Gdy tak się do niego przyzwyczajamy, że nie zwracamy już na niego uwagę…. Oby Twój ból przeminął tak szybko, jak się pojawił!

    1. Myślę, ze na taki nie da się nie zwracać uwagi. taki ból niszczy człowieczeństwo. Ale wiem, co masz na myśli. I to także bardzo smutne. Chyba dlatego boję się starości. nie zmarszczek czy brzydoty. Tylko tego codziennego, nieodłącznego bólu. 🙁
      Dziękuję Perfumoholiczko. :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Armani Privé Bois d’Encens

. Uprzedzam, tekst będzie nawiedzony i na pograniczu kiczu (albo raczej nieco za tą granicą). A jednak – jeśli zachwyt jest jakimś usprawiedliwieniem, to jestem

Czytaj więcej »