Twój pot na mojej skórze – Poison Christian Dior

Dom mody Dior od lat nie inwestuje w reklamę klasycznego Poison. Nie opłaca się. Za trudne, za dziwne, za bardzo retro. Zamiast tego wydaje się grube kwoty na reklamę Hypnotic Poison kreując ten waniliowy ulepek na zapach zmysłowy, erotyczny i niebezpieczny – choć wydaje się, największym niebezpieczeństwem związanym z używaniem Hipnotycznej Trucizny jest zapadnięcie na olfaktoryczną cukrzycę. 😉

Klasyczne Poison nie ma wzięcia – od lat traktowane jak relikt przeszłości i klasyk, którego nie wypada wycofać. Co prawda w ubiegłym roku poddane zostało kastracji… ups, przepraszam… reformulacji, ale niewiele mu to pomogło. Wedle relacji pracującej w sieciowej perfumerii znajomej – nadal się nie sprzedaje. Waniliowe Hypnotic Poison kupowane są (wciąż wedle danych od mojej znajomej) ze 20 razy częściej, niż klasyk. Czy mnie to dziwi? Bynajmniej. W końcu Beyonce też sprzedaje się lepiej, niż Norah Jones.

O Poison pisać należy w sposób szczególny. Opowiadanie nut, przedstawianie zapachu jak nowej damy w towarzystwie nie ma sensu. I tak wszyscy ją znają i wiedzą o niej więcej, niż powinni. I i tak każdy ma na jej temat własną opinię.

O Poison należy pisać co najmniej „prozą”. A jeszcze lepiej byłoby pisać wierszem. 

Mówię do ciebie cicho

 

Poison to kobiecość. Kobiecość kobieca w sposób, który jest dla mężczyzn pociągający i niepokojący zarazem. Kobiecość egotyczna i kapryśna. Kobiecość ze swego egotyzmu i kapryśności kontenta. 

Znacie kobiety nieznośne i rozkoszne zarazem? Kobiety bez skrupułów wykorzystujące to, że w naszej kulturze mężczyźni odczuwają przymus spełniania kobiecych zachcianek? Zachłanne i świadome swoich pragnień. Wymagające i nie obiecujące niczego w zamian? Kobiety, którym wszystkie normalne panie, babki i dziewczyny zazdroszczą władzy nad rzekomo silniejszą połową ludzkości?

Znacie kobiety, którym wszystkie grzechy uchodzą płazem? Zepsute, zaborcze i wyniosłe, lecz posiadające urok, który sprawia, że spełnianie ich kaprysów jest dla mężczyzny nagrodą samą w sobie? Boginie oszczędnie szafujące uśmiechem? Kapłanki własnej kobiecości? Ladacznice i święte jednocześnie?

Nie znacie. To idea. Ułuda. Jeśli znacie taką kobietę, to znaczy, że jej tak naprawdę nie znacie. Bo natura ludzka nie jest tak prosta ani tak konsekwentna. Ale perfumy bywają. I Poison takie właśnie są – taką kobiecość malują. Przynajmniej na początku opowieści.

Wyraziste, prowokacyjne wręcz złożenie ostrego, szorstkiego akordu przyprawowo – kadzidlanego z głęboką słodyczą śliwki i bezczelną zmysłowością zwanej nierządnicą perfumiarstwa tuberozy nie pozostawia cienia wątpliwości, że „kobiety są występne i zdradzieckie”. Aura niepokoju nie ujmuje jednak odzianej w Poison kobiecie uroku. Wręcz przeciwnie – owocowa, dojrzała słodycz połączona z szorstką obojętnością i magnetyzmem bladej tuberozy sprawia, że staje się ona obiektem niebezpiecznych marzeń.

Dojrzewające Poison są obietnicą. Obietnicą spełnienia. Dotyku pozbawionego niepewności, szeptu przechodzącego w westchnienie rozkoszy, ciepłego swiatła ukazującego bezwstyd, kropel potu lśniących na skórze.

Aksamitna róża łagodzi ostre nuty, cynamon nieomal dosłownie rozgrzewa zapach sprawiając, że skropiona Poison skóra wydaje się cieplejsza, niż zwykle.

O wyjątkowości Poison ostatecznie przesądza jednak dopiero obłędnie zmysłowa i zadziwiająco miękka baza. Złocista ambra przepięknie, z wyczuciem pogłębiona słodko – pikantnym, ciepłym aromatem opoponaksu (zwanego, nie bez przyczyny, choć nieprawidłowo słodką mirrą), miękkie akordy drzewne, ślad łagodnych nut dymnych – wszystko to opowiada o tym, co dzieje się, gdy niezależna, świadoma swoich pragnień i swej siły kobieta odkrywa miłość.

