Kij w mrowisko: Czy perfumy popularne są żałosne?


Pod jednym z ostatnich wpisów roku 2016 pojawił się komentarz, który zainspirował mnie do poruszenia pewnego niezręcznego, unikanego tematu.


Pozwolę sobie dziś zacytować ten komentarz, oraz zamieścić wpis będący odpowiedzią na zawarte w nim pytania. Pierwotnie całość miała zostać zamieszczona jako odpowiedź na komentarz Pani AlessySusannah, ale Blogger zawiesza się przy marnych pięciu tysiącach znaków i uparcie wysyła moje wywody w cyfrowy niebyt. Tymczasem ja uważam, że kwestie są ważkie, a pytania wymagają odpowiedzi. Lub przynajmniej próby odpowiedzi.

Dlatego proszę Was - potraktujcie cytowany komentarz oraz moją na niego odpowiedź jak przyczynek do dyskusji.


Dzień dobry.
Trafiłam dziś na Pani bloga, jestem już po lekturze artykułów o zapachach niszowych i perfumach w filmach. :) Mam do Pani pytanie, jestem bardzo ciekawa Pani zdania.
Wiele razy spotkałam się z pewnymi zachowaniami, słowami specjalistów w dziedzinie perfum lub/i sprzedawców perfum, a także szeroko pojętych entuzjastów zapachów. Nie tylko na blogach, kanałach YT, ale i w perfumeriach, i w codziennych okolicznościach.
Do sedna: chodzi mi o sytuacje, gdzie osoby wyraźnie dają do zrozumienia, że perfumy, które mi (czy innemu rozmówcy/odbiorcy) się podobają/które kupuję/które noszę są "żałosne", godne politowania, odpowiednie dla plebsu (cytat!), bazarowe, śmieszne itp.. Co Pani sądzi na ten temat? Wg mnie odbiór zapachu jest tak indywidualny, jego "rozwój" na każdej skórze inny, gusta są tak różne i wielowymiarowe, że wyśmiewanie ludzi, poniżenie ich, wyniosłe spojrzenia i pogardliwe komentarze są nie tylko zupełnie nie na miejscu, ale także w pewien sposób bezpodstawne. Takie same odczucia mam w kwestii "recenzji" perfum, spotykanych w internecie, np. na forach. Ktoś pisze np., że zapach czuć taniością i powtarzalnością i jego popularność czy dobra sława są całkowicie nieuzasadnione. Rozumiem recenzowanie flakonu czy kampanii reklamowej, po części także trwałości, ale zupełnie nie potrafię pojąć oceniania samych zapachów! Jak również podsumowań w stylu - nie warto kupować, nie warto nawet iść i powąchać. Tzn., żeby mnie Pani źle nie zrozumiała - nie mam nic przeciwko, gdy ktoś wyraża swoją subiektywną opinię i zaznacza, że jest to jego zdanie (ja również krytykuję produkty, to naturalne, że mamy inne zdania; np. jeden z ulubionych zapachów mojej Mamy, czyli Sunflowers Elizabeth Arden, dla mnie śmierdzi siankiem i gdy próbowałam go nosić dostawałam bólu głowy, ale nigdy nie powiedziałabym, że jest wstrętny i trzeba być kimś pospolitym, by go nosić), ale czym innym są autorytarne wyrażenia, że zapach jest nieporozumieniem, ośmiesza firmę, a ludzie go wybierający mają upośledzony węch.
Dobry przykład - Olympea. Teksty o tym zapachu, z jakimi się spotkałam, są bardzo krytyczne, prześmiewcze, niektóre wręcz obrażają osoby, które te perfumy wybierają, sugerują, że kobietom tym tak naprawdę zupełnie brak wyczucia/gustu/charakteru/wyrafinowania/mądrości, że są głupie i dają się jedynie nabrać magii reklamy czy nazwiska.
Jakie są Pani refleksje na ten temat? :)
Pozdrawiam i z ciekawością czekam na odpowiedź! :)



Droga Pani Alesso, Drogi Czytelniku
dotknęliśmy tym pytaniem interesującego i niezwykle złożonego problemu. Problemu gustu. Oraz wkroczyliśmy na grząskie wody dyskusji o wyrażaniu opinii. 


Problem zapachów popularnych i ich odbioru poruszałam wielokrotnie, ale chyba nigdy nie poświęciłam mu całego artykułu.
Spróbuję pokrótce przedstawić swój punkt widzenia na te kwestie oraz obiecuję nie zamykać się na stanowiska odmienne od mojego. Bo to, co znajdziecie poniżej - to nie jest prawda objawiona, tylko rozważania. :)


Pospolitość sztuki

Pierwszą zasadniczą kwestią poruszoną przez moją inspirującą Czytelniczkę jest to, czy w ogóle można uznać jakiekolwiek perfumy za pospolite.
Otóż moim zdaniem perfumy w ogóle, jako dobro luksusowe - z pospolitością niewiele mają wspólnego. Oczywiście pod warunkiem, że mammy na myśli perfumy oryginalne (bez względu na cenę i półkę), a nie podróbki bądź "odpowiedniki" czyli też podróbki.
Wyjaśniam to we wpisie z kwietnia, proszę zerknąć: KLIK


Natomiast jeśli sprowadzimy kwestię pospolitości do popularności dzieła, to trudno zaprzeczyć temu, że istnieją perfumy bardziej i mniej popularne. I, tak jak w przypadku każdej innej sztuki, sztukę popularną często utożsamia się ze sztuką łatwą w odbiorze. Jeśli zaznaczymy, że kryterium jest wyłącznie statystyczne i oznacza nie mniej, ni więcej jak tylko zaspokojenie upodobań estetycznych możliwie dużego wycinka populacji - to wszystko w porządku. Gorzej, jeśli zaczniemy utożsamiać popularność sztuki z brakiem wartości, a niepopularność z elitarnością. Wtedy dojdziemy do paradoksu, którego często używam w dyskusjach na temat "literatury wysokiej" - że najwyższa literatura to taka, która zupełnie nikomu się nie podoba.


