Eliksir młodości – Pippilotta Le Frag

Uwielbiam otwarcie tych perfum! Guma balonowa i opony!

Słodko gorzkie powitanie z Pippilottą stawia nas na nogi i w ciągu kilku sekund budzi zmysły. Ślina napływa do ust, a skurcz w żołądku przygotowuje na mocne wrażenia. Bo to nie jest jakaś tam balonówa. To jest balonowa z piekła rodem.

Wyobrażam sobie totalną rozpierduchę. Niegrzeczne dzieci bawiące się na złomowisku. Poobdzierane kolana, sterty opon, cudownie różowe balony z cudownie syntetycznie owocowej gumy do żucia i uciekanie przez płot, kiedy dorośli przychodzą zgarnąć łobuziarską dzieciarnię do domów.

Oczami wyobraźni widzę kradzione śliwki zawinięte w bluzę z kapturem, czmychanie przed właścicielem działki i sprawiedliwy podział łupów w krzakach obsypanych obłędnie kwitnącym kwieciem. Widzę umorusane buzie i plamy z lepkiego soku na rękach.

Czuję zapach miasta wyprażonego słońcem. Kamienno ziemisty, ciepły, aromat kryjówki pod balkonami dzielonej z pająkami i czerwonymi owadami, które nazywamy nausznikami.

Jestem jednym z tych cudownie beztroskich łobuziaków i znów rajcuje mnie gra w kapsle i rysowanie kijem po mokrej ziemi. Wrzucanie kolegom żuków za koszulki i wymienianie kulek z łożyska na gumy do żucia. Albo odwrotnie.

Kicham nuty. Nie obchodzi mnie struktura tych perfum. Liczy się immersja. Cieszę się nią.

Jestem tak wspaniale podekscytowana nosząc Pippilottę, że wcale nie chcę analizować składu. Już przecież napisałam. Guma balonowa – w miarę rozwoju zapachu coraz bardziej przeżuta, z tą gorzką nutką przeżutej gumy balonowej, którą wszyscy dobrze znamy; stare opony, niemyte śliwki, kwiatki pachnące jak oszalałe, ciepła ziemia i ciepły beton.
Izolowany drut, guma i skórzane siodełka na kulki do procy. Nie wiem, jak Wy, ale ja bez broni procy nie wychodziłam z domu.

Spaliny z samochodów gonionych po ulicy. Upał. I nadzieja na świeży chleb, kiedy wrócę do domu.

I wiem, że Pippilotta nie wszystkim się spodoba. Bo czasem coś nam się wydaje fajne ale dla innych nie*. I co mnie to obchodzi właściwie? 😁 Perfumy to nie zupa pomidorowa – nie wszyscy muszą je lubić. 

Z resztą… pomidorowa to nawet nie jest moja ulubiona zupa. A Pippilotta jest debeściak i jej mafia też.

Data premiery: 2021
Kompozytor: Miguel Matos
Koncentracja: eau de parfum
Projekcja: obszerna, rozrzutna, ale nie tak mordercza, jak w przypadku Genesis
Trwałość: 10-12 godzin. Czyli mnóstwo, ale znów: nie tak mnóstwo, jak Genesis. Przy czym mnie wystarczy, bo Genesis przegina. 😏

Nuty zapachowe:
szałwia, kwiat pomarańczy, śliwka, jaśmin, ambra, skóra, wanilia, piżmo


* Czasem coś nam się wydaje niefajne ale dla innych nie – Astrid Lindgren „Pippi nie chce być duża i inne komiksy”

Pokochałam Pippilottę na zabój. Niby perfumy nie do końca w moim stylu, ale to, co robią w głowie jest… no świetne. 💥💥💥 I dlatego razem z Agą z Le Frag chcemy Wam dać szansę poczucia tej samej ekscytacji i odbycia podróży w czasie.

Trzy firmowe travel spraye Pippilotta Le Frag czekają na Was. Każdy w pudełeczku i w ogóle śliczny. 💖


Wystarczy pod tym postem opisać zabawną psotę z dzieciństwa. Albo to, co dawało Wam frajdę po prostu. Tradycyjnie – z zarejestrowanego konta, albo podpisać tak, żebym rozpoznała Was z komentarzy.

Dobre historie dostają dodatkowy los. 😋

Konkurs trwa do soboty 24 lipca włącznie. W niedzielę ogłoszę wyniki.

I przy okazji przypomnę Wam o rabacie na stronie Le Frag z kodem SABBATH. Ale to dopiero w niedzielę. 😉

Miłej zabawy!

