Pan Niechluj
Z pewnym wahaniem wrzucam tu swoje odczucia związane z tym zapachem. Powód moich rozterek zapewne zrozumie każdy, kto przeczyta poniższy opis.
Wielbicieli przepraszam – moje odczucia są subiektywne i… No cóż: ku przestrodze miłośnikom zapachowego hazardowania się, czyli zakupów w ciemno.
Najpiękniejszy nawet zapach może nie współgrać z naszą skórą. Mam wrażenie, że im oryginalniejszy, tym większe szanse na wpadkę.
Kiedy czytałam, że Muscs Koublai Khan jest niezwykły, oryginalny i powalający wierzyłam w to tylko troszkę. Cóż może być tak wstrząsającego w mydlanych piżmowych popierdółkach? – myślałam.
Biada niedowiarkom!
Bo Muscs Koublai Khan naprawdę jest niezwykły, jest oryginalny i jest powalający!
Otwarcie to coś, co moja wybujała wyobraźnia zinterpretowała jako długo noszone slipy. Zanieczyszczone wszelkimi właściwymi slipom wydzielinami (czyli waląc wprost: moczem, kałem oraz wielodniową spermą) i przesiąknięte skwaśniałym potem, których odór zamaskować ktoś usiłował dość podłą wodą toaletową o dusznym kwiatowym aromacie.
Przez jakiś czas nuta fizjologiczna płynnie splata się z nutą kolońską, to wysuwając się na czoło, to przyczajając w kwiatkach.
A potem objawia nam się się kupa pełną… pupą. I dominująca kupa to najbardziej dobijający fragment tego zapachowego turpistycznego poematu.
Po jakiejś godzinie do dwóch do kupy dołącza mydło. Nie szare, nie obskurne… Po prostu mydło toaletowe. Względnie mdłe, ale na tle poprzednich nut wcale nie odpychające.
I tyle. Kupa brzmi w tle, pozostałe fizjologiczne aromaty wyczuwalne ledwo ledwo ujawniają się tylko gdy przykładamy nos na skóry, za to kwiatkowa „perfuma” mutuje w wodę z wazonu (zapomniany bukiet zawierać musiał między innymi jaśmin), a spokojna, mydlana pianka powoli otula całą tę oryginalną zapachową kompozycję.
Po wielu godzinach zostaje na skórze niejasny powidok bez znaków szczególnych. Ciepłe, piżemkowe wspomnienie ekstremalnych doznań zapewnianych przez Jurnego Chana.
Naprawdę chciałabym zobaczyć, jak ten zapach oddaje z siebie piękno, ale jedyny mężczyzna, któremu miałam odwagę zaproponować testy naskórne, po powąchaniu Muscs Koublai Khan w zgięciu mojego łokcia bardzo stanowczo odmówił współpracy.
Wiem, że jest nietrendy nie zachwycanie się tym zapachem. Widzę, że „w branży” przeważają, szczere bądź nie, zachwyty (na Basenotes tylko jedna negatywna recenzja na 39), ale nic nie poradzę na to, że mnie Kublai Chan nie lubi. Z wzajemnością.
Może się skurczybyk boi konkurencji? Nie toleruję zapachów, które próbują mnie zdominować.
Na ilustracjach oryginalny flakon tej oryginalnej wody perfumowanej oraz oryginalny portret oryginalnego Kublai Chana.
Nie jestem w stanie zmusić się do wyszukania czegoś, co zobrazuje mój ohydny opis.
Data powstania: 1998
Twórca: Christopher Sheldrake
Nuty zapachowe:
cybet, castoreum, korzeń kostus, kmin, labdanum, róża marokańska, szara ambra, ketmia piżmowa, nasiona bursztynki, wosk pszczeli, wanilia, paczula
7 komentarzy o “Serge Lutens Muscs Koublaï Khän”
Sabbath, jakim cudem Ty wytrzymałaś całe dwie godziny, aż zapach się rozwinie? Ja bym chyba nie zdzierżyła… Opis mówi wszystko, nie mam pytań 😉
Aragonte – ciekawość badacza i poświęcenie eksperymentatora. 😉
A tak serio – ciekawa byłam, czy coś z niego wylezie. W końcu jakiś musi być powód tych zachwytów.
I pewnie jest, ale na mnie MKK nie zachwyca nijak.
Kloc Idealny? 😀
Przepraszam już sobie idę:D
Sabbath, praktycznie każdy z zapachów, które odebrałaś negatywnie był moim olśnieniem. Czytam z nieukrywaną przyjemnością Twoje recenzje i jeśli tylko pojawi się coś, co nie przypadnie Ci do gustu – poluję na próbkę!
Muscs Koublai Khan to objawienie mego życia – absolutnie doskonały zapach żądzy, władzy i zwycięstwa – pierwotnych instynktów. Doskonale pamiętam pierwsze "zaciagnięcie się" nim – sekundę po tym nastąpił olfaktoryczny orgazm 🙂 Trwa do dzisiaj.
Hihihi, to naprawdę miłe. ;-)))
Tak serio – nie opisuję tu każdego odebranego negatywnie zapachu. Większość negatywnie odebranych po prostu porzucam po pobieżnym teście. Na recenzje łapią się te w jakiś sposób wyjątkowe. A MKK z całą pewnością w kategorii "wyjątkowy" się mieści.
Fajnie, że jakoś się przydaję. Nawet jeśli nie do końca zgodnie z planem. 🙂
Sabbath, cieszę się, że napisałaś coś, czego ja nie byłam w stanie wydusić z siebie;) Mi też Koublai Khan pachnie… no, tym, czym pachnie. Gdyby zabrakło tej nuty, pewnie butelka juz stałaby na mojej półce, a tak pozostaje mi tylko robić do niej podejścia w Douglasie i wychodzić z oszołomionym nosem 😛
o rety! ale mnie ubawiła ta recenzja ciężko o lepszą reklamę 🙂 nawet przeciwnicy brudnych gatek z ciekawości niuchną 😛