W czwartek 10 lipca, w piękny letni dzień w Domu Perfumeryjnym Quality na warszawskim Bemowie po raz kolejny spotkali się miłośnicy perfumeryjnej sztuki. Tym razem gwiazdą był założyciel i „mózg” marki by Kilian – Kilian Hennessy.
Warsztaty z udziałem Kiliana, które okazały się w rzeczywistości czymś w rodzaju spotkania autorskiego z twórcą, zaplanowane zostały z wielką starannością i rozmachem. Na widzach wrażenie robiły nie tylko perfumy i oprawa spotkania, lecz także osobowość gościa, jego starannie przygotowane wystąpienie i przemyślany image. Mam wielką przyjemność zaprezentowania Wam wywiadu, jaki dzięki uprzejmości Państwa Missalów, udało mi się przeprowadzić z Kilianem przed warsztatami.
Bardzo sobie cenię przywilej odbycia tej rozmowy, bo mam wrażenie, że udało mi się podczas jej trwania spotkać Kiliana, którego niewiele osób miało okazję poznać – rozbawionego, żartującego, nawet prowokującego. Zapraszam do lektury. 🙂
Sabbath of Senses: Witaj Kilianie, dziękuję, że zgodziłeś się na udzielenie wywiadu dla Sabbath of Senses. Pierwsze moje pytanie jest dość oczywiste. Z uwagi na temat dzisiejszego spotkania – Perfumy jako sztuka – chciałabym zapytać Cię o powód, dla którego uważasz, ze promocja perfumiarstwa jako sztuki jest ważna, dlaczego w swoich materiałach i wystąpieniach tak zdecydowanie to podkreślasz?
Kilian Hennessy: Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze geneza perfum i przemysłu perfumeryjnego. Kiedy jeszcze pracowałem dla Armaniego, dla grupy L’Oreal, nadszedł moment mojego życia, kiedy byłem już gotów do odejścia. Potrzebowałem jednak impulsu. Swego rodzaju wyzwalacza. Pewnego wieczoru jadłem obiad w budynku Baccarat w Paryżu i wychodząc wstąpiłem do znajdującego się w nim muzeum. W tym czasie prezentowano tam ekspozycję „Sto lat flakonów perfumeryjnych Baccarat”. Kiedy człowiek uświadomi sobie, jak wyglądały flakony perfum w latach 1890 – 1940, uświadamia sobie, że w tamtych czasach perfumy były dziełami sztuki. I to, co widać, gdy bierze się do rąk perfumy Kilian – szkatułki z drewna, satynowe wyściółki, zamki, kluczyki – sto lat temu to był normalny poziom luksusu. Dziś, na skutek rozwoju rynku masowego wygląda to wyjątkowo luksusowo i niezwykle, ale kiedyś było to normalne.
Drugim powodem, dla którego jest to dla mnie tak ważne jest żywione przez wielu ludzi przekonanie, że zasady marketingu można zastosować do perfum. Że można reklamować perfumy tak, jak inne produkty. Tymczasem to niemożliwe. Ludzie zajmujący się marketingiem kopiują liderów. I tyle. Żyjemy w czasach, kiedy klient tak naprawdę nie wie, czego chce. Po prostu nie wie. Skąd miałby wiedzieć? Czy jest możliwe, że zjawi się u mnie klientka, która wyjaśni mi, że chciałaby, by do jej rąk trafiły perfumy w białym, aluminiowym puzderku ozdobionym złotym wężem, które to puzderko po wyjęciu flakonu może zostać użyte jako kopertówka? Nie sądzę. Takie zwariowane idee nie rodzą się na ulicy. To rolą artystów jest wpadanie na takie pomysły. Takie idee nie są także skutkiem badania rynku. Nie biorą się z marketingu, bo marketing to badanie rynku. Nie ma w perfumiarstwie czegoś takiego jak badanie rynku. Ludzie, którzy badają rynek otrzymują dane dotyczące tego, jakie perfumy są popularne, jakie się sprawdzają. Próbują więc dokonać analizy sytuacji rynkowej i odkryć, dlaczego dane perfumy się sprawdziły. Ale tu nie ma czego analizować. Sprawdzają się, bo są dziełem! Prawdziwą kreacją. To jest jedyny powód, dla którego wielkie kompozycje się sprawdzają. Bo są wielkimi dziełami. Pozostałe są tylko kopiami. Tak więc dla mnie perfumy muszą być postrzegane jako dzieła sztuki. Nie wyobrażam sobie marketingowca, który przychodzi do artysty malarza i mówi mu, że ten ma namalować jeden obraz, który w dwa miesiące spodoba się dwudziestu milionom kobiet w każdej możliwej kulturze świata. To jest po prostu niemożliwe! Jeśli zaczniesz myśleć w ten sposób, zabijasz się. Przestajesz tworzyć. Po prostu przestajesz. Obraz, który przemawia do wszystkich i wszędzie nie istnieje! Jedynym sposobem tworzenia jest przemawiać bardzo silnie do bardzo małej grupy ludzi. I wtedy tworzysz rzeczy wielkie i piękne. Ale musisz pamiętać o tym, że tworzysz dzieło sztuki. Jeśli się sprzeda – fantastycznie. Jeśli się nie sprzeda – przynajmniej masz swoją dumę. Nie sprzedaje się, ale jesteś z tego dumny. Mam perfumy, które się nie sprzedają, albo sprzedają bardzo słabo, ale wciąż jestem z nich dumny.
SoS: Jakie na przykład?
KH: Na przykład Love and Tears Surrender. Nie sprzedaje się. Po prostu nie. To wspaniałe jaśminowo – ylangowe perfumy; jaśmin różny od wszystkich innych jaśminów na rynku. Bo jaśmin to kwiat piękny w naturze. Kiedy przechodzisz obok jaśminowego krzaka zwykle jesteś zachwycony. I zwykle myślisz – co za boski aromat! A potem nakładasz na skórę absolut jaśminu i… jest okropny. Zielony, ostry, indolowy, zwierzęcy… Jaki tylko chcesz, ale nie ładny. Po prostu nie jest ładny. I tak to jest z jaśminem. Perfumy z wysoką zawartością jaśminu są nieco animalne, trudne… Po prostu nie są pociągające. Pracowaliśmy bardzo ciężko, żeby uzyskać jaśmin, który będzie piękny. Egzotyczny, wzbogacony nutą ylang – ylang; to kluczowe połączenie tego akordu… I wiesz co? Nie sprzedaje się. (chwila przerwy) Ale mnie to nie obchodzi. Nie obchodzi mnie, bo wciąż jestem z nich dumny. Wolę być dumny z perfum, które się nie sprzedadzą, niż nie być dumnym z czegoś, co będzie się świetnie sprzedawało.
SoS: Pochodzisz z rodziny, która mogła zapewnić Ci świetną przyszłość, pracę, także realizację pewnej pasji, gdyż od lat tworzycie produkt więcej, niż dobry; jednak zdecydowałeś się na rozwój w zupełnie innym kierunku. Czy kiedykolwiek obawiałeś się, że pomysł ten jest zbyt ryzykowny? Czy zastanawiałeś się nad powrotem do dziedziny, którą od pokoleń zajmuje się Twoja rodzina? Czy też nigdy nie brałeś pod uwagę takiej opcji?
KH: Nigdy nie brałem pod uwagę takiej opcji. Nigdy. Najważniejsze dla mnie jest to, by budzić się co rano i spoglądając w lustro być dumnym z życia, które buduję. Kiedy po skończeniu studiów dostałem swoją pierwsza pracę u Diora, (pracowałem u Diora półtora roku) wzrok ludzi przekonanych, że dostałem posadę z powodu nazwiska był czymś nieznośnym, okropnym. Przyrzekłem sobie wtedy, że nigdy już nie będę pracował dla LVMH*. Nigdy w życiu. I całą swoją karierę budowałem poza grupą. Przez cztery lata pracowałem dla rodziny Puig i marki Paco Rabanne, później przez trzy lata dla Alexandra McQueena w ramach grupy Gucci, a potem przeniosłem się do grupy L’Oreal, na kolejne trzy lata. Tak więc… Nie. Nigdy.
SoS: I konsekwentnie nie promujesz swoich perfum nazwiskiem rodowym, tylko swoim imieniem.
KH: Bo to jestem ja. Gdybym promował markę nazwiskiem na pewno znaleźliby się ludzie, którzy powiedzieliby: „O, widać, że czerpie korzyści z nazwiska”. A ja chcę odnieść sukces na własną rękę.
SoS: Przyznać muszę, że właściwie znałam Twoją odpowiedź zadając pytanie, jednak mimo to chciałam, żeby znalazła się w treści wywiadu. (śmiech) Powiedz mi proszę, teraz, kiedy już odniosłeś sukces, wypromowałeś własną markę, o czym marzysz, dokąd dążysz?
KH: Moim marzeniem jest stworzenie marki, która za sto lat wciąż będzie istniała.
SoS: Ale w jaki sposób? Chcesz by stała się firmą rodzinną, żeby przejęły ją Twoje dzieci? Bo za sto lat trudno będzie prowadzić ją osobiście.
KH: Rodzina to może być bardzo fajna sprawa. Ale nie. W mojej rodzinie próbowaliśmy wspólnie prowadzić interes i zrobił się z tego duży bałagan. Jeśli presja podążania drogą wytyczoną przez rodzinę jest zbyt silna, bywa bardzo ciężko. Jeśli chcesz się rozwijać, być szczęśliwym – musisz pójść własną drogą.
SoS: Dziękuję. Kolejne moje pytanie dotyczy już stricte perfum. Nie jesteś autorem kompozycji marki, jednak są to Twoje perfumy, opowiadasz o nich jak o własnych dziełach. Moje pytanie brzmi więc, na czym polega Twój wkład w perfumy i w zapach? Czy Twoje są tylko pomysły, czy konsultujesz się z kompozytorem, uzgadniasz szczegóły? Jak to działa?
KH: Najpierw tworzę kolekcję. Czy raczej powinienem powiedzieć, że piszę kolekcję. Na przykład kolekcja In the Garden of Good and Evil (W ogrodzie dobra i zła) – dla mnie jest to opowieść o pokusie. Pomyślałem więc, że jeśli chcę pracować nad tematem pokusy, muszę wybrać pokusę. Którą pokusę wybrać, skoro w naturze istnieje zylion pokus? Tym, co jest da mnie istotne zawsze, jest kontekst kulturowy i artystyczny. Zacząłem więc analizować, jak przedstawiana była pokusa sto, dwieście, tysiąc lat temu. I oczywiście, takie rozważania muszą prowadzić do ponadczasowego przedstawienia pokusy, jakim jest jej biblijna wizja. Kiedy mówimy o pokusie biblijnej, wszyscy mamy te same skojarzenia. Adem, Ewa i wąż, który skusił Ewę by ugryzła jabłko, czyli zakazany owoc, i to, że zdali sobie sprawę ze swej nagości i zakryli się liśćmi winorośli… Wszyscy znamy te symbole i wszyscy mamy te same skojarzenia. I bardzo dobrze, bo kiedy spojrzysz na flakony z kolekcji, znajdziesz na nich wszystkie te symbole. Wąż, zakazany owoc, winogrona, liście winorośli… Wszystko tu jest. Opowieść będąca inspiracją daje mi materiał, na bazie którego mogę tworzyć.
Kiedy już mam temat, poszukuję tytułu. Na przykład „W ogrodzie dobra i zła”. Gdy znajdę tytuł, poszukuję treści. Jak przy pisaniu książki – zastanawiam się, o czym będą rozdziały opowiadające historię, którą wszyscy znają. I tak – pierwszy rozdział, pierwsze perfumy serii nazwałem In the city of Sin (W mieście grzechu). Dzisiejsze miasto jest wczorajszym ogrodem – miejscem pokusy i miejscem, gdzie wydarza się grzech. Good Girl Gone Bad (Dobra dziewczyna, która zeszła na złą drogę) to metafora Ewy. Dobra dziewczyna stworzona przez Boga, która nie oparła się pokusie i stała się złą dziewczyną. Najciekawsze s tych opowieściach jest to, że wszystkie one mają odwołania do przeszłości i sztuki, ale sposób użycia słów jest absolutnie współczesny. „Good girl gone bad” nie jest wyrażaniem, które istniało 10 lat temu. Jest współczesne. Interesuje mnie tworzenie perfum, które pachną współcześnie; pachną tak, jak powinny pachnieć perfumy naszych czasów. To bardzo ważne – pachnieć współcześnie. Potem nadchodzą „Zakazane zabawy” (Forbidden Games) i zobaczysz, że wszystkie kolejne perfumy będą prowadziły do finału, do zakończenia historii, która już istnieje; która została już napisana do końca.
Dopiero kiedy mam już gotową opowieść, i tylko wówczas, wybieram perfumiarzy, którzy ją odtworzą. Dokładnie w sposób, w jaki obsadę wybiera reżyser filmowy. Jeśli chcemy nakręcić romans, nie zaproponujemy głównej roli Sylwestrowi Stallone. Aktorów i aktorki wybiera się tak, by pasowali do scenariusza. I ja robię dokładnie to samo. Nie wymagam od tego samego perfumiarza wyrażania różnych emocji. I skoro już mówimy o tej kolekcji – jeden z jej rozdziałów stworzyła Carlice Becker, jeden Fabrice Pellegrin, jeden Sidonie Lancesseur. Wybieram zapach w oparciu o swoje przekonanie, że twórca będzie w stanie odtworzyć emocję, o którą mi chodzi. Kiedy już wybiorę swoją obsadę – aktorów i aktorki, siadamy wspólnie i opowiadam jej swoją historię. Wyjaśniam rozdział, za który odpowiada. I tak na przykład – chciałem, by Light My Fire (Rozpal mnie) były opowieścią o uzależnieniu od cygar Montecristo. Zaczęliśmy więc zastanawiać się nad tym, jak to odtworzyć. Możemy to robić w różny sposób. Czasem zaczynamy od wąchania surowych materiałów perfumeryjnych: czystych esencji, syntetycznych molekuł zapachowych… Wszystkiego tego, co może prowadzić do przełożenia emocji na język zapachu albo do odtworzenia zapachu, o który nam chodzi. To długi proces. Może trwać nawet rok. W wyniku tego procesu wyodrębniamy kluczowe nuty. Kiedy już znajdziemy nuty kluczowe, określamy charakter kompozycji. W przypadku Light My Fire zdecydowaliśmy się na zapach drzewno – przyprawowy. Idealnie. 🙂 Zastanawiamy się wiec nad tym, jakie wielkie drzewno – przyprawowe kompozycje stworzono wcześniej. Nie możemy przecież odtworzyć czegoś, co już istnieje. Ani nawet zbliżyć się do tego… Analizujemy więc, z czym złożyli paczulę twórcy, którzy byli przed nami. I wiemy, że jeśli połączyli paczulę ze składnikiem x – my musimy trzymać się od niego z daleka. Musimy stworzyć własny akord kluczowy. I to jest początek pracy. Później wchodzimy w kwestie techniczne. Udana kompozycja może nie urzekać w nutach górnych, albo nuty górne i baza mogą być piękne, ale w centrum zapach będzie zanikał i tak dalej. To wymaga rozwiązań technicznych. Zwykle perfumiarz prezentuje mi kilka opcji – niektórzy przesyłają dwie, inni wolą wysłać ich 12 – a ja wącham każdą z próbek i odsyłam swoje komentarze. Raz w miesiącu spotykamy się w laboratorium, ale prawda jest taka, że w laboratorium perfumiarz mnie nie potrzebuje. Spotykamy się, bo jest to fajne, bo lubimy spędzać ze sobą czas i dlatego, że mogę wtedy wpływać na pracę. Ale przecież mogę to robić także za pomocą rozmów telefonicznych czy wiadomości mailowych. Staram się zżyć z zapachem. Analogicznie jak w przypadku reżysera filmowego – muszę być w stanie dać szczegółowe wskazówki, wyjaśnić wątpliwości, reżyserować swojego perfumiarza. Bo perfumiarz będzie próbował napisać formułę w sposób, w jaki tradycyjnie pisze formuły. I prawdopodobnie spróbuje umieścić w niej akordy, o których wie, że pachną dobrze. Takie, które już stworzył, które już istnieją i były obecne na rynku. Moim zadaniem jest rzucenie perfumiarzowi, czy w tej sytuacji perfumiarce, wyzwania. Powiedzenie jej:
– Nie jestem zainteresowany takim rozwiązaniem; chcę czegoś bardziej innowacyjnego, twórczego. Co powiesz na to, żebyśmy podwoili stężenie substancji X?
– Ale dlaczego? Jakże to? Mamy jej już dużo!
– Wiem. Spróbujmy dać dwa razy więcej.
I próbujemy. I czasem efekt jest wspaniały, a czasem okropny. To coś w rodzaju przepisu kulinarnego. Dodajesz i odejmujesz; zwiększasz ilość i zmniejszasz.
SoS: W jednym z wywiadów Sidonie Lancesseur powiedziała, że tworzy receptury perfum tak, jak przepisy kulinarne.
KH: Bo tym właśnie są. Absolut mięty – dwa gramy, absolut kwiatu pomarańczy – pięć gramów… To jak przepis. Dokładnie to samo.
SoS: Swego czasu zdecydowałeś się ujawnić na swojej stronie receptury swoich perfum. Te „przepisy” właśnie. Nikt nie wspomniał nigdy, że nie są to tak naprawdę ścisłe, prawdziwe receptury. Te ujawnione zawierają tylko podstawowe nuty i akordy, bez chemii, która daje zapachowi charakter, moc, trwałość…
KH: To, co pojawiało się w tych recepturach to wszystkie naturalne olejki użyte w danej kompozycji oraz syntetyczne molekuły zebrane w akordy. Gdybym napisał formułę typu: dihydromyrcenol, nerolidol, hydroksycytronellal, lilial, lyral… Pf! To jak mówienie po chińsku! Ale jeśli połączymy te molekuły – sześć, siedem, osiem – ze sobą, i te osiem molekuł daje w perfumach efekt fiołka, wówczas opisujesz je jako akord fiołka i klient wie, że nie jest to naturalny olejek, tylko akord mający pachnieć jak fiołek. I, oczywiście, nie jest rozsądnym oddawanie swym konkurentom wszystkich atutów. (śmiech)
SoS: Jak istotnym elementem dzieła, jakim są perfumy jest dla Ciebie design, projekt, elementy perfumami nie będące? Pomysł, historia, projekt flakonu, pudełko, wreszcie fakt, że przeznaczone są one do wielokrotnego użytku i w ten sposób nigdy nie staną się „odpadem”, są częścią dzieła i swego rodzaju dziełem samym w sobie. Jakie to ma dla Ciebie znaczenie?
KH: Zasadnicze. To priorytet. Wszystkie moje flakony stworzone zostały po to, by trwać. To bibeloty, kreacje, które kobieta lub mężczyzna posiadał będzie przez dziesięć lat. Lub przez całe życie. To bardzo ważne.
Nie jest w porządku twierdzenie, że flakon nie ma znaczenia, że liczy się tylko zawartość. To kompletna nieprawda. Bo przecież flakon o określonej barwie lub bezbarwny – nie niosą tego samego przekazu. Okrągły flakon będzie niósł inny przekaz, niż flakon sześcienny. Biała etykieta niesie inną treść, niż czarna. Rozumiesz, co mam na myśli? Każdy element coś mówi. Każdy ma znaczenie.
SoS: odnoszę wrażenie, że jesteś typem człowieka, dla którego wszystko ma znaczenie. Nie tylko jeśli chodzi o perfumy. Czy jest w życiu coś, co nie ma dla Ciebie znaczenia?
KH: Hm… Nie wiem. (śmiech) Moja żona mawia, że życie ze mną jest trudne, bo zwracam uwagę na każdy drobiazg. Kiedy idziemy ulicą, rzeczywiście zwracam uwagę na wszystko.
– Widziałaś buty tej kobiety? Widziałaś płaszcz tego faceta? Widziałaś…
– Hej, hej, gdzie są Twoje oczy? Twoje oczy są wszędzie!
A ja nic na to nie poradzę. Po prostu widzę wszystko. To bardzo niedobre. (śmiech)
SoS: Kończąc rozmowę zadam pytanie, które zadają chyba wszyscy. O nuty, które lubisz. Nosić i czuć. Oraz o zapachy, które lubisz nosić prywatnie, dla przyjemności.
KH: Jest ich kilka. Zwykle do pracy używam Taste of Heaven.
SoS: Pachniesz absyntem idąc do pracy?
KH: Dla mnie to bardziej zapach lawendowy, niż absyntowy. A sam absynt jest dla mnie po prostu nutą aromatyczną. Nie jest niczym niebezpiecznym, bo jest po prostu nutą aromatyczną.
Wieczorami wybieram zazwyczaj Amber Oud lub Back to Black. W weekendy Prelude to Love, Bamboo Harmony. I oczywiście, noszę każdy nowy zapach, jaki wprowadzamy.
SoS: Czyli nie dzielisz perfum na damskie i męskie?
KH: Nie.
SoS: I nie uważasz, że mężczyzna pachnący jaśminem to coś dziwnego?
KH: W żadnym razie. Dlaczego kwiat lawendy miałby być odpowiedni dla mężczyzn, a nie dla kobiet? Dlaczego róża miałaby być kwiatem kobiecym, a geranium, które przecież pachnie jak róża, miałoby być kwiatem męskim?
SoS: I na koniec pytanie kanoniczne: jakie są Twoje plany? Zawodowe, oczywiście.
KH: Wkrótce zaprezentuję nową kolekcję – Addictive State of Mind. Składała się będzie z trzech zapachów – uzależnień. Uzależnienie od cygar, konkretnie od cygar Montecristo; a perfumy nazwałem Light my Fire. Uzależnienie od tureckiej kawy – zapach nazwałem Intoxicated. Oraz uzależnienie od marihuany, a zapach nazywał się będzie Smoke for the Soul.
SoS: Czy to także Twoje uzależnienia?
KH: Niektóre moje. O innych słyszałem, że ludzie je miewają… (śmiech)
SoS: Uważasz, że to coś złego? Uzależnienia? Słabości? Czy sądzisz, że mają także… Pozytywne aspekty?
KH: Uważam, że jak wszystkie pokusy, i te czynią człowieka bardziej żywym, a życie bardziej intensywnym.
SoS: Lubisz więc ryzyko.
KH: Bez ryzyka życie jest nudne. (tu śmiech Kiliana jest reakcją na moją minę)
SoS: Kilianie, czy istnieje jakieś pytanie, którego ode mnie oczekiwałeś, a go nie zadałam?
KH: Nie gniewaj się, ale udzielam tylu wywiadów, tylu naprawdę różnym ludziom, że nie mam już żadnych oczekiwań. (śmiech)
SoS: Rozumiem. dziękuję za rozmowę i mam nadzieję na kolejne spotkanie.
KH: Dziękuję, ja również.
Ja natomiast dziękuję Wam za uwagę.
Recenzje perfum z nowej serii by Kilian: Addictive State of Mind lada moment pojawią się na Sabbath of Senses.
* Louis Vuitton Moët Hennessy
- Za udostępnienie zdjęć ze spotkania serdecznie dziękuję Perfumerii Quality Misala.
21 komentarzy o “Ekskluzywny wywiad z twórcą marki by Kilian – Kilianem Hennessy”
No i prawie spóźniłam się na jogę. Wstałam o czasie -a tu informacja o wywiadzie…
Teraz, zziajana siedzę już w autobusie i zastanawiam się nad uzależnieniem od tureckiej kawy… I myślę -jak to kiepsko być uzależnionym od niemieckiej -co z moją fantazją?? Czekam więc niecierpliwie na recenzję i -oczywiście, możliwość poznania zapachu…
Piękne zdjęcia, piękni na nich ludzie 🙂
Ja nie jestem uzależniona od kawy. Po prostu bez kawy życie jest mniej smaczne i bardziej śpiące. 🙂
A za "pięknych ludzi" dziękuję. Kilian rzeczywiście ma w sobie "coś". I potrafi pozować do zdjęć! 😀
Czekam niecierpliwie na Light my Fire – wciąż szukam pięknego tytoniu w perfumach. Kawa też kusi…
Ja mam kłopot z tytoniem w perfumach. Podoba mi się taki, który nie pachnie tytoniem. Ale wtedy marudzę, że za ładny. A jak pachnie tytoniem, to doceniam, że pachnie tytoniem, ale mi się nie podoba. 😉
Bardzo ciekawa rozmowa z Twócą a nie marketingowy bełkot.
Dziękuję i proszę o więcej 🙂
Anko, bardzo dziękuję. Dokładnie o to mi chodziło i chodzi w każdym wywiadzie.
Pozdrawiam serdecznie!
Sabbath – zazdroszczę spotkania i chylę czoła, świetny wywiad! Kilian wydaje się być osobą trzymającą dystans oraz wzbudzającą ogromny respekt. Tym bardziej dziwię się, że udało Ci się wywołać na jego twarzy uśmiech 🙂
To prawda, Kilian jest bardzo zdystansowany. Uprzejmy, nawet ujmujący ale w szczególny sposób wyniosły. W sumie trudno się dziwić, zważywszy na pochodzenie. 🙂
Jestem szalenie zadowolona z tego wywiadu.
Dziękuję, Parfumoholiczko. 🙂
Mam wrażenie ,że złapałaś z nim kontakt. Miło było poczytać.
Ciekawa jestem nowej serii. Tytoń i marihuana 🙂 może wreszcie jakś dobra kawa pojawi się.
A taki był wyniosły na zdjęciach…
Perfekcjonista chyba.
Totalny! Mam wrażenie, że neurotyk wręcz. Jak gdyby nie był w stanie funkcjonować, jeśli wszystko nie będzie idealnie i wedle ustalonego porządku. Tym bardziej cenię sobie te chwile luzu, które udało mi się złapać. Bo ja go w sumie doskonale rozumiem. Zarówno jeśli chodzi o dystans do ludzi, po których naprawdę nie wiadomo czego się spodziewać, jak i o plan pracy – bo przecież dla niego taka promocja to praca. Wizja, że w pracy coś pójdzie nie tak i mnie spędza sen z powiek…
Uczłowieczyłaś Go w moich oczach. Nawet mi Ho trochę żal, bo perfekcjonizm daje poczucie wiecznej niedoskonałości . Neurotykiem..uff..ciężko z kimś takim być.
To już teraz rozumiem skàd takie napięte przygotowania w Q przed przyjazdem gościa.
Świetny wywiad, ciekawy zwłaszcza w momencie kiedy Kilian przybliża jak tworzy perfumy. No i absolutnie podzielam jego zdanie co do flakonów…
Muszę też dodać, że naprawdę pięknie prezentujecie się na zdjęciach. 🙂
Dziękuję. Rzadko pozwalam sobie na mocny makijaż, ale tym razem okazja była wyjątkowa. 🙂
Przyznaję, że sama niegdyś postrzegałam flakony inaczej. Ale człowiek zmienia czasem zdanie, prawda?
Świetny wywiad, gratuluję.
A słowa o tym, że w świecie perfum nie ma czegoś takiego, jak badanie rynku chętnie wyryłabym na tabliczce (lub wypisała na pergaminie i przybiła u wejścia do Sefory czy Daglasa ;P ).
Dziękuję Wiedźmo.
I prawda – sama bym ryła. Specjalnie zdawałam mu pytanie dotyczące sztuki i tworzenia. Zadając je wyjaśniałam powody, ale tę część wycięłam, bo odpowiedzi mówiły wszystko, co trzeba. 🙂
Od razu chcę się poznać wszystkie kompozycje Kiliana. A już na pewno nie mogę doczekać się zapachu o słusznej nazwie Smoke for the Soul. 😉
Klaudia, kiedyś w końcu trzeba się spotkać/ wiesz o co kaman…
Hahaha! Wiedziałam, że ten akurat zapach Cię zainteresuje. 🙂
Świetny, interesujący wywiad (a sam Kilian jakoś tak zyskał w moich oczach po tym, co przeczytałem). Pozdrawiam! 🙂
Przyznać muszę, że po prasowych wywiadach i oficjalnych wypowiedziach Kilian i mnie wydawał się nazbyt "marketingowo poprawny". W tej rozmowie zdecydował się pokazać kogoś, kogo normalnie ukrywa: nie do końca poprawnego, zadziornego, cieszącego się życiem człowieka. Bardzo się cieszę, że ta rozmowa przebiegła w ten sposób.
Teraz dopiero na niego trafiłam dzięki Twojemu IG 🙂
Czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Świetny wywiad i niesamowite osobowości – Twoja także 🙂