Sandałowiec różne miewa oblicza.
Bywa oleiście leniwy, bywa słodkawy, bywa nieomal goździkowo intensywny. Czasem w zapachach tworzy tylko bazę, wypełniacz przestrzeni, a czasem zdarza się zapach, w którym sandałowiec zostaje wyciągnięty do przodu, postawiony na piedestale, jak drzewne dzieło sztuki.
I Santalum Profumum to jest właśnie taka rzeźba w sandałowym drewnie.
Sandałowiec, który znajdujemy w Santalum został niedawno ścięty, delikatnie okorowany i ułożony w cieniu, żeby nie spękał na słońcu. Jego zapach jest jednocześnie ekspansywny w ten szczególny sposób, w jaki ekspansywny jest aromat świeżego drewna i dojrzały, z charakterystyczną nutą nadającą mu ciężkości grubego aksamitu.
Co ciekawe – otwarcie wcale nie jest najmocniejszą, najbardziej efekciarską fazą rozwoju zapachu. Inaczej, niż w większości kompozycji, tu jest spokojne, czysto drzewne, jaśniejsze nieco, niż nadchodząca po nim cynamonowa ostrość.
Oto w następnej chwili, kiedy już rozpoznamy naturę sandałowego drzewa – nie drzewa i zadziwimy się jego niezwykłą urodą, przychodzi pora, na odrobinę pikanterii. Cynamon w Santalum jest ostry, szorstki i wrażenie to pogłębia kontrast ze spokojnym otwarciem.
A kiedy oswoimy już cynamonowego intruza, kiedy ustanie wrażenie drapania w gardle, zaczynamy pod warstwą przypraw i drewna wyczuwać szlachetną żywicę. Mirra. Znów świeża, ale nie mokra, z wyraźną terpenową nutą, balsamiczna i bogata. I dopiero ten dodatek tworzy magię – zapach nabiera życia jak gdyby zaczynał poruszać się, przeciągać. Płynny, spokojnie zmysłowy taniec Santalum na skórze może zdawać się monotonny, może zapewne znudzić miłośników mocnych wrażeń, ja jednak mogę spędzać w jego towarzystwie długie godziny bez znużenia. To piękna, prosta i jednocześnie pełna kompozycja zapachowa rodem z hinduskiej mitologii. Jeśli rzeczywiście sandałowce rosły niegdyś wyłącznie w rajskich ogrodach, to cieszmy się, że mamy już za sobą przewrót, który dał nam dostęp do tego skarbu.
Na koniec nie mogę nie porównać Santalum z innym sandałowym arcydziełem – Tam Dao.
Oba proste, oba bez szczególnie skomplikowanej piramidy nut, oba linearne, niezmienne, statyczne. A jednak tak, jak Tam Dao jest zapachem łagodnym, mięciutkim, leniwym, tak Santalum jest ciemniejszy, bardziej zmysłowy, niejednoznaczny.
To tak, jak gdyby porównać powolność grubiutkiej pandy z oszczędnymi ruchami jawajskiej tancerki. Nie to samo. 🙂
Nuty zapachowe:
Sandałowiec, cynamon, mirra
16 komentarzy o “Santalum Profvmvm (Profumum Roma)”
Czy, kiedy wyizoluję cynamon i mirrę, znajdę w Santalum 100% sandałowca w sandałowcu? Jego czystą postać?
Escorito, to w znacznej mierze zależy od tego, jakiego sandałowca szukasz. W Santalum sandałowiec jest drewniany: świeży, ale niewątpliwie drzewny. No i cynamon rzeczywiście daje czadu.
Dla mnie najbardziej sandałowym z zapachów jest jednak Tam Dao, z tym, że on pachnie nie drewnem, a olejkiem sandałowym.
Jedno i drugie miałam okazję wąchać saute i różnica jest znacząca. Oba zapachy pięęęękne.
Sabb, piszę tutaj, coby już w zamkniętych zakupach nie bruździć. Sandałki oba (TD i Santalvm) jakoś mię nie chwyciły, z tym , że TD rozczarował i nie chciał się rozwinąć, a S jest taki cichutki, myszkowaty; za to "moim sandałem" będzie chyba ten pogardzany, czerwony Lutens, najlepiej współgrał z moją skórą. Osobiście wolę się zakochiwać w zapachach, po których się powodowania zakochania nie spodziewałam, niż doświadczać niechęci zapachów, na które po opisach nut i efektów ostrzyłam sobie zęby. S, cichutki S, będzie miał jeszcze swoją szansę 😉
Pogardzany czerwony Lutens? Santal de Mysore?!
Ależ przeze mnie on nie jest pogardzany, lecz wielbiony namiętnie – od lat na absolutnym topie (moim osobistym).
TD nie jest zapachem, który się rozwija, S zaś jest w sumie spokojny, więc Twoje odczucia sa jak najbardziej zgodne z moimi.
Co do zakochiwania się i rozczarowań – też wolę tę pierwszą opcję. 🙂
TD jest na mnie kolendrą bez ogona ;), poszedł w świat…
ale mea culpa – jak mogłam przeoczyć recenzję Czerwonego? wręcz myślałam, że jej tu nie ma…
uf, może ktoś kiedyś go ze mną rozbierze 😉
No popatrz. A na mnie TD poza sandałowcem niewiele pokazuje.
Recka Czerwonego jest, a jakże. 🙂
Co do rozbierania, może kiedyś… Kupiłam swego czasu pełną flaszkę i, prawdę mówiąc, wychlapałam już ponad połowę.
Wczoraj z ciekawości zerkłam za Mysornym na lucky i ebayu i ni mo… dziwne to…
ale Czarnego Futra też nie było, więc może to nie wycof… Wiedziałabyś o wycofaniu, prawda?
Santal de Mysore to pałacówka. Nie wszedł do eksportów. Jeszcze.
A Czarne Futro to co? Fourreau Noir?
To chyba też pałacówka.
Oba doatępne na:
http://www.salons-shiseido.com
tja, Czarne Futro to Fourreau Noir, już patrzam na linkie 😉
pałacówki, jubilationy, ech… muszę pamiętać o wycofywanym Garage
Ja rozważam, czy nie pamiętać o wycofywanym Tar… Co im odwaliło, że wycofują to nie wiem. 🙁
Sabb, ja na Tar też… szkoda, szkoda
A skąd chcesz Tar ściągać?
Bo w Guerilli w Warszawce już nie ma… 🙁
No właśnie do nich dzwoniłam ze 2 tygodnie temu: nie ma i już nie będzie Syntetyków…
Na luckyscent jeszcze są: można by zrobić zbiorowe Tara (pewnie Redhaired by go chciała) i Garage (wzięłabym cały dla siebie, a może by się i następny rozebrał)
Basiek ma próbkę Tara, Redhaired niedługo swoją dostanie, myślę, że by szybko poszło…
Też mam próbkę Tara. Będzie recka w najbliższym czasie. 🙂
Zakupy na Lucky nie są złym pomysłem. Marzy mi się Midnight Oud, a na to, że w Polsce się pojawi nadzieja niewielka, więc pewnie w końcu się zbiorę. Choć nie chce mi się łokropnie. :-]
Mnie by się chciało, ale wysyłka droga, więc już przy 3 flachach byłby sens, niekoniecznie rozbieranych 😉
Zdecydowanie. Jedna flaszka się nie opłaca.
Im więcej, tym lepiej. Najpierw jednak muszę mieć Ceremony. To plan jeszcze na ten rok.
W ogóle jakoś mam dosyć zakupów. 🙁