Dziś zapraszam do Wiednia – miasta muzyki. Tym razem bez zagajenia, bez przygrywki. 🙂
Dlaczego? Bo na klawiaturę ciśnie mi się powtórne WOW.
Tym razem źródłem mojego zachwytu jest kawa – moje niespełnione perfumeryjne marzenie. Duuużo kawy.
Wyraźny aromat mielonych kawowych ziaren pojawia się już w otwarciu. Choć, aby oddać istotę rzeczy powinnam napisać raczej, że na mojej skórze, przy tej pogodzie VIE w ogóle nie ma otwarcia. Zapach jest relatywnie linearny, co zaskoczyło mnie szalenie, gdyż w sieci jedna ze stron opisujących serię wymienia w nutach głowy cytrynę, bergamotę, miętę i trawę. Wyznaję, że dla mnie wizja takiego preludium była wysoce nieatrakcyjna.
Tymczasem VIE to głównie kawa, wanilia i paczula. Akord przypominający łagodniejszą i mniej słodką wersję A*Mena Thierry’ego Muglera.
Przytulność i swego rodzaju spożywczą swojskość daje kompozycji sukcesywnie zyskująca na znaczeniu nuta czekolady. Wyraźnie wyczuwam również aromat ciemnej, niesłodkiej lukrecji – i z ogromnym zaskoczeniem przyznać muszę, że zupełnie mi on w tej kompozycji nie przeszkadza.
Nieco chłodu wprowadza akcent przyprawowy: goździki, pikantny cynamon, ślad niemożliwych dla mnie do zidentyfikowania nut ziołowych (wedle strony, o której wspominałam wcześniej to estragon, ale mam przekonanie, że znajdziemy tu także rozmaryn) oraz złożenie mięty pieprzowej z odrobiną ostro-chłodnych nut kwiatowych w rodzaju lawendy lub szałwii. Jest to jednak ledwie akcent – unoszący zapach, dający mi pewną lekkość, ślad stymulującej pikanterii, lecz nie wpływający na ogólne wrażenie.
W bazie, poza piękną, niepiwniczną, suchą, orzechową paczulą odnajdziemy delikatne, gładkie nuty drzewne. Oraz oczywiście wciąż obecny, wciąż obecny akord gourmand: kawę, czekoladę i wanilię zarysowaną cynamonowym pazurem.
Podkreślić muszę, że wbrew nutom, nie jest VIE typowym perfumeryjnym słodziakiem. To niezwykłe złożenie kojarzących się z perfumeryjnymi bombami kalorycznymi woni brzmi na mojej skórze mniej ciężko, niż, wspomniany już, rzekomo męski A*Men.
Jeśli (zgodnie z intencją twórcy) potraktujemy zapach jako metaforę przechadzki po uliczkach Wiednia, to dzień jest pogodny, powiewy wiatru wyhamowują między pięknie odnowionymi kamienicami, nagrzane mury oddają nagromadzone ciepło i odgradzają nas od rzeki. Z licznych Konditorei Cafe Häusern dochodzą smakowite aromaty. Nie tylko kawy, ale też pysznych, wiedeńskich wypieków.
I owszem, po raz kolejny udało się Geraldowi Ghislainowi uchwycić atmosferę miasta odwiedzanego podczas urlopu, zwiedzanego niespiesznie i z przyjemnością.
Może i są zapachy z serii Scent of Departure nieco powierzchowne, ale u licha, jako pamiątki z podróży, swoiste olfaktoryczne pocztówki ukazujące najmilszy widoczek i chwytające najmilsze wspomnienia – są fantastyczne.
O ile BUD mnie urzekł sugestywnością, lecz nie wzbudził żądzy posiadania, o tyle VIE chyba chcę mieć. Ze względu na tę kawę…
Data powstania: 2011
Twórca: Gerald Ghislain
Ilustracje do tekstu:
- Na pierwszym zdjęciu Puzzle Trefl – Wieczór w Wiedniu.
- Kaffeehaus i kawa to Café Central w Palais Ferstel. Zdjęcie ze strony hotelu Der Wilhelmshof
- Druga panorama z www.mondodelgusto.it
- Zdjęcie przytulnego wnętrza Café Westend na Mariahilferstrasse 128 ze strony checkfelix.com
- Uliczka na wiedeńskiej starówce ze strony www.haslau-mariaellend.at
16 komentarzy o “The Scent of Departure – VIE”
A gdzie można to cudo kupić?
Niestety, tylko na lotniskach.
Ewentualnie w sieci tu: http://www.thescentofdeparture.com/
super, że można i w sieci, pomysł mnie zafascynował i kiedyś się skuszę na kupno 🙂
Po raz kolejny stwierdzam, że zdjęcia, jakie dobierasz, świetnie się łączą z Twoimi tekstami, a ich połączenie, nie wiem, na ile oddaje klimat, bo zapachu nie znam, ale na pewno klimat tworzy…
Dziękuję, staram się właśnie oddawać klimat zapachu. oczywiście odbieranego i interpretowanego subiektywnie, ale tu raczej niewiele da się zrobić. 🙂
Rozmaryn mnie kusi w tym 😉
Rozmarynu jest niewiele. Jeśli szukasz rozmarynu, przetestuj Larendogrę Polleny Aromy. Wody królowej Węgier nawet nie polecam ze względu na morderczą cenę. :]
Tak, tak wiem… 1600 zł zdaje mi się, o ile dobrze pamiętam 🙂
Po pierwsze: fantastyczny pomysł na serię zapachów. Po drugie: ten muszę dorwać obowiązkowo! Nie tylko dlatego, że uwielbiam kawę w perfumach. Pozdrawiam z Wiednia 🙂 Melk.
Z pięknego miasta pozdrowienia… TO zaiste jest powód, żeby mieć chętkę na VIE. 🙂
Baw się dobrze, Melk!
O jeny, kawusia, paczula i wanilia – już mi się podoba. Zwłaszcza jako "niesłodka wersja A-Mena"…. Też mam pewien niedosyt kawy w perfumach. Nawet zastanawiałam się ostatnio jakby to było kupić sobie licealne "Cafe" 🙂
Co ciekawe nosiłam ostatnio New Haarlem i chyba ze 3 osoby powiedziały mi, że to bardzo słodki zapach. Też coś…
Pozdrawiam znad kubka mlecznej.
NH słodkie? Niezbadane są wyroki ludzkiego nosa. 🙂 Ja wielokrotnie usłyszałam, ze Black Tourmaline pachnie cukierkami eukaliptusowymi. 😉
Hmmm, chyba pójdę sprawdzić te cukierki. To nie zdziwię się, gdy ktoś mi powie, że Patchouli Villoresiego pachnie świeżym praniem.
Ugh! Świeżym praniem? O.o
Chyba świeżo zapomniany w pralce przed tygodniem. 😉
Uwaga, uwaga, ekscytuję się. Jak mogłaś???? Przecież ja teraz będę latać jak kot z pęcherzem za tym cudem! A orientujesz się czy polskie lotniska będa miały je w swojej ofercie??? I ile mniej więcej owo kosztuje?
Nie wiem, Kat. Po prostu nie wiem. Ale podejrzewam, ze jeśli w ogóle, to Warszawa raczej.
Flaszeczka kosztuje 40 Euro.