Jo Wood Usiku

.

Parę dni temu pisałam o organicznych perfumach Honoré des Pres.
Dziś, dla pokazania, że organiczne pachnidła to nie wymysł Christiana Davida i Olivii Giacobetti słów parę o istniejącej od 2005 roku firmie Jo Wood.

Tak tak… Dobrze kojarzycie.
Jo Wood to modelka, która przez 30 lat była żoną gitarzysty The Rolling Stones Ronniego Wooda. Ta sama, która na tournee woziła ze sobą parowar.
Jej zamiłowanie do zdrowego, naturalnego sposobu odżywiania stało się anegdotyczne. Nie powinien więc zaskakiwać fakt, że także i kosmetyki preferowała/preferuje naturalne.
Wedle oficjalnej historii firmy powodem jej założenia były właśnie problemy ze znalezieniem w pełni naturalnych, organicznych i ekologicznych kosmetyków. Jak zwykle. Nigdy przecież nie chodzi o kasę. 😉

Do kosmetyków Jo przekonuje mnie nie tylko ładna linia marketingowa (o której za moment), ale też fakt, że w kosmetykach Jo Wood, nie ma absolutnie żadnych składników pochodzenia zwierzęcego, rośliny pochodzą z ekologicznych upraw, a na opakowaniu zamiast standardowego bla bla bla znajduje się szczegółowy i kompletny skład (także w przypadku perfum wymienione są wszystkie ingrediencje). Olejki zapachowe ekstrahowane są z poddawanych rygorystycznej kontroli składników bez użycia rozpuszczalników. Nawet wchodzący w ich skład alkohol destylowany jest z ziarna pochodzącego z organicznych ekoupraw.

Oferta Jo Wood obejmuje cztery linie zapachowe. Wszystkie inspirowane Afryką.
Na stronie firmy widnieje notka, że przodkowie Jo należeli do plemienia Zulusów. Kurczę… Nie wierzę. Widzicie zdjęcia?!
W każdym razie matka Jo pochodzi z Afryki, a nazwy jej zapachów z języków Suahili i Xhosa: Amka, Usiku, Tula i Langa.
Twarzą firmy jest obecnie Leah – córka Jo i Ronniego.

W sieci dostępne są aktualnie dwa zapachy (ślad pozostałych odkryłam wyłącznie w materiałach reklamowych – są nie do kupienia):

Amka, co oznacza „przebudzenie” w Suahili, to romantyczne połączenie irańskiej róży i egipskiego jaśminu z jasnymi nutami neroli i bergamoty. Zielona mandarynka i słodki kwiat pomarańczy (nie pytajcie, jak kwiat może być słodki – tak napisano na stronie, ja tylko tłumaczę) tworzą świeżą, podniecającą nutę opartą na miękkim, przyprawowym drewnie cedrowym. Zapach energetyzujący i spontaniczny

(tak napisali).

Usiku w języku Suahili oznacza noc. To zapach ciepły i zmysłowy, odpowiedni zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. W nutach głowy znajdziemy rozmaryn, igły sosnowe, ślad kardamonu i ostrego imbiru. W nutach serca kolendrę i goździki, a w bazie marokański cedr, paczulę i wetiwer. Usiku zawiera naturalną wanilinę uzyskaną w procesie fer- mentacji dozwolonym certy- fikatami ECOCERT. Wanilina dodaje zapachowi miękkości i

pudrowej słodyczy.

Jak myślicie, który z tych zapachów wybrałam testów?

No dobra, wiem, że niespodzianki nie ma.

Usiku
Noc

Otwarcie ma pełne czystych, jasnych olejków eterycznych. Goździki, kardamon, imbir, igły sosnowe (które mnie przypominają cyprys), rozmaryn, szałwia – wszystko to pachnie ostro, surowo. Rzeczywiście nieco jak przechadzka po ziołowym ogrodzie w przejmująco, ale nie nieprzyjemnie chłodny wieczór.
Zapach kojarzy mi się trochę z zapachem Melisany Klosterfrau, którą moja mama nacierała skronie przy bólach głowy i trochę z zapachem kropli z jeżówki pospolitej nazywających się Echinacea Ratiopharm. Nie są to skojarzenia niemiłe ani nieładne.

Usiku różni się od tych preparatów tym, co znajdujemy pod ekspansywną, przestrzenną nutą głowy, którą ja nazwałabym tu raczej nutą wierzchnią, bo nie znika ona jak klasyczna „głowa” zapachu, lecz staje się transparentna jak coraz bardziej przetarty pled.

Nie tylko cedr, ale i kwiatowo miękki rozmaryn, pięknie żywiczny balsam Peru i wyczuwalna goryczka opoponaksu sprawiają, że zapach nie jest zimny, nie wbija się w drogi oddechowe jak sztyft Vicka, tylko tworzy kompozycję zapachową. Surową, kanciastą, ale jednak w swoisty sposób urokliwą.
Kiedy oswoimy harcujące w nozdrzach eteryczne chochliki zaczynamy wyczuwać drzemiące w głębi drewno gwajakowe i coś, co z pomocą opakowania zidentyfikowałam jako Aurantium Dulcis Fruit Water czyli… nutę słodkiej pomarańczy. To wrażenie słodyczy pogłębia obecność wanilii i orzechowej paczuli, których „działalność” najpierw wydedukowałam (co nie było żadną sztuką – są w opisie zapachu na stronie), a potem w końcu wyczułam, kiedy już wszystkie inne nuty przygasły.

Ogólnie jednak nie jest Usiku zapachem słodkim. Jest wytrawne. Słodycz składników została w nim przetrawiona jak słodycz winogron w winie. I ten chłodno – cierpki efekt nawet mi się podoba. Nie wiem, czy dlatego, że jest chłodno – cierpki, czy raczej pomimo tego.

.

Udostępnij:

Facebook
Twitter
Pinterest
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Popularne wpisy