Ogrzane, przytulone do ciepłego ciała Poison opowiada o miłości namiętnej i dojrzałej. O różnicy między pragnieniem, a potrzebą. O zrzucaniu masek i pancerzy. I tym, ile dać potrafi kobieta, która nauczyła się brać.

Splecione w mocarnym uścisku nuty typowo kobiece – kwiaty i słodycz – i charakterystyczny dla killerów z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ekspansywny, androgyniczny wręcz akord ambrowo przyprawowy nie potrzebują się nawzajem, mogłyby doskonale istnieć osobno. Połączone tworzą harmonię wyjątkową, niepokojącą i zadziwiająco spójną zarazem. Podobnie, jak dwoje ludzi, którzy wiążą się ze sobą z wyboru, a nie z jego braku.

Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała

które upada w noc gorącą kroplą

Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen

płonie twój pot na mojej skórze

Data powstania: 1985

Twórca: Edouard Flechier

Trwałość: 10 do 14 godzin, ale posiadam wersję sprzed ostatniej reformulacji, więc zakładam, że nabywane obecnie Poison mogą pachnieć krócej

Nuty zapachowe:

głowy: kolendra, ziele angielskie, śliwka, anyż

serca: róża, tuberoza, goździk, cynamon

bazy: ambra, drzewo sandałowe, opoponaks, piżmo

* W tekście wykorzystałam fragmenty wiersza „Mówię do ciebie cicho” Rafała Wojaczka oraz fragment tekstu piosenki „Być kobietą” napisanego przez Magdalenę Czapińską do muzyki Włodzimierza Korcza.

  • Na wszystkich zdjęciach Lauren Bacall

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

57 komentarzy o “Twój pot na mojej skórze – Poison Christian Dior”

  1. Świetna recenzja doskonałych perfum. Podejrzewam, że mam wersję poreformulacyjną i muszę przyznać, że choć sama kompozycja jest, jak piszesz, wykastrowana, to trwałości, mocy i mimo wszystko charakteru nadal nie mogę jej odmówić. Dior lubi kombinować i wycofywać. Już pokombinował, niech nie wycofuje.

    1. No tak – kto, jak kto, ale Ty wiesz, o czym piszę. 🙂
      Że nowa wersja jest nieco inna wiem już – sprawdziłam swego czasu. Ale nie nosiłam globalnie, więc nie mam danych dotyczących trwałości. Dobrze wiedzieć, ze nie skopali całkowicie.
      W ogóle – reformulacja (czyli pokombinowanie) Poison skłoniło mnie swego czasu do napisania mocno emocjonalnego posta o tym, że reformulacja powinna być karalna. Bo jak można… Łapy precz od klasyków!

      😉

  2. Jest chyba w tym sporo prawdy, że inne wersje lepiej się sprzedają. Ja nie jestem wkręcona w świat perfum, czasem po prostu lubię wejść do perfumerii i to wszystko. I właśnie dobrze kojarzę Hypnotic albo Pure Poison a tego klasyka zupełnie nie kojarzę… ale twój opis mnie zaintrygował i przy najbliższej okazji sobie powącham:)

    1. Najbardziej popularna jest chyba Hypnotic właśnie. Ma genialne reklamy, ale myślę, że to nie ich zasługa, tylko waniliowości i łatwej urody zapachu.
      Bardzo jestem ciekawa tego, jak odbierzesz klasyczne Pioson po lekturze mojego (narwanego nieco) wpisu. Daj proszę znać, kiedy uda Ci się powąchać.

  3. Uświadomiłaś mi, że kompletnie nie kojarzę zapachu klasycznego Poison. Za to wersję Hypnotic, po której tak się przejechałaś znam bardzo dobrze i są to perfumy, które szalenie lubię nosić. Nie wiem czy to kwestia chemii skóry preferencji, czy jeszcze czegoś innego, ale dla mnie one wcale nie są ulepkowe. Owszem, mają słodkie nuty, ale do przytłaczającej słodyczy – na mój nos – bardzo im daleko.

    1. Niestety, dla mnie to jeden z waniliowych dusicieli. Może powinnam co jakiś czas wracać i sprawdzać, czy nadal mnie zabija, ale jakoś mi nie po drodze… Za mało czasu na wąchanie. Zdecydowanie za mało.

