...Po szerokim szukać świecie tego, co jest bardzo blisko - Sensei Piotr Czarnecki


Dawno, dawno temu kochany mój Przyjaciel - Pirath z Perfumomanii, z którym często wymieniamy się pachnącymi polecankami i próbkami z tajemniczą miną wręczył mi atomizer zawierający ciemną, gęstą ciecz. Powąchałam i... zdębiałam. Spodziewałam się perfum, tymczasem zawartość fiolki pachniała oleiście, ostro, nieco spożywczo, cynamonowo - lecz nie perfumeryjnie.
Kiedy zaskoczona zaczęłam się domagać wyjaśnień, usłyszałam tylko:
- Jeden z moich czytelników takie rzeczy robi.

Jakiś czas później wszystko stało się jasne.
Piotr Czarnecki podesłał mi próbkę Sensei z jednej z pierwszych partii. Poznałam od razu - zapach był unikalny. I rzeczywiście nie pachniał jak perfumy. Ale dlaczegóż, pomyślałam wówczas, miałoby mi to przeszkadzać? Przecież od lat z uporem powtarzam, że nie lubię perfum pachnących perfumami!


Pierwsze skojarzenie pojawiło się natychmiast. Sensei pachniał jak archetypiczna kubańska fabryka cygar. Tyle, że zamiast Kubanek zwijających liście tytobniu na nagich udach tym razem byli... Kubańczycy. Śniadzi, młodzi, nieogoleni i niekoniecznie całkiem trzeźwi. Niestety - moja delikatna, blada skóra nie poradziła sobie z mocarnym, kipiącym cynamonem i goździkami Sensei. Nie mogłam napisać recenzji na bazie wąchania z fiolki.

Minęły miesiące. I oto w moje ręce trafiła nowa wersja kompozycji Piotra Czarneckiego. Sensei ucywilizowany. Sensei zgodny z normami. Sensei łagodniejszy dla skóry i, w mojej opinii, jeszcze piękniejszy. Sensei, który natychmiast stał się moją "ukochaną kawą w perfumach" na łeb bijąc wszelkie Jo Malony, Muglery i Bondy. Nawet milusińskie, wycofane Sweet Woodcoffee Comme des Garcons się nie obroniły. Oto nowy Kawowy Król.


Niech żyje król!


Sensei to perfumeryjny zdobywca. Nie bawi się w przygrywki, nie skrada adagio, nie fatyguje kulturalnym moderato. Sensei wkracza na scenę siarczystym vigoroso. Bez patosu, lecz i bez wahania. Sensei zagarnia przestrzeń nie odbierając tchu.

Forpocztą kompozycji jest wyrazisty aromat mocnej, gorzkiej kawy. Dzięki dodatkowi cynamonu i goździków zapach wręcz parzy skórę.

Niejednoznaczna słodycz w tle balansuje pomiędzy aromatem winnego grzańca i wytrawnego, mocno korzennego piernika.


Druga fala aromatów daje kompozycji myśl przewodnią i charakter. Zapach szlachetnego, dojrzałego koniaku (powinna być whiskey, ale ja czuję koniak) i zapach waniliowego tytoniu w zestawianiu z kawą, grzańcem i majaczącą na olfaktorycznym horyzoncie purpurową, przypominającą wędzoną śliwkę nutą dymną tworzą klimat zbytkownego zepsucia; realistycznie zawiesistą atmosferę fin de siecle'u.

Bez odbębnianej na akord rozpusty i szału uniesień; bez znieczulania strachu i burd w upojeniu; bez darcia szat i darcia mord. Koniec wieku ludzi, którzy wiedzą, że nie ma piekła.


Po wspaniale kawowym, gorącym otwarciu i zmysłowo zblazowanym sercu baza musi rozczarować.


Ha! Mam Was! Wcale nie. :)

Matowe jak zakurzony zamsz labdanum naprawdę nieźle broni się w zestawieniu z wybrzmiewającymi długo i dźwięcznie nutami serca. Pojawia się whiskey - irlandzka, pozbawiona charakterystycznej dla szkockich trunków torfowej nuty, zagrana na syntetykach, ale bardzo dobrze. Korzenne aromaty miękko dryfują w kierunku pikantnego, wytrawnego piernika nasączonego nalewką na wędzonych śliwkach - tych twardych, suchych, staropolskich. W tle brzmi kawa - wciąż tak samo piękna, wciąż gorąca, fantastycznie odcięta od piernikowej słodyczy.


Sensei jest jak dekadencki poemat tworzony nocą - naturalistyczny i odrealniony zarazem. Przerysowany jak szkic wykonany w słabym świetle, pomiędzy kolejnymi haustami trunku i dyskusji.

Rozkosznie niewygodny na skórze.



Data powstania: 2013
Twórca: Piotr Czarnecki
Projekcja: początkowo totalna. Po 2-3 godzinach przygasa i tli się długo i przyjemnie.
Trwałość: do 8 godzin

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: whiskey, kawa, tytoń
Nuty serca: kadzidło, mirra, nuty przyprawowe
Nuty bazy: ambrette (piżmo ambrowe), labdanum, żywica bursztynowa, piżmo.



Źródła ilustracji:
  • Zdjęcia 2 i 5 to kolejny na SoS ukłon w stronę filmu "Kawa i papierosy" Juma Jarmuscha. Polecam nieustająco. :)
  • Zdjęcia 3,4 i 6 pochodzą z sesji "Decadence" z 2009 roku Autorem zdjęć jest Alberto Rugolotto, modelem Sasha Marini.




Komentarze

  1. Zaciekawiłaś mnie niesamowicie. Czytając opis prawie je czułam i tak, dałam się nabrać, że baza rozczaruje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bluegirl - dziękuję. Sprawiłaś mi tym swoim "nabraniem" wielką radość. <3

      Usuń
  2. No To mamy króla. Jestem bardzo dumna, bo nasz ci On! Jestem już totalnie zakręcona po tym wpisie. Wszystko co opisałaś brzmi tak pieknie, ze teraz boje sie tylko, ze może się na mnie źle ułożyć. Może kiedys zagości u mnie. Tekst niestety ;-) podziałał na mnie. Ależ chcę go poznać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno są ludzie, na których układa się mniej kawowo, bardziej pierniczkowo. Na mnie kawa wychodzi przy oszczędniejszej aplikacji. Przy aplikacji obfitej piernik - ale taki.... karykaturalny wręcz. W dobrym znaczeniu. Ostry, naprzyprawiany do poziomu, w którym jest niejadalny. Ale za to wąchalny!

      Usuń
  3. Też go lubię, ale na mnie od początku pachnie piernikowo. Zapach idealny na święta, ale tak bym chyba nie chciał pachnieć.
    Pytanie do Ciebie: czy na Tobie też robi się on z czasem kwaśnawy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Zupełnie nie. Ale tez przyznać muszę, że na mnie się perfumy po prostu nie kwaszą. Żadne chyba.
      Może to kwestia diety?

      Usuń
  4. Chcę to cudo poczuć na sobie !!!
    Ciekawe czy będzie ..niegrzecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaah, kochana Sabbath, to mój pierwszy komentarz na Twoim blogu, ale wierz mi że czytam Cię od dawna z wręcz nabożną czcią! :)
    Pięknie opisałaś Sensei, jak zwykle zresztą... mam nadzieję że sama kiedyś będę umiała opisywać zapachy tak pięknie jak Ty.
    Ostatnio sama powoli (bardzo powoli) zaznajamiam się z perfumami z nutą kawy. I chyba będzie mi trudno, bo szczerze mówiąc, ja wcale zapachu kawy nie lubię! Wolę wąchać dobrego Earl Grey'a. ;)
    Jak dotąd znalazłam jeden, dosłownie jeden kawowy zapach którego nie dość, że nie zmyłam ze skóry drucianą szczotką, to jeszcze nie mogłam oderwać nosa od nadgarstka! Montale - Intense Cafe... jak narazie jedyna kawa która złapała mnie za serce.
    A Sensei chętnie przetestuję, jeśli będę miała okazję. Niestety nie znam jeszcze polskich 'nosów', ale poznam, oj poznam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Connie, witaj w moim pachnącym grajdołku. :) Miło mi bardzo, że się odezwałaś.
      Co do zapachu kawy - fajnie jest szukać, ale najważniejsza jest frajda. Wiesz... ja nie jestem zwolenniczką przełamywania się i na siłę uczenia nut, które nam nie leżą. Nie zniechęcam do testów, ale też daleka jestem do zachęcania do pachnienia kawą kogoś, kto woli nutę herbaty. :)
      A herbata to bardzo wdzięczny perfumeryjnie materiał. Nie przepadam za smakiem herbaty - jest dla mnie za cierpka (poza białą może), ale zapach uwielbiam.

      Usuń
    2. Nic na siłę, wszystko młotkiem! ;)
      Lubię poznawać i oswajać nowe nuty, na które zwykle nigdy bym nawet nie spojrzała. Może dlatego, że ile można pachnieć wanilią? Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę z tego, że moja kolekcja perfum to głównie tysiąc wariacji na temat wanilii, i zaczęłam szukać czegoś innego. Kawę przerabiam, i chyba poza Intense Cafe nic mi nie 'leży', a teraz zabrałam się też za śliwki... ciekawe jak to się skończy. :))

      Usuń
  6. A tak zupełnie przy okazji, znasz może Devil Scents od Olympic Orchids Artisan Perfumes?
    Drewna, żywice, przyprawy, kadzidła, skóry i nuty zwierzęce to chyba to, co Sabbath lubi najbardziej...? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wąchałam kiedyś zapachy Olympic Orchods i nawet dumałam nad jakimiś zakupami. i jakoś... Nie wiem... Umknęło mi. :)

      Usuń
  7. Będzie mój :) Już niedługo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo niedobrze! Baaaardzo, bo co składnik, to trafiony w moje gusta. Kawa, goździki, cynamon, rozmaite alkoholiczne historie, wanilia, pierniki... Jak możesz mnie tak kusić? Nie wstyd Ci???? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Zupełnie mi nie wstyd. To nasza - polska robota i kuszę rozmyślnie, z satysfakcją i bezwstydnie.
      Co do "twojości" nut. Nie wiem, czy nie będzie on dla Ciebie ciut za ostry, zbyt wytrawny. Ale też widzę w nim potencjał do mieszania.

      Usuń
    2. Jak pisałaś o nieperfumeryjnej oleistości to mnie tak ździebko zastanowiło i ostudziło zapał, ale tak jak piszesz - niektóre perfumy są rewelacyjną podstawą do mieszania. Cieszę się, że nasz rodzimy rynek zaczyna rozwijać skrzydła :)

      Usuń
  9. Fajnie to czytać - przypuszczam, że o "dawnym" Sensei tego byś nie napisała. Wg mnie miarą talentu jest... poprawienie dobrego. Ja w ŻADNYCH perfumach prawdziwej kawy nie znalazłam, co najwyżej kawowate płyny. To wielka obietnica.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawny Sensei przede wszystkim mnie poparzył.
      I przyznaję, że mnie akurat nowa wersja znacznie bardziej się podoba. Jest... "zgrabniejsza". A że miałam w planie napisać o Sensei albo dobrze, albo wcale - recenzuję nową. Ze szczerą radością.

      Usuń
  10. MNie Sensei tylko z Japonią się kojarzy :) bo zapachu nie czułam, pewnie dlatego ;) pozdrawiam i zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie dotychczas też. I co ciekawe - zapach wcale nie jest japoński. Ani troszkę.

      Usuń
  11. Jak najbardziej osobiście przekonam się o udoskonalonej twarzy tego smacznego, polepszającego nastrój pachnidła ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fascynuje mnie, chciałabym spróbować. Tylko nie mam pojęcia skąd wytrzasnąć próbkę?
    Sabbath, recenzja i dobór ilustracji do recenzji są boskie - jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Od wczoraj Sensei jest moim nowym lokatorem :) ciesze się bardzo, że ze mną zamieszkał bo super się "dogadujemy" :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty