L’Orchestre Parfum: Rose Trombone i Encens Asakusa

Po lekturze recenzji Flamenco Neroli i Thé Darbouka, zapraszam na opowieść o kolejnych dwóch zapachach L’Orchestre Parfum. Bez wielkich wstępów tym razem, bo te perfumy nie wymagają zachęty większej, niż recenzja.

Rose Trombone

Jakie to jest dobre!

Od pierwszej nutki, od pierwszego wdechu, od pierwszej iskry zapalającej fajerwerki doznań!

Tym razem Pierre Guguen nie zwodzi swoich słuchaczy, a francuski puzon Nicolasa Benedettiego brzmi dokładnie tak głęboko, jak powinien w tej kompozycji. Zapachowej. Muzycznej. Emocjonalnej.

Róża to nuta ograna na każdą melodię. Z tysiąc razy. Tym razem – i nie wierzę, że to piszę – jest to jednak róża inna, niż wszystkie inne. Jak ta kochana przez Małego Księcia. Tylko lepsza.

Wyobraźcie sobie jazz club w sercu Harlemu. Atmosferę święta. Podniecenie, ekscytację ludzi w białych koszulach. Gładko ogolone policzki mężczyzn skropione niezbyt drogą wodą kolońską. Wysoko upięte włosy kobiet odsłaniające smukłe szyje pachnące różanymi perfumami.

Sala wypełnia się. Rośnie napięcie i temperatura. Wchodzą muzycy. Publiczność milknie. W gęstniejącej ciszy słychać szuranie butów, kilka nerwowych chrząknięć i suche dźwięki rozstawianych instrumentów.

Rose Trombone zaczyna się w chwili, kiedy wszyscy wstrzymują oddech. A potem wchodzi Nicolas Benedetti. Muzyka. Opowieść, która jest tak dobra, jak oczekiwaliśmy.

Pięknie czerwona róża uzupełniona akcentem piżmowym, którego złożoność daje kompozycji życie i kształt. U szczytu piżmo, na którym położono różę jest białe jak nakrochmalony kołnierzyk koszuli. Ostre jak brzytwa, lekko metaliczne, niewygodne.

Po kilku dosłownie sekundach biel mięknie. Róża więdnie. Pojawiają się owocowa słodycz i akcenty drzewne – gładkie jak palisandrowa podstrunnica. A później, kiedy wszyscy już zapomnimy o tym, że istnieje świat poza muzyką, w różaną pieśń wsącza się piżmo animalne, dymna wanilia i rum.

Rose Trombone to perfumy, które testować należy uważnie. Dopiero noszone globalnie, całościowo, pojedynczo – bez bodźców odwracających uwagę od opowieści, którą wplotła między swe nutki Anne-Sophie Behaghel – pokazują swoją prawdziwą twarz. Pokazują, że nie są jdną z wielu róż.

Instrument: puzon francuski
Kompozytor muzyki: Nicolas Benedetti
Link do muzyki: klik
Nuta wiodąca: róża
Pozostałe nuty: akord czystości, gruszka, wanilia, sandałowiec, białe piżmo, rum
Kompozytorka zapachu: Anne-Sophie Behaghel
Miejsce: jazz klub w sercu Harlemu

Data premiery: 2017

Encens Asakusa

Przedstawiając Encens Asakusa Pierre Guguen opowiadał o wyprawie do Japonii. O spacerach ścieżkami zasypanymi śniegiem i o świątyni w pobliżu Kioto – zasypanej białym puchem, cichej i pachnącej kadzidłem. Dlatego w linii „Miejsce” wpisałam „Świątynia w Kioto zimą”. Bo niby zima to nie miejsce, a jednak… zmienia wszystko.

Encens Asakusa to zapach chłodny i cichy. Nastrojowy jak (cudowna) muzyka Fumie Hihary. Otwierający się kadzidłem czystym jak kryształ. Wybielonym piżmem, wychłodzonym eterycznymi nutami pieprzu i cyprysu. Zapachem zimnej czystości.

Z czasem pojawia się fiołek, zabarwiając kompozycję Amelie Bourgeois bladym fioletem. Nie do końca kwiatowym, nie do końca żywym. I tu zapach zatrzymuje się. Na etapie zamarzniętych płatków rozrzuconych na śniegu przed niewielką świątynią górującą nad dawną stolicą Japonii.

I nawet jeśli z czasem niepokorna chemia skóry splami opowieść złotem mirry, a obraz rdzawym ciepłem przykrytej śniegową pierzynką ziemi – wokół trwa biała zima. Zmrożone nutki drażnią skórę jak drobinki szronu, malując w wyobraźni lodowe kwiaty i wspomnienia zimowych dni. I ciszę.

W głębokiej, gasnącej bazie Encens Asakusa są równie ciche, jak w otwarciu. W tej niezmiennej ciszy zaczyna się sen o wiośnie.

Instrument: koto
Kompozytor muzyki: Fumie Hihara
Link do muzyki: klik
Nuta wiodąca: olibanum (kadzidło frankońskie)
Pozostałe nuty: różowy pieprz, cyprys, irys, fiołek, mirra, białe piżmo
Kompozytorka zapachu: Amelie Bourgeois
Miejsce: świątynia w Kioto zimą

Data premiery: 2017

Napięcie rośnie. Ostatnia część serii poświęconej kompozycjom L’Orchestre Parfum będzie najlepsza. Nie przegapcie tego. Przede wszystkim tych zapachów…

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

6 komentarzy o “L’Orchestre Parfum: Rose Trombone i Encens Asakusa”

  1. Róża jest mi bliska ostatnio bardziej niż puzon o dziwo.

    Ciekawe i dające mi do myślenia zatem…

    Pokochałem ostatnimi czasy jej słitaśnego przytulasa w
    Rosé All Daé od Gallahher Fragrances.
    Nie wiem czy ta będzie moja ale sprawdzę na pewno!

  2. Siedlisko perfum

    Rose Trombone nęci niesamowicie <3.
    Czerwona róża, owocowa słodycz, piżmo animalne i rum bardzo zadziałały na moją wyobraźnię*_*.

    1. Klaudia Heintze

      Testuj! Koniecznie testuj, bo na przykład Rachela była początkowo tą różą zauroczona tak samo, jak ja, a na skórze wyszło jej coś… no umiarkowanie zachwycającego. 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Kim jest Majda Bekkali…?

…W projekcie pod tytułem Majda Bekkali? Już tłumaczę się z pytania. Głupiego tylko pozornie. Otóż na Fragrantice pojawił się właśnie artykuł Sandry Raicevic Petrovic dotyczący

Czytaj więcej »

Ból

Kiedyś, w założeniu Sabbath of Senses miał być blogiem o poznaniu zmysłowym. Nie tylko o zapachu, ale też o muzyce, obrazie, kolorze, przekazie niesionym przez

Czytaj więcej »