  4. Marcelina Pawelec

    Nie wiedziałam nic o reformulacji Poison. Na szczęście poznałam je w czasach zanim TO się stało i po Twojej recenzji bardzo zapragnęłam znów je powąchać. Muszę tylko poszukać gdzieś starej wersji. Zgadzam się, że reformulacja powinna być karalna:)

    1. Myślę, ze znakomita większość używaj na Allegro będzie stara. Warto sprawdzić kod na spodzie flakonu. Ja przed zakupem pytałam sprzedająca o kod, ale okazała się jedną z najbardziej nieuprzejmych osób, jakie w życiu widziałam i napisała parę maili z impertynencjami, ale kodu nie podała. Zaryzykowałam.

  5. Świetna recenzja, jak zwykle zresztą 🙂 Pamiętam, jak przez mgłę, moje poznanie z pierwszym Poison, bardzo wiele lat temu. Byłam zbyt młoda, by je wtedy docenić, a wrażenia jakie zapamiętałam, to …jakbym dostała "obuchem w łeb". Była to wersja pierwotna, dziewicza i nieskażona eunuszymi machlojami, bo kastracji jeszcze wtedy nie stosowano. Ten zapach pamiętałam długo, do czasu aż pojawił się Tendre Poison, który mówił do mnie językiem, jaki rozumiałam. Sabb, ten wiersz na końcu 🙂 No i Lauren Bacall. Właśnie ona zawsze kojarzyła mi się z tym zapachem 🙂

    1. Naprawdę? Ależ niesamowite jest takie zderzenie wizji. Ja tez nie miałam wątpliwości, ze to powinna być właśnie ona. 🙂

      Ja także poznałam Poison dawno, dawno temu. Nosiłam kiedyś nawet przez kilka dni… Ale do flakonu dojrzałam teraz dopiero. I raduje mnie on bardzo.

  6. Jeszcze ani jedne perfumy od Diora nie rzuciły mnie na kolana 🙂

    W końcu Beyonce też sprzedaje się lepiej, niż Norah Jones. — DOBRE TO ;D

    1. No, z kolanami to bym nie przesadzała. Ja z tych, co nie klękają nawet przed bóstwami. 😉
      A z Beyonce nie mam racji? ;)))

  7. lady_poison

    Do Poison mam stosunek wyjątkowy. Wszak to pierwowzór do naszej PRL-owskiej Currary, której namiętnie używała przez całe moje dzieciństwo moja Mama. I tak mi się Poison właśnie kojarzy – z dzieciństwem (mam ten sam rocznik co zapach -1985), z ciepłymi ramionami mojej Mamy spryskanej nimi przed wyjściem wieczorem. Pamiętam naszą łazienkę, jak kręciła włosy lokówką, której bałam się nawet wziąć w ręce, tak strasznie wyglądała. 🙂 Pamiętam puder w ładnym ażurowym opakowaniu, jak nakładała jasno błękitne cienie na oczy. Uwielbiałam grzebać w jej szafce. Teraz unika kosmetyków jak ognia, ale perfumy mi czasem podbiera. 🙂
    Niesamowitą moc mają dla mnie te perfumy – przenoszą w czasie i przywołują wspomnienia dziecięcej beztroski.
    To pisałam ja, skropiona dziś Poison. Dziękuję Sabb za tą recenzję. Z Trucizn mam Hypnotic Elixir, choć używam bardzo rzadko oraz duży flakon Midnight, już podobno wycofanej? Nie rozumiem Diora… Najmniej związana czuję się z Tendre i Pure.
    Mam nadzieję, że klasycznej Trucizny nie wycofają. Byłaby to totalna porażka. Chyba pomyślę o flakonie, 🙂

    1. Myślałam o Tobie pisząc tę recenzję. Zastanawiałam się, czy przeczytasz, czy zostawisz tu swój ślad… Ale tak pięknego, nostalgicznego komentarza się nie spodziewałam.
      Wstyd przyznać, ale okropnie się wzruszyłam. Może dlatego, ze moja matka jest już tylko wspomnieniem.

      Bardzo Ci dziękuję za tę podróż, za podzielenie się pięknym, wzruszającym obrazem z przeszłości.
      To, co napisałaś dopełnia opowieść w sposób, którego nie mogłam sobie nawet wymarzyć. Dziękuję…

    2. Znam Sabbath ten stan..,ten brak.Więc naturalnie i ja się wzruszyłem, widząc od razu swoje osobiste wspomnienia zapachowe z mamą związane…

    3. Nie wiem, jak to napisać, żeby nie wyszło patetycznie, ale dzięki ludziom takim, jak Wy czuję, że decyzja o pisaniu bloga była jedną z lepszych w moim życiu. Te okruchy ciepła, atmosfera, jaką tworzycie… To coś, czego naprawdę nie mogłam się spodziewać.
      Dziękuję, że tu jesteście.

    4. Gdyby nie Ty i twoje prawdziwie szczere podejście, nas by tu nie było…Udostępniłaś nam swoją przestrzeń by wspólnie dzielić się tym co kochamy. Dziękuję że jesteś :*

  8. Muszę przyznać, że coś w tej kompozycji jest takiego, co przyciąga. I mimo że sama nie mogłabym nosić (choć od jakiegoś czasu chodzą za mną klasyki), doceniam i podziwiam Truciznę.

    1. Moja przygoda z Trucizną zaczęła się inaczej, niż przygoda z innymi zapachami – od noszenia w charakterze przebrania – do kapiącego złotem, wyzywająco seksownego stroju z Baśni tysiąca i jednej nocy. I czułam się w nim dobrze, choć przebrana. Teraz… Myślę, że dojrzałam do ubrania się w Poison, nie przebrania.
      Dorastam? Kupiłam sobie ostatnio długą, czerwoną suknię… 🙂

  9. O jak opisane "po mojemu" 😀 uwielbiam ten zapach – narkotyk, poza tym to zapach, który jako pierwszy dostałam od faceta, z którym jestem do dziś 😉 i facetem i zapachem. Miałam możliwość poznania pierwowzoru i wszystkich kolejnych dwóch kastracji i niestety stwierdzam, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody 🙁 mimo wszystko używam i używać będę.

    1. Jaki piękny komplement! Zawsze, kiedy uda mi się przeczytać, że trafiłam z opisem, także (a może tym bardziej) z nastrojem i klimatem opowieści, czuję jak gdyby ktoś dotknął mnie ciepłą dłonią. Dziękuję.
      Łączy nas także wspomnienie perfum z facetem, z którym do teraz jesteśmy. Pisałam o tym, przy okazji Theoremy…
      Co do kastracji – sprzedający, których pytam o kody są zwykle zdziwieni, kiedy cieszy mnie, że flaszka jest stara. A z takim nastawianiem kupowałam ostatnio nie tylko Poison, ale też Chanel No 5 i 19. 🙂

  10. Podoba mi się. I recenzja i kobieta na zdjęciach. Wstyd przyznać, nie znam tego zapachu. A przynajmniej go nie pamiętam. Za to szczerze żałuję wycofania Midnight Poison, paczulowej wersji, której resztki oszczędzam jak mogę. Pozdrowienia.

    1. Nie wstyd. Współcześnie niewiele osób się nim zachwyca, w perfumariach flakony stoją z tyłu półki z testerami, niewiele się o Poison pisze… Teraz to swego rodzaju nisza w mainstreamie.
      Spieszmy się kochać zapachy z charakterem – tak szybko odchodzą. 🙁

  11. Po raz pierwszy chyba odbieram zapach w diametralnie odmienny, niż Ty, sposób. Pisałam w swojej wizażowej recenzji, że rzeczy, z którymi mi się Poison kojarzy, to przed wszystkim dzidzia- piernik i przekwitanie. Ten wielki jęzor jadowitej tuberozy mnie przytłacza.
    Czuję oczywiście "potencjalny potencjał", doceniam, że to na tle sephorowych półek zapach wyjątkowy, charakterny, bogaty, ale nosić nie mogę. Nawet okazjonalnie.
    Testowałam przedreformulacyjną wersję- może reformulacja, o dziwo,jest dla mnie jakąś szansą.

    1. Czytałam Twoją recenzję na Wizażu – jest wspaniała! Obrazowa, sugestywna, plastyczna. Co więcej – mnie się wizja kobiety w nieco zbyt krótkiej spódniczce, z nieco zbyt czerwonymi ustami i nieco zbyt długimi paznokciami podoba. Podoba mi się ta dojrzałość na pograniczu przejrzałości. Kiedy doszłam do określenie dzidzia – piernik pomyślałam, ze nie, nie taką kobietę opisałaś. dzidzia piernik to sukieneczki z falbankami, różowiutkie bluzeczki, usteczka i pantofelki. Ty opisałaś kobietę, która wie, że już nigdy nie będzie piękniejsza, że każdy kolejny dzień ją niszczy, zbliża do starości nieodwołalnej. I walczy o ten ostatni dzień. I kolejny ostatni. Bo w pewnym momencie wszystkie dni są ostatnimi…
      Paradoksalnie, nie przytłacza mnie to. Świadomośc upływającego czasu daje nam siłę do tego, zeby czerpać z życia pełnymi garściami. Nie budzą mojej niechęci ani wzgardy kobiety próbujące oszukać czas. Podobnie jak nie budzą mojej wzgardy sześćdziesięcioletni rockandrollowcy a przerzedzonymi włosami spiętymi w kucyk. To dla mnie dowód na to, że dusza czasem nie chce się zestarzeć wraz z ciałem. I dobrze. lepiej mieć młodą duszę, niż wszystko stare. 😉

