Przed grudniowym wyjazdem zamierzałam zostawić Was z czymś lekkim i pogodnym. Wybrałam kolejne celebrity perfume, także tym razem promowane nazwiskiem postaci bardzo charakterystycznej. Niestety, pomysł na wpis lekki, łatwy i przyjemny, okraszony zdjęciami przystojniaka nie do końca się sprawdził.
Oczywiście, znam najważniejsze filmy urodzonego w Sopocie Klausa Kinskiego. Znałam także wypowiedzi Wernera Herzoga na jego temat i przyznaję, że aura szaleństwa uwodziła mnie tak samo, jak miliony wielbicieli Kinskiego przez wiele lat. Nie znam jego autobiografii „Dziko pożądam twoich truskawkowych ust”, w której chwalił się podobno rozdziewiczeniem nieletniej w obecności jej starszej, siedemnastoletniej siostry i sprytnym zabiegiem głośnego puszczania telewizora, który zagłuszał krzyki dzieci, z którymi spółkował. Nie wiedziałam też o tym, że Kinski przez wiele lat gwałcił i maltretował swoją córkę.
Twórca perfum Geza Schoen też nie wiedział. Pola Kinski ujawniła postępki swego ojca w styczniu 2013 roku; perfumy powstały dwa lata wcześniej.
Skład perfum Kinski dobierałem kierując się jego stylem życia – mówił kompozytor w roku 2011 – Był ekstrawagancki, żywiołowy i zdeprawowany. Od razu przyszły mi na myśl pierwiastki zwierzęce, nieczyste…
Jestem rozdarta – podobnie jak przy recenzowaniu Corridy Satellite czy Loewe 7. Albo przy okazji recenzji perfum ochrzczonych przez twórcę – Geralda Ghislaina imieniem markiza de Sade.
Czy etyczne jest publicznie zachwalanie dzieła dedykowanego potworowi? Czy moralne jest kupienie tak kontrowersyjnego flakonu?
W przypadku marek Satellite czy Loeve odpowiedź jest prosta. Dla mnie przynajmniej. Nie będę nabijała kiesy firmie, która lansuje bestialstwo. W przypadku Kinskiego sprawa nie jest tak oczywista. Kinski już na tych perfumach nie zarobi. Zarabiają jego pokrzywdzone córki (mam nadzieję). I oczywiście Geza Schoen, który sam w sobie jest postacią dość kontrowersyjną.
Jego olśniewająco bezczelne projekty mają więcej wspólnego z marketingowym kuglarstwem, niż ze sztuką perfumeryjną. Ale krzywdy nikomu nie czynią, a sam pomysł sprzedawania taniego jak barszcz ISO E Super po 115 Euro za flakonik jest w moim odczuciu swego rodzaju prztyczkiem w nos dla snobistycznego środowiska, metaforycznym odkryciem, że król jest nagi. I zarazem przełomem w podejściu do syntetyków w perfumach, o których wcześniej mówiło się raczej wstydliwie i niechętnie.
Zwierzę, które się rumieni *
Akord otwierający to połączenie świeżego aromatu porzeczki, pikantnego pieprzu i cierpko – słodkich nut zwierzęcych. Oryginalne, stymulujące i bardzo Kinski.
Wczesne serce układa się w drugi plan statycznej kompozycji. Nie pojawia się na zasadzie następstwa w czasie, lecz wsącza się między tworzące swoiste rusztowanie nuty otwarcia. Akcenty przyprawowe wzbogacają surowy początkowo i szorstki akord oparty na pieprzu. Śliwka z kwiatową, skórzastą wanilią gaszą nutę owocową przemieniając jagodowo – porzeczkową słodycz w akord pachnący jak wykonana z miękkiego zamszu atrapa brzoskwini.
Najciekawiej rozwija się sekcja animalna. Ładne, nienatrętnie zezwierzęcone kastoreum wspina się na rosnącą górę nut stając się sukcesywnie coraz bardziej odległym, nieostrym szczytem olfaktorycznej konstrukcji, której podstawę tworzy mszysty akord drzewny, zaś centrum skórzasta, splamiona nutami żywicznymi róża.