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

34 komentarze o “Eliksir młodości – Pippilotta Le Frag”

  1. Czu postawienie trampka nauczucielowi na 4 kibelkach bedzie sie liczyć?? 😛. Mielismy tamiego wrednego nahczyciela od techonologii drewna uwalił ponad polowe klasy na egzaminie no tak poprostu tak . To dwa dni po egazminie ja i czworka chlopakow postawilismy mu trabanta na czterech kibelach od śmieci tych dużych . Centralnie przed wejsciem do szkoły. Mina belfra bezcenna 😉😂😂😂

  2. Brzmi super – jak coś, co muszę poznać. Uwielbiam takie dziwadła i uwielbiam Pippi :D.

    I całkowicie bez ściemy, twoja recenzja brzmi, jakby były to perfumy po prostu stworzone dla mnie. Żadnej psoty nie opiszę, bo byłem raczej dzieckiem z tych "grzecznych" (a raczej przeraźliwie bałem się konsekwencji XD), ale polecę trochę nostalgicznie. Otóż frajdę dawało mi chyba po prostu… bycie dzieckiem. Często wracam myślami do okresu dzieciństwa, gdy człowiek nie miał praktycznie żadnych problemów. Wychodziło się wtedy na podwórko ze znajomymi i… było dobrze, tyle. Tego mi w dorosłym życiu brakuje najbardziej. Takiej beztroski, umiejętności zapomnienia o problemach i złych rzeczach, które dzieją się wokół nas.

  3. Ja z okresu kiedy dzieciaki całymi dniami, po późny wieczór buszowały po całym podwórku.
    Największe wykopaliska były gdzie ? ,no jak gdzie ,w śmietniku
    Czego tam nie było. Pojedyncze pary butów, które dzielnie parowaliśmy ,stare parasole,nawet breloczki z Niemiec się trafiały .Któregoś długiego dnia, podczas poszukiwań skarbów brat wygrzebał starą sztuczną szczękę. Ile było radości, każdy chciał ponosić ��
    Do momentu kiedy przynieśliśmy ją do domku ,jako cenne trofeum .Oj wtedy zrobiłą się wrzawa ��

  4. Anna Rodek-Sosnowska

    Opis mnie normalnie teleportował znad śniadania na to wysypisko, w ten upał, w to blokowisko pelne słońca i wspomnienia z dzieciństwa ożyły! Nie to, żebym się na wysypisku bawiła, tego akurat nie, ale te dziecięce włuczenia się po różnych dziwnych miejscach, guma Donald, lody na patyku, najzwyklejsze lizaki na świecie. Nie wiem czy mnie akurat ten zapach tam przeniesie tak, jak zrobilaś to Ty, ale jak można nie chcieć go wypróbować? No pewnie, że chcę (tupię nogą)…!

    1. Klaudia Heintze

      Hihi, na złomowisku, nie wysypisku. Ja do teraz na złomowiska jeżdżę po części samochodowe i dziwne foty robić. 😀

    2. NIE ! Nie da się połączyć pięknego zapachu opon z pięknym zapachem gumy balonowej. Nie wierzę w to.
      Miałam może z 6 lat, do sąsiadki mojej babci, u której spędzałam całe lato, przyjechała dziewczynka w moim wieku. Ta sąsiadka mieszkała w jednym domu ze swoją siostrą, wtedy stara panna w wieku około 50 lat to było coś dziwnego (na wsi, dla dziewczynki w moim wieku oczywiście). Wydawała nam się niedostępna (chyba nie lubiła dzieci) i bardzo DZIWNA. Miała na imię MArta – do dzisiaj uwielbiam to imię. Nie rozmawiała z nami, ogólnie miała swój świat, ubierała się po męsku. Dzisiaj zastanawiam się, czy nie była LGBTQ+ ;). Postanowiłyśmy zrobić jej psikusa i zerwałyśmy jej mega kwaśne wiśnie, aby zrobiła sobie z nich kwaśny, w domyśle niesmaczny kompot. Nie wiedziałyśmy, że z kwaśnych wiśni robi się przecudny kompot wiśniowy …. O zgrozo nawet nas nim poczęstowała :). Do dzisiaj locham wiśnie (kwaśne) a kompot wiśniowy jest na pierwszym miejscu.

  5. Oho, ja bylam super grzeczniakiem ale kieszonkowe w lecie zarabialam w mojej *pięknej i wspaniałej perfumerii* gdzie robiłam bełty z różnych kwiatków i butelkowałam we wszystko co dostało się w moje ręce. Najpiękniejsze były butelki po zmywaczu do paznokci, bo miały zakrętke w kształcie kwiatka. 🙂

  6. Ania Traut-Seliga

    Mając sześć lat podpaliłam dziadkom stodołę. Chciałam zrobić ognisko, a na dworze padało, więc… myślę, że ten deszcz nas uratował wtedy🤔 Jak na dość nudne dziecko jakim byłam, to był niezły popis 😉

