.
Kadzidło to termin oznaczający wszelkie substancje spalane dla uzyskania pięknego zapachu. Naturalnym kadzidłem bywa drewno, kawałki kory drzewnej, liście, owoce i nasiona, kwiaty i pąki kwiatów, korzenie i kłącza roślin, a także substancje odzwierzęce, takie jak grudki ambry, piżmo, cybet czy kastoreum.
Przede wszystkim jednak są to żywice (albo substancje żywicę przypominające, tu odsyłam do czwartej części zestawienia „Drewno w perfumach”) i tej właśnie, najbardziej fascynującej części kadzidlanego bogactwa poświęcone były warsztaty zapachowe, które odbyły się w Perfumerii Quality 9 i 10 lutego bieżącego roku.
Jak podkreśliła prowadząca warsztaty Anna Liwska, zakres materiału wymusza pewne ograniczenia – nie bylibyśmy w stanie w ciągu jednego dnia omówić wszystkich typów kadzideł. Stąd konieczność dokonania wyboru.
Pierwszym punktem programu było wprowadzenie w temat: skrócona historia perfum podana w sposób, który podkreślał rolę kadzideł w rozwoju tej gałęzi sztuki.
Ania zwróciła uwagę na genezę słowa perfumy, które jest zlepkiem wyrazów „per” i „fumée” i oznacza „przez dym”, opowiedziała o religijnym i magicznym znaczeniu kadzidlanych aromatów w historii, a także o laicyzacji zwyczaju palenia kadzideł. Krótko, treściwie i bez zbędnego przeciągania części teoretycznej, bo przecież wszyscy czekaliśmy na główne atrakcje: cenne grudki i esencje.
Pierwszym bohaterem spotkania było olibanum czyli kadzidło frankońskie, w kulturze europejskiej postrzegane często jako kadzidło „właściwe”. Mieliśmy okazję powąchać zarówno kadzidło w postaci jasnych grudek, jak i jako esencję zapachową. Przyznaję, że to właśnie porównanie aromatów żywicy w postaci naturalnej i maksymalne stężonego ekstraktu było dla mnie najbardziej inspirującym doświadczeniem tych warsztatów. Okazuje się, że pomiędzy delikatnym, słodkawym często zapachem żywicznych grudek, a ostrym, gorzkim zapachem perfumeryjnego półproduktu mamy całe spektrum różnorodnych woni. Zapach wydzielany przez nasączony gęstą pastą blotter ewoluuje długo i śledzenie tych zmian jest naprawdę fascynujące. Jeszcze parę dni po warsztatach zdarza mi się szukać zapachowego śladu w terminarzu, który użyty został przeze mnie jako prowizoryczny klaser na pachnące kartoniki.
Podczas kiedy uczestnicy warsztatów zajęci byli wąchaniem blotterów nasączonych zapachami uznanymi za reprezentatywnych przedstawicieli olibanum w perfumach – Olibanum Profumum Roma i Rock Crystal Oliviera Durbano, Michał Missala przygotowywał kolejną atrakcję: kadzidło frankońskie w formie, w jakiej jest nam najlepiej znane, a mianowicie palone w kadzielnicy. Przyznaję, że to najlepszy chyba możliwy sposób poznania tej substancji.
Po olibanum przyszła kolej na bardzo popularne w niszowych perfumach labdanum w formie gęstej, lepkiej pasty. Zapach jest niemal identyczny z tym, co znamy jako Incense Normy Kamali, odrobinę tylko mniej popielisty i brudny. Perfumeryjne labdanum reprezentował Black Aoud Montale i Ambre Fetiche Annick Goutal.
Kolejna gwiazda wieczoru to galbanum reprezentowane przez śliczne Ninfeo Mio Annick Goutal, Lyric for Men Amouage i Yerba Mate Lorenzo Villoresiego.
W dalszej kolejności wąchaliśmy mirrę (Messe de Minuit Etro i Myrrhe Ardente Annick Goutal) oraz, z mojego punktu widzenia, hit wieczoru – kadzidło, którego nie znałam: guggul pachnący jak połączenie mirry z galbanum. Pięknie zielony, słodki, miękki aromat.
Potem przyszła kolej na elemi (Marquis de Sade Histoires de Parfums i Dilmun Villoresoego) i styraks, którego zapach okazał się nadspodziewanie skórzasty i zwierzęcy, doskonale wyczuwalny w Cuir Ottoman Parfum d’Empire. Dłużej nieco zatrzymaliśmy się przy benzoinie, który ja akurat miałam okazję w czystej postaci wąchać po raz pierwszy, i który zrobił na mnie naprawdę spore wrażenie. Aromat stężonego benzoinu przypomina bowiem nieco ambrę i jest zaskakująco mało roślinny. Perfumeryjny benzoin reprezentował Elixir Penhaligon’s i Cologne pour le Soir Francisa Kurkdjiana.
Opoponaks (Shaal Nur Etro i Wazamba Parfum d’Epire) nie zaskoczył mnie, znam go bowiem w czystej postaci dość dobrze, zadziwił mnie za to balsam peru, który opisywany jest jako aromat słodki, łagodny, niemal waniliowy. Tymczasem woń jest ostra, ciężka, cierpka i nawet po wielu godzinach na blotterze taka pozostała. Podobno najlepiej wyczuwalny balsam peru znajdziemy w Dzing! l’Artisan Parfumeur i Fumeire Turque Serge Lutens. Zgadzałoby się to o tyle, że oba te zapachy nie „leżą” mi tak samo, jak czysta esencja. Moje typy były inne, ale ogólnie mam wrażenie, że ta nuta wymaga oprawy, żeby zabrzmiała ładnie.
Kolejne atrakcje wieczoru to balsam kopaiba, który stężony pachniał dokładnie tak samo źle, jak pamiętałam; mastyks – rzeczywiście dobrze wyczuwalny w zaproponowanym przez Annię Liwską Pure Oud Kiliana; kopal, którego nieogrzane grudki pachną głównie kurzem i kamieniem oraz słodki, miodowy sandarak. Jednym z ostatnich, mocnych akcentów była smocza krew – intensywnie czerwona żywica draceny. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji do tego, by spalić parę rdzawobordowych grudek i przekonać się, jak pachnie ta rzadko spotykana substancja.
Na tym zakończyliśmy część oficjalną warsztatów. W części nieoficjalnej każdy uczestnik wrócić mógł do substancji i aromatów, które najbardziej go zainteresowały, powąchać zarówno zapachy zaproponowane przez gospodarzy, jak i wszystkie pozostałe z bogatej oferty Quality i ogólnie spędzić miło czas.
Nikogo nie wypraszano, nikomu nie sugerowano pośpiechu, także tradycyjnie serwowanego przez Panią Stanisławę domowego ciasta wystarczyło dla największych nawet łakomczuchów. Przed wyjściem każdy z gości obdarowany został firmową torebeczką zawierającą próbki perfum z kadzidłem w składzie.
Jakie wnioski z tych warsztatów?
- Po pierwsze kupię kadzielnicę. Aromat palonego kadzidła jest niezrównanie piękny. Jeśli dodamy do tego fakt, że zawarte w kadzidlanym dymie seskwiterpeny korzystnie wpływają na pracę mózgu i poprawiają odporność organizmu – kadzielnica staje się moim zakupowym numerem jeden.
- Po drugie, kadzidła jednak lepiej nadają się do wąchania, niż do żucia. Anna Liwska zachęciła nas do żucia grudek olibanum i przyznaję, że wielce zadowolona jestem z tego, iż tym razem wykazałam się pewną powściągliwością i nie rzuciłam się od razu do „konsumpcji”. Przeżuta w zaciszu domowego ogniska maleńka kuleczka kadzidlanej żywicy spowodowała, że najpierw przez kwadrans krzywiłam się niemiłosiernie, a potem przez kolejny kwadrans odpluwałam przyklejone do zębów resztki. Jest pewną przyjemnością oddychanie pachnącą żywicą, jednak smak na języku zdecydowanie do przyjemnych nie należy.
- Po trzecie wreszcie, skutek niejako uboczny wąchania kadzidlanych perfum: zauważyłam, że zmienił się nie tylko Black Tourmaline Oliviera Durbano, ale także Rock Crystal z nowszych dostaw pachnie inaczej. I o ile zmiana w Black Tourmaline nie budziła mojego entuzjazmu, o tyle Rock Crystal stał się piękniejszy, jeszcze bardziej czysty i urodziwy. Nie wiem, czy nie przyszła pora na flakon…
Dla wszystkich, dla których brakło miejsc, lub którym brak czasu nie pozwolił na osobisty udział w warsztatach mam dobrą nowinę. Otóż warsztaty, których tematem przewodnim badzie kadzidło zostaną powtórzone za miesiąc.
