Właśnie udało mi się ostatecznie potwierdzić teorię względności Einsteina.
Fakt, że napisałam cokolwiek w okresie, kiedy dzień w dzień spędzam bite sześć godzin przed telewizorem najdobitniej dowodzi tego, że jeśli zapiernicza się wystarczająco szybko, można zwolnić upływ czasu i dołożyć dobie godzin. 🙂
Najpierw słówko zagajenia.
Kompozycja Rubaiyat (lub inaczej Ruba’iyat) inspirowana jest poezją pana, który nazywał się Ghiyath al-Din Abu’l-Fath Omar ibn Ibrahim Al-Nisaburi Chajjam, znany zaś jest jako Omar Chajjam – z arabska fabrykant namiotów.
Był Omar Chajjam człowiekiem wyjątkowym: astronomem, matematykiem, lekarzem i filozofem. A filozofię swoją przybliżał ludziom pisząc rubajaty.
Zbiór dowcipnych, nieraz cynicznych czterowierszy sławiących uroki życia i jednocześnie będących świadectwem egzystencjalnych rozterek autora to znakomita lektura. Właśnie się zorientowałam, że nie pamiętam komu pożyczyłam swój egzemplarz… :/
A którzy tu przed nami przyszli i szaleli
Oszołomieni pięknem i winem weseli,
Spełnili swoją czarę i milczeniem zdjęci
Pokładli się w pyle ziemnym na wiecznej pościeli.*
Rubajat stworzony przez Dawn Spencer Hurwitz jest niezwykły od pierwszego wersu.
Wiecie, jak składa się rubajaty. Cztery wersy, każdy złożony z dwóch dopełniających się części. Razem stworzyć mają swego rodzaju poetycki aforyzm, obrazek z przesłaniem.
Spróbuję wedle tego schematu rozłożyć zapach. Nie dlatego, że to metoda najlepsza, tylko dla podtrzymania nastroju.
Pierwszy wers: niezwykły akord złożony z aromatu dzikich róż zaostrzonego dodatkiem przypraw i niezwykłą, niejednoznaczną zielonością geranium podpartego półpłynnym, żywym galbanum. Dziwna ta kwiatowa zieloność zestawiona została z wyraźnym, wytrawnym aromatem kadzideł.
Pierwszy wers jest o tym, że życie porywa nas i zachwyca, choć nie zawsze jest łatwe.
Drugi wers pokazuje uroki życia. Zapach wyraźnie skupia się na róży: nieróżanej, dzikiej nieco, złamanej cierpką zieleniną, rozbujanej eterycznym, przyprawowym podmuchem. W drugiej części tej strofy pojawia się zapowiedź prawdziwego orientu. Ciężkie nuty żywiczne zaczynają nieznacznie zagęszczać, przyciemniać zapach.
I wiemy już, że nawet podążając ścieżką usłaną różami, nie jesteśmy bezpieczni.
Trzeci wers jest kluczowy. Zapach dojrzewa, splata się i ujednolica, na chwilę zastyga w ostatnim promieniu złocistego szafranu, po czym zaczyna pogrążać się w bursztynowym mroku. Ciężkie kadzidła, ciepłe nuty korzenne i oleisty, czerwony sandałowiec dają olfaktorycznemu wierszowi Dawn Spencer Hurwitz głębię i moc.
Oto dotykamy sedna życia, odkrywamy jego niebezpieczny urok.
Ostatni wers podsumowuje opowieść. Najpierw obnaża naszą zwierzęcą naturę – wyrazisty, ostry piżmian złożony z czarnym kminem i mirrą dają cielesny akord ambrowy, który najpierw skupia uwagę, a potem łagodnieje w cieniu czarnego agaru i drzewnej paczuli.
Nadchodzi moment, gdy w ukrytym przed wścibskimi spojrzeniami pawilonie bierzemy w ramiona obiekt naszych westchnień, a potem powoli usypiamy nie troszcząc się o przyszłość. I śpimy długo. Jakieś sto lat.
Kompozycja jest zmienna, lecz konsekwentna. Rozwija się płynnie, bez gwałtownych zwrotów i metamorfoz. Niezwykłe nuty ułożone zostały tak, by nie znudzić poszukiwaczy przygód i nie zrazić wielbicieli klasycznych orientów. I jednocześnie całość jest ukłonem w stronę przeszłości: ułożony na skórze zapach sprawia wrażenie pokrytego patyną, starego, wydobytego gdzieś z otchłani wieków.
Istotne jest także to, że udało się Dawn Spencer Hurwitz zachować równowagę między naturalizmem, a klasyczną sztuką perfumiarską. Akordy dziwne nie są dziwaczne, akordy klasyczne nie brzmią nudno, zaś etap, na którym zapach skłania się ku cielesności pozostaje, mimo akcentów fizjologicznych, metaforą. Jak dobrze napisany erotyk – odważny, lecz daleki od wulgarności i dosłowności. I trochę niedzisiejszy…
Na koniec, dla inspiracji, jeden z moich ulubionych rubajatów Omara Chajjama.
Nam poskąpiono dni. Przeputać je o wodzie
Bez wina i miłości – czy się godzi?
Świat? Wszystko jedno, gdzie jest rzeczy sedno
Gdy trzeba odejść – cóż to nas obchodzi?*
Twórca: Dawn Spencer Hurwitz
Nuty zapachowe:
galbanum, nuty przyprawowe, kwiat davana, róża francuska (gallica) i róża stulistna, szafran, mirt, geranium, sandałowiec, czarny oud, kadzidło frankońskie, mirra, paczula, labdanum, kmin rzymski (czarny), piżmian
*Oba rubajaty w tłumaczeniu Andrzeja Gawrońskiego
Ilustracje do tekstu:
- Ilustracje 1,3 i 5 są dziełami Edmunda Dulac (1882-1953) i pochodzą z
angielskiego wydania „The Rubáiyát of Omar Khayyam” z 1909 roku. - Oryginalne, perskie ilustracje do „Rubajatów” Omara Chajjama (zdjęcia 2,4 i 7)pochodzą ze strony Aunt Violet’s Book Museum.
- Autorem zdjęcie nr 6 jest Carl Purcell. Niestety, Carl Purcell nie podaje nam żadnej informacji o tym, kto jest autorem pracy i z którego wydaja „Rubajatów” pochodzi. Ale zdjęcie ilustracji namalowanej przez kogoś innego, a sfotografowanej przez Carla Purcella można kupić na stronie fineartamerica.com. Trochę ssie taki biznes.
4 komentarze o “Ruba’iyat Dawn Spencer Hurwitz”
poranek to nie jest dobra pora na czytanie CIEBIE 🙂 muszę tu wrócić wieczorem…
🙂
Mam dylemat, ponieważ zasadniczo sądzę że spodobałby mi się ten zapach, ale z racji panującej temperatury, obawiam się że na sezon letni mógłby się okazać za ciężki. Jest taki? Pytam, bo mnóstwo orientalnych kompozycji mocno otula, by nie rzec zaciska się na "nosicielu" 😉
Nie wiem Kat. Dla mnie tym, co decyduje o noszalności zapachu w ciepłe dni nie jest jego oriantalność, czy ciężar, ale ulepność. Noszę w upały kadzidła, zapachy ciężkie, popieliste. tylko słodkich nie potrafię.
O kwiatach typu jaśmin nie wspominam, bo z nimi nie radzę sobie w żadną pogodę.
Rubaiyat nie jest ciężki w znaczeniu nienoszalny w upały: ma akcenty przyprawowe, róża jest dzika do końca, nie ma w nim słodyczy i lepkości.
Dla mnie on po prostu nie jest do końca mój, na jakąkolwiek pogodę.