Kawa i papierosy – Addictive State of Mind by Kilian

Szanowni Państwo, dziś zapraszam na pogawędkę o uzależnieniach. Nie będę jednak bawić się w terapeutę. Wręcz przeciwnie.

Kolejne, po Smoke for the Soul, dwa zapachy z serii Addictive State of Mind by Kilian w dekadencki duet połączył w mej głowie Jim Jarmusch tworząc ekscentryczny obraz „Kawa i papierosy”. I powiadam Wam, chciałabym móc skorzystać z cytatów i kadrów z filmu w celu zilustrowania recenzji, ale… Nie da się. Jakkolwiek bym nie kombinowała, nie mogę. Skorzystam więc tylko z tytułu. Z reszty zrezygnuję.

A skoro już zrezygnowałam…

The beauty of quitting is, now that I’ve quit, I can have one, ’cause I’ve quit.

Intoxicated

Książę de Talleyrand powiadał, że kawa powinna być gorąca jak piekło, czarna jak diabeł, czysta jak anioł i słodka jak miłość. Ja się nie zgodzę. Najważniejsze, żeby pachniała. I do kroćset… Żadnego cukru!

Idealnej, gorącej, niesłodkiej kawy w perfumach poszukuję od lat. Jak Syzyf. Zawsze, kiedy wydaje mi się że oto na wyciągnięcie ręki mam ideał okazuje się za słodko (Sweet Woodcoffee Come des Garcons, A*men Pure Coffee Thierry’ego Muglera, Intense Cafe Montale), zbyt zielono (Black Vetyver Cafe Jo Malone), zbyt zimno (New Haarlem Bond No.9), zbyt zachowawczo (Kafeine L’Atelier Boheme, Santal Noble Maitre Parfumeur et Gantier) albo w ogóle zbyt wszystko (Café Neil Morris Fragrances).

Na pozycji lidera od stycznia 2009 roku utrzymują się Coze Parfumerie Generale. Intoxicated miały wszystko zmienić.

Kilian Hennessy sprawia wrażenie człowieka wielce wyrafinowanego. I o ile nie wydaje się ekspertem w kwestii palenia marihuany, o tyle do kawy jego przemyślany wizerunek w klimacie fine de siecle pasuje idealnie. Szczególnie gdy zdamy sobie sprawę, że nie o byle kawę chodzi, lecz o kawę konkretnie i wyłącznie turecką. Tymczasem Intoxiceted to największe rozczarowanie serii. I to bynajmniej nie dlatego, że zapach jest zły. Czy nieładny. Czy nietrwały. Nie. To po prostu jest drugi A*Men Thierry’ego Muglera.

Od otwarcia po bazę. W pierwszych momentach minimalnie, odrobinkę bardziej kawowy, niż klasyczna wersja. Ale to też już było i nazywało się A*men Pure Coffee.

W sercu minimalnie, ale naprawdę minimalnie mniej słodki (i to akurat jest zaleta, ale nie na tyle wielka, by usprawiedliwiała różnicę w cenie).

W bazie mniej trwały i to wcale nie minimalnie, bo w tej akurat dyscyplinie poprzeczka została podniesiona niesamowicie wysoko.

Gdybym miała doszukiwać się różnic między muglerowskim klasykiem, a kawową kompozycją Becker, wskazałabym na minimalnie (znów minimalnie) zaostrzającą kompozycję nutkę imbiru. Jest to jednak różnica bez większego znaczenia.

Cóż więcej rzec mogę? Że ładna kawa, wyrazista słodycz i głęboka paczula w Intoxicated byłyby bardziej imponujące, gdyby nie fakt, że znamy je od osiemnastu lat.

Data powstania: 2014
Twórca: Calice Becker
Trwałość: 6 godzin

Nuty zapachowe:
kardamon, gałka muszkatołowa, cynamon, kawa

Light my Fire

O ile kawę wielbię miłością gorącą, o tyle do tytoniu stosunek mam ambiwalentny. Bynajmniej nie dlatego, że nie smakuje czy śmierdzi mi tytoń sam w sobie. Skądże! Pierwszego papierosa zapaliłam w wieku sześciu lat, siedząc ojcu na kolanach i… smakował mi. Do teraz doceniam aromat nabitej dobrym tytoniem fajki czy cygaretek. Ale krótka ta, ulotna przyjemność nie jest warta ceny, jaką się za nią płaci. Śmierdząca skóra, śmierdzące włosy, śmierdzące palce, śmierdzące ubrania i uczucie, jak gdyby człowiek właśnie zjadł stary trampek to tylko część pokuty. Najgorsza jest podrażniona i przesuszona śluzówka w nosie.

Dlatego nie palę. Ale nie przeszkadza mi to docenić urody tytoniowej kompozycji Sidonie Lancesseur.

