Recenzje Gościnne: Smoczyca o zapachach z perfumerii Lu'lua


Czytelniczką, recenzentką i blogerką, którą przedstawiam Wam dziś jest jest Smoczyca.


Smoczycę mam przyjemność znać osobiście i wyznam Wam, że jest to jedna z najbardziej ujmujących osobowości, jakie miałam okazję spotkać w całym swoim dość już długim życiu.

"Niuch" - vol.1

Głupi tytuł, nie?


Ale lepszy jakoś nie bardzo chciał przyjść mi do głowy. Cała historia tego posta jest dość krótka - znajoma prowadzi przepięknego, bogatego bloga o perfumach (zresztą, szczerze polecam: Sabbath of Senses, warto poczytać). Wzięłam udział w jednym z licznych rozdań i uśmiechnęło się do mnie szczęście - wygrałam próbki pięciu perfum od perfumerii Lu'lua. Mogłam wybierać sama, więc zdecydowałam się na:

1. Lanvin Arpège
2. Comme des Garcons SERIA 3: INCENSE - AVIGNON
3. Comme des Garcons SERIA 5: SHERBET CINNAMON EDT 30 ML
4. Serge Lutens FLEURS D'ORANGER
5. D. S. & DURGA MY INDIAN CHILDHOOD EDP 30

Niestety (albo i stety, jak się później okazało), perfumeria nie mogła zrobić mi pełnej próbki ostatniego zapachu i zaoferowano mi inny jako uzupełnienie. Wybrałam Burning Barbershop, spod tej samej egidy.


Po nie dalej jak tygodniu oczekiwania, upragnione próbeczki zawitały do mojej skrzynki pocztowej. Ślicznie, elegancko i bezpiecznie zapakowane. I z gratulacyjną karteczką, która teraz wisi na lodówce.




Na pierwszy, omen-nomen, ogień poszły Burning Barbershop i My Indian Childhood, za miejsca testowe posłużyły (dzięki Saab!) zagięcia łokci moje i małża. Chciałabym tylko zaznaczyć na wstępie, że na perfumach nijak się nie znam, nos mam średnio czuły i na dodatek niewytrenowany, więc to wszystko raczej informacje o tym, co JA tam czuję, ale nie co w rzeczywistości w perfumach się znajduje. Na przykład kamfory, która uderzyła mnie w twarz przy otwarciu próbki w ogóle na liście składników nie ma.

My Indian childhood, zdjęcie ze strony perfumerii Lu'lua.

Ogółem powiem: zupełnie nie tego się spodziewałam. No, patchouli w sumie tak, opium też, ale...przypraw jakichś? Czegoś pikantnego? Zapach mnie mocno zdziwił i zaskoczył, że nie wiem nawet, czy mi się podoba. Chyba nie...  Po jakichś 10 minutach zielonej kamfory (z miętą?) która niemiłosiernie atakowała moje nozdrza, wypełzło spod niej opium. Takie ciepłe, duszące, rozlazłe. Lekko mnie przydławiło, w sumie nieprzyjemne. Po jakiejś godzinie zrobiło się z tego patchouli - trochę lżejsze, delikatniejsze i mniej duszące.

Burning Barbershop, zdjęcie ze strony perfumerii Lu'lua
Burning Barbershop jest krótszą historią. Od początku do końca pachnie dymem - a w zasadzie pogorzeliskiem. Jakby spędzić wieczór stojąc w ognisku i obudzić się w tych samych ciuchach. Gdzieś między tym czuję wędzonkę - choć nie wiem zupełnie skąd miałaby się pojawić. Później dym się zbytnio nie zmienia: troszkę delikatnieje, robi sie słodszy...Ale nic poza tym.

Najśmieszniejsze (dla mnie) było zestawienie olfaktorycznych odczuć z tym, co napisano o nutach perfum na fragrantica.com:

MIC: osmantus, pandanus, patchouli, galbanum, tytoń, champaca (milczeniem opuszczę na fakt, że z nazwy kojarzę tylko patchouli, osmantus i tytoń, galbanum przewijało się w recenzjach Sabbath - ale czym jest, pojęcia nie mam, ani tym bardziej jak pachnie)

BBS: lawenda, wanilia, limeta, mięta -  To tam naprawdę jest?

Porównując moje doznania z tym, co opisała Sabbath, jestem nieco rozczarowana - ale też zmotywowana do tego, żeby się uczyć i zacząć rozpoznawać zapachy, choć szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy natura wyposażyła mnie w odpowiednio czułe narzędzia.

Tak czy inaczej: radość z próbek ogromna, nawet jeżeli najlepiej proces opisuje obrazek:

 




 Link do oryginalnego wpisu na blogu Smoczej: KLIK



Komentarze

  1. " Jakby spędzić wieczór stojąc w ognisku i obudzić się w tych samych ciuchach."
    Strasznie mi się to stwierdzenie spodobało, ale i zniechęciło do tych perfum.
    Z moim nosem jest tak, że jeżeli znam zapach to rozpoznam u każdego. Wystarczy, że ktoś przejdzie obok a ja wiem jakich używa perfum.
    Ale "wyciąganie" konkretnych nut nie jest już dla mnie takie oczywiste i nie zawsze mi się to udaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja przyznam, że trochę Ci zazdroszczę. Moja pamięć do poznanych perfum jest bardzo dziurawa. Często jest tak, że wiem, ze coś znam, ale nie wiem, co to. Wówczas rozbieram zapach na nuty i usiłuję skojarzyć je z czymś, co kiedyś pisałam albo wąchałam. Nie dotyczy to oczywiście perfum, które znam dobrze, ale tych wąchanych raz, dwa razy. A takich jest, niestety, coraz więcej. W ogóle mam wrażenie, ze ostatnio ciągle tylko testuję i testuję, a prawie nic już nie noszę tak zwyczajnie, bez spinania się. :]

      Usuń
  2. Mam podobnie jak Smoczyca, z wyczuwaniem w perfumach zapachów, których nie ma na liście składników, za to czasem właśnie za Chiny nie mogę wyczuć tego co tam jest i aż muszę sprawdzać, jak to pachnie, bo może się mylę?
    (Ostatnio nawet lawendę tak sprawdzałam), bo zaczynałam wątpić, że pamiętam, jak ona pachnie. ;-D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wszyscy tak mamy. Ileż to razy czułam w perfumach coś, czego na liście nie było, a składników wymienionych zupełnie nie. :)))

      Usuń
  3. Też mam identycznie jak Smoczyca. To pewnie dlatego, że nos niewytrenowany :). Ostatnio w jednych perfumach wyczułam wiśnię, której nie było ;).
    Recenzja świetna i obrazek na samym końcu bardzo mi się podoba. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, ze to nie dlatego. To nie jest takie proste. Przecież opisy nut nie podają nam wszystkich składników perfum. W rozmowach z kompozytorami przekonałam się, że często mój tropiący nieistniejące nuty nos ma rację. Twój pewnie też. :)

      Usuń
    2. Aha... Nie miałam o tym pojęcia:)

      Usuń
  4. Gratuluję wygranej, przesmacznej recenzji i przede wszystkim poczucia humoru:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to naprawdę niesamowicie sympatyczna osoba jest. :)

      Usuń
  5. Nos lubi nam czasami robic kawały. Na przykład w Heliotropie wyraźnie czuję zapach czerwonej oranżady :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba odkryłam właśnie brak w swojej edukacji zapachowej. nie wiem, jak pachnie czerwona oranżada. :))) Wiem z grubsza, jak pachnie oranżada. I oranżada w proszku. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty