Bluźnierczo nieświęty dym
Jest! Trzeci zapach Demeter, który odpowiada mi na tyle, że chcę mieć dużo.
I, jak dla mnie, najlepszy z dotychczas poznanych. To są naprawdę perfumy, nie dziwadełko.
1. Podnoszona wszędzie kwestia estetyki opakowana mi dynda. To biblioteka, nie oceniam książek po okładkach.
2. Adekwatność. No, to już ciekawsza kwestia: Holy Smoke nie pachnie jak dym z kadzielnicy, nie pachnie jak Avignon CdG.
Holy Smoke pachnie jak kadzidło… puszczone z dymem wraz z całym kościołem!
Odnajduję w nim złagodzoną nieco nutę pogorzeliska, która urzekła i opętała mnie w Black Tourmaline Olviera Durbano.
Spalenizna, popiół, ciemne, pożarte przez ogień szczątki drewnianych belek i ław, wyścielonych aksamitem klęczników i wszystkich tych zamykanych w puzdrach, szafkach i skrzyniach świętych wonności zmienionych w diabolicznie czarne i bluźnierczo bezkształtne brudne bryły.
3. Uroda. Zapach jest turpistycznie piękny, groźnie zachwycający.
Jak pogorzelisko. Jednocześnie oczyszczone w płomieniach i namacalnie brudne.
Mnie zachwycił.