Co z marihuaną, zapytacie? Ano, marihuana jest. Charakterystyczny zapach konopi indyjskich dobrze komponuje się zarówno z akordem zwierzęcym, jak i z nutami przyprawowymi. Ich subtelnie paczulowy aromat pogłębia i ożywia mszystą bazę czyniąc z tej rośliny nie tylko efekciarski element listy nut, ale też rzeczywiście uzasadniony element zapachowej kompozycji.
Po krótkim, lecz intensywnym etapie układania się na skórze Kinski ewoluuje w kompozycję, którą najprościej scharakteryzować można jako zwierzęcą różę. Zwierzę, choć oswojone, pochodzi z prawdziwej kniei; róża natomiast jest pyszna, ciemna i ciężka – tak ciężka, że ledwo utrzymuje pękaty kwiat na cienkiej łodydze.
Byłby Kinski zapachem akceptowalnym, choć niezbyt tradycyjnym, gdyby nie piżmo, które w miarę rozwoju zapachu staje się coraz bardziej dominujące. Początkowo przyczajone gdzieś między labdanum, a kastoreum, z czasem wyostrza się i nabiera charakterystycznej przenikliwości sukcesywnie zastępującej miękką dzikość stanowiącą cechę szczególną wcześniejszych etapów kompozycji.
Na szczęście po paru godzinach następuje kolejna wolta: zapach rozrzedza się – przeciera jak zachmurzone niebo. Piżmo łagodnieje, róża blednie, akord przyprawowy zatacza koło i wraca do nut przestrzennych – mokre skrzydła rozwija jałowiec; pojawia się muszkat i cierpkie nuty żywiczne. Na tym etapie zwierzę zostaje ostatecznie okiełznane, wyczesane i uwiązane na lince.
Miałam nadzieję, że Kinski okaże się złą kompozycją – że odrzuci mnie i będę mogła z czystym sumieniem napisać, że nie polecam. Nie okazał się. Kompozycja jest dobra. Pomimo, że jest… brzydka. Brzydotą przewrotnie fascynującą.
Dla miłośników nut animalnych i perfum piżmowych jest Kinski pozycją obowiązkową. Dla pozostałych – wartą poznania, choć niełatwą i mogącą budzić u otoczenia odczucia mocno negatywne. Decyzja, czy nosić perfumy ochrzczone imieniem takiego człowieka to indywidualna kwestia. Ja nie muszę jej rozstrzygać, bo nie kusi mnie noszenie.
Data powstania: 2011
Twórca: Geza Schoen
Trwałość: bardzo dobra, do 20 godzin zmiennej projekcji
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: różowy pieprz, kastoreum, czarna porzeczka jałowiec
Nuty serca: woda morska, konopie indyjskie (marihuana), gałka muszkatołowa, róża, magnolia, hedion, śliwka, orchidea, kwiat afrykańskiej pomarańczy
Nuty bazy: nuty drzewne, piżmo, benzoes, wetyweria, cedr z Virginii, paczula, styraks, francuskie labdanum, zamsz, imbir, ambra, mech dębowy
* Człowiek to jedyne zwierzę, które się rumieni. I ma powody. – Mark Twain
29 komentarzy o “Magnetyczny urok zła – Kinski by Kinski”
Kontrowersje budzą zainteresowanie, to dobra reklama dla producenta 🙂
Sam opis perfum brzmi zachęcająco, niestety nie chciałabym pachnieć Kinskim… W żadnym znaczeniu tego słowa. Podoba mi się jednak Twoje bezstronność, Sabb, w recenzowaniu tego zapachu.
Dziękuję Ci bardzo za ten komentarz. Staram się rzeczywiście zachowywać bezstronność. Zwykle jest to po prostu docenianie kompozycji, które nie są w moim stylu. Czasem bywa trudniej. 🙂
to chyba mimo wszystko nieco inna kategoria zapachów kontrowersyjnych – jak mówisz, on na tym nie zarobi. A zło, bestialstwo i deprawacja od zawsze ludzi "kręci", szczególnie amerykanów ;] ale przecież nie tylko. Podejrzewam, że flakony Mansona, BTK, Kuklińskiego – rozeszłyby się jak świeże bułeczki – sama pewnie, z racji zajmowania się forensic science, byłabym niezwykle ciekawa ;]
Poza tym mało osób zastanawia się nad antysemicką przeszłością Chanel, z góry piętnując ją ikoną stylu. Nie wspomnę o markach testujących na zwierzętach pod osłoną eksluzywności – sama zresztą wiesz. Stąd wydaje mi się, że praca kogoś inspirowana kimś "złym" nie jest wcale taka zła. Za to warto wiedzieć i być świadomym, za co jak zwykle – brawa dla Ciebie. Bo wielu woli przejść wokół historii przedmiotów obojętnie, podsumowując je jako piękne, nowatorskie, ładnie pachnące, a kto się przejmuje faktami?
to się rozpisałam ;]
Ja wiem, czy szczególnie Amerykanów. Kult markiza de Sade we Francji i w ogóle w Europie u mnie osobiście budzi wielki niesmak.
Co do Chanel, nie tylko antysemityzm można jej zarzucić. To jedna z bardziej antypatycznych postaci w historii. No, może "jedna z bardziej antypatycznych postaci, poza politykami". Jakiś czas temu czytałam jej biografię pióra Hal Vaughana i szczerze polecam. nie tylko jako biografię Coco, ale też jako świetnie udokumentowany portret epoki.
Za uznanie dziękuję. SoS nigdy nie miało być niemądrym blogaskiem o kosmetykach. Piszę o sztuce. Sztuka to poważna sprawa. Nie powinnam uciekać od powaznych pytań. W sumie… Nikt nie powinien. Blogi kosmetyczne (w odróżnieniu od blogasków) też nie. Prawda? 🙂
SoS nigdy nie było też niemądre, stąd sorry, może źle zabrzmiały słowa uznania ;] a czasem nawet osoby całkiem bystre potrafią przemilczeć ważne kwestie dla pozytywnego odbioru. Ja jednak lubię, kiedy mamy obie strony medalu i nie traktujemy ludzi jako odbiorców chcących tylko poprawiać sobie humor – trzeba ich zmuszać do refleksji, co jak zwykle Ci się udało 🙂
Jako świeży kindlomaniak przyjrzę się biografii, skoro polecasz 🙂 ostatnio ciągle czytam, więc chętnie dodam tę pozycję do kolejki 🙂
Ależ zabrzmiały bardzo dobrze i naprawdę zrobiło mi się miło. Poziom sarkazmu – zero. 🙂
Co do zmuszania do refleksji – sama siebie zmuszam. Nie potrafię wyłączyć myślenia i czasem jest to bardzo uciążliwe. Na przykład kiedy podczas ostrej popijawy częstują kiełbachą na zagrychę. Niby wiem, że powinnam coś zjeść, ale nie mogę zapomnieć, ze u źródła tej kiełbachy było zwierzę, które chciało żyć. Heh… Czasem ciężko jest znieść samą siebie. 🙂
Mam z Kinskim podobny problem; znaczy, z perfumami Kinski. Zaplanowałam, że zrecenzuję je na początku 2014 roku ramach takiego krótkiego cyklu, bo pasują mi do niego. I to bardzo.
Tylko jak odnieść się do patrona zapachu? Napisać, że był złym człowiekiem i dalej olać sprawę, skupiając się na moim prywatnym skojarzeniu? Nie, to byłoby zagranie bardzo nie fair (głownie wobec mojego poczucia przyzwoitości). Czy raczej, jak zrobiłaś to Ty, odnieść brzmienie zapachu do osoby, z którą ma on się kojarzyć? Tylko że w takim przypadku Kinski wypadnie z mojego cyklu, który ma dotyczyć tematu przyjemnego!
Tak źle i tak niedobrze.
No niedobrze. Poczucie przyzwoitości to jest coś, co bywa uciążliwe, ale jednak je lubię. Twoje też. 🙂
Swoją drogą, systematycznie zdarza nam się chyba podbierać sobie tematy,. Mnie jakiś czas temu podebrałaś Obsession, do którego się zabierałam. Pewnie wrócę do niego, ale nie tak od razu, żeby nie było, że małpuję. 😉
Mam próbkę:) Oczarował mnie i jest wyjątkiem od reguły, która stanowi, że każda kompozycja ze znanym nazwiskiem nadaje się do kosza. Niewiele tych wyjątków. Ten jest chwalebny. Naprawdę dobra, mocna i niesłychanie oryginalna kompozycja.