    2. Inna kwestia, że ludzie, którzy starzeją się spokojnie, z godnością i bez protestów budzą u mnie swego rodzaju szacunek. Ale z dwojga złego wolałabym "odejść poszarpana krzycząca, że o tysiąc lat za wcześnie ginę". 🙂

    3. Dziś mogę spokojnie zadeklarować, że siła nośna Twojej recenzji ma naprawdę potężną moc.
      Bo pd wczoraj nie mogę wyprzeć spod powiek fuzji Twojej i mojej wizji- czyli Lauren Bacall w mini, z za długimi pazurami, trzymającymi cienkiego papieroska i nad pina-coladą:)
      A kobiety, próbujące zbyt rozpaczliwie zatrzymać młodość, budzą moje współczucie. Ale nigdy wzgardę. Ja używam do tych samych celów bardzo białych koszul, dobrze skrojonych dżinsów i skórzanych kurtek- a one głębokich dekoltów i brylancików na szponach. Inny arsenał, inne spojrzenie i inny target. Ale potrzeby takie same. Cień mojego współczucia budzi nie sama potrzeba zatrzymania młodości, ale po prostu, hmmm, stylówa przekwitających Pań czy nieumiejętnie zastosowane narzędzia- znacznie lepiej w walce z czasem, czy też raczej w prezentacji pogodzenia się z nim, prezentuje się moim zdaniem Tilda Swinton, niż, powiedzmy, Pamela Anderson.
      Ale to wszystko oczywiście jest drugoplanową kwestią, młoda dusza fajna rzecz, a opakowanie to tylko papierek:) Może masz rację, może lepiej niech ten papierek się świeci, zamiast być sztywną, burą garsonką, zapiętą szczelnie pod szyję.

    4. "Siła nośna Twojej recenzji ma naprawdę potężną moc" – Ty to wiesz, jak człowiekowi sprawić radość. :*

      Co do pina-colady – to akurat mi tu nie pasuje. Kobieta Poison nie powinna powinna pić wytrawnego szampana, wytrawne martini, ewentualnie zmrożoną wódkę w oszronionym, kryształowym kieliszku. Cienka cygaretka ok – pasuje nawet lepiej, niż papieros.
      Ogólnie, nie wiem, czy wynika to z Twojego bardzo uprzejmego (wobec opisywanego obiektu) sposobu pisania, czy z siły mojej własnej wizji, ale nie odebrałam twojego opisu jakoś mocno negatywnie. Dla mnie większość hiperzadbanych kobiet w stylu vouge'owego glamour ma zbyd długie paznokcie, zbyt opinające chude pośladki spódnice, zbyt wysokie obcasy. Ale rozumiem, co masz na myśli pisząc o stylówie. Mam wrażenie, że to nie jest kwestia wieku, tylko ogólnego gustu – kobiety, które wyglądają tak po 40 pewnie wyglądały podobnie i przed. No, może teraz na więcej je stać. 😉

      Pamelę Anderson uważam za piękną kobietę. Nie mój typ, nie mój styl, ale urodę (do dziś) doceniam i szanuję jej pracę dla PETA. Nie mierzi mnie jej styl, choć (mimo śladów rockandrollowego luzu) daleki jest on od tego, co sama chciałabym prezentować.

  12. Jako mężczyzna do zapachów kobiecych podchodzę nadwyraz emocjonalnie. Przewaznie wypadkowa odbioru zapachu jest przekłamana, gdyż w znacznym stopniu na jego ocenę wplywa "nosicielka" – jej charakter, wygląd, okolicznosci spotkania i jego klimat etc. chyba bede musial podchodzic do zapachów kobiecych jak do męskich i unisex – czyli poświęcac im czas na spokojne, wieczorne testy…. chwila – czy na pewno tego chcę? czy warto pozbywać się tego, wręcz magicznego, momentu zaskoczenia?
    p.s. pierwsze zdjęcie genialne – salvador dali z zadowoleniem kręci swego wąsa w zaświatach 😉

    1. Ha! To, co napisałeś w pełni zgadza się z moją teorią, ze ludzie postrzegają zapach przez pryzmat osoby, która go nosi. Na człowieku, który nas pociąga każdy praktycznie zapach będzie zmysłowy. W drugą stronę niekoniecznie – na człowieku, który nas nie pociąga perfumy wciąż mogą wydac nam się ładne, ale już na odpychającym gburze nawet najpiękniejsze perfumy mogą zostać przez mózg zaszufladkowane wraz ze wspomnieniami niemiłymi.
      Kiedy czytam wątki o ty, jakich perfum użyć na pierwszą randkę, zawsze mam ochotę odpowiedzieć – jak najbardziej "twoich". Nie widzę sensu przebierania się na pierwsze randki w super seksowne łachy i super seksowne pachnidła. Przecież umawiając się z kimś chcemy, żeby polubił/pokochał nas, a nie sztuczny wizerunek, jaki tworzymy jednorazowo. 🙂

  13. Świetna recenzja .!
    Znam tylko Hypnotic ale kompletnie mi nie leży. Śmierdzi odpychajaco nadmiarem czegoś co od samego początku się nie pokrywa ze sobą i zgrzyta. Do tego natłok chemicznej, taniej słodyczy.

