Arsene Lupin – dżentelmen i włamywacz. Dandys i łobuz.
To złożenie cech zawsze sprawdzało się w opowieściach – pociągało ich miłośników i inspirowało twórców. Od starożytności, gdzie dandysami i łobuzami często bywali sami bogowie, przez bogów nowożytnych – ze szczególnymi ukłonami dla gentlemana, mędrca, łobuza i złodziejaszka Odyna. Od kanonicznego dziś przykładu inteligentnego i wyrafinowanego złoczyńcy, jakim jest profesor Moriarty, po postaci w typie Arsena Lupin, wzorowanego na nim Simona Templara czy, słabo polskiemu czytelnikowi znanego, Toma Ripley, którego książkowy wizerunek zniekształciła sugestywna kreacja Mata Damona w filmowej adaptacji „Utalentowanego pana Ripley” Patricii Highsmith.
Nie zapominajmy o Robinie Hood w niektórych wersjach legendy legitymującym się szlacheckim pochodzeniem, nie zapominajmy o Zorro czy Don Juanie, nie bagatelizujmy uroku i przewrotności Doriana Greya. Na koniec wspomnijmy o tym, że popkulturową wariacją na temat „dandys i łobuz” jest także szarmancki łobuziak o uczernionych powiekach – kapitan Jack Sparrow.
Tak… Dandys i łobuz to wyjątkowo atrakcyjny temat. Czemuż by nie napisać o tym… perfum?
Oparty na bogatym, zmysłowym aromacie sandałowego drewna perfumeryjny duet Jean-Paula Guerlaina – Arsene Lupin Dandy i Arsene Lupin Voyou – dowodzi starej prawdy, że łobuz musi być milszy, niż dandys. By uszło mu na sucho łobuzowanie, musi mieć więcej uroku i czaru, niż elegant, któremu z zasady socjeta sprzyja.
Arsene Lupin Dandy
Arsene Lupin Dandy to kompozycja złożona, klasycznie urodziwa, zmienna w sposób, którego oczekujemy od ekskluzywnych, eleganckich perfum. Wytrawne, androgyniczne cytrusy otwarcia stanowią wstęp do fazy, w której Dandy olśni nas gładkością lica i perfekcyjnym krojem stroju.
Serce kompozycji to męskie, czy może młodzieńcze nuty przyprawowe złożone z aksamitnym drzewno – fiołkowym akordem dającym Dandysowi delikatne rysy i miękkość ruchów.
Dopiero baza wykracza poza schemat, przesuwa kompozycję Guerlaina ze sfery perfum dobrych i eleganckich w sferę perfum, które mogą zachwycić. Kadzidlana, drzewna, cienista, miękka. Głęboka jak mroczny sekret, który jednak do samego końca pozostaje nieujawniony. Aluzyjnie zmysłowa, lecz poza aluzję nie wykraczająca. Świetna.
Niestety, Guerlain zapachów z serii Parisiens i Parisiennes nie udostępnia do testów ani klientom, ani nawet blogerom. Nie miałam więc okazji poznać zapachu na spokojnie, w warunkach godnych i powyższe moje odczucia są jedynie wynikiem pobieżnego testu nadgarstkowego zakończonego poczynieniem szybkich notatek na kawiarnianej serwetce. Żałuję. Jeszcze bardziej żałuję niemożności bliższego poznania skórzastego Derby i L’Âme d’Un Héros o przepięknej, piżmowo drzewnej bazie.
Mam natomiast okazję znać bliżej Arsene Lupin Voyou, dla którego popełniłam szaleństwo – zabrałam go do domu po pierwszej, szybkiej, niemiarodajnej schadzce. Toż to prawie jak seks na pierwszej randce! 😉
Arsene Lupin Voyou
Pierwszy moment to rozczarowanie. Za ostro, za męsko. Łobuz pierwsze wrażenie robi takie sobie. Na szczęście drugie wrażenie to zupełnie inna historia.
Piliście kiedyś absynt? Taki prawdziwy – nie ten sprowadzany z Czech, utemperowany pod kątem regulacji prawnych, łagodny i relatywnie przyjazny podniebieniu; nie ten wykonany przy pomocy zestawu alkohol + ekstrakt + barwnik, który smakuje co prawda parszywie, ale działaniem niewiele różni się od normalnych trunków; lecz prawdziwą piołunówkę destylowaną z piołunu – gorzką jak nieszczęście i idącą do głowy jak szczęście?
Tym, którzy nie mieli okazji powiem na uszko, że absynt prawdziwy, niesklepowy smak ma tak intensywny, że bez całego tego absyntowego ceremoniału w postaci palenia cukru jest nieomal nie do wypicia. Z ceremoniałem też trudny, ale czegóż nie uczyni człowiek dla poszerzenia granic poznania… Powiedzmy. 😉
Przechodząc do rzeczy – aromat piołunowego ziela przypruszonego pieprzem to szczyt łobuzerskiej kompozycji Guerlaina. Zapach ostry, trudny, dziwny. I kojarzący się.
Drugi plan to akord będący absolutnym przeciwieństwem pierwszego – miękki, gęsty sandałowiec dodatkowo zmiękczony subtelnym, niejednoznacznym tchnieniem róży.
I już. Te dwa kontrastowe, sprzeczne wręcz akordy dają Lupinowi Łobuziakowi charakter, urodę i profesję.
Fenomen tego połączenia polega na tym, że oba kluczowe akordy są ekstremalne. Jeden zbyt ostry, zbyt trudny, zbyt cierpki. Drugi zbyt prosty, zbyt łagodny, zbyt miękki. Jak gdyby bohater opowieści urodę miał zbyt łatwą, ale charakter zbyt trudny.
Gdy w sukurs pięknemu niecnocie przychodzi mrok paczuli i ciepłe, spopielałe kadzidło – nie sposób się oprzeć. Chyba, że o ścianę.
Arsene Lupin Voyou to gorzko – słodki romans spod ciemnej, lecz niebywale pięknej gwiazdy. Romantyzm, nie sielanka.
Przyznać muszę, że jako kobieta nie czuję się w tym zapachu komfortowo, naturalnie. Mimo jego urody. Absynt jest bardzo męską nutą i nawet zestawiony z miękkim akordem serdecznym, wciąż pokazuje swój trudny charakter. Mnie jednak urzekł. I choć wciąż i uparcie nie polecam szaleństw w rodzaju seksu na pierwszej randce czy zakupu perfum bez porządnych testów – tym razem swego wybryku nie żałuję.
Arsene Lupin Dandy
Data powstania: 2010
Twórca: Jean-Paul Guerlain
Trwałość: ok 10 godzin
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, gorzka pomarańcza
Nuty serca: kardamon, różowy pieprz
Nuty bazy: sandałowiec, paczula, olibanum
Arsene Lupin Voyou
Data powstania: 2010
Twórca: Jean-Paul Guerlain
Trwałość: ok 10 godzin
Nuty zapachowe:
Nuty głowy: szałwia, absynt, pieprz, kolendra
Nuty serca: sandałowiec
Nuty bazy: paczula, róża, benzoes
Źródła ilustracji:
- Pierwsze dwa zdjęcia pochodzą z francusko-włosko-hiszpańsko-brytyjskiego serialu „Arsene Lupin” w reżyserii Jean-Paula Salome, z Romainem Duris w roli Arsena Lupin.
- Wszystkie pozostałe zdjęcia (poza fotografią mojego własnego flakonu) to kadry z filmu „Z piekła rodem” (From Hell) w reżyserii Alberta i Allena Hughesów. Na zdjęciach Johnny Depp i niczego więcej nie napiszę. Żadnych spojlerów, poza tym, że film jest bardzo, bardzo dobry i jeśli ktoś z Was nie miał okazji go jeszcze zobaczyć, powinien czem prędzej to zmienić. Naprawdę kawał świetnego kina, doskonałe aktorstwo (nie tylko Deppa), umiejętnie stworzony klimat i intryga, która do końca nie rozczarowuje.
16 komentarzy o “Seks na pierwszej randce czyli opowieść o dandysie i łobuzie”
Lubię takich urokliwych drani, nawet tych bardzo męskich. Na sobie oczywiście 😉
Ach, Moniko, uwielbiam twoje poczucie humoru i te inteligentnie użyte podteksty! 😀
…
…
…
Ja też. 😀
Smaka narobiłaś jak zwykle w sumie.:) Odnalazłem tam siebie pod pewnym kątem patrząc choć niezbyt dosłownie i oczywiście (bez szczegółów 😉 ) Naprawdę jestem ciekaw jak się to ma w rzeczywistości. Jeśli dobrze zrozumiałem to ciężko o próbkę… A absynt piłem ten najprawdziwszy z prawdziwych i nawet opierałem się o ścianę 😉
A wiesz, ze faktycznie! jest w Tobie jakaś taka miękkość i zadziorność jednocześnie. Nie wiem, czy zapach nie jest zbyt klasyczny dla takiego oryginała, jak ty, ale ta analogia ma sens.
Absynt najprawdziwszy z prawdziwych… I jak? Wrażania podobne do moich? 🙂
Co do samych perfum – mam flakon (jak już się zdążyłam ze wstydem przyznać), wiec jeśli przed ewentualnym spotkaniem dasz mi cynki – przywiozę dla Ciebie próbkę.
Tak, wrażenia niezapomniane. Lekko nie było a stan skupienia zmienił się na płynny 😀
Dziękuję za opcję ale niestety próbka mnie ominie..bynajmniej w Krakowie. ehh..
I poczułam się znów jak małolata strzelająca rozognionym wzrokiem za niegrzecznym przystojniakiem. Zaciekawiłaś mnie niemiłosiernie! Zaczęłam sobie wyobrażać jak zadziałałby na mnie mężczyzna pachnący w ten sposób. Zadziałałby i to bardzo! 🙂
A już tym tekstem: "Gdy w sukurs pięknemu niecnocie przychodzi mrok paczuli i ciepłe, spopielałe kadzidło – nie sposób się oprzeć. Chyba, że o ścianę." ostatecznie mnie rozłożyłaś 😀
Mam w planie powąchać Arsena Łobuza na męskiej skórze. To powinno być niezwykłe doświadczenie. zapach jest męski, łobuzerski, a zarazem ujmująco łagodny, kremowy wręcz. No po prostu mnie urzekł. ja przecież nie kupuję perfum z marszu! A jednak. 🙂
To, że się przełamałaś i kupiłaś mówi samo za siebie 😉
Ano, mówi. Spore znaczenie ma też fakt, ze tej serii nie sposób kupić gdzie indziej. To był zakup na zasadzie "teraz albo nigdy".
Łobuzy, czyli mówiąc kolokwialnie niegrzeczni chłopcy to niestety odwieczny problem kobiet – wiemy, że przyjdzie taki jeden z drugim, rozkocha, wykorzysta i zostawi, a jednak…..nie potrafimy im się oprzeć. Tak, jak i perfumom…
Hahaha! To prawda!
Na pocieszenie mamy to, że analogiczną słabość mają mężczyźni do niegrzecznych dziewczynek. Jest jednak symetria w naturze, prawda? 😉 😀
Ja chcę do Paryża. A Twój sugestywny opis podziałał na moje zmysły…hmmmm… Lobuziaki zawsze w cenie. Teraz kombinuję jak by tu ubrać w ten zapach mego miłego. Opór duży przed moimi (ciągłymi) pomysłami. Będę jak przyczajony tygrys, ukryty smok i przestanę cokolwiek podsuwać , a potem wywiozę w tajnej misji do Paryżewa i zaatakuję. No genialna jestem.
;-)))
Hahaha! Zaiste, mistrzowska intryga!
Ja trzymam kciuki za udaną wyprawę do Paryżewa. Perfumy to imponderabilia. Nich wyprawa będzie udana. 🙂
To na razie tylko senne majaki. Ale od czegoś trzeba zacząć.
Piękne zdjęcie z kapiącym z kieliszka absyntem. Pięknie to wymyśliłaś.
a moje gadanie o wabieniu do zapachów jest tym bardziej zabawne, gdy ma się świadomość jaki opór przed zaciągnięciem w regały perfumeryjne stawia mój miły. Chyba ma dosyć ;-)))))
Ja swojego nie ciągam. Niczego mu pod nos nie podtykam, nie domagam się opinii, nie oczekuję towarzystwa. tylko zrozumienia dla mojego dziwactwa. Skutek jest taki, ze powolutku sam zaczyna pytać i "podąchiwać". jak pyta – tłumaczę, pokazuję, opowiadam. jak przestaje pytać, wracam do fazy nieingerowania. Totalny luz. 🙂
Przebóg, przecież nie ci faceci! Georges Descrières…