I nie, nie jestem zdziwiona. Sidonie zdobyła moje serce już dwukrotnie – najpierw tworząc obłędnie piękne Straight to Heaven, potem poruszające Incense Oud. W międzyczasie* olśniła mnie niezwykłym Lumiere Blanche stworzonym dla Olfactive Studio.

Light my Fire to kolejna opowieść o nałogu nie byle jakim. Można, oczywiście, „zrobić” zapach o paleniu tytoniu. Jednak nie wówczas, gdy jest się Kilianem Hennessy. Noblesse oblige – Kilian opowiada o paleniu cygar Montecristo. I tym razem, choć cygar Montecristo w życiu na oczy nie wąchałam, nie mam najmniejszych wątpliwości, że opowieść jest na temat.

Zapach jest statyczny i dość linearny. Rozwija się niespiesznie.

Tytoń czujemy od pierwszego wdechu. Świeżo suszone liście – idealnie chrupkie i idealnie złociste. Skórzaste spektrum tytoniowego aromatu daje zapachowi głębię i ten niezwykły, dekadencki sznyt, dzięki któremu nikt nie może mieć wątpliwości, że nie jest to zapach jakichś tam papierosów, tylko cygar. I to najlepszych.

Klasyczną, łatwą urodę daje kompozycji miodowa słodycz. Stonowana, nienatrętna, niebanalna. Nawet wyraźna waniliowa nuta, która kompletnie kładzie kompozycyjnie Tobacco Vanille Toma Forda, tu brzmi elegancko, arystokratycznie wręcz. Sucho jak trzask szpicruty.

Cichym bohaterem tytoniowej gawędy Kiliana Hennessy jest, oznaczona w nutach jako siano, kumaryna.

Wyraźny, intensywny aromat roślinnego suszu – jasny, słoneczny wręcz – złożony z zapachem pozyskiwanego na zimno olejku paczulowego dają kompozycji Lancesseur krągłość, głębię, wielowymiarowość.

Light my Fire to perfumy „gotowe” od pierwszych sekund na skórze. Bez efektownych, lecz często mylących i zbędnych przygrywek, bez całej tej olfaktorycznej gimnastyki, którą próbują nas olśnić klasyczne kompozycje. Ewolucja polega głównie na zmianie balansu słodyczy – od kompozycji półsłodkiej do półwytrawnej.

Light my Fire raz zaproszone, układa się na skórze wygodnie i bez skrępowania. I trwa na niej z ukontentowaniem. Obustronnym.

Data powstania: 2014
Twórca: Sidonie Lancesseur
Trwałość: 5-6 godzin

Nuty zapachowe:
kmin rzymski, siano, paczula, wetiwer, miód, wanilia, tytoń

Źródła ilustracji:

  • Większość ilustracji to zdjęcia reklamowe omawianych marek.

Wyjątkami są:

  • Zdjęcie 2 – kadr z filmu „Kawa i papierosy” Jima Jarmuscha
  • Zdjęcie 3 przedstawiające Ditę von Teese
  • Zdjęcia 9 i 10 pochodzące z forum strony TheDeserve. Jesli macie ochotę zapoznać się z wypowiedzią konesera analizującego niuanse smaku i zapachu cygar (w tym przypadku edycji Texas Montecristo właśnie) polecam szczerze post Daniela: KLIK
  • Ostatnie zdjęcie to zagadka. Pojawia się w sieci wyłącznie jako reprodukcja. Ja mam je z tego źródła, ale nie jest ono pierwotne i, mimo wyszukiwania obrazem, na pierwotne nie trafiłam.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

16 komentarzy o “Kawa i papierosy – Addictive State of Mind by Kilian”

  1. uff, jako tropicielka tytoniu (ostatnio znalazłam przepiękny tytoń w Jeke Slumberhouse) się zaśliniłam. Szkoda, że to limitowana wersja:/

  2. Kawa… Tutaj rozgraniczam kawę jako zapach i kawę jako napój. Bo nie ruszę czarnej. Nie lubię. I musi być choć trochę słodka. Tyle mam w sobie czasem goryczy, że choć ta odrobina cukru w kawie robi mi dobrze. Ale w temacie perfum lubię głębię i moc. Ten prawdziwy, intensywny aromat, który niczym nie złamany uderza i zwala z nóg. Taką kawą mogę się zaciągać bez końca! Tytoń nie rusza mnie aż tak bardzo. Lubię go jako dodatek, ale nie jako głównego aktora zapachu.

    1. Mam podobnie. 🙂 Kawę pijam słabą (za to bardzo dużo) i białą raczej. W perfumach lubię mocną i czarną. Ale w obu przypadkach gorzką i gorrrącą. 🙂

  3. Kawa – ostatnio po wielu latach przerwy mam wrażenie że odkrywam ją na nowo. Smakuje jak w pierwszym stadium poznania i pożądam nieustannie.Jak na mnie to pijam aż za często choć nie przeszkadza w niczym. Jeden z najbardziej działających na mnie zapachów ostatnich czasów. Tutaj raczej podziękuję ale z wielką przyjemnością napije się jej z Tobą w Krakowie bo zorganizowałem się i jeśli tylko są miejsca to jednak widzimy się ! mniam… 🙂
    Tytoń to już inna historia bo tępię wszystkich palących w mojej przestrzeni, co prawda typowe przekombinowane faje a nie docelowy, rasowy tytoń co na pewno miało by odbicie w moim postrzeganiu. Sam jednak nie palę ale w perfumach jak najbardziej docenić potrafię a moim ulubieńcem jest chyba Rasasi – Dhanal Oudh Nashwah 🙂

    1. Ale ja nie piszę o paleniu "w mojej przestrzeni" w sensie w domu. W domu (moim) się nie pali, bo potem nie sposób smrodu wywietrzyć przez miesiąc. W przestrzeni publicznej i w domach przyjaciół godzę się na zasady gospodarza lub większości. Nie cierpię jakoś szczególnie z tego powodu. 🙂

    2. Wiem jednak nie sposób nie kojarzyć tytoniu z paleniem stąd moje dywagacje. Poza tymi aromatyzowanymi i co niektórymi, przyjemnymi w odbiorze papierosami nie było mi dane poczuć na żywo prawdziwe szlachetnego cygara w formie nie dymnej. Chociaż ojciec miał kiedyś w domu suszący się dość duży pęk tytoniu który trącił kwaśnym odcieniem a że nie wiedzieć czemu wisiał w kuchni to jakoś niezbyt dobrze wspominam.
      Zasady zasadami ale szacunek do nie palących powinien być oraz świadomość tego że inni nie koniecznie muszą chcieć być podtruwani. 😉

    3. A wiesz, że w wyniku tej wymiany zdań śniło mi się, że ktoś palił w moim domu? Dużo palących ludzi na mojej kanapie. Obudziłam się przerażona. 🙂

      Moi znajomi są bardzo empatyczni w tej materii. Nawet jeśli powiem, ze nie przeszkadza mi palenie w mojej obecności – raczej wychodzą. Nawet e-papierowy palą tylko po upewnieniu się, że mi to nie przeszkadza. Nie, serio, mam palących znajomych, ale żadnych z tym problemów.
      Może je po prostu mam wyjątkowo fajnych znajomych? 😀

    4. Ja nie wiem czy bym się w ogóle obudził 😀
      Ciężko o nie palących znajomych kiedy wszędzie w dobie współczesnego stresu same lokomotywy się rodzą. A fakt że masz ich fajnych to i zapewne wynik twojej dojrzałej, fajnej postawy w pewnych sprawach i świadomość pewnych ludzkich schematów co potrafi emanować na innych podprogowo… 😉

    5. Nie jestem skłonna tłumaczyć palenia stresem. to nie ma ze sobą nic wspólnego. To najpierw głupota, potem nałóg i słabość.
      Ale któż z nas nie ma słabości?

      A znajomych i przyjaciół mam rzeczywiście fajnych. Nie tylko pod tym względem.

    6. Stres niestety jednak bardzo warunkuje stan ogłupienia, podatność na robienie sobie źle itd…
      Wszyscy je mamy 🙂

  4. Ars Longa Vita Brevis

    Film uwielbiam! Kawę zawsze lubiłam, ale od kilku lat nie mogę jej pić w żadnej postaci, po prostu z niewiadomych przyczyn robi mi się niedobrze. Zapach jednak z przyjemnością wciągam nosem. A papierosów ani cygar nie paliłam nigdy i trudno mi uwierzyć, że zapach tytoniu może być składnikiem perfumeryjnym. Ale wierzę Ci na słowo, a może kiedyś będzie mi dane przekonać się o tym za pomocą nosa.

    1. Film jest absolutnie uroczy. Czy raczej urokliwy.
      Moja ulubiona para to Iggy i Tom.
      Dlatego nie mogłam się powstrzymać, żeby o nim nie wspomnieć. 🙂

      Co do zapachu tytoniu – mnie często odrzuca, ale bywa tez piekny. Sam zapach liści jest cudownie złożony, lekko skórzasty, lekko balsamiczny. Niestety to, co dostaje klient w papierosach z tytoniem ma tylko trochę wspólnego. Ale tytoń fajkowy…. To zupełnie inna klasa aromatu. 🙂

  5. Zachęca już sama nazwa kojarząca się z The Doors. Swego czasu wypaliłam kilka cygar- uwielbiam armat tych ziemnych, paczulowych. Niestety są dość mocne. A te delikatne w smaku, orzechowe, z kolei zbyt grzeczne. Dlatego wolę gdy ktoś je pali, a ja delektuję się otulającą mgiełką męskiego aromatu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Woodcut Olympic Orchids

Nuty drzewne to moja absolutnie ukochana rodzina zapachów. Jeśli coś nazywa się Woodcut i wyszło spod ręki Ellen Covey to… no nie może nie trafić

Czytaj więcej »