Poszukiwanie informacji o najnowszej premierze Cartiera w nieunikniony sposób prowadzi do odkrycia, że świat pełen jest zdziwionych ludzi.
Ludzi spodziewających się, że La Panthere będzie nowocześniejszą nieco, łatwiejszą kontynuacją kwiatowej polityki klasycznego Pantere z 1986 roku kompozycja Mathilde Laurent zaskakuje właściwie wszystkim: brakiem dominującej nuty kwiatowej, brakiem orientalnego akordu przyprawowego, brakiem nut żywicznych, słodyczą, mchem i ogólnie KOMPLETNIE innym charakterem zapachu. Nastawionych na szykowny szypr męczą owoce. Poszukiwaczy owocowej słodyczy niemile zaskakuje wyłażący spod niej mech.
Najłatwiej nową Panterę oswajają ci, którzy nie mają żadnych oczekiwań. Albo przynajmniej jak ja – żadnych preferencji. Que sera sera. Bo ja przyznaję, że mnie dziwne to połączenie klasycznego, szyprowego szyku z plastikowymi owocami w stylu warholowskiego pop artu po prostu bawi. Nie głupio – odkrywczo i edukacyjnie mnie bawi.
Słodycz kiczu
La Panthere nie składa się z kolejno następujących po sobie faz, lecz z warstw.
Szczyt ułożonej przez Laurant olfaktorycznej piramidy stanowią owoce. Dojrzałe, ciężkie i miękkie. Nie tylko słodkie, lecz dodatkowo dosłodzone barwną glazurą. Truskawki, morele, słodkie jabłka – wyglądają jak malowane, albo jak sklepowa dekoracja. Trochę kiczowato.
Cienkie, przypominające różowe wstążeczki nitki rabarbaru dają owocowemu akordowi nieco lekkości. Niewiele – tylko tyle, by nie zadusił.
Wszystkie te malowane smakołyki ułożono na warstwie kwiatów. Początkowo właściwie niezauważalnych, wychodzących do przodu dopiero kiedy oswoimy dziwną, przewrotnie nowoczesną słodycz otwarcia. Jak gdyby ciężkie owoce powoli zapadały się w miękki, pachnący gardenią krem.
Kluczowa dla zapachu jest jednak trzecia warstwa – relatywnie blada zieleń klasycznego szypru. Trudna, szorstka, retro. Pozornie zupełnie nie pasująca do pozostałych nut. A może nie pozornie? Może należy powiedzieć: niepasująca po prostu.
A jednak! Nuty te zostały ze sobą złożone i zmuszone do współbrzmienia. Skutkiem tego bezczelnego zabiegu jest zapach dziwny i upiornie urzekający. Mariaż klasy i tandety: landrynkowy szypr.
Uczciwie mówiąc, nie wróżę La Panthere wielkiej popularności. Mimo naprawdę zachwycającego flakonu wyglądającego, jak gdyby graficzna głowa pantery wewnątrz była wynikiem naturalnej krystalizacji, nie celowych zabiegów. Bo o ile prawdziwy kicz sprzedaje się świetnie, o tyle romans ze sztuką wysoką raczej nie wychodzi mu na dobre. A tu do czynienia mamy ze swego rodzaju perfumeryjnym pop artem – fantazyjnie pokolorowaną Marilyn o plastikowych włosach.
Może nadinterpretuję, ale myślę, że Mathilde Laurent i nobliwa marka Cartier puszczają do nas oko tym zapachem, że liczą na nasze poczucie humoru i dystans do świata. I ja przyznać muszę, że choć La Panthere raczej nie staną się moimi ulubionymi perfumami, noszenie tej mechatej landryny to dla mnie swego rodzaju guilty pleasure. 🙂
Data powstania: 2014
Twórca: Mathilde Laurent
Trwałość: powyżej 8 godzin solidnej, landrynowej projekcji
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: rabarbar, truskawka, suszone owoce
Nuta serca: gardenia
Nuty bazy: piżmo, mech dębowy
Źródła ilustracji:
- Autorem pierwszych dwóch prac jest, wspomniany w tekście, Andy Warhol. Najbardziej chyba rozpoznawalna twarz pop artu.
- „Exclamation” pop artu autorstwa Gary’ego Graysona. Więcej prac artysty znajdziecie tu: KLIK.
20 komentarzy o “Świat pełen zdziwionych ludzi – La Panthere de Cartier (cykl szyprowy 4)”
I mnie pozytywnie kocisko zaskoczyło. Wpadłam nań buszując w Douglasowych nowościach, a że mam sentyment do marki postanowiłam przetestować nadgarstkowo. Panienka Douglasowa próbowała mnie od kota odciągnąć podtykając jakieś kwiatki-sratki do wąchania na bloterach, a na kota się krzywiła:):) Oczekiwań ani wyobrażeń wobec zapachu nie miałam bo nie byłam świadoma istnienia klasyka. Efekt jest taki, że chyba zostanę kocią mamą 🙂
Ha! Ha! Moje teorie się sprawdzają. :)))
A serio pisząc, ja naprawdę uważam, że kocisko jest łatwe tylko pozornie, więc jeśli udało Ci się dostrzec jego urodę po teście w perfumerii, to przyjmij wyrazy szacunku. Bez krztyny sarkazmu.
Flakon cudny, czyż nie?
Ja zostałam i to po praz pierwszy w życiu.
Dla mnie – raz na jakiś czas, w zależności od nastroju i ochoty.
Codzienność byłaby zbyt ciężka.
Agato, widziałam twoje zdjęcia La Panthere. Świetne. lepsze, niż oryginalne reklamowe!
Aż kiedyś powącham z ciekawości 🙂
Ciekawa jestem Twojej opinii. 🙂
Od jakiegoś czasu czekałam na pojawienie się Pantery na półkach, a teraz nie mam kiedy przetestować. Urzekł mnie falkon, choć ubolewam na tym, że pantera zamiast dzika, ukazuje się nam śpiąca.
Śpiąca? Może i śpiąca, ale moc ma pioruńską. Właśnie wrzuciłam do prania wszystkie ciuchy, które nosiłam dwa dni temu podczas testów oraz zmieniłam pościel. Bo ta cholera wciąz pachnie jak dzika! 🙂
Zasugerowałam się jej przymkniętymi oczyskami na flakonie 🙂
A może dla dziewczynek taki kiciuś by się sprawdził ? 😀
Dla uroczych dziewczynek z blond kucykami i zaburzeniami osobowości. 🙂
Takich nie brakuje 😉
Moja Mama używała klasyka, z osobistych względów nie mam ochoty sięgać po nową wersję, ale flakon jest absolutnie piękny.
Rozumiem. naprawdę.
Ale zaznaczam, że La panthere to żadna "nowa wersja". To kompletnie inny zapach.
Wiem wiem, źle się wyraziłam. W sumie to brawa dla nich, że zrobili coś nowego, a nie tylko odcinąją kupony od nazwy.
W sumie trochę odcinają. 😉
"Mechata Landryna":D Must niuch:D
Dokładnie o tym pomyślałam na koniec 😉
Dokładnie o tym pomyślałam na koniec 😉
No co? ^^
Mechata od mechu. 🙂