Łzy, pot i krew – Bulls Blood Imaginary Authors

Przewrotnie i niezgodnie z tradycją unikania trudnych tematów w okresie przedświątecznym, opowiem dziś o świetnej kompozycji, która budzi odrazę.

Bull’s Blood czyli Bycza Krew reklamowana jest w następujący sposób:

Devante Valéreo wychowywany był w zapomnianej hiszpańskiej miejscowości nad Morzem Balearskim. Z rozrzewnieniem wspominał walki byków z udziałem swego ojca, byłego pikadora. Z rozczuleniem i uznaniem wspominał swoje wczesne doświadczenia, które zainspirowały go do napisania swojej najpopularniejszej powieści „Bull’s Blood”. Książka obróciła się przeciwko autorowi, zarzucono jej nieprzyzwoitość. Pomimo tego, że zarzuty zostały oddalone przez sąd, zakaz sprzedaży powieści obowiązywał przez kilka kolejnych lat.

Obraz palącego cygaretki i piszącego kolejne rozdziały swoich powieści Valéreo na stałe wpisał się w krajobraz hiszpańskich barów i kafejek. Jednak w 1967 roku po głośnej bójce z amerykańskimi marynarzami, podczas której jeden z nich zmarł w skutek odniesionych obrażeń, Devante zniknął.

„Człowiek, który zabił, jest człowiekiem, który wie czym jest pasja”
Devante Valéreo

Zanim pozwolę sobie na kilka zdań komentarza zaznaczę, że dotyczy on sposobu promocji. Nie dotyczy książki będącej inspiracją dla zapachu, gdyż książki anonsowane w opisach perfum Imaginary Authors nie istnieją. Ich autorzy także są wyimaginowani.

Bardzo dobry i bardzo dobrze zrealizowany pomysł. Jednak… w przypadku tego konkretnie tytułu, wielce ryzykowny.

Przechodząc do rzeczy – jestem człowiekiem, który absolutnie nie toleruje znęcania się nad zwierzętami. O swoim stosunku do widowiska polegającego na pastwieniu się nad bykiem po to tylko, by w końcu zamordować wycieńczone i oszalałe z bólu zwierzę pisałam przy okazji recenzji perfum Corrida marki Satellite. I później jeszcze raz recenzując Loewe 7, których „twarzą” został hiszpański matador Cayetano Rivera Ordóñez.

Zachęcam do lektury obu wpisów. Po to, żeby dowiedzieć się, dlaczego arena jest okrągła i co sprawia, że byk w ogóle wchodzi w interakcję z zabijaczem (matador znaczy dosłownie zabijacz). Oraz uświadomić sobie, że podczas corridy dręczone są i giną nie tylko byki, ale też konie.

Mam świadomość, że kultura regionalna rozwijała się w różny sposób i tradycje zazwyczaj z czegoś wynikają. Mam świadomość, że publiczne torturowanie ludzi i zwierząt przez wieki było cenioną rozrywką. Ale to było w wiekach ciemnych! Jak to możliwe, że w XX czy XXI wieku wciąż istnieją ludzie, którym widok męczonego zwierzęcia sprawia przyjemność… Nie wiem. Jak to możliwe, że w pewnym kręgu kulturowym (pozornie) zdrowi psychicznie i dobrze zsocjalizowani ludzie niszczą psychikę własnych dzieci zabierając je na spektakl będący apoteozą sadyzmu?

Tym razem obcujemy z fikcją. Ale ileż razy prawdziwi ojcowie zabierali swoich prawdziwych synków na corridę po to, by dziecko zobaczyło broczącego krwią zwierzaka powoli zabijanego przez grupę wystrojonych ludzi?

Pointą upiornej opowieści o dziecku zabieranym przez ojca na festiwale publicznego pastwienia się nad zwierzakami jest ostatnie zdanie promocyjnego tekstu. Chciałabym potraktować je jak zawoalowany manifest obnażający fakt, że ludzie o odpowiednio skrzywionej psychice nie będą odróżniali pasji od okrucieństwa. Ale nie wiem, czy byłabym w stanie obronić tę interpretację.

Pamiętajmy proszę – nie tylko przed świętami – że przemoc rodzi przemoc. Burzenie naturalnych barier nakazujących jednostce ludzkiej współczucie dla innych istot skutkuje stworzeniem jednostki pozbawionej współczucia.

Pamiętajmy o tym także kupując żywe karpie na Wigilię. Nie narażajmy na wielogodzinne cierpienie zwierząt, które i tak potem zabijemy. Nie każmy im więc dusić; nie zabijajmy nieudolnie i długo.

Oczywiście najlepiej nie zabijajmy w ogóle, ale któż słucha takich wezwań…?

Wracając do perfum.

Kompozycja jest dziwna. Niesamowita wręcz. I paradoksalnie, jej niesamowitość doskonale współgra z niepokojącą, odpychającą historią jej przypisaną.

Tortury, krew, śmierć, zepsucie. Brudne nuty zwierzęce, róża, piżmo, tytoń. Okaleczone zwłoki, imponującego niegdyś, zwierzęcia w kałużach karminowej posoki. Piękno upodlone. Wrażenia w pół drogi między zachwytem i odrazą; podnieceniem i lękiem.

Od pierwszego wdechu Bull’s Blood uderza kontrastem. Opowiada historię, od której krew się burzy i jednocześnie historię mrożącą krew w żyłach. Niebanalną i… zarazem najbardziej banalną na świecie. O pożądaniu bez miłości, czułości i tkliwości. O żądzy bez hamulców. O namiętności, która niszczy i zostawia nas wypalonych, nieczystych i samotnych.

Zapach jest zwierzęcy, brudno zmysłowy, dekadencki. Ostentacyjny jak fin de siecle.

Czerwona róża w martwej dłoni. Gnijąca Panna Młoda skąpana w piżmowym blasku księżyca. Całun opadłych, szarzejących kwiatów jaśminu pokrywający wilgotną, zdeptaną dziesiątkami stóp ziemię. I Baron Samedi we własnej osobie w roli upiornego oblubieńca, który przynosi wyłącznie nieszczęście. I grube, wilgotne cygara.

W miarę rozwoju zapachu na skórze opowieść zyskuje dodatkowy wymiar. Uczucie.

Uczucie rodem z „Nocnego portiera” w reżyserii Liliany Cavani. Uczucie rodzące się między sadystycznym oprawcą, a jego ofiarą. Uczucie nie mające nic wspólnego z miłością i troską. A jednak przesycone odpychającą, nienormalną zmysłowością.*

Powtórzę raz jeszcze – to nie jest zła kompozycja. Jej brzydota jest fascynująca, a obraz, który maluje – naprawdę przejmujący. Nie tak, jak zwłoki zamęczonego zwierzęcia, ale gdyby Bull’s Blood naprawdę pachniały corridą – nikt by ich nie nosił.

Imaginary Authors to marka o bardzo chwytliwej nazwie, iście niszowym designie i do tego mająca w ofercie kilka naprawdę niezłych kompozycji. I zarazem marka, której perfum nigdy nie kupię. Jest na świecie tyle pięknych zapachów, że doskonale obejdę się bez flakonu marki, która  tak lekko podchodzi do koncepcji łączenia rozrywki z przemocą. Wobec zwierząt i, co konkluduję ze szczególnym niepokojem, także wobec ludzi.

Data powstania: 2012

Twórca: Josh Meyer
Projekcja: ostentacyjna
Trwałość: bardzo dobra

Nuty zapachowe:
paczula, róża, korzeń czystka, tytoń, czarne piżmo, bycza krew


Źródła ilustracji (i przy okazji teksty o corridzie):
KLIK
KLIK
KLIK
KLIK

Na zdjęciach z corridą niezwiązanych: 

  • Zombie Boy jako Baron Samedi
  • Charlotte Rampling jako Lucia Atherton w „Nocnym portierze”

————

* Jeśli nie widzieliście „Nocnego portiera”, to ja nie zachęcam.
Uczciwie ostrzegam – film jest potworny, odrażający i robi krzywdę w
duszę.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

14 komentarzy o “Łzy, pot i krew – Bulls Blood Imaginary Authors”

  1. Ech nie zamówiłam tej próbki… po pierwsze nie lubię corridy – również nie widzę w tym nic ciekawego – znęcanie się dla samej przyjmeność. Gdyby ktoś tak się "bawił" z psem to zapłaciłby grzywnę lub trafilby do więzienia a tu traaaadycja. Bez komentarza.
    Bałam się czytać tego co napisałaś ale byłam dzielna i się przemogłam nie żałuję bo recenzja świetna pewnie i perfumy są niezłe. Dobrze że nie lubię zapachów metalicznych nie będzie dylematu.
    Z próbek które zamówiłam najbardziej podbają mi się City on fire i Slow Explosions :).

    1. Klaudia Heintze

      One są nie tyle metaliczne, co piżmowe. W ten zimny, trudny sposób.
      I tak Polu – perfumy są dobre. Biorąc próbkę nie zwróciłam uwagi na nazwę. Po prostu wąchałam IA i wybierałam najciekawsze zapachy. Ten jest szalenie ciekawy. Ale… Nie kupię City on Fire chyba przez niego… 🙁

    2. Wiesz co przez chwile przyszło mi do głowy że może te perfumy to wcale nie jest pochwała Corridy tylko takie bardziej epitafium? Ale potem trafiłam na ten tekst z opisu i wątpliwości nie mam: „Człowiek, który zabił, jest człowiekiem, który wie czym jest pasja”
      Devante Valéreo
      Ciekawa jestem… kojarzę właściciela marki z Grupy Facebook Fragrance Frends to bardzo sympatyczny człowiek. Może się go kiedyś zapytam co za zamysł stał za stworzeniem tych perfum. Wiesz ten opis wyimaginowanego autora wydaje mi się kontrowersyjny i prowokujący. Nie potrafiłabym czegoś takiego używać ale może w tym szaleństwie jest jakaś metoda?

    1. Klaudia Heintze

      Mój poziom empatii mnie zabija. Kiedy czytam "Bycza Krew" czuję przerażenie. To dotyczy nie tylko corridy i nie tylko zwierząt oczywiście. Usiłowałam nad tym pracować, jakoś obniżyć swoją wrażliwość i nie jestem w stanie. To realnie utrudnia życie.

  2. seeandsmell

    Nie zamówiłam próbki. Ani corrida i bycza krew, ani nuty metaliczne nie budzą we mnie entuzjazmu. Przeciwnie. Ale pewnie się zmuszę w celach poznawczych. 😉 Udana jak zwykle, ale smutna recenzja…

    1. Klaudia Heintze

      Tak chyba miało być. Nie chciałam pisać, że to zła kompozycja. to byłoby kłamstwo. Jest dobra i bardzo adekwatna do nazwy. I to chyba czyni ją jeszcze smutniejszą…
      Dziękuję Magdo. <3

  3. Twki w tym swoisty, artystyczny geniusz. Niszowy koncept ukazujący pop kulturowy nieświadomy ton. Do tego robiący to tak zadziwiająco lekko. Kompatybilne ze swoją nazwą, pobudza, daje do myślenia, zmusza do refleksji, jest kopyto. Jest sztuka.
    Sam też nie jestem wielbicielem cierpienia ale pewien autentyzm tutaj przemawia jednak na korzyść poznania tej kompozycji.

    Pamiętam że istniało niegdyś tzw. tanie wino o nazwie Bycza Krew, ileż tam musiało kryć się mocy… 😉

  4. We mnie podobne uczucia budzą perfumy Dahlia Noir. Nie wiem, czy inspiracją miał być okrutny mord na Czarnej Dalii, czy ktoś po prostu nie pomyślał, ale kiedyś googlując obrazki niby perfum natrafiłam właśnie na te z miejsca zbrodni. Nie polecam.
    Jeśli miało być to nawiązanie romantyczne do tajemnicy, to dziękuję bardzo.

    1. Klaudia Heintze

      Tsukichan – rany! Znam historię, ale nigdy jej nie skojarzyłam z perfumami. Chyba umysł mi się podświadomie bronił przed tym skojarzeniem. A to przecież oczywiste! Cóż za brak wyczucia!

  5. Trochę Cię nie rozumiem. Jak rozumiem, perfumy nie zawierają w sobie części ciał zabitych w korridzie byków, a całość produktu ma nieść ze sobą pewne skojarzenie i koncept. Ja tutaj widzę nawiązanie przede wszystkim do zafascynowanego korridą Hemingwaya. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek promował okrucieństwo wobec zwierząt, raczej nawiązywał do konkretnej postaci i konkretnych wytworów kultury.
    Szanuję Twoją decyzję, ale uważam że sporo tracisz, odpuszczając jednym gestem całą markę.

    1. Klaudia Heintze

      Też uważam, że sporo tracę.
      Podobnie jak Ty, szanuję inne opinie. I staram się zachować obiektywizm recenzując nawet te perfumy, których nazwy czy sposób reklamy nie akceptuję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Chambre Noire Olfactive Studio

Zdjęcie wykonała Clemence Rene-Bazin – fotograf i podróżniczka, miłośniczka plakatów Romana Cieślewicza. Céline Verleure podała jej tylko tytuł: Chambre Noire – Ciemna Komnata. Interpretacja była

Czytaj więcej »