Recenzje gościnne: Maru o Rasha Rasasi


Podobała Wam się moja wizja upleciona dla Antylopy Rasasi
Przygotujcie się na kolejną opowieść. Tym razem naprawdę wyjątkową, bo towarzyszą jej zdjęcia z podróży Autora do Indii.

Maru, Dziękuję Ci najserdeczniej! I zazdroszczę troszkę... :)

I już nie truję...



Rasha – zapach, który nie powinien mi się podobać :) 
A jednak

 

Na wstępie muszę się przyznać, że jestem oddanym fanem orientalnych woni, stosuję je niezależnie od okazji i nie respektuję obowiązujących zasad klasyfikowania zapachów w kontekście okazji. 

Podczas moich wizyt w Indiach zawsze odwiedzam rodzinny warsztat w Waranasi, gdzie od pokoleń tradycyjnymi metodami produkowane są olejki zapachowe. Zawsze wychodzę z zapasem olejku sandałowego, który nie ma sobie równych


 

 

 

 

Dlatego zaraz po odkryciu (dzięki Sabb) istnienia perfumerii Yasmeen natychmiast rzuciłem się w wir zamawiania tamtejszych próbek. Pierwszy 5-pack zawierał same pewniaki ­– oudowce w formie olejków, z których 2 podbiły moje serce. Dan al. Oud al. Nokhba i Oud al. Methali okazały się strzałami w dziesiątkę, upojnymi woniami opartymi na olejku oud, hmmm, bardzo opartymi :)

Jednak moja przygoda z woniami made by Rasasi nie zakończyła się na tym odkryciu. Po wygraniu sabbathowego konkursu stanąłem przed koniecznością wyboru kolejnego zestawu pięciu próbek. Nie było to łatwe, zważywszy pierwszą selekcję Dlatego w mojej kolekcji znalazły się wonie zawierające składniki, które delikatnie mówiąc nie są dla mnie szczególnie atrakcyjne, a mianowicie nuty owocowe i jaśmin. O ile woń czerwcowych krzewów jaśminu zaliczam do najwspanialszych atrakcji wczesnego lata, to jaśminowe nuty w perfumach zbytnio mnie nie zachwycają. Owocowe nuty natomiast bywają fantastycznie wplecione w doskonałe kompozycje, zatem nie ośmieliłbym się tutaj generalizować, ale w mojej szafce z perfumami pojawiają się niezmiernie rzadko (męskie Opium ze swoją porzeczką jest tutaj dobrym przykładem). 

 

W związku z powyższym połączenie jaśminu i nut owocowych w olejku Rasha zwiastowało doświadczenie co najmniej trudne, jeśli nie znajdujące się na granicy moich możliwości.

Wyobraźcie sobie zatem moje zaskoczenie, kiedy po zaaplikowaniu owego specyfiku moja skóra zaczęła uwalniać bogatą, głęboką i doskonale zharmonizowaną kompozycję orientalnych woni. Kompozycję tyleż drzewną i przyprawową, co owocowo-kwiatową. Kompozycję niezwykle zrównoważoną pomiędzy słodyczą owoców i pikantnym, lekko wiercącym w nosie akcentem przypraw. No i przede wszystkim podbitą mrocznym jaśminem na cudownie drzewno-ambrowej bazie.

Oto znalazłem się w owocowym sadzie otoczonym krzewami jaśminu znajdującym się w patio arabskiej rezydencji, gdzie kuchnia na ogród otwiera swe podwoje, a dym sandałowego kadzidła umila czas domownikom. Bajka. No i kolejny „must have na mojej liście.
 
Cóż, zamiast budować wyobrażenia na temat woni (i uprzedzenia), należy po prostu wąchać :) Polecam.

Maru

***

Za zgodą Autora informuję, że zdjęciach 2-6 widzicie właśnie Waranasi. W tym na 2 dokładnie tę olejarnię, o której mowa w tekście. Pan pierwszy od lewej to właściciel firmy. Wszyscy zwracają się do niego Uncle,  pomimo, że prowadzi dużą firmę i eksportuje swoje produkty między innymi do Francji. Na jego wizytówce pozbawionej nazwiska znajduje się nazwa firmy – Sri Maa Sales.
Gdyby ktoś chciał go odwiedzić w Waranasi, może za moim pośrednictwem poprosić Maru o podanie namiarów na Sri Maa Sales. :)


Czyż nie mówiłam, że będzie wpis niezwykły? 

Komentarze

  1. Miałaś rację, niezwykły wpis :) Historia w historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Co spojrzę, to się uśmiecham. Myślę, ze Maru musi być uroczym rozmówcą.

      Usuń
  2. A kim jest chłopiec z 3-go zdjęcia?

    OdpowiedzUsuń
  3. Chłopak jest sprzedawcą koszyków ze sklepu przy jednej z ulic Waranasi. Nie mam tu żadnej szczególnej historii do zaserwowania :) W Indiach ludzie nie mają problemu z pozowaniem do zdjęć, czy byciem fotografowanym w ogóle. Potrafią z wdziękiem odnaleźć się w takich sytuacjach. Często sami inicjują wspólne fotografowanie, chcąc sobie zrobić fotę z turystą. Zwłaszcza, gdy ów obiekt zainteresowania ma np. bardzo jasne włosy :) albo dość okazałe wąsy – jak w moim przypadku :)
    Pozdrawiam Maru

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. To Wy sprawiacie, że to miejsce żyje. :)

Popularne posty