Wobec tego postawmy wprost pytanie:
- Czy źle świadczy o książce fakt, że ludzie chcą ją czytać?
- Czy źle świadczy o perfumach to, że ludzie chcą je nosić?
Nie. Natura ludzka jest taka, że zazwyczaj odczuwamy piękno tak, jak ludzie wokół nas. Bo gust jest zjawiskiem na pograniczu indywidualnej wrażliwości i relacji społecznych. I choć kanon piękna czy po prostu urody zmienia się w czasie (i przestrzeni), to nie sposób nie zauważyć, że w tych przedziałach czasowych istnieją cechy i formy uznawane za ładne przez większość populacji.

I ten prosty, neutralny rozkład gustów dzieli sztukę na popularny pop i oraz pozostałe, rzadziej preferowane gatunki/kierunki/rodzaje.


Po co pop?

Powiedzmy także wprost, że sztuka nurtu pop po to właśnie powstaje, by podobała się możliwie szerokiej publiczności. Oczywiście zależność działa i w drugą stronę - im większy odsetek populacji lubi konkretny typ sztuki - tym więcej osób będzie chciało ją tworzyć. I zarzuty dotyczące perfum banalnych i nijakich zazwyczaj dotyczą pierwszego przypadku. Perfum tworzonych tak, żeby sprzedawały się w milionach egzemplarzy. Tak, by zyski przekroczyły gigantyczne koszty promocji i utrzymały gigantyczne korporacje.



Nie to piękne, co piękne...

I tu docieramy do sedna sprawy. Jaki to jest "gust popularny"?
W przypadku urody istnieją pewne kanony niezmienne w czasie - i są to zazwyczaj cechy świadczące o zdrowiu i płodności. Choć i tu zdarzają się wyjątki, a zainteresowanym tymi wyjątkami z całego serca polecam lekturę "Historii piękna" Umberto Eco, która jest wspaniałą, potoczystą opowieścią o tym, co nas - ludzi zachwyca.

W przypadku sztuki popularność przekłada się często na łatwość, intuicyjność odbioru. Bo większość ludzi nie jest w stanie albo nie ma ochoty poświęcać czasu na zgłębianie wszystkich dziedzin sztuki. W jednej z książek Nienackiego Pan Samochodzik tłumaczy swym młodym przyjaciołom, że sztuka nowoczesna wymaga przygotowania. Jej odbiór często nie jest intuicyjny - tak, jak nie jest intuicyjne czytanie liter. I ja się z Panem Samochodzikiem zgadzam. Trzeba posiąść pewne podstawowe umiejętności, by dostrzec fascynującą dekonstrukcję formy dokonywaną przez Picassa i docenić strukturalną perfekcję fug Bacha.


Oczywiście istnieją ludzie obdarzeni naturalnie wysoką wrażliwością na określony typ bodźców albo naturalnie podwyższoną zdolnością ich analizy i porządkowania ale pamiętajmy, że mówimy o statystyce. I, nie wartościując tej cechy, trzeba pamiętać, że wysoka wrażliwość to jest pojęcie relatywne i odnosi się do statystycznej wrażliwości większości przedstawicieli gatunku. Jeśli ta wrażliwość czy poziom umiejętności się podnoszą (a chcę wierzyć, że tak się dzieje), to automatycznie zmienia się kryterium norm czyli inaczej - przeciętności. Na przykład jeszcze kilkaset lat temu człowiek, który posiadł umiejętność czytania i pisania był jednostką wyjątkową.


Kwestia wartości

Czy zatem oznacza to, że sztuka lubiana przez większość jest gorsza od sztuk wybieranych przez mniejszości?
Nie.

Bo po pierwsze w przypadku gustu często nie chodzi o wysoką wrażliwość, ale po prostu o typ wrażliwości. Naturalnej lub nabytej. To od niego zależy w znacznej mierze, czy porwie nas muzyka pop, blues czy metal albo czy zauroczy nas zapach róży czy labdanum. Zaś próby dociekania czy labdanum jest lepsze czy gorsze od róży byłyby kompletnie jałowe.


I po drugie - do historii sztuki przeszło wielu popularnych artystów.
Michał Anioł był popularny. Na tyle, na ile popularny mógł być artysta w czasach, kiedy znakomita większość ludzkości poświęcała znakomitą większość swojego czasu na to, by zapewnić sobie przetrwanie. Większość ludzi nie jest świadoma tego, że nieśmiertelne, czytane na klęczkach dzieła Szekspira to jest przykład rozrywki dla mas. Zapatrzone w muzykę zwaną poważną, która często wcale nie jest poważną snoby nie przyjmują do wiadomości faktu, że Czajkowski czy Mozart tworzyli muzykę popularną. Ludzie postrzegający świat bez niuansów zdają się nie zauważać, że twórca "Dyktatora" Charlie Chaplin był z definicji komediantem i to szalenie popularnym.

Popularność nie wyklucza wielkości. Ale też jej nie gwarantuje.


Gorsza sztuka

Sztuka popularna to taka, która trafia do większości populacji. Także do ludzi bez przygotowania merytorycznego i bez wyrobionej wrażliwości na sztukę bardziej wymagającą. Oraz do ludzi, którzy nie mają siły ani ochoty na trudne wyzwania i trudne tematy. Dlatego Justin Bieber sprzedaje się lepiej, niż Mariusz Szaban. Dlatego na filmy o superbohaterach chodzi więcej ludzi, niż na "dziwne" filmy Larsa von Triera. Dlatego "50 twarzy Greya" kupiło więcej osób, niż "Muzeum niewinności". Choć nie... tego akurat nie rozumiem.

 

Oczywiście powyższy wywód jest poważnym i celowym spłyceniem problemu. Poza łatwością odbioru istotna jest promocja. Szczególnie w przypadku muzyki. Oraz perfum. Bo dominującym zmysłem większości przedstawicieli gatunku homo sapiens sapiens jest wzrok.

Taki jest świat. Zawsze taki był. Dla większości ludzi sztuka to tło, to imponderabilia - nie istota życia. A nawet jeśli ktoś poświęci się zgłębianiu jednej czy kilku dziedzin - spore są szanse, że w innych pozostanie naturalnie nieświadom. I statystyka po raz kolejny wskazuje na prymat odbiorcy laickiego.

