Oto jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier ostatnich… miesięcy, może nawet lat.
Perfumy Wesker poznałam empirycznie – nie wiedziałam o marce nic, weszłam do Sense Dubai, wzięłam w ręce zdobne flakony, powąchałam mocarne kompozycje i… naprawdę, szczerze, uczciwie uważam, że to jedna z lepszych (relatywnie) nowych marek na rynku.
Luksusowe flakony nie zostały wymyślone po to, żeby skrywać poprawne kompozycje. Deviant spowodował, ze brakło mi słów, Eau De Mystique to zachwyt i olśnienie, ale i tak największe nadzieje wiązałam z ostatnią premierą: The Scent of Banat.
Od pierwszego wdechu wiem, że – pomimo niemożliwie wręcz wygórowanych oczekiwań – nie jestem rozczarowana.
Żadnych przygrywek, żadnych nutek głowy, żadnych podchodów. Zapach gasnącego ogniska. Dym, zwęglone drewno, słodko – gorzki aromat popiołu. Zapach ziemi wokół tego gasnącego ogniska. Rozgrzanej ogniem, parującej.
Te dwa główne akordy stanowią istotę kompozycji. Wszystko inne to imponderabilia.
Olejek paczulowy o bukiecie zmienionym przez wysoką temperaturę destylacji parowej. Mech – suchy i srebrzysty, chrupki jak siano. Suszony rumianek – niewinnie ziołowy, łagodny, bezpieczny. I słodycz, która może być słodyczą jeżyn albo atramentu w kolorze jeżyn.
Z czasem na powierzchnię tej magicznej olfaktorycznej mikstury wypływa potężne, gęste, szorstkie labdanum: skórzasto – tytoniowe, pachnące jak niesamowity, pierwotny fine de siecle.
I jeszcze… przyczajony poza kręgiem światła akcent animalny. Ostry, lecz niedosłowny. Pachnacy ideą dzikości.
Banat to kraina w południowo-wschodniej Europie, objęta Dunajem, Cisą i Karpatami. Tygiel kulturowy, w którym warzy się już od starożytności.
The Scent of Banat przenosi nas w te piękne rejony – wgłąb lasu pamiętającego Daków, Węgrów, Turków i Habsburgów. Odzianych w skóry i tych odzianych w aksamity – uganiajacych się za zwierzem dla przetrwania albo dla rozrywki. Odzianych w ortalion i kurtki z kapturem. Wpatrzoncyh w ogień, jednako drobnych wobec potęgi kniei.
Przynosi zapach skórzanych uprzęży i futra. Namiotów z impregnowanego woskiem płótna i z tworzyw sztucznych. Słodkich owoców i bukłaków z winem i termosów z kawą. Gniecionych liści i ziemi.
The Scent of Banat to olfaktoryczny topos, obraz pierwotny, jungowski wręcz. Archetypiczna wizja obozowiska w lesie. Wizja, którą każdy nosi w sobie – jako wspomnienie albo wyobrażenie. Albo jedno i drugie.
W obu wersjach równie odrealnione i hiperrealne – marzenie o idealnej chwili w wieczności. Gdzie my jesteśmy chwilą, a las wiecznością.
Data premiery: 2021
Koncentracja: Extrait de Parfum (ekstrakt perfum)
Projekcja: bardzo dobra
Trwałość: naście godzin
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: czystek kreteński, olibanum, jeżyna, paczula
Nuty serca: rumianek, kwiat tytoniu, drewno dębu, kawa
Nuty bazy: mech dębowy, zamsz, kastoreum, spalona ziemia
11 komentarzy o “Perfumy, na ktore czekałam – The Scent of Banat Wesker”
Cześć 🙂 !
Przeczytane na jednym oddechu! Bo i recenzja sprawia wrażenie, że sama spłynęła z pióra.
Znakomicie, że Wesker kontynuuje marsz na Olimp niszowych marek. Z Twojej recenzji wynika, że The Scent of Banat to kolejny pewny krok w tym kierunku. Będzie testowane, oj będzie!
Serdecznie pozdrawiam –
Cookie
Testuj i koniecznie napisz mi, co myślisz. Ja tymczasowo chyba zachoruje na flakon. Eau de Mystique chyba ciekawsze, ale ten Banat jest tak mój… do ostatniej molekułki.
Eau de Mystique jednak przegrał pojedynek o cenne centymetry kwadratowe mej komody z Royal Incense, ale nie wypadł definitywnie ze stawki o nie rywalizującej 😉 . A co do testów The Scent of Banat, to czekam aż próbki pojawią się w końcu u polskiego dystrybutora.
ooooooooooooooooch.
I co mam więcej napisać, no?
Oj Nibi… nie wiem, bo ja sama nie wiem, co powiedzieć…
Flakony jak z pracowni Alchemika, wiele obiecują, kuszą formą, wykonaniem. Zawartość niewiadomą, która intryguje jak każda tajemnica. Ale i tak najważniejszy jest zapach!
A ten brzmi w Twojej opowieści jak spełnienie marzeń… także moich. Zachęcające są wspomnienia związane z różnymi ogniskami, które paliłam w przeszlosci, a inytensywne labdanum obiecuje przeżycie nie z tej ziemi. Pięknie!
Ach, to jest tak, ze kiedy jakiś zapach naprawdę mnie poruszy, to zjawiasz się Ty – jak gdybyś w tych recenzjach wyczuwała dokładnie, kiedy mi ręka drzy przy pisaniu 🙂
Już kupiłaś 😉
Autko tak. Też niemieckie. 🙂
🤣
🤣