Wąchamy watę szklaną – Laine de Verre Serge Lutens

Wczoraj na polski rynek wszedł najnowszy zapach Serge Lutens z linni wodnej. Pierwszym zapachem serii była, debiutująca w 2009 roku L’Eau Serge Lutens, drugim L’Eau Froide z 2011, trzecim jest właśnie Laine de Verre.

Dotychczasowe lutensowskie L’Eau nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. Lekkie kompozycje z nutką mięty wśród propozycji znanego z zawiesistych eliksirów i sympatii do perfumeryjnego Orientu Lutensa rzeczywiście zaskakują, ale uczciwie mówiąc – inni perfumiarze odkryli je już dawno.

Rysa na szkle

Laine de Verre to, w tłumaczeniu na Polski, wełna szklana – dokładnie ta, którą ociepla się budynki. Wielki Serge szuka ostatnio coraz bardziej kontrowersyjnych nazw dla swoich perfum. Po jedwabnych pończoszkach (to rozumiem!), nocy w celofanie, oleju szklanym (czyli kwasie siarkowym) funkcjonującym w języku francuskim także jak metaforyczne określenie jadowitej krytyki, wata szklana nie jest szczególnym zaskoczeniem.  Ale i tak brzmi intrygująco. Szczególnie kiedy spojrzymy na nuty zapachowe, w których króluje nowoczesna chemia: aldehydy, kaszmeran i piżmo (z pewnością nie naturalne).

Pierwszy akord Laine de Verre to miks aldehydów (C-12 Lauric, Elintaal, Intreleven) ułożonych na rozyranie super. Nuty cytrusowe brzmią jak kolejny aldehyd –  cytronelal. Wczesne piżmo jak klasyczna formuła akordu piżmowego: Ethylene Brassylate + Galaxolide +Velvione + Thibetolide + Ambrettolide. W sercu pojawia się keton fenylometylowy, helional i chyba safraleina. W bazie, poza ambroksanem,  calone i sporo Iso E Super. Co nam to mówi?

Ujawnia nam fascynację Mistrza Serge’a aromatycznymi molekułami rodem z czystych, jasnych, ocieplonych szklaną watą laboratoriów chemicznych.  Fascynację jak najbardziej uzasadnioną – pachnące syntetyki i syntetyczne odpowiedniki zapachów naturalnych są bowiem przyszłością perfumiarstwa.

Tworząc Laine de Verre Serge Lutens zrezygnował z kompromisów. Począwszy od nazwy, która rozumiana metaforycznie może kojarzyć się ze świetlistymi smugami szklanych nitek, dosłownie jednak oznacza prozaiczny i wymagający ostrożności surowiec budowlany.  Przez listę nut, w której syntetyki wyeksponowane zostały otwarcie. Po sam zapach, który nie symuluje naturalnych woni, lecz wyraźnie i bezkompromisowo uderza w nas nowoczesną chemią.

Kompozycja Laine de Verre to symboliczne połączenie substancji zimnej i
obcej –  szkła reprezentowanego przez aldehydowy szczyt kompozycji, z
naturalnym ciepłem wełny w drzewnej bazie.  I w tym znaczeniu – jako
olfaktoryczny obraz,  opowieść na zadany temat – jest to dzieło
genialne. Jako perfumy… trudne.

Pierwsze nuty są ofensywne – obliczone na konfrontację, uderzenie, stymulację zmysłów. Skrajnie różne od zwyczajowych, pogodnie energetycznych otwarć zapachów selektywnych.

Serce intryguje, lecz nie daje spokoju ani wytchnienia. Zmusza do czujności.

Dopiero gdy jasna część zapachowego bukietu wyciera się jak biała
farba na blacie drewnianego stołu – Laine de Verre pozwala odpocząć,
odprężyć się, przymknąć otwarte dotychczas szeroko oczy. Pachnie chemiczną, sterylną czystością. Daje się
polubić, choć się nie spoufala. 

Jak troskliwa, lecz pełna dystansu
siostra oddziałowa w białym, wykrochmalonym na sztywno czepku i
fartuchu. 🙂

Data powstania: 2014

Twórca: Serge Lutens

Trwałość: dobra – ok 12 godzin
Projekcja: umiarkowana

Nuty zapachowe:

cytrusy, aldehydy, piżmo, kaszmeran

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

6 komentarzy o “Wąchamy watę szklaną – Laine de Verre Serge Lutens”

  1. 🙂 ach te nowości jak przebieram nogami po zachwycie Piratha, Twój opis rzuca trochę inne światło na to wszystko ale chyba tym bardziej jestem niecierpliwa żeby poznać zapach. Fantazja z odziałową w roli głójnej??? Interesting zaiste 😀 buhahhaa.

    1. Zgadzam się z Polą, opis tych samych perfum, a jakby czytało się o różnych. Tymbardziej skłania do testów. Choć z drugiej strony przyzwyczaiłam się do zapachów Lutensa, że mnie uwodzą i nie potrafię się im oprzeć, a ten trochę jak widać od nich odbiega. Mimo wszystko poznam chętnie!

    2. Ja nie widzę wielkich rozbieżności w naszych zeznaniach. Poza tym, że Pirathowi zapach pasuje, a mnie niekoniecznie.

      Fascynacja nowoczesną chemią to nie wada – we wszystkie wymienione przeze mnie cuda to są tak naprawdę świetne zapachy. Poważnie! Sama przeżywam okres upajania się wonnymi molekułami rodem z laboratoriów.

    3. Brulion malarski. Justyna Neyman

      Mam nadzieję, że Lutens wypuścił wreszcie coś w moim stylu! Tylko gdzie to przetestować?

  2. Ja póki co nie jestem przekonany do chemicznych molekuł. Pozostanę wierny naturze tyle na ile będę mógł. Raczej się nie odnajdę w tym pachnidle ale jakże nie przetestować kolejnego dzieła mistrza 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy

Orto Parisi Stercus

Taki sobie umyśliłam wstęp, że oto kolejne małe święto: na Sabbath of Senses wkracza kolejna marka i tym razem jest to projekt wspaniałego, kontrowersyjnego Alessandro Gualtieriego.
Tylko że nie.
Bo zapomniałam zupełnie, że Orto Parisi już wcześniej wkroczyło recenzją Cuoium i nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. No chyba, że policzymy pierwszą moją własną, osobistą, prywatną flaszkę marki, to owszem, wchodzi się.

Zapraszam Was serdecznie: dziś wspólnie wdepniemy w kupę.

Czytaj więcej »

Regina Harris Amber Vanilla

. O Amber Vanilla ciszej jest w perfumeryjnym światku, niż o Frankincense – Myrrh – Rose Maroc. Domyślam się, że częściowo dlatego, że jednak kadzidło,

Czytaj więcej »