.
Flakony Huitième Art Parfum są już w drodze do Polski, lada moment pojawią się na stronie Quality. Wrócę na chwilę do tej marki, bo to przecież gorący temat.
Z kompozycjami, które po wstępnych testach wydały mi się najbardziej obiecujące już się rozprawiłam, teraz pora na zapachy, które określiłam jako „owszem”.
Schadzka z badylarzem
W Aube Pashmina Pierre Guillaume przedstawia nam kolejną wonną molekułę, której syntetyczny urok winien omamić nas i uwieść: satynowe drewno (satinwood). Wbrew temu, co podejrzewałam początkowo, nie chodzi tu o gatunek drzewa rosnącego na Cejlonie (drzewo satynowe wschodnioindyjskie) lub Jamajce (zachodnioindyjskie), lecz o syntetyczny składnik wedle opisów pachnący jaśminem i pomarańczą. I coś w tym jest. Mimo braku jaśminu czy pomarańczy w nutach, w Aube Paschmina wyczuwalne są aromaty kwiatowe i słodycz dojrzałych pomarańcz.
Oczywiście na satynowych pomarańczach kompozycja się nie kończy. Prawdę mówiąc – nie zaczyna się od nich także.
Otwarcie jest ostre, ziołowe, z wyraźnie wyczuwalnymi nutami geranium i pomidorowych liści. Przypomina poranny spacer po nietypowej, spożywczo – aptekarskiej oranżerii: dzień dopiero wstaje, słońce nie zdążyło jeszcze nagrzać pomieszczenia, w wilgotnym powietrzu unosi się zapach ziół (bazylia, rozmaryn, estragon) i wściekle kwitnących pomidorowych krzaków. Każda cząstka wdychanego powietrza niesie ze sobą ładunek agresywnej, obezwładniającej energii życiowej. Zapach jest cudowny i… Nieznośny.
Dlatego czym prędzej wychodzimy z oranżerii (albo po prostu szklarni?).
Oczywiście wychodzimy w przenośni, razem z Pierrem Guillaume’em, którego kompozycja prowadzi nas do szerokiego przedsionka, w którym rozłożone na białym płótnie suszą się cenne kwiatki i listki. Zapach nieco przygasa, przestaje atakować zmysł powonienia, traci ekspansywność nie tracąc żywotności. To wciąż wielka wiącha ziół, na szczęście jednak nie jesteśmy już nią okładani po głowie.
Przyznaję, że jakichś wielce efektownych wolt Aube Pashmina ma mojej skórze nie wykonuje.
Przesycha, łagodnieje, traci swą jadowitą zieloność na rzecz barwy bardziej stonowanej. Po jakimś czasie pojawia się pikantna goryczka, jak gdyby ktoś garścią ziół doprawił mocno wytrawne czerwone wino – z tych cierpkich, o owocowym aromacie. Na tym mniej – więcej etapie zaczynam zauważać owoce: jeśli to rzeczywiście czarna porzeczka, to jest ona tu bardzo niedojrzała. Mnie przypomina to bardziej zapach agrestu, ale też niedojrzałego, więc różnica niewielka.
Pomarańczowo – kwiatowy aromat dodaje kompozycji nieco szlachetności i perfumeryjnego „sznytu”, wciąż jednak jest to zapach bardzo dosłowny i niestety, także uciążliwy.
Bazy nie ma. W każdym razie nie jest to baza, jakiej zwykle w perfumach oczekujemy. Satynowe drewno nie jest szczególnie drzewne; jeśli jest z kompozycji cedr (a to możliwe), to jest to świeże, nieprzeschnięte jeszcze drewno strugane w cienkie, ostre patyczki. Nie daje wrażenia przytulności.
Właściwie, nie wiem, co myśleć.
Jeszcze kilka lat temu nuta pomidora w perfumach prawdopodobnie zaskoczyłaby mnie i oczarowała. Tak właśnie olśniły mnie Les Belles de Ricci, a potem Tomato Demeter. Przy Memory of Kindness I Hate Perfume byłam już nieco znudzona… A teraz minęło kilka lat i oto kolejne Memory of Kindness, tylko tym razem farmer bogatszy – szklarnię ma. Chyba jednak wolę sentymentalny ogródek Brosiusa.
Data powstania: 2010
Twórca: Pierre Guillaume
Nuty zapachowe:
enigmatyczne
* Pierwsze zdjęcie pochodzi z bloga: http://blog.emuto.pl/
** Pomidorki wyhodował i uwiecznił właściciel strony: http://www.scanner-magic.com/
4 komentarze o “Aube Pashmina Huitième Art Parfum”
Przywiodłaś wspomnienie zapachu mięsistych, rozgrzanych letnim słońcem pomidorowych liści. Widzę mojego dziadka, który zrywa pomidora i zjada go ze smakiem prosto z krzaka , zakurzonego, ale jakże pysznego, soczystego, rozierając w palcach pomidorowy, naderwany niechcący, listek. Pamiętam ten dzień, ten zapach i ten pomidorowy zagon. Została już tylko pamięć. Dziękuję.
Kocham zapach pomidorów, mam słabość do aromatu pomidorowych krzewów (bo tak się potrafią rozrosnąć, że "krzak" jakoś mi nie pasuje.. 😉 ), zapach świeżego soku, wszystko jedno, z liści czy owoców, prowokuje u mnie, jak u Cammie powyżej, ciepłe wspomnienia – ale to wszystko "w naturze". Pomidory w perfumach akceptuję prędzej jako demeterowe dziwadełko, niż składnik Prawdziwych Perfum, bo o takie zawsze podejrzewałam PG. 🙂 Więc może skosztuję.. kiedyś.
I rozumiem, że nie bardzo wiesz, jak się do Pashminy odnieść. 🙂
Kurcze, sama nie wiem… Pomarańcze i jaśmin brzmią cudownie i gdyby to były dominujące i wyraźnie wyczuwalne nuty, byłoby bosko. Ale to geranium, zioła i pomidory… zwłaszcza geranium – odrzucają mnie totalnie. Bardzo nie lubię tego typu zapachów, niestety.
Cammie, piękne wspomnienie. Ja jednak bardziej polecam (w tym kontekście) Memory od Kindness. Jest bardziej sentymentalny, jest w nim letni dzień, jest w nim ciepło i właśnie zagon, nie szklarnia.
Choć Aube Pashmina moc i trwałość ma znaczni lepszą…
Widźmo, ja też z tych , co zapach pomidorów lubią. 😉 Najlepiej własnie takich na gałązkach, z listkami… Dlatego tak się napaliłam na Tomato Demeter, które jest zapachem "czynności" zbierania pomidorów. I jest!
W perfumach pomidory poznałam właśnie w zielonych Les Blles i urzekły mnie. W ogóle zapach pomidorów jest, w moim odczuciu, szalenie perfumeryjny. Ale tu ma chyba zbyt wielką moc. A może to przez jesień…?
Katalino – pomarańcz i jaśmin to ledwie ślad. Jeśli nie lubisz ostrych, ziołowych aromatów, to ni polecam raczej. Aube Pashmina to naprawdę jest wiącha zieleniny, którą Guillaum okłada nas po łbie. Mnie przynajmniej. :)))