9 i 10 marca w Quality będzie można po raz kolejny powąchać wszystkie te olfaktoryczne skarby, spalić grudkę smoczej krwi, pożuć olibanum i zakosztować niezwykłej, ciepłej atmosfery, jaką tworzą Państwo Missala na tego typu spotkaniach.
I jeszcze jedna nowina, tym razem nieoficjalna jeszcze, ale ewidentnie podnosząca ciśnienie. Otóż Joanna Missala wspomniała coś o warsztatach z agaru…
Wszystkie zdjęcia z warsztatów autorstwa mojego lub Michała Missali.
* Na pierwszym dwie urocze gospodynie spotkania: Joanna Missala i Anna Liwska.
** Na drugim prowadząca warsztaty Anna Liwska.
*** Na piątym dar od prowadzącej: grudka guggulowej żywicy.
**** Na szóstym Michał Missala pali smoczą krew.
35 komentarzy o “Kadzidło – niebiański zapach. Relacja z warsztatów.”
Przedostatnie zdjęcie przypomniało mi, że powinnam zrobić trochę brzuszków. Tak z kilka setek. Ostatnie zaś… No jak mogłaś mi to zrobić :}
—
Olibanum naprawdę tak Cię skleił? W smaku może rzeczywiście nie jest zachwycający, ale ma fajną konsystencję. Chrupko-krówkową ;]
Oud mam koncepcję wcisnąć między drewna, podobnie jak zrobiłaś to w swoim indeksie składników. Za mało gadania na samodzielne warsztaty, ale grzech nie wspomnieć.
To ostatnie to jest jedyne nadające się, na którym jest nas taka duża grupa. Uznałam, że skoro jesteś rozmazana i i tak nie bardzo Cię widać, to nie ma problemu. Ale mogę usunąć. Przez Ciebie nie wrzuciłam jedynego zdjęcia, na którym wyszłam naprawdę ładnie – tego, na którym wołasz, żeby nie robić zdjęcia. :)))
Za to na pierwszych dwóch przyznaj – jesteś piękna. :)))
Treść ok?
Ja ze swojej strony jeszcze raz Ci dziękuję. Niesamowicie mi się podobało!
Bardzo się cieszę, że się podobało; tym bardziej że trochę byłam stremowana, kadzidlana poprzeczka jest dość wysoka, a jeszcze przy czujnych maniakach… ;]
Zdjęcia ok. Przynajmniej brzuch wciągnęłam :}
Ściskam!
Jaki brzuch?!
To ja przy Was wyglądam jak mop: duszo kudeł na cienkim kiju. :)))
A pomysł z połączeniem drewna z agarem zacny. Już się napalam. :)))
Ha. Rozpoznałam Cię na zdęciu z bloga Q. 🙂
Ale zawsze miło jest przeczytać tak obszerną relację. Co do żucia olibanum, to przerobilam je w dziecińswie. Ble. 😉
Guggul – czy to pachnie równe uroczo, jak się nazywa? Z tego, co napisałaś, to pewnie tak. Smoczej krwi i jam ciekawa.
Na warsztaty przeznaczon dwa dni aż? Chodzi o dwa odmienne spotkania czy rozłożono je na dwa dni – bo troszkę to niejasne.
Mnie ciężko nie poznać – widziałaś kiedyś kogoś równie rozczochranego? :)))
Warsztaty to jeden dzień – dwa odrębne spotkania. Dwa dni… To byłoby coś. Może by sobie prywatnie odwalić palenie różnych różności przez dwa dni? Jak już kupię tę kadzielnicę. 😀
Sabbath, ten sam balsam copaiba, który mam niby stosować na wypryski, ale tego nie robię, bo śmierdzi, więc bezużytecznie leży w mojej łazience? ;)))
Hihihi! Obawiam się, że może to być ten sam balsam. Albo przynajmniej balsam kopaiba może być istotnym składnikiem Twojego preparatu na wypryski. W końcu ma działanie antybakteryjne… 😉
czy te warsztaty odbywają się tylko w Warszawie?
Ciesze się, że na czuja zamówiłam próbkę Olibanum Profumum 🙂 chyba to była gwiazda wieczoru? Ciesze się też, że nie pospieszyłam z kupnem Black Tourmaline. Za to zaintrygował mnie Crystal De Roche – dużo osób się nim zachwyca, a ja go zapamiętałam jako zapach bardzo surowy. Jeśli się zmienił to mam nadzieję, że zyskał trochę ciepła? Pozdrawiam 🙂
ekstra, żałuję że tak mało się interesuję takimi informacjami, bo chętnie bym się na takie warsztaty wybrała. Raczej w Łodzi, ale w końcu Warszawa to nie koniec świata.
Barwy Wojenne, niestety, na razie chyba tylko w Warszawie. Ale kto wie, czy Quality nie ruszy ekspansją na pozostałe miasta. Mnie to na razie rybka, bo u mnie na wsi Quality i tak nie ma… 🙁
Kali, Olibanum Profumum na blotterze pachniało obłędnie. Przepiękne, czyste kadzidło. niestety, na mnie nie układa się zbyt dobrze. Bardzo żałuję.
Czarny Turmalin, poza pewną zmianą w otwarciu, zachowuje się jak na Turmalina przystało. Rozwija się bez zmian.
Rock Crystal ciepła nie zyskał. Zmiana znów jest tylko w otwarciu – zniknęła ziołowa, lekarstwiana nuta, która mnie drażniła.
zastanawiałyśmy się nawet, czy to nie jest po prostu kwestia partii składników i wieku płynu…
Mnemonique, pewnie, ze nie na końcu świata, ale faktem jest, że zamiast krótkiego wypadu z domu, trzeba zrobić sobie całodniową wyprawę… Nic to! Moim zdaniem warto było. Wróciłam tak naładowana pozytywną energią, że przepchnęłam do końca tygodnia całą furę zaległych spraw urzędowych. 🙂
Dzięki Sabbath za info! Właśnie zamówiłam nową próbkę BT przy okazji też, więc będę mogła sprawdzić :).
Warszawa, dlaczego to jest tak bardzo daleko? Podobno zabity kogut biegnie tam dwa tygodnie 😉
Zazdroszczę udziału. Zdjęcia świetne 🙂
HA! A ja myślałam że to z moim nosem coś nie teges (Rock Crystal). Swoją drogą, znowu się minęłyśmy. Nie wiem jak mi wyjdzie z pracą i wolnym ale postaram się zaciągnąć swoje zwłoki na seminarium czerwcowe.
D'ou
Kali, miłych testów. Daj znać, czy poczujesz różnicę.
Piotrze, hahaha! Dobrze, że nie jestem zabitym kogutem. :))) A zdjęcia z telefonu. Nie mam dość samozaparcia, by wozić ze sobą kobylastą lustrzankę, a normalnego kompaktu nie mam.
Nat, żebyś Ty wiedziała, jaką rozpacz uskuteczniłam, kiedy dowiedziałam się, że będziesz dzień później… Mówiłam nawet Racheli, że zazdroszczę spotkania. No i widziałam Cię na zdjęciach.
Na Seminarium przybywaj. Ale tym razem na całe, ok? Potem we wrześniu robimy kolejną imprezę – trzydziestolecie klubu. Już zapraszam. :)))
Na pewno dam znać. Pozdrawiam 🙂
Ech zazdroszczę 🙂 Choć i tak znając życie nie skorzystałabym na tych warsztatach nawet w ułamku tak jak Ty, z moim amatorskim, niewprawionym nosem 😉
Bardzo, bardzo, bardzo zazdroszczę. A jeszcze bardziej będę zazdrościć, jak wspomniane warsztaty agarowe dojdą do skutku. No chyba przestane się odzywać 😉
Katalino, przestań takie rzeczy wypisywać! Wszyscy skorzystaliśmy tak samo. Toż to po prostu przyjemność była, zastrzyk pozytywnej energii i cudowne spotkanie przede wszystkim. Reszta to drobiazgi… 🙂
Przy okazji, czy to Ty zalożyłaś blog z recenzjami perfum?
Escri, jeśli masz się w konsekwencji nie odzywać, to ja nie pojadę. No chyba, że uda mi się jakoś wybłagać od Ciebie pozwolenie. 😉
Pod warunkiem, że wszystko opiszesz 😉 Ech, agar, ja nadal poszukuję kolejnej agarowej miłości, a doznaje tylko posuchy. O, o, o, muszę wyprosić u wszystkich mocnych, żeby takie warsztaty – jeżeli tylko faktycznie będą miały się odbyć – zorganizowano wtedy, kiedy będę w Polsce :]
A w ogóle, kiedy do mnie przyjedziesz? ;>
Najchętniej dziś jeszcze. Czekaj, tylko przyniosę rower z piwnicy. ;)))
Co do poszukiwania agarowych miłości, mnie się marzy więcej Incense Oud i z innej, nieagarowaj bajki: Tribute Attar Amouage. Straszne ceny… Ale Odin 03 już w drodze do mnie. 😀
A dziś testuję osławioną Majdę Bekkali i przy okazji dochodzę do wniosku, że chyba jestem już zblazowana. Agar sam w sobie nie wystarczy, by zachwycić. No, chyba, że sam w sobie czysty agar. 🙂
Yyy, rowerem przez Kamczatkę… odrobinkę czasu Ci to zabierze 😉
Ja jeszcze Incense Oud nie znam, ale boję się testować… bo drogie to cholerstwo.
W moim Odinie już widzę spory ubytek. No piękny jest 🙂
A agar źle zmieszany, nie tak zmieszany, jak trzeba, nie tak, jak się spodziewa… Znam ten ból. I też marzę o czystym agarze. Odczuwam po prosty straszliwy głód agarowy 🙂
No, dlatego rowerem. Gdyby było bliżej przyjechałabym koszykiem z Tesco. 😉
Co do agaru źle poskładanego… Bywa. Jasne. To nie ten przypadek jednak chyba. Ale nie chcę się wyrychlać. Testy w toku.
A czysta esencja agarowa… Można by doagarzać różne różności. 🙂
Chcialam tylko dodac, ze bardzo ladnie wyszlas na zdjeciach. Bardzo sie ciesze, ze mam impresje Sabbath.
Michasia
Oł yesss… Ten uśmiechnięty mop to ja. :)))
tak jak pisalam w mejlu mam podobna strukture kudelkow i latami staram sie je jakos ujarzmic
(za to nie wylysiejemy na starosc ;),
ale najbardziej podoba mi sie Twoj sloneczny usmiech…
A w recenzji So oud Asmar nic o tej palonej kawie……
Ja się nie staram. Od lat mam tę samą fryzurę, przycinam sama, w sposób niesubordynowany i napadowy. A starość… Starość to stan umysłu. Nie dotyczy nas przecież. 🙂 Co najwyżej wtórne zdziecinnienie. :)))
Michasiu, jak tylko dotrze do mnie Odin 03 – wyślę paczuszkę do Ciebie. :)))
Dziekuje Ci bardzo, Twoja recenzja i ilustracje do Odina przyczynily sie do goraczkowych fantazji (a goraczke juz mam 4 dzien..)
Dojrzalosc mi lepiej odpowiada, a czasem warto byc dzieckiem.. To cudowne otwarcie bez rezerw…
A poza tym zauwazylam ze jak chodze z wizyta do mojej zaadoptowanej babci (91 lat) to masa kobiet spi z misiami, pieskami itd.
Sama obcinasz? Dzielna z Ciebie kobita…
no i do tego Yggdrasil: symbolika, ktora czesto sie pojawia w moim zyciu…
Take care
Dojrzałość, powiadasz?
Tak, jest niestety konieczna. Przynajmniej w większości sytuacji. Dobrze jest jednak pielęgnować dziecięcą wrażliwość: otwartość, zdolnośc do przeżywania bez asekuracji, radość bez pozowania na powagę i jeszcze: umiejętnośc cieszenia się z rzeczy drobnych, czasem oczywistych.
Dbam o dziecko w sobie. Choć ono nigdy takie bardzo normalne nie było… Może teraz jest mu nawet lepiej, niż kiedyś, kiedy byłam dzieckiem naprawdę?
A fragment mitologii, w którym Odym przybija się do Yggdrasila jest jednym z moich ulubionych w ogóle.
Dojrzalosc bywa tez czasem przyjemna…
Calkowicie sie z Toba zgadzam na temat pielegnowania dziecka w sobie.
A kto jest normalny? 😉
Mieszkalam 5 lat w domu studenckim z nazwa Yggdrasil…
Naprawdę? DS Yggdrasil? Świat jednak ciągle mnie zaskakuje! Piękna nazwa. Choć mam nadzieję, że zdobywanie wiedzy było dla jego mieszkańców mniej bolesne, niż dla Odyna. Hihihihi!
A normalność? Kogo interesuje? Każdy człowiek nienormalny jest człowiekiem niezwykłym… W pewnym sensie. 😉
Sabbath, nie napisałaś jak pachnie smocza krew 😛 A to mnie ciekawi 🙂 Może da się ją do czegoś porównać? :))
Bardzo miłe warsztaty 😀 I te wszystkie substancje, bardzo intrygujące i przemiło się czyta Twoją relację 🙂
Smoczą krew wąchałam tylko paloną. Grudki nie wydzielały zapachu, a palona w szczypcach do cukru żywica pachniała jak palona żywica. Ciepło, relatywnie mało gorzko, nieco opoponaksowo.