Smok zjadający słońce – Winter Palace Memo

Człowiek, który nigdy nie odwiedził Chin, postrzega ten kraj przez pryzmat symboli. Herbata, Wielki Mur, cesarstwo, smoki i hanzi, czyli popularne „Chińskie znaczki”.

Człowiek, który Chiny odwiedził uświadamia sobie, że choć cesarstwo dawno upadło (a raczej zostało przewrócone), to symbolika ta przetrwała nadal. Oczywiście, w komunistycznych Chinach o cesarstwie nie mówi się dobrze, ale cesarskie smoki jako symbole szczęścia i pomyślności przetrwały ustrój i pewnie przetrwają i kolejny. Podobnie jak przetrwała duma jednej z najstarszych cywilizacji na Ziemi.

Wielki Mur i Zakazane Miasto to, obok Mauzoleum Mao Tse Tunga – obowiązkowy punkt wycieczek Chińczyków.

A herbata… Herbata to zupełnie inna opowieść.

blog.tutorming.com

Chińczycy herbatę kochają. Kompanie w typie Coca Coli czy Pepsi.co nieprędko osiągną na chińskim rynku sukces porównywalny do tego, jaki osiągnęły na rynkach europejskich i amerykańskim. Bo Chińczycy pijają herbatę w domu i poza domem. W stu smakach i aromatach, parzoną na kilka różnych sposobów, w specjalnych dzbanuszkach przeznaczonych do jednego tylko typu herbaty albo w specjalnych pojemnikach do przygotowywania herbaty na zimno.

Oczywiście wyłącznie liściastą – herbaty w torebkach to śmieci przeznaczone wyłącznie dla turystów.

Każdy szanujący się Chińczyk ma własny bidonik, w którym herbatę zabiera na spacery, na zakupy, do pracy – bo choć w pracy herbatę zwykle zaparzyć można, to w wielkich miastach dojazd zabiera na tyle dużo czasu, że warto mieć ze sobą coś na pokrzepienie ciała i ducha.

Zdjęcie ze strony The Guardian.

Niestety, moje własne zdjęcia z ceremonii parzenia herbaty siedzą na innym dysku.

Może kiedyś pokażę i opowiem…

Ceremonia parzenia herbaty to naprawdę jest ceremonia. I choć bardziej w naszym kręgu kulturowym, spopularyzowała się chado – japońska ceremonia parzenia herbaty, to pamiętać warto, że Japończycy herbatę pić uczyli się od Chińczyków. Wielu rzeczy uczyli się od Chińczyków…

Gong-Fu Cha dosłownie oznacza biegłość w sztuce (Gong-Fu) herbaty i jest ceremonią wymagającą czasu i skupienia. Picie herbaty także. A wąchanie herbaty… Wąchanie herbaty nie wymaga niczego, choć warto pamiętać o tym, jak szlachetną roślinę i jak szlachetny napar stoi u źródła naszych perfum i opowieści.

Czemu piszę o herbacie, skoro perfumy nazywają się „Pałac Zimowy”?

Bo chodzi o pałac cesarzy chińskich, czyli o Zakazane Miasto zwane Pałacem zimowym – w opozycji do Pałacu Letniego nad jeziorem Kunming.

A w pięknym, lakierowanym flakonie ozdobionym wizerunkiem chińskiego, cesarskiego smoka znajdziemy mnóstwo nut herbacianych.

Strona Memo i blog Perfumerii Quality opisują zapach w następujący sposób:

Przebudzenie cesarskiego smoka.

Oczy płonące zimnym ogniem. Olejek z pomarańczy.

Wznosi się nad filiżanką czerwonej herbaty, którą trzymam w dłoni. Jego drżący cień zbliża się do mnie przez pustą salę tronową, a kłęby gorącego oddechu mają zapach bergamotki.

Nagle robi się gorąco, a cytrusy ustępują miejsca intensywnym nutom drzewnym.

Wzbijając się w powietrze, smok znika nad dachem pałacu w krótkim, oślepiającym błysku. Benzoes.

Za czym się rozgląda? Czego szuka? Śnieg przestaje padać.

Widzę go w oddali. Faluje w rytm Wielkiego Muru.

Tańczy radośnie, pijany wolnością. Rozsiewa zapach niekończącej się wiosny, aromat herbaty mate, grejpfrutów, zmysłowej ambry i wanilii.

Wysłannik Pałacu Zimowego: potężny, uskrzydlony smoczy władca z ognistym ogonem.

Jeśli po Zimowym Pałacu spodziewaliście się zapachu zimowego w sposób powszechny i oczywisty, rozczarujecie się. Pierniczki, grzańce i choinki to zima dla zwykłych śmiertelników.

Cesarz delektuje się herbatą.

Smok zjada słońce.

Smok zjadający słońce to jeden z ważniejszych motywów chińskiej mitologii

Pierwsze nuty Winter Palace to krągłe cytrusy. Lśniące, chłodne i wytrawne jak czyste złoto.

Kolor i wytrawność otwarcia znakomicie podkreśla wyraźny akord żywiczny – równie złocisty i równie wytrawny. Przesuwa on jednak kompozycję z chłodu w ciepło. Delikatnie.

Trzeci dystynktywny akord kompozycji Aliénor Massenet to herbata. Charakterystyczny, niejednoznaczny, ziemisty aromat czerwonej herbaty uznawanej w Chinach za eliksir młodości i zdrowia. I nad tym akordem warto się pochylić, bo nigdy, przenigdy jeszcze nie poznałam perfum z tak dosłownie, wyraziście namalowaną tą trudną nutą.

thewhistlingkettle.com

Z czasem niejednoznacznie urodziwe, wytrawne trio: cytrusy (z przewagą grejpfruta), żywice (z przewagą benzoesu) i herbata czerwona (z przewagą herbaty czerwonej oczywiście) traci hegemonię. W szorstkie nutki tworzące niszowe i ożywcze otwarcie kompozycji, wsączać zaczyna się… miękkość, ciepło, kremowość wreszcie.

Akord cytrusowy lekko wysładza się pomarańczą, w nutach żywicznych do głosu dochodzi balsamiczność tolu. W sekcji herbacianej… nadal króluje czerwony smok, jednak otulony kwiatowo – skórzastą wanilią staje się smokiem łagodnym, oswojonym, prawie sennym.

Winter Palace to perfumy, które wydają się po prostu ładne. Tymczasem uroda ta – zaiste zauważalna powszechnie, nawet przez perfumeryjnych laików – utkana została z nut trudnych, czystych, bezkompromisowych. W sposób, który sprawia, że ostre te dźwięki wonie tworzą harmonię miłą dla ucha dla nosa. Dla ludzi i smoków.

I jest to trochę opowieść o dobrym cesarzu. Albo o smoku przynoszącym szczęście.

Bo dobry cesarz to przecież cesarz twardy i wymagający. Bo przynoszący szczęście smok to stwór potężny i groźny. A Winter Palace to nuty surowe i trudne połączone w olfaktoryczną opowieść, która jest dobra jak gorzka herbata i przynosi szczęście jak zjadający słońce smok.

Data premiery: 2019

Kompozytorka: Aliénor Massenet


Nuty zapachowe:

grejpfrut, akord suchego ambrowego drewna, bergamotka, benzoes, absolut labdanum, pomarańcza, styraks, balsam tolu, ekstrakt wanilii fair trade, akord czerwonej herbaty (w Chinach nazywanej czerwoną, a u nas pu-erh), akord piżma, absolut bobu tonka, cytryna, herbata mate, balsam gurjun

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

3 komentarze o “Smok zjadający słońce – Winter Palace Memo”

  1. Uwielbiam herbatę.
    Piję gdzie i kiedy tylko mogę.
    Ostatnio pasją wielką darzę herbatę białą.
    Dotychczas nie znalazłem jej aromatu w perfumach, który oddawał by wiernie którąkolwiek z jej odmian.
    Tym szybciej przetestuje opisywaną wyżej kompozycje.

    Pomijając kontekst, zestawienie nut wdaje się bardzo nietuzinkowe w stosunku do wszystkiego innego wokoło.

    A że z Shams wspomnienia mam cudowne… to zaufam marce bez wahania.

  2. Droga Sabbath, przepraszam, że tak odgrzebuję stary wątek, ale czasami człowiek po prostu musi. Rozsadzi mnie, jak się z kimś nie podzielę. Wśród bliskich nikt nie podziela pasji, a mój Luby, o ile jeszcze toleruje moje perfumeryjne wycieczki na tereny dziwne i dziwniejsze, to już zachwytów słuchać nie jest w stanie, padło zatem na Ciebie 😉

    Komentuję pierwszy raz, ale zaglądam tutaj regularnie i czytam wszystko co piszesz. Jak któraś recenzja zapadnie w serce, zapisuję sobie skrzętnie na tajnej liście "do powąchania". Mam nawet takie recenzje, które czytam po raz setny, jak mi źle, albo wręcz przeciwnie bardzo dobrze, choć czasem dotyczą perfum, których na pewno nigdy chcieć nie będę, ale tekst jest tak piękny i wzruszający, że wracam do niego raz po raz.

    Dookoła Winter Palace krążyłam od kiedy tylko o nim napisałaś, ale dopiero kilka dni temu było mi po drodze. I o matko i córko, po cóż mi to było! Spać nie mogę normalnie. Jakież one są piękne! Jeszcze piękniejsze niż opisałaś. Początek to jak gorąca herbata w pierwszy mroźny poranek. Nie zimą, kiedy mróz się już robi oswojony i "puchaty", tylko w te pierwsze przymrozki, które wydają się ostre jak nóż i takie bezlitosne. I obraz, który stworzyłaś jest tak strasznie spójny z tym, co czuję na mojej skórze. Tylko na sam koniec, po jakichś 7-8 godzinach, kiedy wydaje się, że smok już tylko śpi i śni swoje waniliowo-żywiczne, już tylko lekko herbaciane sny, nagle, kiedy skóra się trochę ogrzeje przez przypadek, nagle te perfumy dokonują jakiejś niemożliwej wolty i zaczynają znowu migotać i mienić się cytrusami.

    Zastanawiałam się, z czym mi się kojarzy ten zapach i już wiem. Te perfumy są w zapachu takie, jak w dotyku żywy wąż. Dotykałaś kiedyś? Nieludzko, aż przerażająco gładki, ale nie jak tafla, tylko jak właśnie milion drobnych, wypolerowanych do niemożliwości łusek z laki, ciepły i chłodny jednocześnie. Niemal szeleszczący w dotyku. I mam wrażenie, że Winter Palace to przeniesieni tego uczucia z dotyku na węch. Piękne, hipnotyzujące, straszne. I piękne. Trafia nawet nie na listę chciejstw, a na "muszę mieć, bo umrę bez tego na pewno".

    I dlaczego Ty mi to robisz, zła kobieto?

    PS. Przepraszam, że tak długo, popłynęło mi się.

    1. Klaudia Heintze

      Oj rany, mam nadzieję, ze nie odpowiadam za późno.
      Jasne, ze dotykałam węża i uwielbiam to uczucie. Czysty, żywy mięsień. Zupełnie nie taki, jak oślizłe wyobrażania.
      W ogóle węże to jedna z moich ulubionych zwierząt.

      Co do pasji… mam podobnie. Rozmawiam z przyjaciółmi "branżowymi", prowadzę warsztaty i szkolenia, ale w domu jestem w tym sama. Mój Miły używa perfum jak ręcznika. Tym bardziej niefrasobliwie, że zwykle bierze moje, więc są za darmo. Z jednakowym brakiem szacunku zużywa bezcenne unikaty, jak i perfumy z sieciówki. Przyznaję, że jakiś czas temu dałam mu szlaban na unikaty, bo wkurza mnie wylewanie na siebie 100 ml miesięcznie bez krztyny zachwytu. I serio, nie chodzi o koszty (bo jak pewnie wiesz, perfumy jednak nie są za darmo), tylko o to, że on ich nie docenia, nie podziwia.
      No to w sumie co mu za różnica, czy użyje tych, czy innych. Z resztą i tak najbardziej lubi cytrusy i słodziaki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Co robi Sabbath, kiedy nie pisze?

W prywatnej rozmowie na Facebooku jeden z zaprzyjaźnionych Czytelników (Lucado – pozdrawiam) wypomniał mi ostatnio „wakacje na blogu”. No dobrze, uczciwie pisząc – nie wypomniał

Czytaj więcej »