.
Temat dzisiejszej notki wybrałam na zasadzie przeplatanki. Było ciekawie, nieciekawie, będzie ciekawie. Mam nadzieję.
Mroczna pokusa
Otwarcie to ciemny, tłusty agar wprost z pięknego (i rozpaczliwie drogiego) Black Cube Ramon Molvizar zmiękczony ciężką, kremową nutą charakterystyczną dla Black Afgano Nasomatto. Ziemistej, zgaszonej słodyczy dodaje temu zestawieniu wyczuwalne w tle kłącze irysa. Charakteru pieprzna nuta znów kojarząca się z Black Cube.
Z czasem irys wycofuje się jeszcze bardziej tworząc wraz z akordem paczulowo – ambrowym pięknie statyczną, gęstą bazę wzmagającą poczucie treściwego mroku.
Na pierwszym planie w dumnym bezruchu trwa agar. Jest namacalnie wprost ciężki, lśniący, ciemny. Skoncentrowany aż po wrażenie materializacji. Wydaje się, że jeśli zamknę oczy – dotknę go, poczuję pod palcami strukturę gładką i twardą jak posąg i ciepłą jak żywe ciało jednocześnie.
Rozbudzona wyobraźnia maluje obrazy, generuje sugestywne wizje, ubiera zapach w ciało. Mózg ze strzępów zmagazynowanych przez lata historii i fantazji składa spójny, choć ewidentnie nienormalny wizerunek awatara dla zapachu.
Jest mężczyzną, to nie ulega wątpliwości. Jego ciało jest idealnie czarne, gładkie, twarde i ciepłe jak ebonit. Harmonii smukłych linii nie zakłóca ani odzienie, ani zbędne ozdoby. Trwa w bezruchu absolutnym. Zamknięte powieki nie drżą, pierś nie unosi się oddechem.
Bezruch ten nie jest leniwy, ani senny. Zapach zatrzymał się gdzieś w połowie drogi między diaboliczną pokusą, a zen; jest skoncentrowany nie tylko olfaktorycznie i w tym napięciu trwa przez wiele godzin.
A nazwa? Jest w Roots coś z pozornego bezruchu korzenia czerpiącego moc dającą życie roślinie. Jest pewna pierwotna siła: cicha, lecz wszechobecna jak jungowska nieświadomość, nieznana i niezbadana podstawa jaźni… Obca i bliska jednocześnie.
To naprawdę niezwykłe, ile napięcia udało się Horowitz zawrzeć w tak statycznej kompozycji.
Nie ma tu niezagospodarowanej przestrzeni, nie ma „luzów”. Roots otacza, opływa, otula, lecz jednocześnie nie napiera na zmysły, nie zabiera oddechu. Stymuluje i podnieca nie niepokojąc, przyciąga uwagę nie rozpraszając.
Będzie mój.
Data powstania: 2010
Twórca: Sarah Horowitz
Nuty zapachowe:
oud (agar), mech dębowy, irys, wanilia z Madagaskaru
* Autorem ostatniego zdjęcia jest amerykański fotograf JD Dragan i stanowi ono okładkę Black Male Calendar zawierającego niesamowite zdjęcia tego artysty. Strona autora: www.jddragan.com
13 komentarzy o “Roots Sarah Horowitz”
czarny afgańczyk + ciemny "tłusty" agar z akordami paczulowo-amborwymi.brzmi wprost cudownie:)
zanotowane jako:
"koniecznie do wypróbowania" 🙂
Klaudio nie wiesz przypadkiem skąd zdobyć próbkę?
pzdr
J
widzę że szykuje się zakup:)
Dopisany do listy do sprawdzenia 😉
Znowu agar, znowu się rozmarzyłam… 🙂 Odczuwam ostatnio ogromną chęć na nowy oud 🙂
(rozpaczliwie) Gdzie to można powąchać?!!
Moi drodzy napaleni na próbki: ja osobiście planuję nabyć Roots na Indiescents:
http://www.indiescents.com/products/Roots.html
Zakupy planuję od dawna już, ale jakoś mi nie wychodzi na razie. Ale w końcu wyjdzie Zwykle tak mam, że przez rok zbieram muszmiecie do kupienia, a potem robię jeden wielki skok. 🙂
Super zachęcajacy opis !! Zapisuję się na próbkę:)
Jak kliknę flakon, to może rozlosuję jakieś próbki u siebie…. Choć prawdę mówiąc, będzie to wymagało altruizmu posuniętego do granic masochizmu. ;)))
No i się napaliłam. 🙂 Lękam się irysa, ale nie na tyle, by nie włączyła się żądza poznania. Szkoda, że taka mała pojemność, bo faktycznie – jeśli chcesz rozlosować próbkę – będziesz musiała wstąpić do bractwa biczowników. 😉
Nie wiem, czy mogę to napisać (w sumie nie mogę, nigdy nie można :p), ale spróbuję postawić na to, że to jest irys, który Cię nie otrzepie. To ten typ irysa, który pozwala mi czasem pisać, że irys jest jedyna okołokwiatową nutą, która naprawdę lubię.
A w ogóle to zapach jest zajedwabisty! Już nie muszę się zżymać o Black Cube. I to jest najlepsze. :)))
Ten zapach przypomina mi troche Rome Made in Italy (pewnie przez tego irysa), agaru nie czuje niestety. Nie wiem dlaczego! Tomek
Zakochałam się w tym zapachu. Zakochałam totalnie i mniej więcej od dwudziestej minuty, bo na początku uderzył mnie tłusto i ciężko, dopiero po chwili wysubtelniał, uspokoił się. Zamknęła go w sobie jak w futerale wanilia. Nic dziwnego – słowo "vanilla" pochodzi od hiszpańskiego "vaina", czyli futerał, pochwa, strąk i w tym kontekście Roots są żywą, chociaż pięknie ulotną definicją waniili, w najpiękniejszym jej wydaniu.
To mój czwarty oud i obawiam się, że potwierdził wstępną diagnozę: ciężkie, śmiertelne zakochanie. Wpadłam do tego stopnia, że wybaczam nawet obecność kwiatów!
No to sprawiłaś mi radochę po raz kolejny. Tak, jest w Roots jakiś spokój, rodzaj odrębności, zamknięcia. Zapach noszony globalnie jest nieekspansywny, trzyma się na krótki dystans.
Nosiłam w czwartek. I było mi z tym dobrze. 🙂