Buntuję się więc jestem – Rock & Riot Franck Boclet

Perfumy marki Franck Boclet nie gościły dotychczas na Sabbath of Senses. Nieprzypadkowo. Jednak obok kolekcji pod tytułem Rock & Riot nie mogę przejść obojętnie. Bo rock. I bo riot.

Pierwszy zapach z serii, który wzięłam w dłonie to Angie. Bynajmniej nie dlatego, że tak wypada alfabetycznie. Z powodu nazwy i, jestem pewna, zamierzonych, skojarzeń. „Angie” to mój ulubiony utwór The Rolling Sones. Nie „Painted Black”, nie „Wild Horses” i nawet nie sławne „Satisfaction”. To „Angie” jest utworem, którym Keith Richards i Mick Jagger dotknęli geniuszu. Prostota, smutek i tyle piękna…

Angie Francka Bocleta geniuszu nie dotyka. Powiedzmy wprost: cuda nie zdarzają się często. Ale przyzwoite perfumy owszem, zdarzają się. Tyle, że nie tym razem.

Angie 

Przypuszczalna inspiracja: KLIK

Franck Boclet rwie włosy z głowy

Pierwszy wdech utknął mi gdzieś w okolicy tchawicy. Przepchnęłam go przez oskrzela do płuc wiedząc już, że Angie Bocleta jest wybitnie szpetną siostrą muzycznego arcydzieła.

Cóż mi się nie spodobało w tym zapachu, zapytacie. A ja odpowiem, bo o tym jest ten blog: wszystko.

Po pierwsze to coś nie pachnie jak perfumy. Pachnie jak bardzo tłusty, zjełczały krem, do którego dosypano jakąś zjadliwą chemię: coś szorstkiego i gorzkiego zarazem. Czy ja napisałam „pachnie”?! Jestem jednak bardzo uprzejmym człowiekiem.

Otwarcie Angie jest jest mdłe i drażniące zarazem. A gdyby ktoś z Państwa miał nadzieję na to, iż zapach rozwinie i ewoluuje – od razu i bez przyjemności donoszę, że owszem, rozwija się i ewoluuje. W kierunku butwiejących resztek roślinnych. Mdłych, ale w inny sposób, niż kremowa gula z otwarcia i ostrych, ale w inny sposób, niż chemiczne drobiny tkwiące w kremie. Doprawdy, rozpoczynając przygodę z Angie nie sądziłam, że może być gorzej, niż w otwarciu. A jednak. Człowiek uczy się przez całe życie.

Na koniec donoszę, że dotrwałam do bazy. Nie warto było.

Dawno nie było na SoS Gnębiciela Gniotów, ale nie wyobrażam sobie lepszej okazji do powrotu.

Data powstania: 2016
Trwałość: niestety bardzo dobra. 🙁

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: figi suszone na słońcu, mleczko figowe, liście figi
Serce: kwiatowe z nutą głogu, drzewne z nutami cedru i wirginijskiego sandałowca
Nuty bazy: ambra, piżmo, wanilia

Ashes 

Przypuszczalna inspiracja: KLIK

Tym razem pierwszy wdech nigdzie mi nie utykał. Otwarcie Ashes jest wytrawnie zielone i bardzo przyjemne. Oraz pachnie identycznie, jak coś, co już znam i możliwe, że jest to Victrix Profumum Roma, ale po tylu latach i tylu przetestowanych zapachach nie jestem skłonna bronić tego skojarzenia.

Po kilku ledwie chwilach Ashes zyskuje własny charakter – charakterystyczna nuta piołunu cicho, lecz nieubłaganie przesuwa Ashes w niszę. Nie jakąś szczególnie głęboką i nie na długo, lecz migrację tę odnotowuję z prawdziwą przyjemnością.

Piołun jest jedną z tych nut, które doceniam, lecz lubię tylko użyte z wyczuciem. I to jest ten przypadek. Serce Ashes jest wytrawne, prawie gorzkie, lecz prawie zaiste robi różnicę – zapach układa się świetnie, nie uwiera, nie zgrzyta. A najlepsze dopiero nadchodzi.

Popiół.

Popiół łagodnie i czysto wypalonego kadzidła. Jasny, miałki, aksamitny nieomal. Ciepły jeszcze. Zsypany w miseczkę ze starannie wygładzonego, rudego drewna gwajakowca. I żeby dopełnić obrazu – postawmy tę miseczkę na progu stareńkiej, drewnianej chatki w środku iglastego lasu.

Ashes to perfumy dość wtórne, ale na tyle ładne, że chyba mi to nieszczególnie przeszkadza. Kompozycja łącząca łatwą urodę z nienatrętną, przyjazną niszowością. Ewoluująca, zmienna, niejednostajna. Urocza na każdym z etapów. Nawet w najgłębszej, najpóźniejszej bazie, gdy gasnący zapach piżmowym szeptem zdradza nam, że drzwi od chatki zepsuły się dawno temu i teraz mieszkają w niej już tylko leśne zwierzątka.

Data powstania: 2016
Trwałość: dobra

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bylica piołun, goździki (przyprawa)
Nuty serca: gwajak, cedr z Atlasu i cedr z Wirginii, paczula
Nuty bazy: ambra, suche drewno, piżmo, kadzidło

Heroes

Przypuszczalna inspiracja: KLIK

 

I oto trzeci typ otwarcia kompozycji: akord szczytowy, który nie robi żadnego wrażenia. Ani złego (co cieszy), ani dobrego (co wręcz przeciwnie).

Heroes to kompozycja całkowicie matowa. Matowa jak liść leszczyny. Jak skóra na plecach. Jak kurz.

Wszystkie potencjalnie lśniące składniki tworzące pierwsze akordy perfum Bocleta – bergamota, galbanum, heliotrop – przysypał bylicowy pył. Suchy jak opadający kurz i chichy jak opadający kurz. I, na dłuższą metę, irytujący jak kurz.

Gdzieś pod warstwą bylicowego kurzu o uwagę walczy heliotrop i ładny, choć nieco blady wetiwer. Są jednak bez szans. Bo nadchodzi paczula.

Na korzyść Heroes przemawia nuta gwajaku – potraktowana dosłownie i z turpistyczną wręcz wiernością rzeczywistej naturze tego niezwykłego drzewa. Wytrawna, lekko podwędzana, lekko plastikowa i lekko apteczna; bez miodowej politury i całego tego słodko cywilizowanego sztafażu czyniącego z gwajaku ulubieńca pań. Niestety, sam gwajak nie uniesie nieba. Heroes kładzie się na skórze jak smutny zmierzch – rozmywając kształty i pochłaniając barwy.

Bohaterowie są zmęczeni…

Data powstania: 2016
Trwałość: w porządku… Chyba. Uczciwie mówiąc tak, jak nie skupia mojej uwagi jego obecność, tak i nie zauważam jego odejścia.

Nuty zapachowe:
Nuty głowy: bergamota, bylica pospolita, galbanum, kokos
Nuty serca: geranium, ylang-ylang, heliotrop, paczula, sandałowiec, wetiwer, gwajak, cedr
Nuty bazy: ambrowe tło bazujące na wanilii, mech, bób ton

I na koniec znów błyskawiczna rozdawajka:

Wśród osób, które skomentują wpis  i zgłoszą chęć poznania Rock & Riot na własnej skórze rozlosuję zestaw próbek opisywanych zapachów. Zgłaszać się można do jutra, czyli do czwartku, do godziny 13:00.

Oczywiście miło mi będzie jeśli zechcecie obserwować
bloga, zalinkować na Facebooku recenzję, którą lubicie lub szepnąć
znajomym o moim pisaniu.

  • Gnębiciel Gniotów i Bohater pochodzą z filmu „Gladiator” Ridleya Scotta.
  • Na pozostałych zdjęciach przystojny Franck Boclet we własnej osobie.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

30 komentarzy o “Buntuję się więc jestem – Rock & Riot Franck Boclet”

  1. Aleksandra GGS

    Odważę się testować pomimo ,że Twoje recki są jakie są . Hi,hi. Ciekawość zawsze górą. 😜

  2. Nie można powiedzieć że bardzo zachęcasz 😀 Co do opisu Angie, jako przeciwniczka fig powiedziałabym, że figi takie są. Zawsze mi brudzą zapach.

    1. Ars Longa Vita Brevis

      Wiem. Ale to chyba jedyna nuta do której jakoś się nie mogę przekonać. Ani do liści, ani owoców. Spaskudziły mi wiele świetnych zapachów. Najbardziej mi żal paczulowo-kakaowego Kokorico. Nosiłabym, gdyby nie ta figa w otwarciu.

    2. Klaudia Heintze

      Jeśli jedyna, to i tak jesteś szczęściarą. 🙂

      Mnie jest trudno powiedzieć, czego najbardziej nie lubię w perfumach. Chyba wszystko lubię. Choć niekoniecznie na sobie.

  3. Zgłaszam i ja chęć poznania i przetestowania na własnej skórze serii Rock & Riot 🙂 chociaż Angie według Twojego opisu z lekka przeraża 😉 brr!!!

  4. Uwielbiam kurz, uwielbiam go w zapachach bo moje skojarzenie z dzieciństwa to strych. U babci to chyba jasne. I nic juz nigdy nie pachniało jak ten strych. Bezpieczeństwem i tajemnicą. Jeśli taki będzie Heroes to jest już mój

  5. na poprzednią rozdawajkę zaspałam to może tym razem się uda 😉
    opisy wbrew pozorom zaciekawiają, dałabym im szansę na sobie.
    zakurzona bylica kojarzy mi się z pięknym latem.

  6. Moja Sztukoteka

    Nie ukrywam – chętnie bym przetestowała, zwłaszcza Ashes i Heroes, bo nuty tych zapachów najbardziej mnie zaintrygowały.

  7. Oj, wielka szkoda, że perfumy nie są tak dobre, bo sama otoczka wokół nich robi wielkie wrażenie. Mam wrażenie, że to niezbyt eksploatowany motyw w bardziej "damskiej" stronie perfum. Ale "Ashes" brzmi kusząco 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Donna Karan Black Cashmere

. Mroczny przedmiot pożądania Pomyślałam, że pierwsza recenzja na blogu powinna być poświęcona zapachowi wyjątkowemu. U mnie będzie to zapachowy Rubikon, który naprawdę wywrócił do

Czytaj więcej »

Tibet ur Bottom $ Smell Bent

. Podążając kadzidlanym tropem, dziś poświęcę chwil kilka kolejnemu zapachowi Brenta Leonesio opartemu na aromatycznych żywicach. Paradoksalnie, pasują mi do siebie te dwa zapachy: Incensed

Czytaj więcej »