Parfums M. Micallef Gaiac

Trwaj chwilo, jesteś piękna!*

Verweile Augenblick! Du bist so schön!*

Opisując ten zapach muszę posłużyć się obrazem, skrótem. Jakoś nie mam serca rozbierać go na kawałki, prześwietlać i analizować. Wybaczcie.

Pierwszy moment, pierwsza twarz, jaką ukazuje nam Gaiac to drewno. Po prostu. Zakładam, że to rzeczywiście gwajak, choć mnie ten otwierający akord przypomina raczej zapach pełnego słodkiego soku drewna klonowego zmiękczonego sandałowcem. To pewnie dlatego, że klon i drewno sandałowe wąchałam, a gwajakowca na żywo nigdy…

Tak, jak napisałam, jest to tylko moment, bo już po minucie, dwóch… kontury drzewności bez pośpiechu rozmywają się, rozpływają i nabierają światła, obraz zaczyna roztapiać się, łagodnieć. Twarda, lekko chropawa powierzchnia, jak kora drzewa okrywa wnętrze o zupełnie odmiennej fakturze.

Zapach zaczyna ewoluować w kierunku nut miodowych, upojnie słodkich, lepkich niemal, by wreszcie spłynąć jak lśniąca smużka rozrzedzonego promieniami południowego słońca miodu do misy utworzonej ze złożonych, ciepłych ludzkich dłoni. Dłoni, które dosłownie moment wcześniej podnosiły do ust kęsy ciemnego, korzenno – waniliowego ciasta. A wszystko to dzieje się w upalnym ogrodzie, gdzie kwitną lipy i nad krzewami pokrytymi pękatymi owocami czerwonego agrestu bzyczą tłuściutkie trzmiele…

Nie wiem dlaczego tak bogaty, syty zapach jak micallefowski Gaiac rozbłysnął w moim umyśle obrazem tak prostym, zwyczajnym. Może dlatego, że odbieram go bardziej jako ukojenie, niż jako olfaktoryczną łamigłówkę?

Jest w nim coś z zaskakująco oczywistego przepychu natury, który nie przytłacza brakiem umiaru i nie razi kiczem.

Tak więc upajam się nim podziwiając jak skończone dzieło i nie zadając pytań. Nie szukając w nim bergamoty i nie tropiąc znienawidzonego jaśminu.

Największym zastrzeżeniem jakie mam do tego zapachu jest jego zasmucająco słaba trwałość na mojej skórze. Trwa chwil kilka. Ale to piękne chwile.

Twórca: Goeffrey Newman

Nuty zapachowe:

nuta głowy: bergamota

nuta serca: jaśmin, goździk

nuta bazy: drzewo gwajakowe, wanilia

* Johann Wolfgang von Goethe „Faust”

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

14 komentarzy o “Parfums M. Micallef Gaiac”

  1. Uwielbiam czytac Twojego bloga 🙂 Nawet jesli nie znam tych zapachow, czuje jakbym miala je w swojej kolekcji…

  2. Tu Iv… Sabb jak ja uwielbiam po cichutku Cię podczytywać. Ale przy Gaiac’u nie mogłam nie „zabrać głosu”. Zapach piękny, uwielbiam go na sobie, czuję się w nim silniejsza i doceniona – właśnie przez niego. Zapach jak dla mnie warty wszystkiego. Ta początkowa ostrość i późniejsze rozwijające się ciepło są dla mnie niezastąpione w Gaiacu.

    Twój opis – nic dodać nic ując.

    Pozdrawiam :*

  3. Bardzo Dziękuję Wam za przemiłe słowa. I za to, że dajecie mi poczucie, że ktoś te moje brednie jednak czyta. 😉

    Poruszył mnie pierwszy komentarz. Dlatego pewnie, że sama, kiedy mam problem ze zdobyciem zapachu, kiedy korci mnie on i kusi – sięgam po opowieści osób znających go, buduję własną wizję, konstruuję w wyobraźni piramidę wrażeń.
    Dziękuję Ci, Droga Komentatorko.

    Ivanno, Gaiac rzeczywiście jest zapachem, który w pewien szczególny sposób docenia, dopieszcza noszącego.
    Na mnie wysładza się na tyle, że niestety wrażenia mocy nie mam.
    Może też częściowo dlatego, że jest na mojej skórze tak nietrwały…
    Mimo tego jednak nie potrafię się go pozbyć. Jest zbyt piękny.
    Tak, jak piszesz – jest w nim ciepło. A to chyba najważniejsza cecha zapachu. Dla mnie, oczywiście.

  4. Poranki i wieczory, szarości i kolory

    Sabb, kolejny piękny opis, z gatunku tych, których nigdy nie mam dosyć.
    Zapach piękny, lubię, gdy mnie otula. Na mnie trzyma się blisko skóry, mam zamiar przetestować go na panu N. 🙂
    Dziękuję Ci za ten opis 🙂

  5. Bardzo proszę. 🙂
    I liczę na relację z doświadczeń na żywym organizmie.
    Wyobrażam sobie, że męska chemia może całkowicie zmienić ten zapach.

  6. Sabb, dziękuje za wpaniały opis Gaiaca. Niestety, a może i stety, niedługo zagości na mojej półeczce( a to dzięki Twojemu opisowi w końcu skusiłam się na niego).
    pozdrawiam,
    Agaa13

  7. Agoo, pewnie, że stety. Gratuluję pięknego nabytku i życzę upojnego pachnienia.
    Bo Gaiac jest na mojej skórze upojny. Nie w sposób tani, kwiatowo duszny, ale tak właśnie słodko, po swojemu.

    Wiesz, co jeszcze przyszło mi do głowy, kiedy przeczytałam Twój komentarz? Że jednak krótkie, obrazowe opisy mają więcej sensu, niż szczegółowe relacje z nut zapachowych, którym czasem nie potrafię się oprzeć…

  8. dopiero wczoraj zaaplikowałam sobie po raz pierwszy w życiu Gaiac…no i zamarałam…na mojej skóre pachnie prawie tak samo jak legendarne Le Feu D'Issey ( zresztą jedne z mooich ukochanych zapachów). Uwielbiam zapach drzewa gwajakowego.

    Jak zwykle świetna recenzja Sabbath. Czytam Twojego bloga prawie codziennie. Dziekuję!

  9. Dzięki Tobie Sabb, odkopałam woreczek z próbkami niszowców i postanowiłam odświeżyć sobie kilka, tym razem, z ciekawości, na skórze mojego Mężczyzny. Chciałam potraktować go klasycznym Aoud, ponieważ mnie ubraną w Night Aoud zawsze komplementuje. Padło jednak (za sprawą Twojej recenzji, za co dziękuję) na Gaiaca. Zazdroszczę, że na nim pachnie tak pięknie. Otwarcie ciepłe, mocno drzewne, otulające. Z czasem zapach staje się trochę chłodny w tle, ale na pierwszy plan dochodzą do głosu nuty nieco ostre, biją po nosie sycząc jak zimne ognie. Może jest to goździk, chociaż w pierwszym momencie myślałam, że to pieprz. Końcowe nuty są już bardziej spokojne, ale wetiwer dodaje im pazura. Niemniej jednak zapach jest niesamowicie męski, mam ochotę rzucić się na mojego Mężczyznę i….. wąchać go całą noc 😉 Dziwne jest to, że na nim wyczuwam delikatną, jakby skórzaną cielesną nutę, może to ciepły jaśmin, może odrobina wanilii, które są tutaj tylko pięknym tłem. Nie mam pojęcia. Trwałość, zgadzam się, nie powala, chociaż jego cień zostaje na dość długo, trzyma się jednak bardzo blisko skóry.
    Mój M jest oczarowany 🙂 chyba zrobimy zrzutę na flakon :))

    1. To niezwykłe, co piszesz. Znam Gaiaca tylko na kobiecej skórze, choć wiem, że jeden z moich przyjaciół go nosi i czuje się w nim świetnie. Niestety, przy mnie akurat ma zwykle na sobie jakieś totalne killery. 🙂
      Muszę dokonać eksperymentu na jakimś męskim organizmie. :)))
      Dziękuję za recenzję. Piękna. 🙂

  10. Dzięki Tobie Sabb, odkopałam woreczek z próbkami niszowców i postanowiłam odświeżyć sobie kilka, tym razem, z ciekawości, na skórze mojego Mężczyzny. Chciałam potraktować go klasycznym Aoud, ponieważ mnie ubraną w Night Aoud zawsze komplementuje. Padło jednak (za sprawą Twojej recenzji, za co dziękuję) na Gaiaca. Zazdroszczę, że na nim pachnie tak pięknie. Otwarcie ciepłe, mocno drzewne, otulające. Z czasem zapach staje się trochę chłodny w tle, ale na pierwszy plan dochodzą do głosu nuty nieco ostre, biją po nosie sycząc jak zimne ognie. Może jest to goździk, chociaż w pierwszym momencie myślałam, że to pieprz. Końcowe nuty są już bardziej spokojne, ale wetiwer dodaje im pazura. Niemniej jednak zapach jest niesamowicie męski, mam ochotę rzucić się na mojego Mężczyznę i….. wąchać go całą noc 😉 Dziwne jest to, że na nim wyczuwam delikatną, jakby skórzaną cielesną nutę, może to ciepły jaśmin, może odrobina wanilii, które są tutaj tylko pięknym tłem. Nie mam pojęcia. Trwałość, zgadzam się, nie powala, chociaż jego cień zostaje na dość długo, trzyma się jednak bardzo blisko skóry.
    Mój M jest oczarowany 🙂 chyba zrobimy zrzutę na flakon :))

  11. Rozpisywałam się na temat wspaniałości Gaiaca, a moja przeglądarka z przekory, postanowiła go zjeść…

    Dzięki Tobie, Sabb, postanowiłam oszukać małą sakiewkę z próbkami z Quality. Po godzinie poszukiwania odnalazłam ją na dnie szafy, wysypałam zawartość na łóżko i szukając odpowiedniego zapachu trafiłam na Gaiac, którego recenzję niedawno przeczytałam u Ciebie. Żeby było ciekawiej, tym razem postanowiłam z mojego M zrobić królika doświadczalnego. I co? I bingo! Z początku mężczyzna się bronił, ale kiedy spryskałam mu raz nadgarstek, raz zagięcie łokcia, pytał czy mogę więcej, jeszcze szyja, jeszcze druga ręka 😉
    Otwarcie jest ciepłe, otulające i mocno drzewne. Z czasem zapach się ochładza, do drzewnego tła dochodzi nowa, ostra nuta, wysuwa się na pierwszy plan i uderza po nosie sycząc jak zimne ognie. Czy to bergamotka? Może goździki? Może ktoś mi podpowie, w pierwszej chwili myślałam, że to pieprz. Później zapach się uspokaja, łagodzi, chowa ogon trzymając się blisko skóry. Nadal nie ma w nim tego ciepła, które czułam na początku, natomiast w tle wyczuwam bardzo miękke, aksamitne nuty z dodającym pazura wetiwerem.
    Mój M jest oczarowany, a ja zazdrosna, że na nim pachną tak pięknie 🙂 Mam ochotę się na niego rzucić i…. wąchać całą noc 😉 A za co mogę Ci podziękować, Droga Sabbath, to że mój M w końcu zrozumiał dlaczego za niektóre perfumy muszę zapłacić trochę więcej i (uwaga, uwaga) przyznał rację! 😀

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

O mnie

Klaudia Heintze Ekspertka perfumeryjna, popularyzatorka wiedzy o perfumach, kulturze i sztuce. Autorka ponad tysiąca artykułów o perfumach: recenzji, poradników, tekstów przekrojowych. Dziennikarka. Autorka wywiadów z

Czytaj więcej »