Nie przeczę.
Sama unikam szufladek i stereotypów. Dlatego pojawiła się u mnie Dita. Dlatego Kinski.
Nie miałam pojęcia o tym wszystkim co napisałaś, więc teraz jestem w lekkim szoku… Powiedzieć o tym człowieku i o perfumach, że sa kontrowersyjni to niedomówienie.
A jednak w pewien sposób – mimo tego, że zaznaczyłaś, że perfumy choć dobre są brzydkie – wcale brzydkimi sie nie wydają. Czuję się szczerze zafascynowana Twoim opisem rozwijającego się zapachu.
Też nie wiedziałam, póki nie zaczęłam szukać wiadomości do recenzji. Przykra sprawa. A zapach… Brzydota jest pojęciem względnym. Tu na pewno nie mamy do czynienia z klasyczną urodą – brudne nuty zwierzęce sa naprawde trudne do zaakceptowania dla normalnego człowieka. Czytałam opinie, ze to najbardziej odrażający zapach świata. Ale oryginalności zapachowi odmówić się nie da.
Też prawda. Dhan al oudh al nokhba to dla mnie idealny przykład. Choć może inny klimat, ale czuć tam zwierzę i czuć je bardzo…
To tutaj też, ale jest ono bardziej cywilizowane. Europejskie.
Nie będę ukrywał że czuję się diabelnie skuszony tą pozycją…
Z jednej strony za sprawą 'oryginalej' koncepcji a z drugiej za samą kompozycję w której mam szansę sie odnaleźć. Ganji nie czułem jeszcze w żadnym pachnidle mimo że nie raz już w składzie dla picu jednak sie pojawiała.
Przyznam że pojęcia nie miałem kto to Kinksi i pierwszy raz usłyszałem o nim we wspólniej drodze do Wrocka, kiedy to wspominałaś o planach takowej recenzji. Ale gdybym trafił na drugie zdjęcie od tak w sieci to od razu wiedziałbym co się święci. Jest niezwykle wymowne i sugestywne… Samo w sobie genialne. Przekaz no cóż, cieżki orzech.. niecodzienna sprawa, ale nie od dziś wiemy że każda potwora znajdzie swego amatora.
Powiedz proszę gdzie mogę dopaść próbkę tego Szatana.?
P.S. w końcu zachciało mi sie czytać. Męcze autobiografię Milesa Davisa od pół roku i końca nie widać.. a coś czuję że z Kinski'm pójdzie jak po maśle.
Ja mam próbkę z Galilu. Ale Kinski jest też w sieci. Taniej.
Ja teraz czytam "Wspomnienia Czerwonego Barona". "Czerwonego Barona" mam już za sobą. Autobiografię Kinskiego czytałabym, ale pewnie przypłaciłabym dołem.
Co do zdjęcia, nie jestem przekonana. Mało to ludzi fotografuje się "naturalistycznie" z dziećmi?
Ja chyba z powodu takiego 'dołka' chyba przestałem czytać…Niby po ciężkim roku się podnoszę ale w rzeczywistości różnie to wyglada na co dzień. A teraz czuję się zachęcony.
Biorąc pod uwage jego tęgą minę wraz z szaleńczym spojrzeniem oraz gest jaki wykonuję względem małej dziewczynki moje skojarzenia są jednoznaczne. Nie wiem ile ludzi fotografuje się naturalistycznie z dziećmi, pewnie trochę ich jest ale zazwyczaj podświadomy przekaz takich prac jest mniej dosadny a bardziej rodzinny w ujęciu miłości nieskażonej.
Ja nie dostrzegam tu żadnego szczególnego gestu. Dziecko wkłada paluszek do buzi – dzieci tak robią, kiedy są speszone – a dorosły stara się ten paluszek odsunąć z twarzy, żeby nie zasłaniać jej do zdjęcia.
Mina mnie nie bulwersuje – Kinski miał taką zakazaną gębę. Tu i tak wygląda normalnie, jak na siebie.
Nie, zdjęcie ewidentnie nie wzbudziłoby moich podejrzeń.
Teraz, z perspektywy ujawnionych faktów jego odbiór jest inny – podobnie jak odbiór ról granych przez Kinskiego, ale w moim odczuciu to normalne zdjęcie.
Sabbath Ty patrzysz na to zdjęcie z perspektywy rodzica. Ja nim (jeszcze) nie jestem więc pewnie dlatego inaczej to widzę..okiem mniej doświadczonym, i umysłem bardziej nieczystym (bez szczegółow)… Mnie również nic tu nie bulwersuje, wręcz przeciwnie, podziwiam artyzm tego kadru.
Kiedyś odrażał mnie wymiotnie Al Oudh , teraz go kocham, mam wręcz niedosyt czasem gdy projekcja zanika. Podobnie było z Aoud Man Micallefa. Szukam mocnych wrażeń…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Nie zgadzam się. I może próbowałabym jakoś tłumaczyć swój wybór i związek zdjęcia z mocnymi słowami, które napisałam, gdyby nie to, że kojarzę cię i wiem, że nie o rzetelne wyjaśnienia ci chodzi, tylko o "sianie wiatru".
Mam nadzieję, że przynajmniej ty dobrze się bawisz.
Piotr Czarnecki – to tylko twoje zdanie. Ograniczone umysły tak mają. Zauważyłem że się czepiasz, ostatnio u Piratha teraz tutaj. Daj sobie luss. Zrozum pełnie kontekstu i nie osądzaj innych unosząc sie zbytnio poza swój naturalny poziom. Kompletnie nic obrzydliwego nie ma w tej pięknej i artystycznej fotografii.
Sabbath – wybacz bo może nie potrzebnie się wtrącam ale ileż można obserwować jak ktoś pajacuje…to tu, to tam.
Narde, dziękuję Ci.
Na artykuł o Kinskim natknęłam się kiedyś przypadkiem; "przejście do porządku dziennego" nad całą historią przyszło mi o tyle "łatwiej", że on nigdy mnie fascynował.
Może to głupie, ale nie potrafię patrzeć na ten zapach bez tego "obciążenia". I czuję jakiś wewnętrzny opór, ręka sama mi się cofnęła, kiedy byłam w Galilu. Nie chodzi o to, że "boję się, że mi się spodoba", bo zważywszy na to, że nut zwierzęcych unikam jak ognia, to zapewne mi się nie spodoba 😉
Nie chodzi też o nieumiejętność oddzielenia idei twórcy od rzeczywistości.
Pewnie kiedyś jednak z ciekawości przetestuję.
Zaiste, myślenie bywa katorgą, ale co z tego, skoro pozbyć się go nijak nie da. I wcale się nie chce 😉
Abstrahując od tematu, mam nadzieję, że u Ciebie jest lepiej. I, jakkolwiek by było, mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.
Właśnie z powodu tego oporu nie mogłam przepchnąć tej recenzji przez klawiaturę przez okrągły miesiąc.
Zapach poznałam zanim przeczytałam o tych wszystkich potwornościach, których dopuścił się Kinski. Poznałam, uznałam za bardzo interesujący, zabrałam się do recenzji i podczas zbierania danych (zawsze staram się osadzić opowieść w kontekście) trafiłam na to właśnie, co opisałam. I zacięłam się. Po prostu nie mogłam ruszyć dalej z pisaniem. Miesiąc. :/
Myślenie bywa katorgą i owszem, pozbyć się nijak. Choć ja czasem bym chciała. Przynajmniej wieczorem, kiedy próbuję zasnąć. i nie mówię tu już konkretnie o Kinskim.
Dziękuję za odwiedziny i dobre słowo. 🙂
Ojej wciało mój komentarz :(.
Z jednej strony jeden z moich ulubieńców z drugiej strony takie fuj
Dziękuję Ci Sabb za recenzję i dziękuję, że miałaś odwagę tak wprost o tym napisać.
Ja jakoś to jeszcze trawię mimo, że opis wielce zachęcający czuje na tych perfumach piętno… i dwa razy się zastanowię zanim przyłożę się do finansowania tej idei…nawet jeśli dochód otrzyma córka aktora. Smutne to łazi za mną od kiedy przeczytałam.
Za mną łaziło na tyle, ze przez ponad miesiąc nie mogłam napisać tej recenzji. Po prostu się zacięłam. 🙁
Ten komentarz został usunięty przez autora.