Dlatego warto do skutku powtarzać, że nie ma nic złego w sztuce popularnej. W nurcie pop niejednokrotnie pojawiają się wielkie dzieła, dzieła średnio wielkie albo po prostu bardzo dobrze zrobione. Podobnie jak w nurtach niepopularnych pojawiają się dzieła słabe. Jeśli do czegokolwiek w ogóle zachęcam, to otwartości na sztukę spoza dobrze znanej, oswojonej strefy komfortu. Bo może nas zachwycić. A może wcale nie zachwycić, ale przynajmniej będziemy wiedzieli, dlaczego.


Pieniądze nie śmierdzą

Odrębną kwestią są dzieła tworzone przez sztab marketingowców kalkulatorami w ręku. Sztuka tworzona wyłącznie dla popularności często przestaje być sztuką - staje się statystyką.

Sztandarowym przykładem takich działań są boys i girlsbandy tworzone z chłopców z castingu obrobionych przez stylistów wedle zasady "buntownik + romantyk + nieśmiały + sportowiec + chłopak z bloku obok". Oraz, niestety, perfumy tworzone na bezie wyników badań rynkowych. 

Koszt promocji nowego zapachu jest tak wysoki, że marki konkurujące na głównym rynku (stanowiącym wciąż lwi kawałek finansowego tortu) w znakomitej większości po prostu nie mogą sobie pozwolić na wypuszczenie kompozycji kontrowersyjnej. Ani nawet nietypowej. Bo one muszą się sprzedać w milionach sztuk.


Dlatego w świecie perfumerii selektywnej wiele mamy takich propozycji - ładnych, ale pozbawionych krztyny oryginalności. I dla człowieka znającego kontekst, rozpoznanie tych perfum nie stanowi problemu. Warto jednak przy tej okazji uczynić dwie uwagi. Po pierwsze oczywistością jest, że perfumy takie nie są dedykowane klientom znającym szeroki kontekst. Bo tych jest za mało. Lecz zarazem powiedzmy wprost: także człowiekowi znającemu temat i rynek, nawet człowiekowi, który zęby zjadł na perfumach mogą się one podobać i nie ma w tym nic zdrożnego.

Zachęcam do przeczytania, co na ten temat powiedział mi Kilian Hennessy: KLIK 


Po owockach je poznacie?

I tu dochodzimy do ostatniej podniesionej przez Panią Alessę kwestii - możliwości oceny dzieła.

Jestem przekonana, że w perfumiarstwie, podobnie jak w innych dziedzinach sztuki, dzieła wybitne czy przełomowe możliwe są do rozpoznania. Podobnie jak perfumy zdecydowanie nieudane. Oczywiście jest to niewielki procent oferty. Znakomita większość to utwory balansujące na skali dobrości i niedobrości.
Podobnie istnieje możliwość rozpoznania dzieła wtórnego, nie wnoszącego niczego nowego. Istnieje wiele popularnych perfum bazujących na mnóstwo razy powtórzonych i sprawdzonych schematach. Czy to źle? Niekoniecznie. Bo ludzie lubią to, co już znają. I nie można oczekiwać od nich, że zamiast biletu na koncert topowego artysty popowego nabędą kartonik uprawniający ich do udziału w misterium cool jazzowym. Czy przeglądzie młodych zespołów grających progresywny metal.



Rachunek sumienia

Zgadzam się z opinią Czytelniczki będącej moją dzisiejszą inspiracją, że każdy z nas sam decyduje, w jakich perfumach dobrze się czuje i ma niezbywalne prawo do tego, by takie perfumy właśnie wybierać i bez kompleksów nosić.

Nie zgadzam się, że nie sposób ocenić, czy kompozycja jest dobra czy niedobra; przełomowa czy wtórna.

Natomiast najważniejsza jest inna kwestia. Obcesowe krytykowanie cudzych wyborów, wynoszenie się nad innych i odmawianie im prawa do tego, by mieli gust odmienny od naszego jest po prostu niekulturalne. I nieakceptowalne. W dowolnej dziedzinie, bo takie oceny dotyczą nie tylko perfum, ale i ubioru, makijażu czy stylu życia. W każdym przypadku jest to dowód braku taktu i braku wrażliwości. 


Dziękuję bardzo Pani AlessieSusannah za komentarz i inspirację. Dziękuję Tobie, miły Czytelniku za odwiedzenie Sabbath of Senses i czas poświęcony na lekturę. Jeśli zechcesz zostawić pod artykułem swoją opinię i w ten sposób wzbogacić dyskusję oraz dać mi znak, że tu jesteś - będę szczęśliwa. Miłego dnia!

Komentarze

  1. Dziękuję Ci za ten wpis. Bardzo trafnie (moim zdaniem, oczywiście) ujęłaś to zagadnienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świat pędzi za pieniędzmi i pędzą za nimi również marki tworzące zapachy.
    I też uważam, że perfumy możemy podzielić na mniej i bardziej udane, właśnie pod względem choćby wtórności czy też trwałości zapachu ( może nie na skórze ale na materiale czy bloterze można je pod tym kątem porównywać.

    Co do popularności zapachów... tuż przed Świętami był wysyp reklam perfum. Reklama Gorgio Armani Si - mówię do męża - zapach jest piękny ale jest tak popularny, że pachnie nimi pół ulicy czy galerii handlowej, wolę coś mniej popularnego. Na to mój mąż :
    "Gównem się wysmaruj!
    1. Na pewno nikt nie będzie tak pachniał.
    2. Wszyscy go zapamiętają.
    3. Powinien być trwały"
    Padłam ze śmiechu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę mi brakło konceptu na celną odpowiedź na takie dictum. Napiszę więc prosto i uczciwie - zapach gówna mi się nie podoba.
      A gdyby mi się podobało Si, albo jakieś inne bardzo popularne perfumy - nosiłabym nie przejmując się tym, że inni też noszą.

      Usuń
  3. Bardzo dobry wpis. Powiem szczerze, że na mnie "bazarowe" perfumy Adidasa Floral Dream pachną cudownie, choć jak je kupowałam to miałam mieszane uczucia, a cudownie pachnąca na blotterku i kilku moich koleżankach Alaia na mnie pachnie o-kro-pnie, także ważne jest też jak na kim dany zapach się rozłoży. A wiadomo, o gustach się nie dyskutuje, ale... wyrazić opinię można, ale taktownie, nie zaglądając do portfela. Bo nawet jak się ktoś zleje litrami perfum za miliony monet to będzie to właśnie efekt bazarowości, bo ta bzarowość dla mnie oznacza brak umiaru. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak! O gustach niby się nie dyskutuje, ale w dobrym towarzystwie porozmawiać miło.
      Natomiast cham pozostanie chamem, nawet jeśli zleje się najdroższymi perfumami świata. Bo dobrego wychowania nie sprzedają nawet w najdroższych butikach.

      Usuń
    2. Lepiej bym tego nie ujela :)

      Usuń
    3. Lepiej bym tego nie ujela :)

      Usuń
  4. Najważniejsza jest kultura osobista. Nigdy przenigdy nie można komentować, że zapach jest dla kogoś głupiego, nieobytego, pozbawionego gustu... czy dla podlotki, starszej pani, a może dla pani lekkich obyczajów? To jest straszne, że wciąż można znaleźć na fragrantice recenzje świadczące o tym, że ktoś uważa się za lepszego od noszących La vie est belle lub Coco madamoiselle, bo sam nosi tylko najgłębszą niszę. Bardzo mnie razi takie zarozumialstwo, choć sama nie nosiłam nigdy tych zapachów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I warto powiedzieć wprost - takie oponie nie mówią nic o użytkownikach La vie est belle, ale za to wiele o komentującym. I nie jest to nic dobrego.

      Usuń
  5. Ojejku, dawno nie czytałam tak pięknie i mądrze napisanego tekstu na blogu. Dziękuję, a stronę wrzucam od razu do zakładki Ulubione. Dopiero zaczynam swoją przygodę z perfumami (wybieranymi samodzielnie, bo wcześniej dostawałam różne flakony, mniej lub bardziej trafne to były wybory) i czuję, że wspaniała droga przede mną :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło Cię gościć. Jeśli zaczynasz swoją przygodę z perfumami, szczególnie zapraszam do zajrzenia w zakładkę FAQ. Może coś dla siebie znajdziesz.
      Miłego dnia. :)

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy, wyczerpujący wpis. :) Ja, jak to klasyczny Bliźniak (tym się zasłonię, a co!), mam perfumowe rozdwojenie jaźni i z równą chęcią sięgam po niszę i zapachy popularne. Dla mnie po prostu nie ma różnicy, gdy mam je na sobie, byle mi się podobały.

    Ale nie będę udawać, że nie widzę problemu. To, że czasami miłośnicy tzw. ambitnych perfum lekceważąco podchodzą i do zapachów popularniejszych, i ich użytkowników, to fakt. Często pomiędzy sobą, z przymrużeniem oka i w gruncie rzeczy nie mając nic złego na myśli, pisząc "kwiatki sratki" i tak dalej -- i w gronie zamkniętym osób, które rozumieją te specyficzne skróty myślowe, można sobie na to pewnie pozwolić. I choć za tym nie przepadam, to do tego mam dystans. Ale nie lubię, gdy taka retoryka wylewa się na zewnątrz. Raz, że to niekulturalne. Dwa, że nie każdy w perfumach szuka sztuki. Po prostu. Wiele osób zwyczajnie chce ładnie pachnieć i dla wielu z nich róża i pralinka pachną ładniej od kadzidła i sosny. I nie widzę w tym nic złego.

    Ja nie czuję się gorsza przez to, że matematykę opanowałam w stopniu (oględnie mówiąc) podstawowym, a nie zaawansowanym. Ktoś inny ma tak z perfumami. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to nie jest rozdwojenie jaźni, tylko otwartość! :)

      Co do kwiatków - sratków. Pamiętam, jak to pojęcie powstawało. Lata temu na Wizażu, w czasach, kiedy Messe de Minuit uważana była za potwora, dziwoląga i śmierdziela, razem z dziewczyną o nicku Eenax i paroma innymi poszukiwaczami wrażań robiliśmy za forumową awangardę. I wtedy, chyba właśnie Eenax użyła kwiatków - sratków po raz pierwszy. Przy czym kwiatki - sratki to nie są po prostu kwiatowe perfumy. to pewien szczególny rodzaj kwiatków. Takie właśnie pospolite i o niczym.

      Ja kiedyś w ogóle używałam wielu zabawnych określań na perfumy i flakony. Wiesz... takich w typie Chory Waleń czy Kupa w Koronie. Kiedy zaczęłam być postrzegana jako osoba obdarzona pewnym autorytetem w temacie, okazało się, że te określanie strasznie ludzi bulwersują. I przestałam. Bo przez internet trudno się puszcza oko.

      Trochę mi brakuje tej swobody żartu bez konsekwencji.

      Usuń
    2. Blaski i cienie sławy! :D Żartuję, oczywiście. Tak, słowo pisane ma swoje ograniczenia. W końcu Internet jest "otwarty" 24/7, dla wszystkich, i albo można starać się jak najmniej osób urazić, albo trzeba mieć czas na tłumaczenie się z żartów... I chyba prostsze jest to pierwsze.

      (Ale Kupa w Koronie... no, to jedyne, o czym myślę, patrząc na ten flakon. Choćbym bardzo chciała tam dostrzec kotka, jak niektórzy.)

      Usuń
    3. Kotka? Ach, ludzki umysł nie przestaje mnie zachwycać. :D

      Usuń
  7. Najcelniejszy oczywiście ostatni akapit (Rachunek sumienia), z którym zgadzam się co do słowa. Oczywiście, że perfumy można oceniać, tak jak każde inne "dzieło": książkę, obraz, piosenkę, etc. Gust gustem, ale są wyznaczniki tego, co jest dobre, a co złe w tej materii, co oczywiście nie oznacza, że jak podoba nam się coś, co oceniane jest jako "bezguście", to tym samym jesteśmy głupim, czy złym człowiekiem. Nie rozumiem, jak można w ogóle w ten sposób kogoś oceniać, tak jak piszecie, jest to nietaktowne i niekulturalne. Tymczasem pamiętam, jak kiedyś natknęłam się na filmik znanej postaci w polskim światku perfum, autorki książek, w którym ta dowodziła, że jak ktoś nie używa perfum, to coś jest z nim nie tak, jest na pewno złym człowiekiem, ma zły charakter i w ogóle "po perfumach go poznacie". Było to dla mnie szokujące, tym bardziej, że wiele osób w komentarzach się z tym zdaniem zgadzało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Francis Kurkdjian - jeden z najbardziej cenionych nosów na świecie nie używa perfum. W ogóle.
      Ale oczywiście pani autorka książek na pewno wie lepiej. ;)

      Usuń
    2. I jeszcze w temacie kultury - Polska jest krajem ludzi pełnych gniewu i zawiści. Przygnębiająco wyraźnie widać to w internecie. Ale przecież ci ludzie po wyjściu z sieci nie stają się inni. czasem pewnie udają. A czasem nie...

      Usuń
    3. Właśnie to jest zastanawiające. Która twarz jest prawdziwa. Dr Jekyll i Mr. Hyde

      Usuń
    4. Patrząc na to, co się dzieje obecnie w naszym kraju - to jest ta sama twarz. :(

      Usuń
    5. Hm, muszę to coś dodać- bo ilekroć widzę zdania typu co to w Polsce i jacy to ludzie nienawistni, to zastanwaiam się, skąd sie to bierze, tzn opinia, ze jest to jakaś typowa dla Polaków cecha. Polecam posiedzenie w innych krajach dłużej, a falę nienawiści i nieprzyjemne komentarze w necie dostrzezesz wszędzie.

      Usuń
    6. Właśnie, Tsukichan 100% a nawet 1000% racji. Kochani, proszę przestańcie mówić, że Polacy tacy i owacy, bo po pierwsze mówicie sami o sobie -a jeśli uważacie się za chlubny wyjątek, to w każdym razie o swoich rozmówcach. Nie jest mi przyjemnie ciągle czytać o tym że jako Polka na pewno jestem przepełniona nienawiścią i zawiścią, bo to cecha narodowa. A po drugie - właśnie, otóż to, ludzie wszędzie są tacy sami, i źli, i dobrzy. Mieszkając w Polsce widzimy najwięcej złego w rodakach, bo ich najwięcej spotykamy. A co do tego, co napisała Sabbath poniżej - ja często widuję na zagranicznych forach przejawy złej woli, tak samo jak i na polskich. Ludzie są naprawdę wszędzie mniej więcej tacy sami! Strasznie mnie boli przypisywanie Polakom - przez nich samych - najgorszych cech. I to nie ma nic wspólnego z sytuacją polityczną.

      Usuń
  8. Wg mnie w większości przypadków zapachy oceniamy instynktownie, nie analizując niczego. O ile każdy, lub prawie każdy potrafi powiedzieć dlaczego podobał mu się film, sztuka teatralna, garnitur, samochód, elementy architektury, to zapach jest czymś, czego odbiór jest bardziej w sferze pierwotnych instynktów, niż rozumnej oceny.
    Nie analizuję dlaczego mam ochotę "zjeść" żonę, kiedy użyje Mexx Black (tak, tania woda toaletowa), ale w tym zapachu "wygląda najpiękniej". Mimo tego, że na półce z zapachami są flakoniki kilka razy droższe. Co więcej, to jak odbieramy zapach zależy od naszej kondycji, stanu emocjonalnego. Jak mawiał Lec "Koniom i zakochanym inaczej pachnie siano".

    Miłosław

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może na trudności z oceną dlaczego podoba nam się zapach wpływ ma także fakt, że system edukacji nie proponuje nam żadnej formy oswajania tej dziedziny sztuki? W szkole poznajemy podstawy wiedzy o literaturze, muzyce, malarstwie i grafice, teatrze, sztukach wizualnych czy nawet architekturze. A o perfumach nic. Cóż się dziwić, ze nie rozumiemy swoich odczuć i nie mamy aparatu pojęciowego służącego ich opisowi?

      Usuń
    2. Z może całe szczęście, że tak własnie jest. Że są obszary ludzkiego działania, oparte o naturalne reakcje? Nieopisane schematy? Czy musimy wszystko rozumieć? A czy gdyby w szkołach prowadzono zajęcia z dobierania partnerów? Byłoby lepiej? czy byłoby więcej ludzi samotnych? Bo trudno by było znaleźć ten "egzemplarz" który wpisuje się w zmierzone i opisane ramy naukowych teorii? Ludzie się w sobie zakochują, podobnie w zapachach. Jest to stan biegunowo odległy od racjonalnej oceny. I chyba dobrze. Chyba...

      Usuń
    3. Z tym, że w szkole dowiadujemy się czegokolwiek o sztuce, muzyce, itp. muszę się nie zgodzić. Nie wiem jak inne nacje, ale Polacy są w tych dziedzinach wyjątkowo niewyedukowani, nie znają podstawowych faktów (np. kto jest autorem, czy jak brzmi Eine Kleine Nachtmusic) co właśnie tłumaczę sobie słabym poziomem lekcji w szkole. Przecież wszyscy wiemy, jak wyglądały lekcje plastyki, czy muzyki. Nie rozumiem, czemu zamiast kazać komuś coś bazgrać bez sensu, nie można zamiast tego przekazywać wiedzy z tych dziedzin.

      Usuń
    4. Mirosławie - nie wiem. Nie chcę tego oceniać i chyba nie przemyślałam sprawy na tyle dokładnie, by wydawać sądy.
      Po pierwsze więc zgadzam się z Tobą, że nasze pozarozumowe, wykraczające poza zimną logikę reakcje na sztukę są tym, ci w jej odbiorze najważniejsze. Przeżywanie - nie tylko przemyślanie. :)
      Jednak wiedza czy znajomość sztuki nie zmniejsza jej impaktu, nie odziera nas z emocji jej przeżywania - z zachwytu, olśnienia i katharsis. Wręcz przeciwnie - wrażliwości też się uczymy.

      Co do zajęć z dobierania partnerów - to jest część ogólnych umiejętności społecznych. A tego się uczymy całe życie. także w szkole.

      Miłosławie, staram się napisać, że tak - masz rację, najważniejszy jest impuls, emocje, reakcje zachodzące głębiej niż na poziomie świadomości. Przy czym ja akurat mam przekonanie, że znajomość tematu niekoniecznie im szkodzi. Że często jest przeciwnie. A to, czy poznając jakąś sztuki wciąż będzie zdolni do jej przeżywania zależy od naszej struktury psychicznej i wrażliwość, nie od poziomu wiedzy. I można być znawcą i zarazem płonąc wielkim ogniem pasji. Jak na przykład Bogusław Kaczyński czy Zygmunt Kałużyński. Natomiast czasem jest tak, że kompletny brak umiejętności odbioru sztuki odziera nas z szansy na jej poznanie i przeżycie.

      Dziękuję za inspirujące opinie.

      Usuń
    5. Joly_fh - nie wchodząc w analizę poziomu tej edukacji - CZEGOŚ się dowiadujemy. ja w szkole podstawowej poznałam muzykę klasyczną: Mozarta ale też Paganiniego czy Bartoka. W szkole dowiedziałam się, ze istnieją style architektoniczne i że budynek to także sztuka. W szkole dowiedziałam się, ze poza landszaftami istnieją także kubistyczne dziwolągi i impresjonistyczne paciaje. ;)
      Inna kwestia, co z tym zalążkiem informacji zrobimy. Bo bez pogłębiania to faktycznie jest nic.

      Myślę jednak, że jeśli ziarenko trafi na podatny grunt, może wykiełkować. U mnie trafiło. Uprawiam. :)

      Usuń
  9. Uzupełniając poprzedni komentarz - jedni lubią blondynki, inni rude, a jeszcze inni brunetki. Także kwestia instynktów, a nie racjonalnej analizy. Kiedyś czytałem, że potrzebujemy ułamków sekund, żeby stwierdzić, że ktoś się nam podoba, lub nie. Podobnie jest z zapachami. Jeżeli zapach jest idealny, wiemy o tym w ciągu sekundy, podobnie jeżeli nam się nie podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jednak wolę pozostać w swoim idealnym świecie, w którym ludzie tworzą związki w oparciu o cechy charakteru, nie kolor owłosienia. Szczególnie w czasach gdy specyfikę zmieniające tę cechę są w powszechnym użyciu. ;)

      Usuń
  10. Właśnie, podsumowania tego typu, o których wspomniała dziewczyna w tym jakże cennym komentarzu spotykam na blogu ndl. To mało profesjonalne podejście do tematu. Zapach to nawet nie jest kwestia gustu. Zapach to coś bardziej skomplikowanego. Kiedy np. odkryłam zapach Patchoula Sumatra od Jeanne Arthens, który pachnie identycznie jak strych w domu mojej prababci, czyli dla większości pewnie mało atrakcyjnie, bo pomieszanie desek, suchej ziemi i mocno suchego siana może nie wywoływać ochów i achów, dla mnie jednak było jak objawienie. Podróż do świata, który już nigdy się nie wróci, do tych lat, kiedy jako beztroskie dziecko właziłam na ten strych i odkrywałam skarby. Bezcenne. Przykro by mi było, gdybym przeczytała o tym zapachu, że jest 2/10, że jest dla plebsu, że jest wtórny i czort wie co jeszcze. Dobrze napisana recenzja perfum nie uderza w te osobiste skojarzenia związane z zapachem. Ale takich blogów jest małoooo. Pozostaje jak zwykle, olać wszystko i nosić co się chce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz na myśli komentarz Joly_fh, prawda?
      Nieodmiennie wstrząsa mną taka krótkowzroczność. I tupet.

      Natomiast osobiście jestem totalnie odporna na krytykę mojego gustu. Nie na zasadzie "nie reaguję" tylko realnie na zasadzie "spływa po mnie", a często wręcz mnie bawi.

      Od dzieciństwa narażona byłam na krytykę swoich gustów. Nie lubiłam muzyki pop, nie czytałam książek dla dziewczynek, nie interesowałam się modą i urodą.
      I była to krytyka bardzo dosadna. Nazywano mnie wszarzem, brudasem, marginesem społecznym. W szkole średniej nauczyciele systemowo traktowali mnie jak młodocianego przestępcę i narkomana. Upokarzali publicznie i szykanowali. Kolegę z klasy, który nie zgodził się ściąć długich włosów zmuszono do zmiany szkoły.
      Nauczyłam się czerpać satysfakcję ze swojego oporu wobec masowych trendów. I chyba mi to trochę zostało. Dowód społeczny zupełnie d mnie nie przemawia. Mody nie dotyczą - i to nie na zasadzie, że je kontestuję, tylko że je ignoruję - noszę rzeczy, które mi się podobają. Jeśli nie są modne, nie poświęcam temu uwagi. Jeśli przypadkiem są modne - tak samo. Opinie innych dotyczące mojego gustu przyjmuję do wiadomości, toleruję, kulturalnie wyrażone nawet szanuję, ale nie mają one wpływu na moje samopoczucie.

      Usuń
    2. Angel muszę koniecznie powąchać Patchoula Sumatra ♥

      Usuń
  11. Brawo! Świetny post, pełen celnych uwag i spostrzeżeń. Przeczytałam jednym tchem (jak zwykle zresztą). Szkoda, że tak mało ludzi potrafi w pełni szanować innych, a tak wielu uważa, że jedyna racja, to ich racja... Świat nie jest biało-czarny mili Państwo, jest pełen fantastycznych odcieni, które czasem warto pokusić się poznać, bo może z tego wyniknąć coś naprawdę pięknego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Wczorajsza dyskusja na forum była tego przykładem :-(

      Usuń
    2. Ta cecha jest strasznie trudna do oswojenia. Dlatego tak bardzo cieszy mnie rozmowa z człowiekiem, który polemikę traktuje jak szansę na poszerzenie horyzontów, okazję do prawdziwej wymiany opinii, a nie wojnę, w której jedynym celem jest zwycięstwo. Ja zawsze mówię: chętnie zmienię zdanie, tylko mnie przekonaj. :)

      Usuń
  12. Jednym słowem "nie to jest ładne, co jest ładne, lecz to, co nam się podoba" :)
    Przeczytałam gdzieś, że "jeden lubi zapach róż, a drugi jak mu stopy śmierdzą". Obstawiam, że 99% populacji wybierze róże, ale idąc torem myślenia, że to co "popularne jest żałosne" wychodzi, że róże są bleee, a zapach zapoconych stóp to szczyt perfumiarskiego kunsztu ;)
    Ale wracając do sedna, to strasznie nie lubię generalizowania, że perfumy popularne są bazarkowe, kobiety lubiące róż infantylne, itp.
    Skąd w nas - polakach taka potrzeba krytykowania cudzych gustów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. No właśnie. Kiedy czytam zagraniczne fora, czy chociażby komentarze pod artykułami - dostrzegam kolosalną przepaść dzielącą nas od świata ludzi szanujących się nawzajem. Można o tym anegdoty opowiadać...
      I prawdą jest, ze w piekle kotła dla Polaków nikt nie pilnuje. :(

      Usuń
    3. Nie tylko Polacy. Na anglojęzycznej Fragrantice powstała nawet automatyczna cenzura - gdy ktoś napisze old lady (starsza pani, czyli że perfumy są "babcine", co rzecz jasna nie jest komplementem) system poprawia to na Bank of England :) co świadczy o dwóch rzeczach - brytyjskim poczuciu humoru (Bank Anglii nazywany jest Old Lady of Threadneedle Street) i potrzebie ocenzurowania tego wyrażenia pojawiającego się zbyt często!
      Żeby natomiast zobaczyć, jak bardzo obraźliwe mogą być komentarze nie-Polaków, polecam wejść na dowolny zagraniczny kanał YouTube, mający wiele odsłon (np. o makijażu czy czymś takim) Ludzie potrafią wszystko opluć. Ludzie tacy są. Niektórzy. Nie tylko Polacy.

      Usuń
  13. Jak zwykle bardzo celnie i precyzyjnie i elegancko opisałaś bardzo trudny temat. Ja sądzę, że jeśli wyjdziemy od postawy szacunku i życzliwości a z drugiej strony otrzymamy pewien dystans i pewność siebie nie powinno być konfliktów. Mnie jakby nie uraża jeśli ktoś stwierdza, że większość niszy mu śmierdzi albo nie da się nosić. Myślę, że tak samo nikogo odpowiednio pewnego siebie nie powinno urazić stwierdzenie, że mainstream jest nudny. To jest dokładnie tak jak z muzyką. Ja np mam ogromną alergię na disco polo kłócę się zawsze ze znajomymi którzy mi próbują wmówić że jak odpowiednio się popije kochają ją wszyscy. Otóż nie NIE WSZYSCY... cedzę wtedy przez zęby i wymieniam moje argumenty przeciwko. Nigdy nikomu nie zarzuciłam że ma kiepski gust czy, że z powodu swoich zainteresowań jest gorszym sortem człowieka. Co najwyżej będziemy bawić się oddzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  15. Węch, smak, czy dotyk jest kwestią niezwykle indywidualną. Nikt nie ma prawa innemu zabronić lub narzucić swojego gustu. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy nasz wybór może sprawić komuś przykrość lub wyrządzić krzywdę. Ale wtedy to nasza umiejętność odnalezienia się w sytuacji i szacunek do innych powinny wytyczać nam granice używania określonych zapachów, przypraw, potraw czy też pieszczot.
    O nas, o naszej klasie świadczy nasze zachowanie. Taniość? A kto nam zagląda do portfela?! To jest dopiero chamstwo! Obnoszenie się z "ceną" przyklejoną do flakonika jest również w złym guście. To dobrze, że są wśród nas tacy, którzy mogą sobie na bardzo drogie, a nawet robione na zamówienie zapachy pozwolić, ale to nie powód do tego aby innych traktować z pogardą.

    Bardzo podoba mi się ten post.
    ...a język, jakim piszesz, jeszcze bardziej :-)

    OdpowiedzUsuń
  16. czytam Pani blog od jakiegoś czasu, ale to mój pierwszy komentarz, przede wszystkim, żeby pogratulować wspaniałych tekstów!

    moja przygoda z perfumami trwa już od paru dobrych lat, ale musze przyznać, ze czytam o nich (i pisze ;) ) głównie po angielsku - nie z założenia – tak wyszło…
    zgadzam się całkowicie z Pani argumentami - nie jest tez zaskoczeniem, ze dyskusja dotyczy tez muzyki, filmow itd.
    a propos innych dziedzin sztuki i mediów, a także reklamy, dużo radości dały mi dyskusje na forach i grupach FB na temat reklamy najnowszego zapachu Kenzo 'World' o którym zresztą Pani też pisała.
    ten zapach... jakiż on 'wtórny, banalny, nie wnoszący nic nowego, takie nosy nad nim pracowały - a tu proszę, taki nijaki rezultat' ;)
    ale za to reklama... 'co za dziwactwo, jak ta dziewczyna tańczy, nie jak kobieta, ale jak jakaś małpa w zoo, i jeszcze do tego rozbija sprzęty ;) no, może sukienka jest do przyjęcia'...

    uwielbiam Fat Boy Slim'a i Christophera Walkena w clipie Spike Jonze'a do 'Weapon of choice', więc dla mnie ta reklama to małe cudo.
    czytając jednak różne komentarze, moim zdaniem były one cudownym, podręcznikowym wręcz przykładem paradoksu - i tego, mimo tego, ze możemy się uważać za ekspertów od niszy w jednej dziedzinie, w innej wciąż pozostajemy w mainstreamie :)

    pozdrawiam
    Misia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło czytać Pani komentarz, pani Misiu. czy mogę zapytać, gdzie pisze pani o perfumach? Czy moge poprosić linka?

      W kwestii reklamy i perfum Kenzo World - nie chcę tu oceniać zapachu; nie mogę natomiast nie zwrócić uwagi na kontrast między kompozycją i reklamującym ją filmem. One po prostu do siebie nie pasują. Nie ma niczego złego w bezpiecznych kompozycjach tworzonych tak, by nie budziły kontrowersji, ale... po TAKIEJ reklamie nie oczekiwaliśmy kompozycji bezpiecznej i nie budzącej kontrowersji. I tu mamy kłopot z Kenzo World. :)

      Usuń
  17. Ważny temat.
    Pamiętam, że kiedy oswoiłam się już trochę z perfumami (zwłaszcza z niszą, ale nie tylko), to zaczęłam oceniać nowości bardzo surowo - mało co mnie cieszyło, zachwycało, wydawało mi się ciekawe i warte uwagi. Potem spokorniałam - okazało się, że mogę wrócić po latach do jakiegoś wcześniej nielubianego zapachu i się w nim zakochać. Okazało się też, że perfumy miewają kaprysy i czasem na mojej skórze rozwijają się niefajnie, a czasem upojnie (oczywiście ten sam zapach). Zgadzam się, że obiektywnie można ocenić wartość perfum - czy są wtórne, czy nowatorskie, czy dobrze skomponowane, czy może czegoś im brakuje... Jednak czasem te wtórne czy nie do końca idealnie skomponowane zapachy na niektórych osobach pięknie rozkwitają i dlatego mogą się podobać - jest to całkowicie zrozumiałe.
    Też o tym ostatnio myślę sporo, bo sama zaczęłam mieć właśnie ochotę na "kwiatki sratki" - szykuję się na Dolce i Si. Chociaż zgadzam się, że Dolce są wtórne i nieoryginalne, ale tak pięknie na mnie pachną - w nieskomplikowany, świeży sposób - czasem mam ochotę tak popachnieć ostatnimi czasy:)
    Moje uzależnienie perfumowe ewoluowało - od popularnych zapachów mainstreamowych, przez kultowe perfumy i oryginalne niszowce, po wykształcenie się jakichś tam bardziej zawężonych preferencji, które jednak też bywają w moim przypadku zmienne. I nagle znowu od czasu do czasu mam ochotę powrócić do tych prostszych zapachów, mniej skomplikowanych, po prostu ładnych.
    Mam też wątpliwości co do oceniania perfum w kategoriach "lubię-nie lubię", "podoba mi się - nie podoba mi się". W przypadku perfum powinien być jednak zachowany jakiś obiektywizm, a wiem, że o to niełatwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kryterium podobania" - to, czy dobrze się czuję w zapachu, czy daje mi radość i przyjemność - to, moim zdaniem, jedyne liczące się kryterium przy doborze perfum. Nie wiek nie znak zodiaku, nie stanowisko, nie kolor włosów wreszcie. Cena, półka i moda także są bez znaczenia. Liczy się zapach i to, czy jest nam w nim dobrze.
      Inną kwestią jest ocena, wartościowanie. Bo to, że jakiś zapach jest "nie dla mnie" nie jest tożsame ze stwierdzeniem, że jest brzydki czy zły. I normalny użytkownik perfum (czy muzyki, czy literatury), jeśli będzie pamiętał o różnicy między "nie podoba mi się" a "jest do chrzanu" kwestią obiektywnej wartości i analizy formalnej może sobie głowy nie zaprzątać. A może zaprzątać, jeśli ma ochotę.
      Inaczej jest, kiedy piszemy bloga. Tak sądzę. I tak staram się pisać - oceniając piękno kompozycji, a nie jej zbieżność z moim gustem. Z resztą... Po tylu latach ja już wszystkie nuty lubię. I wszystkie cenię. Potrafię zachwycić się różą czy nawet zielonością. Jeśli tylko zapach opowiada mi historię...

      Pozdrawiam ciepło. :)

      Usuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale mnie poruszyl ten temat... dziekuje za mozliwosc zabrania glosu. Pisze tu pierwszy raz ale zagladam od dawna. Mowie stanowcze nie dzieleniu zapachow na lepsze i gorsze ze wgledu na stopien ich oryginalnosci i popularnosci. Taki podzial jest wg mnie typowy dla pseudopasjonatow. Uwazam, ze prawdziwi milosnicy zapachow nie patrza na marke i skad jest zapach (jaka perfumeria), liczy sie emocja, ktora zostaje wywolana. A emocja bywa wywolywana przez tzw. komercyjne zapachy a bywa, ze niszowe zapachy nie wywoluja i na odwrot. Z zapachem jak z miloscia - nie wybiera. Osobiscie czesciej testuje i poszukuje wsrod tzw. niszy bo tam jest wieksze zroznicowanie (chociaz jak bywaly boomy na oud czy kadzidla to tez sie przejadalo) i wieksza frajde z tego mam ale rowniez z checia zawsze sprawdzam co nowego w douglasach itp. Nawet mam swoja kolekcje ulubionych "kwiatkow-sratkow" i innych "ulepkow" obok mojej wyszukanej i wychuchanej "niszy" i wszystko jest ok. Zycze pani, ktora napisala komentarz i nam wszystkim bysmy zawsze stykali sie z zyczliwoscia, otwartoscia i zrozumieniem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz i życzenia.
      Obyśmy zawsze spotykali się z szacunkiem dla drugiego człowieka. A autorzy blogów oby mieli szczęście spotykać na swoich stronach takich czytelników. :)

      Usuń
  20. Droga, Klaudio :) Bardzo ważny i potrzebny tekst. Wkurza mnie nie raz, kiedy inni ludzie oceniają innych, bo słuchają disco polo zamiast jazzu czy muzyki klasycznej. Zapominają, że każdy z nas ma inną klasykę, każdy z nas posiada inną wrażliwość na piękno. Staram się nie osądzać nikogo tylko dlatego, bo komuś się podoba Bruno Banani czy Si Armaniego. Tak naprawdę o ludziach przesądzają ich czyny, a nie gusta. ;)

    Ale powiem coś z perspektywy dziewczyny, która nie używała perfum, zanim poznała stare Opium YSL. Otóż... do dziś słyszę docinki od osób mających bardziej "masowe" gusta. Że na siłę wydziwiam, wymyślam, bo na siłę chcę być oryginalna (słowa nauczycielki). O wspaniałym "Oud Royal" Armani Prive usłyszałam, że "śmierdzę końskim moczem" lub, że to "trutka na szczury". Albo zostałam uznana za wariatkę, kiedy powiedziałam, że Benedict Cumberbatch jest dla mnie bardziej atrakcyjny niż Brad Pitt czy Maciej Zakościelny. Tyle, że łatwiej "wybronić" wygląd aktora niż zapach. Łatwiej pokazać coś, co można zobaczyć niż jakąś abstrakcję. Albo zapach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo niestety, brak taktu i wrażliwości charakteryzuje ludzi z wszystkich środowisk - także artystycznych. Nietaktowne przytyki można usłyszeć zarówno od kogoś, kto snobuje się na konesera, jak i od kogoś, kto snobuje się na antysnoba. Jedni i drudzy usiłują poprawić sobie w ten sposób samopoczucie i poczuć się lepsi. Albo po prostu "przykozaczyć". Cóż my na to możemy? Robić swoje. Myśleć swoje. Czuć swoje.
      Czego Tobie i sobie życzę. :)

      Usuń
  21. polacy są mniej bezpośredni..mamy masę kompleksów ,ograniczamy wolnosc słowa ...boimy się mówić to co myślimy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty