Woodcut Olympic Orchids


Nuty drzewne to moja absolutnie ukochana rodzina zapachów. Jeśli coś nazywa się Woodcut i wyszło spod ręki Ellen Covey to... no nie może nie trafić przynajmniej do testów.

Woodcut fazę testów przeszły w sekund kilka. Olśnienie, zachwyt, miłość.


Obłędnie piękny, głęboko realistyczny zapach drewna. Świeżych pni, desek, wiórów.

Kiedy rozpylamy Woodcut, wrażenie jest tak przejmujące, że zaczynamy szukać w powietrzu pyłu drzewnego i antycypować jego obecność w gardle i w ustach. Żywiczna świeżość splata się z ciemnym aromatem kory. Z czasem pojawia się ciężka, pełzająca przy skórze woń dymu - nienatrętna, niedosłowna, orzechowa.

Cudownie stymulujący kontrast między goryczą drzewnych soków i popielistą słodyczą nuty palonego cukru daje kompozycji Ellen Covey dodatkowy wymiar. Kolejny poziom piękna. Kolejny powód do tego, by zachwycać się tą genialnie prostą kompozycją.


Rozwój Woodcut to wcielona doskonałość. Przytulone do ciepłej, żywej skóry perfumy przechodzą przemianę najpiękniejszą z pięknych. Stają się balsamiczne i dymne zmierzając w kierunku zapachu słodkiego kadzidła. Ciepłe jak bursztyn i bursztynowo złociste. Ciepłe jak karmel i karmelowo złociste. Ciepłe jak początek jesieni i.. po prostu złociste.

Gdyby Dawid Michała Anioła wyjęty został z pnia czerwonego cedru, a nie z bloku marmuru... Gdyby genialny artysta znalazł inspirację w ciepłym drewnie, nie zimnym kamieniu... Gdyby odnalazł w nim poetę, nie władcę... I gdyby dobra wróżka Ellen Covey tchnęła życie w tę piękną postać...


Woodcut zmienia postrzeganie świata - jak różowe złote okulary. Jak magiczne szkiełko, przez które wszystko wydaje się piękniejsze: słońce kładzie się na skórze czule, ptaki wyznają światu miłość, a ludzkie uśmiechy zdają się cieplejsze.

Otulona ta złotą drzewnością nie mam ochoty ubierać jej w słowa i obrazy, ale z tyłu głowy mam myśl, że niczego piękniejszego nie poznałam. Może poza Woody Mood. Myśl ta towarzyszy mi na tyle często, że mój flakon się kończy. Piszę więc tę krótką recenzje złożoną z nieskrępowanego zachwytu po to, by po skończeniu flakonu Woodcut pamiętać, dlaczego koniecznie muszę kupić kolejny.


Data premiery: 2014
Kompozytor: Ellen Covey
Koncentracja: ekstrakt perfum
Projekcja: bardzo, bardzo dobra - zamaszysta wręcz ale nie znam nikogo, komu by przeszkadzała ta moc
Trwałość: oooobłędna

Nuty zapachowe:
dąb, cedr, palony cukier, sosna

Komentarze

  1. Piszesz ,że tak piękne jak Woody Mood, a to mój ulubieniec w takim razie czas poznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto. Daję Ci słowo, że jeśli Woody Mood lubisz, to i Woodcut Ci się spodoba.

      Usuń
  2. Piszesz ,że tak piękne jak Woody Mood, a to mój ulubieniec w takim razie czas poznać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Woodcut! Przypomniałaś mi tą recenzją, dlaczego koniecznie muszę kupić flakon. W ogóle bardzo przemawia do mnie stylistyka OO - proste, niewyszukane flakoniki, a w nich bomby zapachowe. Co nie znaczy, że nie lubię ładnych buteleczek. Lubię, ale nie do końca o to chodzi w perfumach ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Dokładnie tak. Doceniam piękne flakony i estetykę, ale Olympic Orchods to coś innego. To czysta treść. Najlepsza.

      Usuń
  4. Cześć :) !

    Nigdy za wiele takich recenzji! I nigdy za wiele pachnideł takiego formatu, jak Woodcut! Właśnie namiętnie testowałem w ostatnim czasie i nie ukrywam, że już kilkukrotnie przyszła mi na myśl myśl o zakupie "setki". No cóż, zanosi się na to, że Woodcut będzie drugim zapachem tej znakomitej marki w moim zbiorze po DEV Two: The Main Act, który uważam za opus magnum w portfolio Pani Covey. Aż dziw bierze, że jeszcze nie ma recenzji Diabła Drugiego na Twoim blogu. Szczerze mówiąc wypatruję jej od dawna.

    Serdecznie pozdrawiam -
    Cookie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Cookie :)
      Zdradzę Ci tajemnicę. Nie bardzo tajemniczą w sumie...
      Z DEVami prowadzam się od dawna i od dawna planuję je zrecenzować. Ale w serii, po kolei. I nigdy nie udało mi się trafić w Lulua na wszystkie testery na raz. Probowałam brać po jednym i uzbierać, ale próbki z Lulua są bardzo male, a samplerki nieszczelne i one mi się po prostu marnują i parują.
      Wot i cała tajemnica... ;)
      Mam podejrzenia, że skończy się na flaszce po recenzji i ponoszeniu, bo któryś z DEVów to byl zachwyt na kolanach po prostu.

      Usuń
    2. Najlepszy jest Drugi i Czwarty. Tu bym upatrywał zachwytów. Ale - przynajmniej dla mnie - faworytem chyba wśród wszystkich pozycji z oferty Olympic Orchids jakie testowałem, zdecydowanie jest Dev Two.
      Wypatruję zatem recenzji.

      Usuń
  5. Oo tak tak! Właśnie taki ten zapach jest, taki jak piszesz. Szczęście, że go poznałam przed recenzją, bo bym chyba skisła, że nie mogę powąchać. Mi pojawił się obraz stodoły z sianem w środku lasu xD W lecie, kiedy słonce wszystko wygrzewa. Świeża, zielona drzewność plus takie właśnie wygrzane na słońcu, stare, suche drewno. I słodkie sianko. Ale flaszki nie mam, może czas kupić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie czas na drugą. Pierwsza trzydziestka zeszła mi blyskawicznie i teraz kisnę za kolejną. Już chyba mam wspólnika na setę.

      Usuń
    2. Zazdro bardzo! 50 brzmi lepiej niż 30. Przynajmniej jeśli chodzi o perfumy xD

      Usuń
  6. Kocham ten zapach i aż nie mogłam uwierzyć jak pięknie rozwinął się na skórze:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty