L'Ambre des Merveilles Hermes


Pisałam ostatnio o warsztatach ambrowych i w tym kontekście trudno nie stwierdzić, że jesień to dobra pora na ambry. Wprawdzie ja osobiście od czasu pewnego uważam, że na ambry każda pora jest dobra, ale zgodzę się, że jesień szczególnie. 

Będzie więc jesienny wysyp ambr na Sabbath of Senses, a zacznę wysypywanie od ambry, na którą czekałam. Z nadzieją i bez niepokoju, bo cudowna seria Hermes nie rozczarowała mnie jeszcze ani razu. I sama nie wiem, dlaczego z wcześniejszych kompozycji: Eau des Merveilles, Elixir des Merveilles, Parfum des Merveilles  i Eau Claire des Merveilles zrecenzowałam tylko jedną. Choć znam trzy z nich.




Cud niewymuszony


Pierwszy wdech, pierwsze nuty, pierwsze obrazy... Już po kilku sekundach wiedziałam, że powyższe zdjęcie musi zostać wizytówką tej recenzji.

L'Ambre des Merveilles to najbardziej uniseksowna, androgyniczna z Cudownych Wód. Słodko - słona, zbytkowna, lecz oszczędna w formie, nonszalancko elegancka, zmysłowa mimochodem raczej, niż w sposób zamierzony.


Otwarcie rozstrzyga dwie zasadnicze kwestie. Po pierwsze jest to zapach ambrowy. Po drugie, jest to bez wątpienia zapach z cudownej serii. I obie te wiadomości są... cudowne. :)

Wyobraźcie sobie klasyczne Eau des Merveilles: eleganckie cytrusy, zmysłowe przyprawy, miękkie, żywiczne nuty drzewne, subtelnie ciepły akord ambrowy i charakterystyczną, niejednoznaczną przestrzeń. Udało się? To teraz, jak akustyk w studio, poprzesuwajcie akcenty. Nutę ambrową wyciągnijcie do przodu, podbijcie wyraźniejszym niż w wersji klasycznej i bardziej szorstkim akcentem żywicznym i doprawcie szczyptą gałki muszkatołowej. Jasny akord przestrzenny natomiast... zdmuchnijcie. Jak piórko, jak puszek babiego lata - niech się unosi gdzieś na granicy percepcji.



W wyniku tych zabiegów delikatna, kobieca kompozycja zmienia się w zapach doskonale uniwersalny, kładący się na ciele jak złocisty blask podkreślający łagodne krzywizny, a ukrywający ostre linie.

L'Ambre des Merveilles nie ma płci. Nie kołysze biodrami, nie przyjmuje wyzywających póz, nie walczy o przestrzeń. Wsącza się w nią złocąc ją i zmiękczając.


W sercu kompozycji pojawia sie wanilia. Kremowa, lecz zarazem subtelnie dymna; osnuta dyskretną, przyczajoną w bazie nutą karmelizowanego kadzidła.

L'Ambre wysładza się i gęstnieje. I ta zawiesista, kremowa słodycz zbliża ją nieco do Elixiru. Tyle, że Eliksir jest spożywczy i ewidentnie damski, a Ambra Cudów jest, napiszę to jeszcze raz: uniwersalna. Bardziej wyrazista, niż Eau, bardziej elegancka, niż Elixir. Jean-Claude Ellena namalował obraz rozpoznawalny, lecz nie wtórny. Jeśli klasyczne Eau des Merveilles jest konceptem pierwotnym, ideą Cudownej Wody, to Elixir odbija tę ideę w zwierciadle z polerowanego złota, Eau Claire des Merveilles w srebrze, a L'Ambre des Merveilles w polerowanej miedzi.

Bez perfumeryjnego zbytku, lecz w ciepłych, wyrazistych barwach - kolejny odcinek Cudownych Opowieści Hermesa prezentuje się więcej, niż przyzwoicie.



Data powstania: 2012
Twórca: Jean-Claude Ellena
Trwałość: 8 godzin

Nuty zapachowe:
ambra, labdanum, wanilia, paczula


  • Na pierwszych dwóch zdjęciach Tilda Swinton, na kolejnych David Bowie. Oboje bezkonkurencyjni w kategorii urody androgynicznej.

Komentarze

  1. To teraz jest już na pewno must niuch. :) Hermes ma dużą klasę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak. Jestem wciąż pełna podziwu. Nie szmacą się.

      Usuń
  2. O rany przebieram nogami żeby poznać Ambrę Cudów. Elixir mnie zachwycił. Ale kiedy tylko nabyłam flakon i zaczęłam nosić pojawił się efekt który przy wielu przypadkach psuje mi zabawę. Zaczęło mnie od niego mdlić i stan ten trwa do dzisiaj niestety nie jestem w stanie tego nosić nawet na nadgarstkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Elixiru miałam flakon i sprzedałam Hiszpańskiej Myszce. Żałuję do dziś.

      Ja mam szczęście, bo mnie prawie od niczego nie mdli, nie miewam migren ani wahań hormonalnych. Nawet kaca nie miewam. :)

      Usuń
    2. I ja miałam podobnie :(
      Elixsir na mnie mydli sie tak okrutnie, że czuję się, jakbym wpadła do wielkiej balii mydlin :(

      Usuń
  3. Jak pięknie to opisałaś. Już ją/go lubię. Eau de Merveilles uwielbiam, za tę właśnie przestrzeń (moim zdaniem nadaje ją MECH, którego w rozwinięciu tego zapachu jest MNÓSTWO). To w sumie też zapach ani męski, ani damski. I ten zwiewny puszek na granicy percepcji... Nie wiem jak to możliwe, że ambra, składnik sam w sobie dość ciężki i zwierzęcy, może dawać taki efekt. Ale podobnie jest w L'air du Desert Marocain. Tam ambra daje nie powiew, ale trąbę powietrzną gorącego, suchego, pustynnego powietrza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Jest Mysza, będzie i MECH. ;)))
      Ambra wydaje mi się jeszcze bardziej uniwersalna, niż Woda Cudów. choć i tę wyobrażam sobie na mężczyźnie.

      Usuń
  4. Z cudownych wód Hermesa najbardziej mnie ujął, wbrew opiniom, "Eau Claire...", moje wiosenne nieśmiałe słońce. Zachwyciły mnie jego nienapastliwość, umiarkowane ciepło i niesamowita przestrzeń. Nosząc go, czułam, jakby moje skronie otaczała magiczna aura oddzielająca mnie od wszystkiego, co nieprzyjemne.
    Mam nadzieję, że L'Ambre również nie zawiedzie, tym bardziej, że jest, jak wynika z Twojego opisu, niejednoznaczna i nie przytłacza, niczym typowo kobiece ulepy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam jednoznacznego rznkingu faworytów w tej serii. Faktem jest, ze kiedy posiadałam Elixir i używałam go często, Eau podświadomie odbierałam jak... Rozcieńczone. Dlatego nie recenzowałam. Teraz, kiedy Elixiru już nie mam, moja percepcja Wody zmieniła się i a tej chwili trudno mi powiedzieć, który zapach z serii lubię najbardziej. Eau Claire też mnie nie rozczarowało. Jest świetliste.

      Usuń
  5. Muszę powąchać, choć klasyk "cudownie" na mnie śmierdzi:D

    Te zdjęcia... Tilda. Pierwszego nie znałam, jakoś nigdy nie "zarejestrowałam":)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Madzik, śmierdział na Tobie Elixir z tego, co pamiętam.

      A to konkretne, pierwsze zdjęcie Tildy już u mnie było. U mnie w ogóle Tilda pojawia się zdecydowanie za często. Ale co ja na to poradzę, że tak bardzo mi się ona podoba, ze powstrzymać się nie sposób. :)

      Usuń
    2. Nie powstrzymuj się.

      I rzeczywiście masz rację - to były Elixir nie wersja klasyczna :)

      Usuń
  6. Uwielbiam zapachy typu unisex, mimo że sam androgyniczny typ urody nigdy mnie nie fascynował mówiąc oględnie. W uniwersalnych perfumach często odnajduję ten nieuchwytny pierwiastek, który sprawia, że zapach ma charakter, "ciężar gatunkowy" którego często brakuje klasycznym damskim zapachom. Jestem niemal pewna że polubiłabym się z L'Ambre des Merveilles :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama nie wiem, jaki typ urody mnie fascynuje. podoba mi się Tilda, podoba mi się Sigourney Weaver. Ale podoba mi się Też Monoka Belucci i Hale Berry. I serki innych kobiet. I mężczyzn. Ogólnie lubię ludzi, którzy są "jacyś". Jeśli ich uroda ma jakiś charakter. Może nie być idealna.

      Usuń
  7. Kusisz Klaudio,i jeszcze do tego Tilda...
    Może się znów przekonam do marki:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu znów? Miałeś jakieś zastrzeżenia? Do Eau Claire pewnie?

      Usuń
    2. Seria Hermessence a,szczególnie zapach Vanille Galante spowodował odruch wymiotny:(

      Usuń
  8. Jakże się cieszę, że zrecenzowałaś ten zapach! Ja czatowałam na premierę L'ambre i parę dni temu udało mi się dopaść próbkę na allegro. Wrażenie androgeniczności zdecydowanie bardziej jednak pasuje mi do klasycznego słodko-słonego Eau, na mojej skórze L'ambre jest zdecydowanie słodsze, łagodniejsze i mniej świdrujące w nosie niż Woda Cudów. Eau des Merveilles równiez i mi zdaje się kompozycją bardziej przestrzenną w porównaniu do bliskoskórnej, otulającej złocistą aurą ambrą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę. W moim odczuciu Eau nie świdruje w nosie. Przez łagodne, matowe cytrusy i ślad fiołka wydaje mi się bardziej łagodna, transparentna. Ale czytałam już opinie klasyfikujące ten zapach jako uniseks, więc nie jesteś w swoich odczuciach odosobniona. Nawet ja nie polemizuję - spokojnie, wyobrażam sobie Eau na mężczyźnie. Ale L'Ambre też.

      Słodycz w L'Ambre kojarzy mi się troszkę ze słodyczą Santal de Mysore. I mnie osobiście ten typ słodyczy nie kojarzy się szczególnie kobieco. Ani męsko. I dlatego użyłam określenie "androgyniczny" i zdjęć, na których ludzie są piękni, ale niekoniecznie wyraziście zdeterminowani płciowo.

      Przy czym to, oczywiście, moje odczucia. Nie przekonuję wcale. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty