.
Dziś drugi z serii zapachów założonej przez młodą perfumiarkę Crystelle Darchicourt firmy L’Atelier Boheme. Założycielka i nos tego mało u nas znanego atelier perfumeryjnego sama o swoich dziełach mówi, że są opowieściami powstającymi po to, by wyrażać uczucia, które trudno zawrzeć w słowach.
Interpretację tej deklaracji pozostawiam Wam, sama zaś opowiem o jedwabnej nici utkanej przez Crystelle.
Stary Królik mocno śpi…
Perfumy definiowane jako męskie, początek mają… Chłopięcy. Zadziorny, energetyczny, pogodny.
Najpierw pojawia się jasny, urokliwy akord ziołowy: poza wymienioną w nutach bazylią i aromatem kwiatowej, pozbawionej ostrej ekspansywności szałwii wyczuwam melisę, rozmaryn i ślad delikatnej, miękkiej lawendy.
Zapach jest śliczny, naturalnie, nienatrętnie słodkawy, w odbiorze przyjemny jak szklanka chłodnego, ziołowego naparu lekko dosłodzonego akacjowym miodem.
Byłby banał, gdyby nie powoli wypełzające na powierzchnię nuty serca i bazy: połączone w jednolitą mieszaninę aromaty drzewne, skóra i paczula, pachnące jak stara drewniana szkatułka obciągnięta skórą.
Zapach jest zgaszony, pozbawiony żywicznych akcentów właściwych dla świeżego drewna, nieco słodkawy, noszący ślad eleganckiej, nieodpychającej stęchlizny – jak gdyby w szkatułce owej nieużywane przez lata spoczywały jedwabne rękawiczki i wachlarz. Skoro mają być męskie, może to wachlarz i rękawiczki, które Biały Królik kazał przynieść Alicjji biorąc ją za swoją służaćą Mariannę?
Gdyby Alicja zamknęła rzeczy Białego Królika w szkatułce i schowała w króliczej norce, zapewne wyjęte po latach pachniałyby jak Fil de Soie. Pod warunkiem, że Królik używał ziołowych wód kolońskich. 🙂
Z czasem akcent kompozycji przesuwa się w kierunku nut skórzanych. Ostrawa, podwędzana skóra doprawiona jakby odrobiną zwietrzałego czarnego pieprzu zmienia odbiór zapachu i w tym momencie Fil de Soie już z pewnością nie jest jedwabne. Szczególne połączenie nut zwierzęcych z aromatem podsuszonych ziół i kwiatów oraz wonią postarzonego paczulą drewna nie jest nieprzyjemne dla nosa, tylko… Dziwne.
I znów nie potrafię oprzeć się pokusie określenia kompozycji Darchicourt zapachem retro. Nie „perfumami retro” w stylu klasyków Guerlaina czy Piątki Chanel, lecz właśnie zapachu z przeszłości: postarzonego przez utlenianie, zmienionego przez kontakt z obecną w powietrzu wilgocią, przypudrowanego kurzem.
Wracając do mojej bajecznej metafory: mamy tu starego, odrobinę wyleniałego królika w jedwabnym surducie i skórkowych rękawiczkach, śniącego w eleganckiej niegdyś, obecnie nieco zapuszczonej norce pogodne sny o zaczarowanych ogrodach, eleganckich podwieczorkach i królewskich salonach.
Opowieść tylko dla sentymentalnych.
Data powstania: 2007
Twórca: Crystelle Darchicourt
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bazylia, szałwia
Nuty serca: cedr, paczula, sandałowiec
Nuty bazy: skóra
* Portret Królika stworzony przez użytkownika larkin-art pochodzi z jego galerii na Deviantarcie
** Druga i czwarta ilustracja to screeny reklamujące film Tima Burtona „Alice in Wonderland”
*** Autorką pracy pod tytułem „Still Life with a fan and gloves ” jest rosyjska rysowniczka Olga Tuchina. Więcej o artystce TU.
19 komentarzy o “Fil de Soie L’Atelier Boheme”
Sentymentalnie, króliczo, ogrodowo… i jeszcze ten ziołowy początek. Coś dla mnie 🙂
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zapach starych perfum – kolejna niszowa awangarda? Sabbath, ja Ci pogrożę, jak Wilk Zającowi w radzieckiej kreskówce! 😉 Niedoczekanie Twoje. 😉
Do tego nuty takie, że nie ma zmiłuj.. Ciekawe jak się to ma do jednej z moich ulubionych bazylii perfumowych, Eau de Campagne od Sisley [może i snobistyczna, ale miks pomidorowych badyli z geranium i bazylią subiektywnie jest o niebo lepszy od Hermèsowych Ogrodów; a i myszką trąci, więc także pasuje do Twego porównania]?
Kolorowy Kocie, ogrodowo jest tylko na początku. Potem już niekoniecznie. Cóż ja mogę rzec, poza tym, że bez testów gruntownych (czyli wielogodzinnych) NIE POLECAM.
Wiedźmo, no pokaż mi, pokaż. :)))
Jeśli pytasz o relację do Eau de Campagne, to początek ma się mniej ziołowo i bardziej kwiatkowo, słodko, a potem już ma się nijak. Kompletnie nijak, bo zapach, który zaczyna się w ogródku kończy się w niewietrzonej norce. I długo w niej siedzi.
Dobra. Urok rzucę. Będziesz pluć Żadorem. ;P
Ech, to niedobrze. A może wprost przeciwnie, w końcu EdC jest dla mnie mimo wszystko trochę za świeże na standardowe polskie miesiące wakacyjne? Tak czy inaczej, zapróbkuję. 🙂 A że sentymentalna jestem… (a przynajmniej bywam) 😉
Tylko ta kwiatkowość niepokoi, stęchłe EdC mogłoby być nawet OK. Dora, zobaczymy w stosownym czasie.
NO wiesz? Naprawdę… Żadorem to ja nawet z drugiej strony bym nie chciała (nie tylko dlatego, że pewnie szczypie w śluzówkę), a Ty mi tu takie rzeczy…?
W kwestii testów… Ja rozumiem oryginalne upodobania, ale delikatnie usiłuję Ci napisać, żebyś się nie zabijała za próbkami.
Chociaż u Ciebie poziom masochizmu chyba jest dość wysoki, co? :> 😉
Pojedynek na zaklęcia zawsze możemy zorganizować.
Zabijać to się nie będę, po prostu wejdę na stronę Indie. i zobaczę, co by tu można jeszcze zamówić.. 😉 Ale to i tak w perspektywie, czas mnie nie goni (patrząc pod kątem perfum).
Zależy, jak patrzeć. 😉 Perfumy testować mogę nawet najbrzydsze. No, nie do końca. Kałowymi nowinkami pachnieć nie zamierzam. Choć słowo "masochizm" jest jednoznaczne.. 🙂 W tym przypadku przestrzeliłaś. [ale o tym było gdzie indziej]
Po prostu gorączkowo szukam świeżaka, który nie będzie usiłował mnie zabić. Trudno, chlip, chlip, zostanę przy Sequoi CdG. 🙂
Ych, w jednym komentarzu napisałam "czas mnie nie goni" i "gorączkowo szukam". 😉 A najśmieszniejsze, że to prawda. W koncu do lata coraz mniej czasu, o czym przypomniały ostatnie skoki słupka rtęci.
Masochizm perfumeryjny postrzegany jako upodobanie do pachnienia zapachami powszechnie uznawanymi za nieurodziwe miałam na myśli. Czyli nie Żadorem. Żador jest pienkny i powszehnie ówielbiany. O!
L'Atelier Boheme na stronie Indiescents nie znajdziesz, niestety.
A Jedwabna Nić NIE jest świeżakiem. Słowo Ci daję. Jest nieświażakiem, jeśli łapiesz, co mam na myśli. ^^
No łapię, łapię. Tyle, że Sequoia też nim nie jest. W odbiorze większości. No to co zrobiłabyś na moim miejscu? 😉
A Żador jest nawet łówielbiany. Czyli jestem masochistką w negatywie, masz ci los. Więc sadystką? Boże uchowaj! Oretyrety. ;))) No po prostu niesformatowana.
Cóż, kończę, bo u mnie zbiera się na oficjalne otwarcie sezonu burzowego. 🙂 Przez lekceważenie tego sprzed dwóch lat straciłam całkiem nowy monitor, więc nie zadzieram z przyrodą.
Jestem ciekawa czy jeszcze cos bedzie z Atelier Boheme. Immortelle i Fil de Soie nie byly dla mnie hitem. Pierwszy byl dla mnie niesmiertelny lecz w tym przelezanym wariancie, a po testowaniu drugiego stwierdzilam, ze mi cos w nim nie gra tak jak powinno: wedlug mnie zawiodla mnie najbardziej ta zakurzona-skorzana koncowka.
Michasia
o rany, ale dyskusja się wywiązała. Swoją drogą nie mogę doczekać się czasów kiedy zapach będzie przenoszony drogą internetową!
Wiedźmo, kogo obchodzi "klasyfikacja" Sequoi, skorto jest taka piękna? Przemyśliwam nad flakonem. Ja osobiście uważam, że kadzidła fenomenalnie noszą się latem.
A sadyzm, czy masochizm – zapachowy albo o nie zapachowy… Co w tym złego w sumie? 🙂
Michasiu, będzie, będzie. Jeszcze dwa. Z Kofeiną na końcu. Zaplanowałam ją razem z BVC Jo Malone. Taki kawowy duecik. 🙂
Mnemonique – jakże bym chciała mieć możliwość tworzenia bloga, przy czytaniu którego można byłoby czuć zapach! Wchodzisz w posta jak w pudełeczko doznań. Zapach, tekst, światło, dźwięki… A pomiędzy nimi, jak Promenada u Musorgskiego – zapach kawy dla odświeżenia zmysłów. 🙂
Sabbath, pięknie piszesz o zapachach.
Zawsze byłam pod wrażeniem Twojej wiedzy (pamiętam z wizażu, bywałam kiedyś na wątku perfumeryjnym jako irsin:))
Będę zaglądać i czytać.
Irsin, pamiętam Cię, oczywiście! Witaj na moich pachnących śmieciach, miło Cię widzieć. 🙂
Bo mnie nie o biurokrację chodziło, tylko o subiektywność doznań. Znowuśmy się nie zrozumiały.. chyba. 🙂 Zresztą, co za różnica?
A kadzidła noszą się fenomenalnie; problem z tym, że i one czasem się nudzą. Ale dzięki za przypomnienie: na "wymianę" mam jeszcze Ambre Russe na przykład. 😉
Co do SM – ano nic złego, jeśli komuś sprawiają przyjemność i dzieją się "za zgodą". Tylko mnie nie pasują, skoro już o subiektywizmie wspominamy. I szlus. 😉 Bo się powoli zapętlam w zeznaniach. 😉
Hihi, Wiedźmo, ja czasem mam wrażenie, że my obie żartujemy, tylko nasze żarty jakoś mijają się w locie.
Ta subiektywność doznań to w kontekście świeżości Sequoi?
Bo że upodobania do SM oraz innych literek są subiektywne, dowolne, dobrowolne i tak dalej to jasna rzecz. Jestem chyba w tej samej frakcji co i TY: proszę bardzo, bawcie się dzieci, ale ja sobie poczytam książkę. Ogólnie vanilla. 😉
Tak, tak, w kontekście. Bo ona jest świeża, jak w mordę strzelił. Tyle, że nie w sposób oczywisty, ale taki alkoholowo-drzewno-aksamitny. Ogólne mniam. 🙂
Fakt, że dziwnie sobie żartujemy. 😉 Nie do siebie, a obok siebie. (?)
Peace, Ziemianko!
Ogólnie mniam. A świeżośc alkoholowo – drzewno – aksamitna będzie odtąd nową jakością. Świeży aksamit, tylko chrupki, poproszę.
A peace jak najbardziej chętnie. Peace, sex and rock and roll! Yyyy… Czy jakoś tak. 😀