Seks w wielkim perfumiarstwie - Rausch JF Schwarzlose
Rausch to pierwsza kompozycja Schwarzlose, która nie kłania się przeszłości, nie nawiązuje do dawnych kreacji marki. Rausch sięga w przyszłość i, powiadam Wam, jeśli wizja ta spełni się choć częściowo - apokalipsa jest blisko!
Odrodzenie Sodomy
Rausch to zapach mroczny, gorący, lepki, nieczysty. Spocony, gnany żądzą, niecierpliwy. Pełzający po ciele. Dyszący w kark.
Swąd pychy, chciwości, nieczystości i nieumiarkowania. Zapach orgii pod gwiazdami walącymi się na Sodomę.
Pierwsza fala zapachu uderza jak szept. Niespodziewany, pochodzący z nieznanego źródła, w ciemności.
Eteryczne, słodko - gorzkie opary chemicznej spalenizny. Czystość pożogi złożona z brudem pogorzeliska.
Druga fala. Wilgotnie cielesna, zwierzęca ambra. Duet nut, który uderza do głowy i wpada do trzewi. Jak rausz.
Druga fala. Wilgotnie cielesna, zwierzęca ambra. Duet nut, który uderza do głowy i wpada do trzewi. Jak rausz.
Właściwie nie powinnam pisać więcej. Dymno - ambrowy Rausch to zapach żądzy i pożogi. Dymu, który nie idzie do nieba i wilgoci, która nie gasi ognia.
Zapach podwędzonego papirusu (cypriol to krewniak papirusu i pachnie podobnie) nie łagodzi kompozycji. Dodaje jej jednak niezwykłej, przewrotnej dekadencji. Oto wali się świat, płoną biblioteki, bogowie odwracają od nas oczy, a my... A my pijani zgiełkiem chwytamy dzień. Albo noc. Albo cokolwiek właśnie trwa, bo oślepieni dymem nie widzimy nieba. Bo opętani żądzą nie szukamy nieba.
Serce kompozycji to moment, w którym znajdujemy drugie ciało. Ciepłe, żywe, chętne. I dotyk tego ciała w oszalałym świecie daje nam ukojenie. Wanilia. Miękka, niespożywcza, bezbronna. Wlana w mrok jak mleko do mocnej kawy. Nie zmieniająca istoty rzeczy, tylko nasz odbiór.
Na jasnej kanwie wanilii pięknie maluje się oud. Ciemny, tłusty jak sadza, cichy jak drzewo. Gwajakowo, miodowo słodki. Sandałowo miękki. Ciepły jak kaszmir.
Wtuleni w oudowe jądro zapachu odnajdujemy spokój. Wokół wciąż wali się świat. Spocony, ambrowy demon wciąż dyszy nam do ucha, smoki ognia pożerają kolejne domy. A my już nie chwytamy dnia. Już go schwyciliśmy i trzymamy mocno w objęciach. Ciepłe ciało odziane tylko w dym.
Data powstania: 2012
Twórca: Veronique Nyberg
Trwałość: do 10 godzin
Projekcja: jak na TEN typ zapachu, umiarkowana
Nuty zapachowe:
Nuta głowy (Ekscytacja): różowy pieprz, sandałowiec
Nuty serca (Uzależniająca tajemnica): cypriol, paczula, wanilia
Nuty bazy (Przedawkowanie): ambra, oud
- Autorem wszystkich zdjęć wykorzystanych w tekście jest hofajoab. Pochodzą one z TEGO POSTA na forum fotografii cyfrowej. Wszystkie zamieszczone fotografie (i pozostałe zalinkowane) to autoportrety. Abstrahując od palenia - piękne.
Na koniec niespodzianka dla uważnych. Dla pierwszych trzech osób, które w komentarzu pod tym tekstem zgłoszą chęć udziału w rozdaniu, Perfumeria Ambrozja przygotuje zestawy próbek wszystkich pięciu zapachów JF Schwarzlose.
Jedyny warunek to bycie jawnym (tak, żebym mogła zerknąć w profilu) obserwatorem SoS.
Oj, ja chcę, ja chcę!! :) Bardzo dziękuję i Tobie i perfumerii Ambrozja.
OdpowiedzUsuńA powyższa recenzja jest tak... jakiego by tu słowa użyć? Niesamowita? Sugestywna? Namacalna? Z jedej strony mam ochotę natychmiast skropić się tym Rauschem i wdychać, a z drugiej - biec czym prędzej pod prysznic:) Wszystkie te pięć zapachów wydają mi się strasznie ciekawe. Pozostaję w dymnych oparach Twojej recenzji i swojej wyobraźni :)
Super. gratuluję. :) Podeślij mi proszę adres na blog@sabbathofsenses.com
UsuńChcę chcę Sabbath..wpuść mnie w mroczność
OdpowiedzUsuńNeo, chętnie. Ale z tego, co widzę, nie jesteś obserwatorem SoS. :(
UsuńJestem ale pod innym profilem.
UsuńNeo, strasznie mi przykro. Naprawdę bardzo. I szczerze. Szkoda, że tak wyszło, ale po prostu nie mogę. Mam nadzieję, ze następnym razem obędzie się bez pomyłek. :(
UsuńObserwuje klasycznie i z profilu pod pseudonimem.
UsuńJest okej Sabbath
Och, i ja bym chciała. Wszystkie opisy są piękne, po prostu onieśmielające.
OdpowiedzUsuńCzarnykocie, a obserwujesz SoS. Bo nie widzę tego w Twoim profilu. :(
UsuńPrzepraszam, ale technologia mnie pokonuje na każdym kroku. Już obserwuje, czy to jeszcze się liczy? Bardzo miło by było. Ja obserwuje Twojego bloga z zapartym tchem, ale w tradycyjnym znaczeniu tego słowa :-)
UsuńJasne, że się liczy. :) Dziękuję za obserwację i przepraszam za kłopot.
UsuńPiękny i jakże dekadencki opis.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMysza, jeśli to był próbkowy komentarz, to byś się łapała, bo Neo nie obserwuje... :(
UsuńJestem! Ale spóżniona...a opis bardzo sugestywny!
OdpowiedzUsuńNie jesteś spóźniona. Neo nie obserwuje, a Mysza usunęła komentarz. Wiwat!
UsuńProszę o adresik. :)
Ależ radocha!!! Jupi-siupi!!! Dziękuję. Adresik z domu podam.
UsuńJa mam twój adresik już. Już wysłałam do perfumerii.:)
UsuńW sumie to wiem, że masz :-))
UsuńDziękuję baaardzo!
odebrałam dzisiaj. Bardzo dziękuję! Testy czas zacząć!
UsuńNo ooo nie załapałem się a właśnie ta kompozycja wydaje się najbardziej moja. Szaleńcza ale i okropnie uwrażliwiona i w swej namacalności nienamacalna.
OdpowiedzUsuńObezwładniająco to opisałaś..!
Hipnotyczny amok - "Bo opętani żądzą nie szukamy nieba" - moja wizja powędrowała tam gdzie w docelowym stanie apokalipsy ludzie nie mając nic do stracenia oddają się swym najdzikszym fantazjom czyniąc niestety (?) 'rzeczy' niemoralne...
Bo czymże jest niebo?
P.S. skrobnij coś o Al Hareem proszę... Wiesz że jak widzę Arabskie wonności to moja krew szybciej pulsuje.? ..Mam coś dla Ciebie z tego kraju, na pewno Ci się spodoba ! ;)
Jest także najbardziej moja. :)
UsuńO Al Hareem będzie więcej, niż coś. A jeśli masz chrapkę na próbkę, to może to być to coś pachnącego, co Ci podrzucę na spotkanie. Warto poznać.
To 'coś' pachnącego - z twoich ust brzmi...hmm, właściwie.
UsuńA właściwie który masz na myśli? ;)
Al Hareem. To nazwa zapachu. Marka nazywa się Yas Perfumes i mam nadzieję, że będzie jej u mnie więcej w przyszłości.
UsuńOoo... Biorę w ciemno... z resztą wszystkie bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńJak ja to znam... Żądza niuchania... Yyyy... To znaczy poznania. :)
UsuńO jaaaaa... Mam ogromną nadzieję, że będzie można kupić gdzieś to cudo, bo ledwo przeczytałam opis, a już wiedziałam, że MUSZĘ go przetestować! No kurczę, toż on woła mnie po imieniu niemalże :D
OdpowiedzUsuńTen? A nie róża z labdanum? :)
UsuńPodpisuję się pod słowami Kataliny.
UsuńMnie też woła. Na Sabat. :)))
UsuńMnie tyle różnych rzeczy woła że już się gubię w tych wszystkich głosach
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHaha! Brzmi dwuznacznie. :)
UsuńO matulu! Ależ pociągająca recenzja! Już czuję jak się układa na mojej skórze ;) Chcę w ciemno!
OdpowiedzUsuńHaha! Reniu, W CIEMNO to dobre określenie w tym kontekście. Ja chcę w jasno już, ale nadal chcę.
Usuń