Amethyst nie cieszy się dobrą opinią. Zwykle rozczarowuje. Myślę, że głównie przez kontrast ze swymi kadzidlanymi braćmi: Rock Crystal i Black Tourmaline. No cóż… to rzeczywiście zapach z innej bajki. Nie wiem, czy zaryzykuję twierdzenie, że równie piękny, ale z pewnością odważę się powiedzieć, że urody mu nie brakuje. Może nie powala na kolana, nie zapiera tchu w piersi, ale przecież to nie jedyna metoda robienia wrażenia na ludziach. Czyż nie?
Opowiem więc dziś o tym, jak go widzi taki zapachowy dziwak jak ja.
Wyobraźcie sobie dużą kiść krągłych winogron. Nie białych, nadmiernie słodkich, nie małych, ciemnych, lecz tych najbardziej bogatych, pysznych, barokowych wręcz czerwono-fioletowych owoców pokrytych aksamitnym nalotem. Te winogrona układamy na moment na świeżo zmielonym pieprzu, a potem zawieszamy na cienkiej, okorowanej gałązce i wsuwamy w smugę jasnego, chłodnego jak muślin dymu snującego się nad najbardziej rozpustnym paleniskiem świata: bo dym ów nie jest dymem z płonących polan czy szczap drewna, lecz dymem żarzących się powoli kosztowności. Na misternie kutym ruszcie tlą się szkatułki z palisandru, sandałowca i drewna jaśminu wypełnione cenną żywicą, ambrą i suchymi płatkami kwiatów. W żarze, wydając dźwięk jak dalekie dzwonki, pękają flakoniki i puzderka pełne wonności. Skwiercząc marszczą się delikatne owoce i listki malin. A my wąchamy ciemniejące w tym dymie winogrona…
Z czasem winne grono kurczy się, omdlewa, ześlizguje z gałązki, by spocząć w żarze tłumiąc go niemal zupełnie. Znika pieprz, zapach staje się delikatny, słodki, dymny nieco, z delikatnie puszystą ambrową podściółką. Na tym etapie nie ma już kiści winogron, nie ma tlących się kształtów – są perfumy. W perfumeryjny sposób urodziwy zapach z gładko splecionymi nutami irysa i wanilii na tle ambry i cudownie aromatycznego palisandru.
Rozumiem dlaczego Amethyst nie stał się nigdy zapachem tak kultowym jak Rock Crystal. Nie ma w nim ognia, który onieśmiela i pali. Jest lżejszy, świetlisty, mówiąc wprost – bardzej normalny. Zarówno umiarkowana temperatura jak i pełna umiaru słodycz powodują, że jest Amethyst najmniej chyba efekciarskim z durbanowych czworaczków i człowiekowi, który oczekuje kolejnego tytana może się wydawać nijaki. Ja sama po pierwszych testach odłożyłam próbkę zawiedziona i potrzebowałam sporo czasu, by wybaczyć Amethystowi, że nie jest swoim bratem Turmalinem.
Teraz myślę, że warto było poświęcić mu trochę czasu i uwagi. Ale nosić nie będę. Za ładny.
We flakonie podzwaniają trzy oszlifowane na okrągło ametysty z dziurkami umożliwiającymi nawleczenie ich na nitkę lub żyłkę – ukłon w kierunku głównej sfery działalności firmy. I zarazem miły gadget, który sprawia, że skończenie flakonu przestaje być tylko smutnym finałem przyjemniej „znajomości”.
Wypada napisać, że w pozostałych perfumach sygnowanych imieniem Oliviera Durbano również odnajdziemy kamienie wedle nazwy. Korci mnie potraktowanie młotkiem zwłok mojego Turmalina…
Nuty zapachowe:
Nuta głowy: bergamota, pieprz, winogrona, maliny
Nuta serca: kadzidło, palisander, jaśmin, irys
Nuta bazy: ambra roślinna, sandałowiec, piżmo, wanilia
6 komentarzy o “Olivier Durbano Amethyst”
Sabbath, jesteś pewna, że te kulki we flakonie to kamienie??? Ja miałem jedynie RC, więc trudno stwierdzić czy to zwykłe szkło czy kryształ. Ale skoro Armani zastępuje swoje kamyki jakimś tworami z plastiku to chyba tym bardziej Durbano. Choć z drugiej strony to jubiler… Sam już nie wiem. Jak rozmłotkujesz swoją flachę to daj znać 😉 😉
A co do ametystowego płynu. Moja próbka z lucky już chyba skisła- zawsze przegrywa z czymś innym. Recenzja zbyt zachęcająca nie jest, choć napisana misternie- jak zawsze.
Twister, jeszcze niedawno dyskutowałam na ten temat z dziewczynami i nie miałyśmy pewności. Znalazłam jednak stare info producenta, w którym właśnie przy okazji wypuszczenia Amethystu informowano, że kamyczki w środku to ametysty. Zaś jedna z dziewczyn na forum sprawdziła, że mają dziurki (w Czarnym Turmalinie się tego naocznie stwierdzić nie da).
Półszlachetne kamienie drogie nie są, więc wysoce prawdopodobne jest, że to jednak autentyki.
Ale oczywiście dam znać, co tam w swojej flaszce znajdę.
Może nawet poproszę zaprzyjaźnionego złotnika o to, żeby zasięgnął opinii u jakiegoś znajomego jubilera?
Sabbath, również byłabym wdzięczna za rozwiązanie tajemnicy tych kamieni…
Homyczku, mam jeszcze ponad 30 ml w swojej flaszce, a ponieważ włączył mi się chomik więc oszczędzam… Nie wiem po co, skoro można zapachy Durbano kupić i w Polsce teraz.
W każdym razie dam znać, co wydobędę ze swoich skorup jak tylko… wydobędę. 🙂
Więc już się sprawa wyjasniła. Mamy informację z pierwszej ręki 🙂
To nie żadne szkiełka, czy plastik, a minerał.
Doczytałam już. Dziękuję pięknie za wiadomość.
Bardzo podoba mi się ten pomysł. 🙂