  7. Och, jak dobrze znam takie zapachy z dzieciństwa 🙂 Guma balonowa była szczytem marzeń a jej zapach pamiętam do dzisiaj. Będąc dziećmi nie mieliśmy pojęcia o bakteriach, zarazkach czy mikrobiocie, więc gumę żuliśmy jedną (tak, tak, jedną gumę oddawaliśmy sobie do "pożucia") a kiedy straciła już swój cudowny smak dodawaliśmy kolor gryząc kawałki rysików kolorowych kredek. Wtedy nasza guma stawała się bajecznie kolorowa i smakowała jak… kredki 😀 Beztroskie i cudowne dzieciństwo spędziłam szukając tajemniczych drzwi do innego świata, czekając na przybycie kosmitów i wierząc, że w dorosłym życiu odkryję sekret Trójkąta Bermudzkiego 🙂 Byłam dość psotnym dzieckiem, więc różnych historii trochę się nazbierało (niektóre znam z opowieści), ale chyba najbardziej spektakularne i, niestety, zakończone karą – szlabanem na TV, było "pojawienie się" Matki Boskiej. Po jakiejś letniej burzy, na szybie okienka, na poddaszu opuszczonej kamienicy powstał ciekawy zaciek, który, nam dzieciakom, przypominał Matkę Boską. Dość szybko odkryliśmy swoją pomyłkę, ale było już za późno, żeby to odkręcić, bo każdy z nas opowiedział w domu o Matce Boskiej… Można powiedzieć, że ruszyła lawina, więc postanowiliśmy pokazać wszystkim tę Matkę Boską i kolejno pojawialiśmy się za szybą wymachując starymi szmatami jak skrzydłami… Nie muszę dodawać, że wszystko szybko się wydało a nas nie ominęła surowa kara (zakaz oglądania "Na wschód od Edenu" :D). Cudnie jest tak powspominać a Twój opis Pippilotty przywołał także z zakamarków pamięci zapachy i smaki dzieciństwa <3

  8. Byłam absolutną tomboy. 😀
    Mieliśmy może z 7 lat, ogólnie świat dopiero się przed nami otwierał.
    Każdy w naszej paczce chciał się czuć ważny. Byłam w niej jedyną dziewczynką. Bawiliśmy się w wojny, chowanego, jedzenie robaków, kradliśmy owoce z sadów sąsiadów- ogólnie byliśmy tymi dzieciakami, które są wszędzie. "Nie usiedzą na dupie".
    Pewnego dnia, stwierdziliśmy, że jesteśmy wystarczająco dorośli, by spróbować papierosów – nie kumaliśmy tego konceptu, ale każdy z nas zrobił poważną minę i jednogłośnie stwierdziliśmy, że jasne! Wiedzieliśmy, że potrzebujemy zapalniczki albo zapałek i oczywiście papierosów. Nie mieliśmy pojęcia, ile tego trzeba, by spróbować i na ile taki jeden papieros starczy. I najważniejsze – KTO JE SKOŁUJE. Przypominam, że było to bodajże w wakacje po 1 klasie podstawówki…
    Ten kto jest przyniesie byłby BOGIEM grupy. Osobą, która włada wszystkim i wszystkimi. Już nigdy by mnie nie pociągnęli za włosy, krzycząc czasami, że jestem TYLKO dziewczyną, nie dość szybka, nie dość silna. Nie musiałabym za każdym razem dawać z siebie 200% bawiąc się wojnę z nimi. Nie musiałabym zostać przypadkowa zestrzelona przez przyjacielski granat ze śliwki… A w domu, tyle co część rodziny wróciła z pracy ze Szwecji i walały się kartony..KARTONY papierosów.
    Oczywiście, powiedziałam, że nikt się nie musi martwić, że JA wszystko przyniosę.
    WSZYSKO. 😀
    Poszłam do domu i pierwsze co zrobiłam to się przebrałam z koszulki i szortów w dres – bo w dres można było do środka poupychać te kartony. Po przebraniu się ruszyłam z natarciem do pokoju marzeń, wspięłam się na szafę i powoli upychałam kartony do nogawek, do bluzy…
    Ile ja tych kartonów miałam- nie zliczę. Wyglądałam komicznie! Idąc przez nogawkę jeden mi wypadł, to go znowu upychałam. Szłam jak paralityk. Byłam pewna, że NIKT SIĘ NIE DOMYŚLI, NIC NIE WIDAĆ. Jestem genialna.
    I idę tak przez korytarz już coraz bliżej drzwi wyjściowych, gdzie koło bramy czeka na mnie cała paczka. I widzę już w głowie jaką bohaterką jestem, będą mi się kłaniać!
    I nagle słyszę za sobą głos babci: A co Ty robisz?
    Odwracam się i mówię Nic, idę się bawić.
    A ona, że chyba sobie żartuje i czy ja mam kartony papierosów poupychane na całym ciele?!
    I zrozumiałam, że czas uciekać. Trzeba brać nogi za pas. Rzuciłam się do ucieczki, babcia za mną, drze się w niebogłosy, z innego pokoju wybiegł dziadek. A ja już jestem na polu już biegnę w stronę chłopaków i krzyczę do nich, że wiktoria, wiem, że mnie gonią, zaraz złapią, więc biorę najbliższy karton z rękawa i rzucam im, krzycząc by spalili i powiedzieli jak było, o ile przeżyję jak mnie złapią. Oni krzyczą na mnie, próbują chwycić karton. Papierosy się rozsypują. Dziadek łapie mnie w pas i unosi wysoko go góry, paczki fajek z już potarganych kartonów wypadają ze mnie jak jednogroszówki – wszędzie wokół mnie. No dramat. Chłopcy za daleko też nie uciekli. Ten, który złapał fajki już ze swoim ojcem szedł trzymany za ucho…Pomstował na mnie okropnie, że jakbym była sprytniejsza to by nas nie złapali, a teraz dostanie lanie.
    Finalnie przeżyłam – za karę dostałam linijką po rękach i miałam przez tydzień siedzieć w domu.
    Żadne z nas nie spróbowało papierosów jeszcze przez wiele, wiele lat.

  9. Mi największą frajdę sprawiało robienie wszystkiego co zabraniała mama. W szczególności: jeżdżenie bez trzymanki na rowerze po tak zwanej Asfaltówce w Radziejowicach, wchodzenie przez płot na cudze działki kiedy stały puste, zbieranie malin pod transformatorem, włażenie w pokrzywy, szukanie kań w lesie Po Drugiej Stronie Asfaltówki i ukrywanie ich tak, żeby wyrosły niezauważone przez innych amatorów kotletów kaniowych oraz ogólne szwędanie się tam gdzie nie należało się pchać 😀 w sumie to frajda pozostała do dzisiaj, tylko lista czynów nie nadaje się do publikacji 😉

  10. Mi największą frajdę sprawiało robienie wszystkiego co zabraniała mama. W szczególności: jeżdżenie bez trzymanki na rowerze po tak zwanej Asfaltówce w Radziejowicach, wchodzenie przez płot na cudze działki kiedy stały puste, zbieranie malin pod transformatorem, włażenie w pokrzywy, szukanie kań w lesie Po Drugiej Stronie Asfaltówki i ukrywanie ich tak, żeby wyrosły niezauważone przez innych amatorów kotletów kaniowych oraz ogólne szwędanie się tam gdzie nie należało się pchać 😀 w sumie to frajda pozostała do dzisiaj, tylko lista czynów nie nadaje się do publikacji 😉

  11. hard-big-hand

    Za dzieciaka największą frajdę sprawiało mi czytanie książek, układanie klocków i kolekcjonowanie opakowań po kosmetykach i ulotek z apteki 🙂

  12. Ars Longa Vita Brevis

    Wspaniale odmalowałaś ten klimat, zawsze pod koniec czerwca przypomina mi się zakończenie roku szkolnego, nieskończona beztroska od rana do nocy, wolność i szaleństwa z innymi dzieciakami – byle tylko dorośli się nie zorientowali, co robimy! Przeczytawszy komentarze przedmówców cieszę się, że nie byłam jedynym niegrzecznym dzieckiem w tym gronie 😉 Pamiętam dobrze takie uczucie – mama lub babcia puszcza na chwilę moją rękę, a ja pędzę, żeby zdążyć wybiec na ogromną górę żwiru, zanim mnie ktoś złapie i nie pozwoli tego zrobić. Nie było lata bez rozwalonych kolan i podartych spodni (o dziwo nic nie złamałam, raz rękę złamała moja dużo spokojniejsza młodsza siostra) Przez pierwsze lata w szkole chodziłam udekorowana dwiema kokardkami – czerwoną za dobre oceny i czarną za złe zachowanie. Jednym z bardziej satysfakcjonujących wybryków było wystrzelenie gumki recepturki w stronę znienawidzonego księdza, z którym mieliśmy zajęcia z religii w nauczaniu początkowym. To była zemsta za to, że mojej przyjaciółce dał pałę za wierszyk, którego, według niego, nie mogła sama napisać. Ma się rozumieć, że strzał był celny, aplauz całej klasy wart wszystkiego, nawet kary, którą oprócz uwagi do dzienniczka i oczywiście czarnej kokardy było napisanie w zeszycie 100 razy "Nie będę strzelać z gumki na lekcji religii do księdza" – doskonale pamiętam każde słowo, bo z tego zdania można wysnuć wiele zabawnych wniosków odnośnie do tego kiedy, czym i do kogo można strzelać.

  13. Aleksandra GGS

    Wypady do kolegi i koleżanki , którzy mieszkali na Ursynowie przy takim jakby wysypisku prefabrykatów niepotrzebnych – leżące schody , sciany. Wszystko poprzerastane zielskiem i obsypane ziemią. Wszedzie można było skrecic nogę. Ale to nudne w porównaniu do niektórych historii tu napisanych. Ja grzecznym dzieckiem byłam.

  14. Nie pamiętam, żebym ostatnio zapragnęła poznać jakiś zapach bardziej! Brzmi jak skondensowane wspomienie najlepszych momentów z dzieciństwa… Co do psot, to jedyne co mi się teraz przypomniało., to jak chciałam wzorem Dzieci z Bullerbyn zrobic sobie taka skrzynke na przekazywanie listow miedzy oknami z koleżanką. Problem polegał na tym, że ja mieszkalam na 3 pietrze a ona na 10 i nasze bloki dzieliło jakieś 100m i ulica. Ale to nic. Zorganizowałam wytrzymały i odpowiednio długi sznurek, tzw szpagat. Zrzuciłyśmy go z mojego okna (gdzie był jakoś umocowany) , i rozwijałysmy go idac pod dom koleżanki. Ona miała pójśc do domu i ze swojego okna spuścić jakiś inny sznurek, do którego miałam przywiazać ten mój, ona miała to wciągnąć spowrotem, i miałyśmy zamknąć obieg sznurka (oczywiscie mocując jeszcze jakies pudełeczko na listy). Kiedy juz prawie sie udało, przywiązałam sznurek na dole a ona zaczęła go wciągać, ulicą pomiędzy naszymi blokami przejeżdzał TIR i zahaczył o sznurek, Który otarł się o moją szyję i cudem mnie nie zdekapitował. Bo szpagat to był bardzo mocny sznurek. Na szczęście jednak się zerwał. Ślad na szyi miałam jeszcze długo…

  15. Aniela Szulhata

    Jako dziecko miałam samych kolegów, byłam jedyną dziewczyną w grupie starszych chłopaków. Graliśmy w piłkę, przełaziliśmy "ślizgiem" przez ploty, piliśmy piwo. Na terenie szkoły rósł orzech, więc szokowałam nauczycieli siedzą na tym drzewie i zrywając orzechy włoskie w zielonych otoczkach. Jeśli chodzi o psikusy to wsypywaliśmy proszek do pieczenia i wodę do pustych jajek niespodzianek, potem wstrząsalismy miksturę i rzucaliśmy pod nogi elegancko ubranym paniom – jeśli dobrze poszło i nastąpił wybuch uciekalismy gdzie pieprz rośnie 🙂 Kiedyś znalazłam naboje do straszaka, wyniosłam z domu i to tylko po to żeby przełaziliśmy przez barierki i układać te naboje na torach tramwajowych, w długich seriach, jak z pistoletu maszynowego – potem już tylko czekałam aż nadejdzie tramwaj… Pomysły mieliśmy różne, często dzikie. Kiedyś zamiast znosić dywan z 4go piętra po prostu zrzuciliśmy przez poręcz klatki schodowej, prawie trafiając sąsiada…
    Twoja recenzja przywołała falę wspomnień z gumą do żucia na czele, uwielbiałam robić wielkie balony co strasznie irytowało moją babcię 🙂
    Chciałabym poznać ten zapach – może tym razem się uda 😉

  16. Kochana to chyba najlepsze Twoja recenzja, jestem tak zwyczajnie szczęśliwa i uśmiecham się do telefonu czytając. Co do historyjek to są takie zwyczajne, ale wywołują najlepsze wspomnienia z dzieciństwa piweszwa to ja rodzice posyłali mnie na lekcje tenisa, a że korty byly obok działek to wiadomo jak się to kończyło, szaberek i radocha z kwaśnych śliwek. Druga to bieganie po naszym Rynku w czasie letniego deszczu boso, oj fajne czasy to były.

  17. Haha…. Ale recenzja !!! Czekałam na nią !! Zgadzam się w 99%…. Uśmiech mi nie schodzi z twarzy. 🙂 Moje dzieciństwo to podwórko ( blokowisko…;-) + lasek (miałam osiedle 1 km od lasu – raj dla dzieciaków, kryjówki, bazy, bunkry..idealne miejsce na "podchody") , głównie starsi koledzy (jestem posiadaczką starszego brata, który musiał wszędzie gówniarę zabierać 😉 ), gry w wyścig pokoju -tor narysowany na chodniku kredą lub starą cegłą, gra w korki, kapsle (z obowiązkową wyciętą flagą państwa i zawinięty w folię) , gra w państwa ( scyzoryk do tego był potrzebny… jakby ktoś nie pamiętał), proca… tak.. ja miałam specjalną /koledzy mi zrobili taką dziewczyńską, co oznacza, że owinięta była dodatkowymi kolorowymi drucikami plus zapas amunicji…czyli kartka z zeszytu złożona w mini prostokącik .. i lekko zmoczona śliną.. :-)- mokrym bardziej bolało- (fuu … nie wiem jak mogłam tak robić ) lub mocniejszy kaliber szpilki zgięte na pół) …… Aaa … chłopakom to wrzucało się chrabąszcze za koszulkę…co wrażliwszy wrzeszczał, że powie mamie i na mnie naskarży… ale ubaw był 🙂 I oczywiście ze styropianu kradzionego z pobliskiej budowy podstawówki robiło się tratwy i pływało po kanałku… (który był za blokami.. ) . Mówię Wam pomimo tego, że wtedy nie było nawet 1/100 tego, co teraz mają dzieciaki – to moje dzieciństwo było cudowne i pełne szczęścia z prostych rzeczy…

    Pippilotta jest "moja" – po pierwszym odpaleniu wiedziałam, że to coś, co mną zawładnie na dłużej. Oprócz gumy i Twojego opisu jw. ja czuję w niej moje ukochane, niegrzeczne brudne lilie… Tak.. lilie -takie władcze – uwielbiam je na sobie. Bardzo się cieszę, że Pippi powstała – zagościła w mojej świątyni i daje mi duużą radość <3

  18. O tak! To może być moje – "W poszukiwaniu straconego czasu" ( jak u Prousta) i bardzo chciałabym poznać, poczuć Pippilottę… A co od razu mi się przypomniało z dzieciństwa? Osiedle ze starszakami było frajdą… Pamiętam jak ja- młodsza, wołałam: – Poczekajcie na mnie! – i jechałam małym rowerkiem za nimi, którzy budowali bazy na wałach, bo niedaleko mamy wały kolejowe- jak łąka! Pachnące ziołami, polnymi kwiatkami i dzikimi różami. Niesamowite było też to, gdy pojawił się stary wagon na uboczu toru i dzieciaki bawiły się w nim, starszaki rządziły. 🙂 A ja miałam swoją zapachownię! Raj dla mnie- gdy małymi paluszkami rozcierałam listki i kwiatki- macierzanki, mięty – najprawdziwsze aromaty z natury! Czułam się wtedy jak bogini, jak w raju danej chwili! Uwielbiałam też turlanie się z wałów- oczywiście po stronie bezpiecznej, nie do torów. Beztroska! Motyle! Brak strachu, brak kleszczy. W rozczochraniu, z zielonymi kolanami, z trawami we włosach. Wolność dziecka. Tam czas się zatrzymywał… Ciekawe, czy poczuję w Pippi "W poszukiwaniu straconego czasu"… 🙂 <3 , które podsunie kolejne obrazy, reminiscencje… Powroty… Jakie? Ania Fijałkowska

  19. Historia brata ale pierwsza na myśl mi przyszła w temacie.
    W dzieciństwie wpadł na tak "genialny" pomysł by wlać do studni puszkę farby malarskiej. A to były jeszcze czasy gdy wodę wydobywało się wiadrami ze studni. Rodzice trochę się zdenerwowali. Co za psota! Trzeba było zebrać znajomych i wjechać do studni po linie. Tata był tym śmiałkiem. A gdy już zebrał farbę z powierzchni wody brat na jego widok tylko westchnął przerażony "o! Jest tata"

  20. Bylam najmlodszym dzieckiem z czworki rodzenstwa. Dwie siostry i najstarszy brat. Brat 7 lat starszy ode mnie ale najbardziej sie z nim dogadywalam 😉 no i bylo palenie papierosow z papieru – efekt grzywka, rzesy i brwi spopielone. Oczywiscie moje 😅 przy okazji domu bysmy o.maly wlos nie spalili. Podziwiam moja mame za stoicki spokoj. Wlosy obciete na chlobczyce. Tak sie to skonczylo.

  21. Jako panna już raczej rozsądna ledwie nastoletnia dostałam pozwolenie od matki na zafarbowanie włosów na wakacje. W wakacje planowaliśmy wyjazd rodzinny na wycieczkę do Paryża wiec jak to dawniej bywało autokar, wiele godzin, wiele granic, wiele kontroli…
    Zafarbowałam włosy sama pod nieobecność macierzy a będąc przekonaną ze pozwolenie mam – pozostałym dumna z efektów i tak tez wyparowałam do drzwi na powitanie. Matka powiła
    mnie jako jasną blondynkę a zastała jako kruczoczarną gotkę z fioletowymi od samodzielnego procesu uszami… kocha mnie wiec wtedy wystawiłam ją na ciężką próbę. Większy problem
    mieli kolejni celnicy na granicach sprawdzając paszport blondynki z Polski i widząc brunetkę która nie do końca wydaje się pasować do rysopisu…. a potem pewnie problem mieli w liceum do którego szlam na wakacjach. Moje włosy po rozjaśniania wodą 30% stały się płomiennie kurczakowe. To nie były czasy tonerów i idei fryzjerskiej tylko raczej grubej kreski wiec przez pierwszy okres liceum byłam zwana czemuś „kaczką” chociaż w efekcie bardziej Pippi niz jakimś drobiem ale nie ja wybierałam ksywkę.

  22. Pippilottta kusi niezwykle! Jako dziecko fascynowalam się Pippi, choć sama uważałam siebie za podobną raczej do grzecznej i dostosowanej Anniki. Ale już wtedy lubiłam odjechane zapachy dziwnych miejsc: piwnicy, warsztatu, szopy z drewnem, wnętrza drewnianej szafy.

    Lubiłam też perfumy, to znaczy w takiej formie, jakie były dostępne za mojego dzieciństwa, czyli głównie bzowe i konwaliowe wody kwiatowe z kiosku oraz, uwaga, rumowy olejek do ciasta. W moim umyśle były to takie same kategorie produktów i mogły być stosowane zamiennie. To, że smarowalam się aromatem do ciasta, to akurat niezbyt spektakularna historia, ale pamiętam, jak kiedyś upiekłam ciasteczka i całkiem naturalny był dla mnie pomysł, żeby do nich dodać roNe dobre rzeczy, czyli rodzynki, cukier i flaszeczkę cudnie pachnącej babcinej wody toaletowej.

    Historia nie ma wybuchowego finału, bo ciasteczka zostały upieczone, zjedzone i nikt nie wyczuł w nich nic niejadalnego. O perfumy babcia się nie gniewała, bo w ogóle nie było to w jej stylu – dzieci się cieszą, więc niech im będzie. Tylko ja byłam zawiedziona, że nie udało mi się otrzymać konwaliowych ciasteczek, bo wszystko uleciało w trakcie pieczenia. Ale pomysł był wg mnie godzien Pippi, a dziecięce niekonwencjonalne podejście do świata do dzisiaj uważam za warte pielęgnowania, chociaż trochę mi już niestety wyparowało – niczym perfumy w piekarniku 😉
    Heliamphora

  23. Agnieszka Gozdek

    recenzja, która zostawia uśmiech na twarzy… na papierze te nuty brzmią delikatnie mówiąc w sposób nieoczywisty, tym większa chęć spróbowania… pamiętam jeden zabawny moment dokazywania, który zakończył się jeszcze zabawniej, niż się zaczął, a miał miejsce na działce mojego wujostwa, na której szalałyśmy z moją kuzynką; działka była w lesie, w jakiejś odległości od wsi, takiej maluśkiej mazowieckiej wioseczki; i myśmy były z kuzynką codziennie oddelegowywane jako wysłanniczki do wsi, chodziłyśmy przez zagajnik i wzrzosowisko po ser, jajka, oraz pogłaskać psa sołtysa o wdzięcznym imieniu Malas; i jakoś pod koniec lata widzimy, że przy którejś stodole stoi taki piękny i wysoki prawie do dachu stodoły stóg siana; nigdy wcześniej nie bawiłyśmy się w sianie i postanowiłysmy to nadrobić i przez kilka godzin właziłyśmy na dach stodoły i skakały na ten snopek, uciechy miałyśmy po pachy; w końcu ogromnie zadowolone i zakurzone gorzej niż stare meble ze strychu wróciłyśmy na działkę i trzeba było nas umyć; i po jakichś kilku sekundach od włożenia nas do wanny okazało się, że pod tym pyłem i kurzem jesteśmy równomiernie pokryte milionem drobnych zadrapań, które pod wpływem ciepłej wody i zmywanego z nas błota, zaczynają przepotwornie piec i szczypać; ja płakałam po cichu, ale moja młodsza kuzynka wyła i wiła się jak piskorz i był pewien problem z utrzymaniem jej w wannie w celu domycia; od tego czasu nie siadam na słomie, ale zapach dalej uwielbiam

  24. Pippi kochana, jej perfumy od razu bym brał, tych się trochę boję, bo nie znam. Ale i tak szans wygrać nie mam, więc bać się nie muszę. Za dużo chętnych. Do miłego.

  25. Pippi kochana, jej perfumy od razu bym brał, tych się trochę boję, bo nie znam. Ale i tak szans wygrać nie mam, więc bać się nie muszę. Za dużo chętnych. Do miłego.

  26. Brzmi jak zapach mojego dzieciństwa, beztroskiego, tajemniczego, pełnego fantastycznych przygód oraz mnóstwa zapachów, smaków…..
    Guma balonowa , Donaldy i….subtelne papieroski szwajcarskie, to aromat słodki i owocowy z nutką goryczki oraz anyżku z lukrecji. Kompot z rabarbatu potem wiśni, kwaśne i esencjonalne, pierniczki korzenne i słodkie miodem oraz lukrem. Naleśniki, pierogi pachnące wanilią i cynamonem….owoce rwane prosto z krzaków i drzew, warzywa z ogródka.
    Zabawy w detektywów, archeologów, podchody, dwa ognie, piłkarzy, wyscigi rowerowe oraz dziki zachód.
    Poranne lub wieczorne zbiory ziół, kwiatów i owoców na robione w domu leki, nalewki i
    eliksiry zapachowe……
    Czas pachnący fantastycznie, naturalnie…uwielbiam zapachy dziwne i teoretycznie nie mające nic wspólnego z perfumami: benzyna, szczególnie ta do zapalniczek, podkłady kolejowe, smoła, kościelne kruchty, podziemia zamczysk czy piwnic…. Ale i kwiatowe: nasturcja, lilie, miodowe róże, maciejka i jaśmin jak narkotyk….rumianek pełen słońca, szałwia, tymianek, lebiodka, macierzanka, mięta i….lubczyk!
    Och, to był czas niezapomnianych przyjaźni, lojalności i…nauki, siebie, innych. Odkrywanie różnych sfer życia i nieokiełznanej wyobraźni, fantazji i przekonania, że świat jest przyjazny, a ludzie dobrzy. Cudnie i kolorowo, uczucia gorące jak wakacyjne słońce!😍

  27. Nie wiem, czy powinienem tu o tym pisać i czy w ogóle. Ale skoro od tamtego zdarzenia minęło blisko trzydzieści lat, to chyba mogę. Byłem w wieku przed pierwszą komunią świętą. I pewnego wakacyjnego dnia wyszedłem na dwór i przed blokiem spotkałem kolegę Kamila, który powiedział, że przy bloku rozkładają namiot w kilka osób (dziewczyny i chłopcy) i będziemy się całować się jak dorośli oraz pokazywać siusiaki. I tego dnia znalazłem się w tym namiocie. Całowałem się "jak dorosły" z Anką. Niczego nie pokazywałem . Niby nic strasznego, ale miało to dość duże dla mnie konsekwencje. Starszych chłopaków z bloku, w tym kolegów mojego brata poniosła fantazja i zaczęli tworzyć plotki o rzekomym uprawianiu przeze mnie seksu w namiocie. I pamiętam, jak stałem kiedyś pod jedną z klatek i szedł jeden z tych chłopaków ze swoją mamą i mówi do niej: "On się już ruch*ał", a ta matka: "Jak ty się wyrażasz?!". To było straszne, choć wiadomo, że nierealne, żeby dziewięciolatek to robił. Jednak przez wiele, wiele lat czułem, jak rodzice jeszcze innego chłopaka dziwnie na mnie patrzą. Spowiadając się wtedy przed pierwszą komunią świętą, w ramach grzechów wyznałem księdzu, że całowałem się z dziewczyną. Ksiądz powiedział, że to nie jest grzech. Z Anką się kolegowałem i kiedyś poszliśmy na łąkę. Ona kupiła draże i za każdego draża, którego od niej pozwalałem się pocałować, tak to chyba było, już nie pamiętam 😀
    Abstrahując od powyższego, dzieciństwo wydaje mi się najpiękniejszym, najlepszym okresem w życiu człowieka. I warto w dorosłym życiu odnajdywać w sobie dziecko.

  28. Nie psociłam jako dziecko – żałuję! Potem nadrobiłam, już po zrozumieniu, że nie muszę być grzeczna zawsze (długi proces). A historię proponuję taką:
    Babcia do mnie kilkuletniej: Siedź kamieniem, muszę tu coś skończyć. Ja: A gdzie ten kamień..?

  29. Jako dziecko wraz z siostrą i kuzynami ciągle coś paliliśmy, podgrzewalismy, kopcilismy:)), oczywiście nie sposób przy tym czegoś albo nie spalić albo nie spowodować małego pożaru. Na koncie mamy dywan, słup ognia w sypialni, niestety żabę i jedną, małą zemstę. Nasz dziadek zbierał różne rzeczy, graty, szmaty, narzędzia, dosłownie wszystko. W swojej kolekcji miał również żołnierzy radzieckich i, z tej samej serii, neandertalczyków. Zrobieni byli z jakiejś dziwnej, plastikopodobnej czarnej masy. Oczywiście nie mogliśmy się nimi bawic, ale dorwaliśmy takiego jednego jaskiniowca, cholernie nie chciał się palić, ledwo się topił, a dymił czarnym smolitym wysiewem. W końcu w ziemi wykopaliśmy mały pięć hutniczy 😉 i żeśmy, prawie tańcząc wokół ogniska, spalili te dziwniasta zabawke…czekając tylko momentu, kiedy dziadek zapyta o część swojej kolekcji.

  30. Rzutem na taśmę! Po tym opisie Pippilotta ciekawi mnie bardziej niż Genesis! A psociłem bardzo klasycznie – naciskanie wszystkich przycisków w domofonach i szybka ucieczka 😉 Paweł M.

  31. RemindsMeOf

    Rozbudziła moja wyobraźnię ta recenzja. Zjawisko przywoływania wspomnień przez zapach to dla mnie jedna z najwspanialszych rzeczy ever. A śmiesznych historii z dzieciństwa jest masa, zwłaszcza, że wakacje spędzaliśmy u babci na wsi. Rozpuszczona banda bez nadzoru. Dzieci sąsiadów miały zakaz kontaktu z nami. Łobuzowaliśmy, ale to z nudów wszystko… 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

I Hate Perfume In The Library

Lubię książki. Lubię czytać, lubię dotyk papieru, lubię widok czarnych wzorów na białych kartkach, lubię tę formę, lubię zapach farby drukarskiej i lubię zapach książek

Czytaj więcej »

LesNez Let Me Play the Lion

… czyli Kocurek Papugi 🙂 . Przyznaję, czytałam kilka recenzji Let Me Play the Lion. Zwykle staram się tego nie robić przed namalowaniem własnego obrazu,

Czytaj więcej »