Perfumy Oliviera Durbano zajmują w moim sercu i na moim blogu miejsce szczególne. Niewielu twórcom udaje się poruszyć mnie tak głęboko, niewiele marek tak konsekwentnie mnie zachwyca, urzeka, uwodzi.
Na test Promethee czekałam z niecierpliwością. I w sumie mogłabym napisać, że to dlatego, że dobry, mądry, bezinteresowny Prometeusz jest jedną z moich ukochanych mitologicznych postaci, ale prawda jest taka, że czekałabym na perfumy Oliviera nazywające się dowolnie, jakkolwiek. Patron zapachu to tylko dodatkowy smaczek. I pożywka dla wyobraźni jednocześnie. Tego wypierać się nie będę. Z resztą… recenzja i tak by mnie zdradziła. 🙂
Fenkuł to roślina dodająca sił i krzepy. To na fenkułowym polu Grecy pokonali Persów pod Maratonem. To fenkułowym olejkiem namaszczali swe ciała wojownicy przed walką. To naparem z fenkułu pojono gladiatorów przed wyjściem na arenę i wybrańców przed nocą miłosnych potyczek. Bo fenkuł to także jeden z najsilniejszych afrodyzjaków znanych ludzkości. Sporządzona z fenkułowych bulw z dodatkiem wina, kminu i prażonych na oliwie z oliwek orzechów „zupa gladiatorów” dodawała rzymskim wojownikom i kochankom sił.
Olivier Durbano sięgnął jednak po inną opowieść z fenkułem w tle. Jeden z najpiękniejszych, najbardziej chwytających za serce mitów w historii ludzkości.
W czasach kiedy nawet bogowie nie byli jeszcze cywilizowani, kiedy kolejni władcy świata strącali swe dzieci do piekieł, skazywali na niewolę lub pożerali żywcem, jeden z młodszych tytanów, istota z pokolenia od początku swego istnienia przyglądającego się okrucieństwom rodziców i braci, wiedziona niewysłowioną potrzebą miłości i przynależności, z gliny i własnych łez ulepiła istoty słabe, niezdarne, nietrwałe. Ludzi. Ożywionych jednak boską iskrą. Dosłownie boską i dosłownie iskrą – ułomny demiurg tchnął bowiem życie w swe niedoskonałe dzieło kradnąc iskry z rydwanu samego Heliosa.
Olfaktoryczna opowieść o Prometeuszu rozpoczyna się w momencie, gdy potężny tytan o doskonałym ciele uczy słabe, wiotkie istoty ludzkie uprawiać ziemię, zbierać plony, poznawać smaki i aromaty.
Rośliny wzrastające pod rękami tytana są dorodne – ich liście są mięsiste i lśniące, owoce krągłe, kłosy ciężkie.
Pierwsza wyraźnie wyczuwalna nuta kompozycji Durbano to fenkuł. Realistycznie czysty, naturalnie złożony aromat tej niezwykłej rośliny – eteryczny i ciepły, niejednoznacznie korzenny, anyżkowy ze śladem orzechowej wytrawności selera. Złagodzony akcentem kwiatowym, pogłębiony nutami przyprawowymi i uszlachetniony kadzidlanym dymem tworzy akord statyczny, lecz wielotonowy, niebanalny, urodziwie niszowy.
Przyprawowo – ziołowy, w pierwszej fazie barwą i fakturą przypominający Laurel Comme des Garcons zapach Promethee z czasem zaokrągla się i wypełnia. Dyskretny, androgyniczny akord kwiatowy daje mu aksamitną miękkość, nuty żywiczne i kadzidlane typową dla kompozycji Durbano szlachetną wytrawność.
Mit rozwija się. Wiemy już, że bogom nie spodobali się ludzie. Ludzie również niespecjalnie zachwyceni są bogami, lecz my śledzimy inny wątek. Pogłębiającą się więź między dzieckiem tytanów, a słabymi istotami noszącymi w sercach iskry boskiego ognia. To dla nich decyduje się Prometeusz złamać boskie prawo. Wewnątrz smukłej, zwieńczonej aromatycznym pióropuszem łodygi fenkułu przemycił na ziemię skarb, którego bogowie strzegli zazdrośnie – ogień.
Ciepłe, subtelnie dymne serce zapachu to ogień ujarzmiony, dający bezpieczeństwo i strawę. Ogień tlący się na paleniskach i w lampach. Ogień, w którego cieple ludzie wzrastają, kochają się i wychowują dzieci. A także ogień wyłuskujący zapach z grud żywicy i szczap drewna.
Eteryczna, oszczędna kadzidlano – drzewna baza kompozycji stanowi powrót do jej początków – zamyka koło historii, tworzy klamrę, wewnątrz której opowieść trwa i trwa. Opowieść, w której nie było Pandory i sępa. Opowieść, w której bogowie pozwolili ludzkości trwać w pokoju. Opowieść, w finale której Prometeusz siedzi na stoku Olimpu w chłodny, wczesnojesienny wieczór i obserwuje jak kolejne ognie zapalają się w ludzkich domach.
Błogosławione perfumy, których historia jest nudna. Któż bowiem chciałby tulić do piersi sępa?
Tworząc Promethee podarował nam Olivier Durbano kolejną zachwycającą wizję. I zarazem powrót do korzeni serii, którą otwierał, równie spokojny, ziołowo – kadzidlany, transcendentny Rock Crystal. Choć otwarcie rzeczywiście nieco przypomina Laurel Comme des Garcons, a schyłek kojarzy się z gasnącym Black tej samej marki to serce… Serce dał Olivier Durbano Prometeuszowi własne.
Data powstania: 2014
Twórca: Olivier Durbano
Trwałość: bardzo dobra. Ślad zapachowy trzyma się na skórze dobę
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: fenkuł (koper włoski), różowy pieprz, gałka muszkatołowa (muszkat), mirt, olibanum, czystek (labdanum)
Nuty serca: narcyz, kaukaska lilia, absolut lawendy, kozieradka, rosyjska szałwia, styraks
Nuty bazy: cedr, wetiwer, mirra, labdanum, ambra, piżmo
Źródła ilustracji:
- Pierwsza grafika to kolaż towarzyszący promocji Promethee.
- Zdjęcie bulw fenkułu ze strony Abel&Cole. Przepis na smakowite fenkuły tu: KLIK
- Autorem obrazów użytych jako trzecia i piąta ilustracja jest Christian Griepenkerl – miłośnik mitologii, malarz i profesor Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu. Na pierwszym z obrazów Prometeusz lepi z gliny człowieka, na drugim kradnie Zefirowi ogień.
- Piękna mozaika z ilustracji przedostatniej pojawia się przy hasłach na stronie mythologian.net. I nigdzie indziej.
- Pozostałe zdjęcia to kadry z filmu „Gladiator” w reżyserii Ridleya Scotta. Jeśli jakimś cudem ktoś nie widział, proszę koniecznie nadrobić to niedopatrzenie. Wspaniały!
28 komentarzy o “Eliksir na cichą miłość – Promethee Olivier Durbano”
Aż mnie dreszcze przeszły. Tak się cieszę, że ta historia, odmiennie od pierwowzoru, ma szczęśliwe zakończenie… a nawet nie zakończenie, a szczęśliwe trwanie na wieki.
Zapach musi byc nieskończenie piękny, skoro historia za nim jest tak wzruszająca.
Pozdrawiam
Kalina
W pierwowzorze Prometeusz także został wybawiony. Ale ludzkość została z wojnami, chorobami i zawiścią. No trudno, jakoś dajemy radę. 🙂
Dziękuję Ci za ten komentarz. Nawet nie wiesz, jak ja czekam na Wasze opinie. Gdy pojawi się komentarz tak ciepły, jak Twój, kamień z łoskotem spada mi z serca. 🙂
Ta nieszczęsna ludzkość z wojnami i chorobami daje radę, bo ma zmysły do odbierania piękna i ludzi z pasją, takich jak Ty, by nam o tym pięknie świata przypominać 🙂
Dziś jest chyba jakiś dzień dobroci dla sabbathów. Kolejny komentarz, po którym jestem zawstydzona. Dziękuję Ci bardzo. Nie zasłużyłam, ale dziękuję. 🙂
Twoje wpisy urzekają nie tylko mądrością ale i zachęcają do poznawania zapachów. Niekoniecznie samych perfum. Po dzisiejszej lekturze koniecznie muszę poznać zapach fenkuł. Wiem o nich. Widziałam je, a teraz – przez Twój wpis – będę się niecierpliwić by je powąchać 🙂
Agato, dziękuję. Nie wiem, czy to mądrość, czy głupota. Wszędzie szukam pozytywów. I dobra. Bo, jakkolwiek staroświecko i banalnie to nie brzmi, dobro jest dla mnie ważne. Prometeusz był, przede wszystkim dobry.
W życiu moje nastawienie na poszukiwanie dobra często trąci naiwnością. Solidnie trąci. 😉 Ale nie potrafię inaczej.
Fenkuł powąchać warto. Choć ja nie lubię. Ale starałam się tego nie pokazać, bo to nie jest test moich upodobań, tylko recenzja. 😉 Z resztą – o ile normalny, bulwiasty fenkuł nie budzi mojego entuzjazmu, o tyle fenkułowy Prometeusz mi się podoba.
OMG! nowy Durbano!, jeeeej, Sabb, to kiedy mogę do Ciebie wpaść na spontaniczną i absolutnie bezinteresowną kawę?… 😀
Zawsze!
Ale uczciwie mówiąc, wiesz jak to jest z recenzowaniem na podstawie jednej próbki. Ledwo starcza. Została mi kapka na dnie. Ale tę kapkę oddam Ci z entuzjazmem.
:*
Przeczytałem ale nic na siłę nie napiszę, nie potrafię bo w głowie jakoś nie wesoło ostatnio i doszczętne poczucie absurdu mnie przeszywa. Jednak poznać pragnę jak każde dziecko Oliviera … Dziękuję Ci Sabbath za głęboką lekturę.
Dziękuję Ci za miłe słowa. Mam nadzieję, że wkrótce w Twojm życiu będzie spokojniej i pogodniej. Kiedyś musi, prawda?
Tak ! Ukochana Jesień bywa też przekleństwem ale staram się nie spaść tego roku… I kombinuję jak mogę by być z wami niebawem. Potrzebuję tego impulsu i energii 😉
Nie ma czegoś takiego, jak "ukochana jesień". Jesień jest wstępem do zimy. Pfuj!
Wypadałoby zorganizować zlot… Może w końcu.
Dla mnie istnieje, może nadużyciem było nazwać ją ukochaną, szczególnie w kontekście ostatnich kilku lat ale wyjątkowa to już na pewno…
A zlot no cóż, nadal mam nadzieję ze kiedyś wypali, a wtedy już częściej będzie się dział. 😉
Kiedyś spotykaliśmy się często, ostatnio jakoś to padło, ale w tę sobotę coś się kroi. Tylko jeszcze nie wiemy gdzie. 🙂
No i teraz to już koniecznie muszę to powąchać…
No niestety – koniecznie musisz. 🙂
Zanim przeczytałam Twoją recenzję nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak fenkuł. Ciężko mi sobie wyobrazić jego zapach, tym bardziej że ze zdjęć atakuje mnie jakiś seler 😉 Ale jak czytałam, to podobało mi się co wszystko. I porównanie do Black też przemawia na korzyść tych perfum. Muszą być wyjątkowe 🙂
To jest bulwa. ma charakterystyczny, anyżowy aromat, lekko zielony, lekko selerowy, lekko orzechowy. Z nutką angielskiego ziela.
Nie chciałam tego w recenzji pisać, ale ja osobiście nienawidzę anyżu i, co za tym idzie, fenkułu też. Ale w perfumach to co innego. Promethee jest piękny.
Fenkuł pachnie świeżo i anyżkowo – świetny na surowo, i lekko podduszony (widziałam przepisy na pieczonego).
Czekam niecierpliwie na sampla – mocno mi niestety z zapachami Durbano nie po drodze, i przy każdej nowości mam nadzieję, że może tym razem zaiskrzy. Mam nadzieję i tym razem, chociaż przyznam szczerze, że malutką…
VI4
Heh… ja pisałam już wyżej Kat (unikałam przemycenia tego w recenzji, żeby nie wpływac na odbiór), że fenkułów nie lubię. Anyżu nie znoszę.
Mam przyjaciela (wielkiego miłośnika i znawcę kultury antycznej), który na mój przyjazd przygotowuje zupę gladiatorów. Nie mam sumienia mu powiedzieć, że nie przepadam. Bo to jest absolutnie, niezmierzalnie uroczy człowiek – byłoby mu przykro. Dobrze, że tu nie zagląda. 🙂
U mnie zaiskrzyło mocno😊. Konsekwencją jest duża porcja do spróbowania globalnego. Moze skończy się flaszką..
Duża porcja? Oj, brzmi tak, że już zazdroszczę. Nie wiem, czy kiedyś nie popełnię flaszki…
Kiedy się ze mną umówisz?
Nie żebym cię chciała ograbić z Prometeusza. Chce Ci coś dać. 🙂
Zapachy Oliviera Durbano coraz bardziej mi się podobają. Po nieukrywanym zachwyceniu się Black Tournalinen przyszła kolej na cudowny Rock Crystal. Już się ie mogę doczekać by powąchać Promethee, tym bardziej, ze ma coś wspólnego z moim ulubionym zapachem CdG – Black.
Mnie urzekły od razu. Moim ulubieńcem jest Black Tourmaline. Oczywiście. 🙂
Na drugim miejscu chyba Jade. Na trzecie na razie wwindował się Promethee. Choć żeby ostatecznie rozstrzygnąć, czy Prometeusz czy Kryształ musiałabym Prometeusza ponosić. Globalnie, oficie, na luzie. Kiedy ma się do dyspozycji próbkę i człowiek na jej podstawie chce napisać recenzję, każdej kropli używa się uważnie. Nie lubię tak. Ja lubię szczodrze i z rozmachem. 🙂
Podsycona lekturą czuję niezwykłą potrzebę poznania go. Anyż uwielbiam. Smak fenkułu jakoß nie do końca mi odpowiada. Ale czuję że skończy się na totalnych testach Oliviera. Jakoś do tej pory nie zachwycił mnie żaden na tyle, żeby pożądać go. Ale odczuwam potrzebę zmiany. Twoje uwielbienie dla Jego kompozycji inspiruje. Oczywiście pìęknie napisałaś recenzję.
A ja, kochana Olu, pomimo iż ani anyżu, ani fenkułu nie znoszę, zastanawiam się, czy oto nie nadszedł moment, gdy pragnę kolejnego flakonu Durbano. 🙂
Poważnie pisząc, zastanawiam się, jak to jest z tym moim uwielbieniem dla dzieł Oliviera. Czy to nie jest tak, ze podświadomie patrzę na jego prace łaskawszym okiem? A jeśli tak, to właściwie czemu? Przecież Rock Crystal w starej wersji z ziołowym otwarciem wcale aż tak mnie nie urzekł… A może kreacje Durbano naprawdę są tak wyjątkowe? 🙂