    Mimo to czytając twój wpis nie zawżając na nic ( bo to przecież odrębne pachnidło) zechciałem poznać Poison by wiedzieć jak pachnie ten klasyk. A że ostatnio próbowałem przebrnąć z całkiem nienajgorszym skutkiem przez tuberozę w Cedre Lutensa to nie jest już ona chyba az taka straszna. 😉

    1. lady_poison

      Ja też na ogól nie lubię tuberozy, ale Cedre miałam i bardzo lubiłam. Teraz ma go moja siostra i czasem wącham go u niej, Coś mają z Poison wspólnego, Cedre też jest niezwykle kobiecy, z klasą. 🙂

    2. Narde, Hypnotic i mnie nie leży. Wspominałam o niej w Waniliowym bestiariuszu. 😉
      Poison poznać warto. Nie tylko dlatego, ze klasyk, ale też dlatego, ze o ile w latach osiemdziesiątych mieścił się w stylistyce mainstreamu, to teraz jest raczej dziwolągiem.
      Co do tuberozy – oswajam. Cedre akurat lubię i (podobnie jak Lady Poison) miałam nawet flakon. 🙂

    3. ..A że ze mnie też dziwoląg to tym bardziej bez zachamowań po niego sięgne. Cedre uwiebiam za przepiękną bazę, ale tyle czekać by go nosic to już nie dam rady:)

  14. Pieknoscdniablog

    az podskoczylam gdy zobaczylam temat tego posta. Poison to moj ukochany zapach juz od okolo 20 lat, mam zawsze flakonik i jest to moj zapachowy podpis. Dla mnie to zwiedle jesienne liscie, mgliste poranki, sex z ukochanym facetem, jego drapiace policzki, sweter z kaszmiru i echo przeszlosci. Najpiekniejszy zapach ever, a moje kolezanki zwlaszcza te mlodsze mowia, ze za mocny, za babciny, co one tam wiedza:) Ty napisalas jak zawsze perfekcyjnie:) bo ….o mnie:)

    1. Wspaniale coś takiego przeczytać. Dziękuję.
      Mam osobisty sentyment do kobiet "w typie Poison". Myślę, że naprawdę wartościowym partnerem będzie tylko człowiek niezdesperowany i kompletny. W przeciwnym razie nigdy nie wiesz, czy ten ktoś jest z tobą z wyboru, czy z jego braku. Jeśli kobieta, która potrafi brać chce dawać, to zaiste będą to królewskie dary. Czyż nie? 🙂

  15. Skuszę się na testy choćby tej nowej wersji bo do starej nie mam dostępu. Tuberoza w moim przypadku nie wróży nic dobrego ale po tak wspaniałej recenzji normalnie się zmuszę i przetestuję :D.

    Swoją drogą i u mnie pojawia się coraz więcej perfum z datą poniżej 2000 roku. Lata dziewięćdziesiąte są jeszcze cenowo osiągalne a na prawdę o niebo lepsze jakościowo…
    Wiekowe 20 Carats Dany, Opium, Youth Dew, Chanel EDC, Basile EDP, Shalimar EDC i EDT Samsara EDT i Tuscany per Donna zamieszkują moją szafkę. Mam coraz większy pęd do chomikowania zwłaszcza od kiedy poznałam różnicę. Ostatnio zakupiłam Miss Dior- starą taką z białym jeszcze korkiem. Zupełnie zapach spoza mojej domeny ale świadomość, że jest tym czego wtedy używano ( ach te podróże w czasie), co tworzono w czasach kiedy firmy takie jak Dior miały jeszcze trochę wstydu nie pozwalała mi przejść obojętnie. Zawsze na jesień bierze mnie na sentymenty i coś przybywa :D.

    Marzę o tym żeby dorwać Masumi Coty, to z kolei zapach mojej mamy, już ostatnio niemal się dogadałam ze sprzedająca i się wycofała bez słowa. Prawie się poryczałam. Spoźniłam się o pół roku, tak planowałam planowałam aż w końcu zniknęły z polek.

    Musimy się Sabb spotkać i przewąchać nasze klasyki!

    1. 20 Carats nie znam nawet. Z klasyków, poza wymienionymi, mam także Motsouko, Venezię (starą), Le Feu w obu wersjach czy czyste perfumy Obsession. I sporo innych. To będzie długi wieczór. 🙂

      Korci mnie miniatura czystych perfum Chanel No.5.

      A Masumi to zapach i mojej mamy. Ale nie chcę do niego wracać.

  16. Piękna kobieta z tej Lauren, aaach! Wiesz, że jej dziadkowie ze strony ojca pochodzili z Polski? Tj. byli polskimi Żydami. Co do samego Poison – to zapach z wielkim charakterem, ikona, archetyp i kamień milowy w jednym. Prawdą jest, że wzorowano na nim poczciwą Currarę, tak dobrze znaną mi z końcówki szarych i zgrzebnych lat '80. Prawdę mówiąc, dziwią mnie wszystkie kontrowersje związane z tym zapachem, mnie wydaje się… ładny, tak po prostu 😉 Hypnotic Poison uwielbiam (co więcej – wersję poreformulacyjną bardziej), podobnie Midnight i Pure. Najmniej przypadły mi do gustu Tendre (ale prawda jest też taka, że testowałem je raz tylko, gdy jeszcze dostępne były w Sephorze, czyli jakieś 10 lat temu). Pozdrawiam! 🙂

    1. Nie wiedziałam. A piękna była (jest?) zaiste.
      Hypnotic Poison do mnie nie przemawia. Mam teorię na temat różnicy psychologicznej między "kobietą P", a "kobietą HP", ale się do niej publicznie nie przyznam. 🙂
      Z Trucizn cenię jeszcze Midnight – otwarcie ekstraktu to prawdziwa, głęboka nisza. Nie dziwię się, że wycofali. 🙁

  17. heeeh Pola – przyłapuję się na tym samym, Kilka lat temu zostałem nabywcą oryginalnego Fahrenheita sprzed reformulacji. Czy jest lepszy? Na pewno inny – bardziej balsamiczny. F nie noszę na codzień ze względu na jego spowrzechnienie. Nie jest to też do końca rodzina sapachów, które lubię nosic. Nie wiem jak Wy, ale mam takie zapachy, które uwielbiam, często wącham je na bloterze, nadgarstu, ale to nie są zapachy, które noszę -czemu -nie wiem. Po prostu tak jest 🙂

    1. No to jest nas troje. Mnie też włączył się ostatnio tryb perfumeryjnego antykwariusza i zbieram miniatury klasyków. W dobie szalejących reformulacji i masowego wycofywania z rynku zapachów mających choć krztynę charakteru nigdy nie wiadomo, czy nie adoptuję właśnie dinozaura. :/

    2. Pamiętam wizytę w muzeum perfum w Barcelonie i stanowisko Guerlain ze śladowymi ilościami starych ekstraktów w amforach. Kurde ależ to było dobre! Takie niby już zwietrzeć powinny a mimo wszystko nie było zapachu który by mnie nie zachwycił a przecież wszystkie mniej lub więcej poznałam na półkach sephory… Poczułam się wtedy z lekka oszukana :).

    3. No to zabiorę następnym razem 20 carats, mają z jakieś 60 lat i dla mnie są tym dinozaurem o którym pisałaś poniżej.

    4. no to super… ja z chęcią podzielę sie oryginalny F.jesli ktos ma ochotę dawać na piva, może uda się ponowne spotkajnie na noszym Oberschlesien 🙂

  18. I ja uwielbiam Poison! Świetna recenzja, doskonałe uzupełnienie moich odczuć wobec tego zapachu. Ja najbardziej cenię w nim śliwkę, która dla mnie jest wytrawna, odymiona, jakby trzymana jednocześnie w najdroższym szampanie i dwa metry od ogniska z jałowca. Ogólnie nie cierpię owoców w perfumach, zawsze wychodzą na mnie zgniłe, ale tutaj jest to po prostu majstersztyk, ten szczegół, który sprawia, że Poison na moim nadgarstku działa na mnie niemalże narkotycznie.
    Co do HP zgadzam się w 100% z Twoją opinią, a to, jak je opisałaś w Waniliowym Bestiariuszu idealnie opisuje, co do niego czuję. Z jednej strony nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludziom tak bardzo podoba się ten rozmiękły cukier wanilinowy, z drugiej jednak jest to zapach bardzo łatwy w odbiorze, co na pewno czyni go atrakcyjniejszym dla osób chcących pachnieć "po prostu ładnie". Jednakże mimo wszystko widać, ze jest to maszynka do pieniędzy Diora, skoro co chwilę wychodzą kolejne wersje tego zapachu, będące w zasadzie tylko coraz bardziej rozmytą wersją pierwowzoru, a perełki jak Tendre czy Midnight są wycofywane.

    1. Dziękuję. Miło mi przeczytać taki komentarz.
      Co do szampana – też mi on do Poison pasuje. Nie wiem dlaczego, ale jest po prostu na miejscu. 🙂
      Hypnotic jest maszynką do pieniędzy – to nawet nie jest szczególnie dziwne. Pachnie mocno, waniliowo i ma świetne reklamy. I do tego zmysłowo niebezpieczną nazwę. To nic, że nie na temat zupełnie. 😉

  19. Edpholiczka

    Opisałaś je idealnie!
    Mnie skojarzyły się z Elizabeth Taylor w filmie "Who's afraid of Virginia Wolf?".
    Teraz ten zapach jest niedoceniony i niezrozumiany. Może jeszcze kiedyś powróci do łask?

  20. Mam odlewki całej trójki – Tender, Hypnotic i klasycznego Poisona, niestety wszystkie po reformulacji więc trwałością nie zabijają. I najbardziej (na sobie) niestety lubię Hypnotic, nuty wanilii skutecznie tłumią ambrowe mydełko. Bo niestety cała trójka mydli się na mnie okrutnie to to takim gryzącym mydłem jak to z lat 80-tych 🙁

  21. Bloga czytam od kilku miesięcy i jestem pod wrażeniem… Nie wąchałam pewnie nawet ułamka wszystkich opisanych tu perfum, ale Poisona owszem. Ten zapach intryguje mnie non stop, sama nie wiem czy go chcę, czy nie.. Zawsze gdy jestem w perfumerii muszę się nim spryskać. W pierwszej chwili zawsze uderza mnie …starość. Nie potrafię inaczej tego nazwać 🙁 Po chwili jednak czuję niewysłowioną elegancję, klasę, coś, co mają tylko nieliczni a o czym marzą wszyscy. Z jednej strony klasyka i prostota, z drugiej – wyrafinowanie i tajemnica. Tak to czuję. Trzeba wiedzieć kiedy nosić ten zapach i trzeba umieć go nosić. Trzeba do niego dojrzeć, pewnie dlatego wciąż nie jestem pewna czy go chcę. Nie mogę natomiast przeboleć że wycofano Midnight Poison. Ile bym dała, żeby móc gdzieś go zakupić…

  22. Słodziak totalny, testowałam w sephorze, czy moja skóra wszystko wysładza? Raczej codzienny niż na wieczór, nie ma w nim nic odkrywczego. Jestem jeszcze przed testami globalnymi i zobaczymy czy się polubimy na dłużej. Generalnie jestem na tak choć brak tego "czegoś".

  23. Poison omijalam , zakochana niegdys w Hipnotic, potem Midnight – na papierku wydawal sie taki wulgarny, glosny, kakofoniczny…
    Az trafilam przypadkiem na wersje stara – pierwotna…
    To jest czad ! Ukrecono zapach gesty , mocarny, lubiezny, kadzidlano – miodowy…Pejcz trzyma tu jednak sliwka..Ona rzadzi 🙂 Sliwka na granicy dojrzalosci i zespucia …Cos fenomenalnego …Kocham i stwierzdam , ze owa trucizna dziala jak narkotyk..Noszac ja …mam mega odlot…:)))

  24. Szczęśliwie na mnie pięknie pachną (tamta zima była pod znakiem
    testowania Poison), więc pewnie zakupię w najbliższym czasie :).
    Hypnotic, to dla mnie nie jest typowy słodziak, bo jednak jest taki
    słodko-gorzki – na mojej skórze mocno wyczuwalny jest ten gorzki
    migdał. Fakt, nie ma jakiegoś wielkiego ogona, ale i tak uwielbiam.
    Pure uwielbiam, miałam kiedyś butelkę, myślę, że z czasem do niego
    wrócę (jednak świetnie się komponuje z moją skórą, no i jaśmin,
    który trzyma się).
    Midnight – pomimo pięknego zapachu "z korka", jakoś nie komponował
    się dobrze z moją skórą, niezbyt mi podszedł.
    Na koniec powinnam jeszcze wspomnieć o Poison Girl, perfumach,
    które dla mnie są jakąś hybrydą, ponieważ nie widzę żadnego
    powiązania pomiędzy wcześniejszymi zapachami (nawet słodkim HP),
    a tym nowym tworem. Dla mnie ulepiasty i wtórny, nawet "z korka"
    mi nie pasował.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy