Zapraszam Was dziś na pierwszą z cyklu recenzji pisanych przez laureatów losowania próbek. Mam nadzieję, że ich zamieszczanie stanie się nową, świecką tradycją na Sabbath of Senses.
Autorką pierwszych dwóch opowieści jest Rincewind99 – autorka bloga Kopalnia różności i laureatka sierpniowego rozdania z firmą Szmaragd i Diament dystrybuującą na polskim rynku perfumy Ramon Molvizar, Cuarzo Signature i Vibrational.
I wyznam Wam nieskromnie, że po przeczytaniu impresji Rincewind uznałam, że mam jednak świetne pomysły. 🙂
Recenzje zamieszczam ze wstępem – za zgodą Autorki. Wstęp często wiele wyjaśnia. Też je przecież piszę. 🙂
***
Długo się zastanawiałam, co napisać. Po pierwsze dlatego, że nie wiedziałam, który z niesamowitych zapachów wybrać jako ten najbardziej ulubiony, a po drugie dlatego, że każdy z nich jest dla mnie całkowicie nie do ogarnięcia za pomocą słów. Nie wiem, czy nawet gdybym umiała lepiej przelewać swoje myśli (i wrażenia) na papier cokolwiek by to zmieniło – one po prostu się słowom wymykają. Jest takie powiedzenie „Pisać o muzyce to tak jak tańczyć o architekturze”, i mój problem z tymi zapachami podlega tej samej zasadzie.
Istnieją oczywiście jednostki, których ta reguła nie obowiązuje, co można stwierdzić na przykład wchodząc na Twój blog i patrząc, jak cudownie „malujesz” słowami zapachy, ale ja się poddaję. To nie będzie więc recenzja ani nic co ją przypomina, ale będzie musiała wystarczyć, a opowiem o dwóch zapachach, z którymi najbardziej się oswoiłam jak do tej pory i które wydały mi się najbardziej „moje” – Black Cube oraz Luna Moon.
Black Cube
Ramon Molvizar
Jestem muzykiem i muzyka jest najbardziej naturalną dla mnie formą wyrazu, dlatego napiszę tak:
Gdybym miała zagrać Black Cube, byłby to utwór o tempie zbliżonym do bicia serca, lub nieco szybszym. Zacząłby się głośno, zdecydowanie i może nieco zbyt „harmonijnie”, lecz już po jakimś czasie ucichłby nieco i pojawiłyby się pierwsze dysonanse.
Lubię je, tak samo jak lubię to, że w tym zapachu nic nie jest oczywiste. Nie byłby „ładnym” utworem, nie puściliby go w radio ani też nikt nie odważyłby się słuchać go przed snem, ale raz usłyszany nie dałby się łatwo zapomnieć. Miałby w sobie coś w niezrozumiały sposób magnetycznego, zupełnie jak te perfumy, a mimo pozornie nie pasujących do siebie dźwięków byłby bardzo spójny, z wyraźnym początkiem i zakończeniem.
Luna – Moon
Ramon Molvizar
Luna Moon – jego nie umiałabym zagrać, bo on w większości jest ciszą.
To zapach, który przywołał parę moich dawno zapomnianych wspomnień… Tak, jak mówi jego nazwa – kojarzy mi się z nocą (taką z gwiazdami i księżycem bardzo nisko), lekkim wiatrem – już nie ciepłym, ale jeszcze bez ukłuć zbliżającej się zimy; może jeszcze z dochodzącymi z oddali dźwiękami uśpionego miasta.
Takie właśnie wspomnienia u mnie przywołał – był czas w moim życiu i były takie osoby, z którymi spędzałam na rozmowach całe noce, i gapiliśmy się w gwiazdy – a jakże. Tamte czasy pachniały właśnie Luna Moon. Dobrze było sobie je przypomnieć 🙂
***
Rincewind 99 – dziękuję!
Mam nadzieję, że muzyczne opowieści Rincewind urzekły Was tak samo, jak mnie. I jak dla mnie, to są recenzje.
Gdyby ktoś zainteresowany był porównaniem naszych impresji, moje recenzje znajdziecie tu: Black Cube i Luna Moon.
Miłego wtorku. 🙂
18 komentarzy o “Recenzje gościnne: Rincewind o Black Cube i Luna Moon Ramon Molvizar”
Jestem pod wrażeniem recenzji, jest naprawdę piękna 😀 Świetna koncepcja opisania perfum po przez opisanie muzyki
Bardzo ładne impresje. 🙂
Oczarował mnie opis zapachy Luna Moon, opis, bo samego zapachu nie znam.
Perfumy o zapachu ciszy, chyba coś dla mnie 😉
Miałem okazję testować Luna Moon, odczucia mam bardzo podobne, świetna rzeczowa recenzja 🙂
Warto było nie wygrać tych próbek, żeby przeczytać te opisy. Są piękne.
Polu, jesteś niezwykła. 🙂
Jak by była opcja lajkowania podlajkowałabym posta Poli.
Fajne recenzje. Wpisują się w klimat SoS.
A Ty masz fajne pomysły, Sab.
Testowanie perfum które od Ciebie otrzymałam sprawiło mi ogromną przyjemność 🙂 I komentarze pod tym wpisem również. Dzięki :))
Pisałam, ze piękne są Twoje recenzje. Wiem, co mówię. 🙂
Kończę się w twoich oczach
umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Ostatnie echo jest ciszą
to miejsce
gdzie kończy się twoje spojrzenie
Sen mnie oślepia, rozjarzona
iskra serca
Kończę się w twoim sercu
Wpis o Luna Moon przypomniał mi ten wiersz
Mrrr… Wojaczek. Niegdyś czytałam namiętnie.
Rincewind99 a może znasz jakieś utwory, które by oddały Twoje wrażenia? ciekawie by było wtedy połączyć czytanie literackich recenzji Sabb ze słuchaniem muzyki 🙂
Nie wiem jakim cudem umknął mi ten komentarz… a to dobre pytanie jest 🙂
Póki co, przyszedł mi na myśl jeden utwór, który niemal idealnie kojarzy mi się z Luna Moon (i ciszy tam dużo)
http://www.youtube.com/watch?v=pdUdheA0t0E
Nad Black Cube jeszcze myślę…
Mi też się bardzo podobają recnzje :)) I świetny cytat z tańczeniem o architekturze :)) Coś w tym jest – to co najbardziej nas porusza najmniej daje się opisać słowami.
Pięknie napisała 🙂 DO mnie muzyka przemawia bardzo więc bez problemu wyobraziła sobie moc tych perfum 🙂
Do mnie też. Nie potrafię się oprzeć stosowaniu terminów muzycznych w niektórych recenzjach. A nawet dodawaniu muzyki czasem…
Rincewind, Sabb ma rację: to SĄ recenzje. 🙂 I to jakie!
Prawdziwa poezja; przy nostalgicznej, deszczowej aurze przeniosłam się w prawdziwie magiczną rzeczywistość. Zaczarowane słowa. 🙂
Muzyczne porównanie mi się bardzo podoba